Weekendowa kontra: Joe Hart kontra David de Gea

2013-09-24 04:43:15; Aktualizacja: 11 lat temu
Weekendowa kontra: Joe Hart kontra David de Gea Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Do tej pory nasza kontra omijała bramkarzy, jednak uznaliśmy, że derby Manchesteru to dobry pretekst, by i tego spróbować.

Mieć do porównania po jednej stronie Joe Harta, najlepszego angielskiego bramkarza od lat, który jednak ostatnio chyba zbyt pewnie poczuł się przez brak większej konkurencji i w City i w kadrze, a także potencjalnego następcę Casillasa, bramkarza na lata reprezentacji Hiszpanii i chyba także Manchesteru United, Davida de Geę. Czy mogliśmy więc lepiej trafić na premierową "Weekendową kontrę" w odsłonie bramkarskiej? 
 
Oczywiście wynik mówi swoje - to de Gea cztery razy dał się pokonać, to on czterokrotnie wyciągał piłkę z siatki, natomiast Hart schylić się po nią musiał tylko raz. Czy jednak obaj golkiperzy mieli jakiekolwiek szanse, by zapobiec któremuś z trafień? Czy mogli zrobić więcej i ustrzec swój zespół przed utratą bramki? W naszej ocenie - nie. Ale sprawdźcie i oceńcie sami.
 
 
Według nas, tak naprawdę najbliżej skutecznej obrony był de Gea przy trzecim golu. A sam fakt, że był to strzał Aguero z jakichś pięciu, może sześciu metrów i właściwie by go wybić, Hiszpan musiałby w tym momencie popisać się wielkim refleksem i jeszcze większym szczęściem. 
 
 
No bo przy bramkach na 1:0 i 2:0 nie mógł zrobić zupełnie nic, przy golu na 4:0 biegł w przeciwną stronę do tej, w którą po uderzeniu Nasriego poszła piłka, a jedyny raz, kiedy to Hart wyciągał piłkę z siatki to perfekcyjny strzał Rooneya, który miał co prawda na palcach, ale oglądając powtórki tego strzału po raz kilkunasty dochodzimy do prostego wniosku. Tego nie wyciągnąłby żaden bramkarz na świecie.
 
 
Spójrzmy więc, jak występy golkiperów oceniły portale, które zawsze przywołujemy w tym miejscu - Goal.com i WhoScored.com. Spodziewaliśmy się, że w obu gra bramkarska będzie oceniana przez pryzmat straconych goli i... zostaliśmy mile zaskoczeni. Przynajmniej częściowo. Bo o ile fachowcy z WhoScored faktycznie wystawili ocenę sugerując się mocno wynikiem, o tyle w Goal.com obaj piłkarze otrzymali po 2,5 gwiazdki, co dodatkowo przekonało nas, że wybór tej dwójki do kontry z minionego weekendu był dobrym strzałem.
 
 
Skoro analizę sytuacji bramkowych mamy za sobą i właściwie nie przechyla ona znacząco szali na stronę jednego czy drugiego golkipera, czas na to, na czym przez cały mecz skupialiśmy większość naszej uwagi. Bramkarz to bowiem nie tylko zabezpieczenie tyłów, to też pierwszy napastnik. Przyglądaliśmy się więc temu, jak obaj golkiperzy rozpoczynają akcje zaczepne swojego zespołu i jak im to wychodziło.
 
Jak widać na poniższej grafice, obaj piłkarze zagrywali futbolówkę w kierunku partnerów 28 razy. Biorąc pod uwagę celność - górą jest de Gea. 
 
 
Nie zatrzymujemy się jednak na tych kilku liczbach i drążymy dalej. Jak wygląda to, gdy podzielimy podania na te kierowane do partnerów na własnej połowie i te posyłane na połowę przeciwnika.
 
David de Gea - podania 
Na połowę przeciwnika: 6 celnych / 9 niecelnych (40% celności)
Na własnej połowie 10 celnych / 3 niecelnych (77% celności)
 
Joe Hart - podania
Na połowę przeciwnika: 5 celnych / 15 niecelnych (25% celności)
Na własnej połowie: 8 celnych / 0 niecelnych (100% celności)
 
Liczby mówią więc, że celniejszy, jeśli chodzi o posyłanie piłek za linię środkową dużo lepiej wychodziło Hiszpanowi, natomiast gdy trzeba było obsłużyć bliżej ustawionego partnera - bezbłędny był Hart. Dodatkowo na niekorzyść De Gei przy krótkich zagraniach przemawia to, że dwukrotnie będąc pod presją, posyłał piłkę w trybuny, podczas gdy w analogicznej sytuacji (na przykład w 26. minucie, kiedy z pressingiem do Harta ruszył Welbeck) Anglik na luzie zagrał na milimetry do Kolarova.
 
A co z tymi zagraniami do przodu? Już na pierwszy rzut oka widać, że wybicia Harta są znacznie bardziej skupione w środkowej strefie boiska, niż na skrzydłach, co według nas jest małym plusem, pomimo słabszej celności podań. Biorąc pod uwagę już tylko zagrania w strefę obronną rywali, obaj golkiperzy celnie kopnęli po dwa razy.
 
 
Manchesterowi United nie przyniosło to jednak właściwie żadnej wymiernej korzyści, bo zagrania lądowały blisko linii bocznej, gdzie zarówno Valencia (adresat 1. podania), jak i Rooney (adresat 2.) byli już obstawieni przez Kolarova i wywalczyli tylko wrzut z autu.
 
1.
 
2.
 
Jedno z wybić Harta natomiast przyniosło City akcję, po której jak najbardziej mogła paść bramka. Anglik posłał piłkę niemal pod pole karne United, tam do Nasriego zgrał ją Negredo, Francuz podał do wbiegającego lewą flanką Kolarova, a ten próbował mijać Smallinga i mało brakowało, a do wypuszczonej przez niego piłki doszedłby Sergio Aguero.
 
 
Przy wspomaganiu gry w ataku stawiamy więc minimalnie większy plusik przy człowieku broniącym dostępu do bramki zwycięskiej drużyny, Joe Harcie. Atak to jednak w grze bramkarza nie wszystko - solą gry golkipera są efektowne i efektywne interwencje. Jak wyglądało to w derbach Manchesteru?
 
Zanim jednak ocenimy obrony strzałów na bramkę, krótko o pozostałych interwencjach, a więc tych przy dośrodkowaniach z gry czy ze stojącej piłki i wyjściach z bramki w razie konieczności. Tutaj nie dopatrzyliśmy się większych błędów, może poza jednym - gdy przy rzucie rożnym dla Manchesteru City nie do końca pewny tego, czy wychodzić do piąstkowania był de Gea i gdyby nie dokładne krycie Kompany'ego przez dwójkę partnerów, mogło być naprawdę groźnie. Nie uznajemy tego jednak za żadnego wielbłąda i na naszą ocenę końcową akurat ta sytuacja nie miała większego wpływu.
 
Miały za to dwie interwencje na przestrzeni kilku minut. Interwencje zupełnie odmienne w odbiorze. Najpierw - na bramkę United strzelał Edin Dżeko.
 
 
De Gea ewidentnie koncentrację zostawił obok bramki wraz z bidonem, kiedy poszedł uzupełnić płyny. Prosty strzał w środek bramki sprawił mu nie lada kłopot, jednak dzięki wyjściu kilka kroków przed linię bramkową przed strzałem, Hiszpan miał okazję do autokorekty i pewnego chwytu tuż przed linią bramkową.
 
Chwilę później w opałach znalazł się Joe Hart. Najpierw w słupek trafił Fellaini, później dośrodkował Rooney a na "piątce" zrobił się pokaźny kocioł, skąd piłka trafiła pod nogi Rooneya. Ten kropnął bez namysłu, a otoczony na małej przestrzeni przez siedmiu zawodników Hart interweniował nogami na tyle skutecznie, że przy okazji uniemożliwił dobitkę i miał czas, by pozbierać się z ziemi.
 
 
Pozostałe interwencje w meczu to było raczej bramkarskie abecadło. Co prawda jeszcze po razie obaj panowie w dość ekwilibrystyczny sposób bronili dostępu do własnej bramki, jednak strzały, przy których tego dokonywali, nie miały prawa ich zaskoczyć.
 
Wynik nie może więc być inny, jak wygrana Harta. Ale bynajmniej nie przez nokaut, a na punkty i to w miarę zbliżone. Bo to, co miał Anglik, a czego brakowało De Gei, to zwyczajna pewność siebie w każdym boiskowym elemencie. Gdyby nie ona, wynik naszej kontry mógłby być po raz pierwszy remisowy.
 
ZWYCIĘZCA KONTRY: JOE HART (MANCHESTER CITY)

***

Wszystkie odcinki "Weekendowej kontry" można sobie przypomnieć klikając TUTAJ.