DUMANOWSKI: Gole Lewandowskiego? Więcej entuzjazmu!

2019-03-07 18:51:17; Aktualizacja: 5 lat temu
DUMANOWSKI: Gole Lewandowskiego? Więcej entuzjazmu! Fot. Transfery.info
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Robert Lewandowski jest wielki. Dla pokolenia 20- czy 30-latków to bezsprzecznie najlepszy polski piłkarz, jakiego mieliśmy przyjemność oglądać i podziwiać.

W teorii każdy powinien zdawać sobie sprawę, że życie w erze Lewandowskiego to przywilej i długo możemy nie doczekać się piłkarza tego pokroju Mimo tego, mam wrażenie, że wielu kibiców o tym zapomina. Przyzwyczaili się do jego klasy i kolejne bramki czy rekordy po prostu niektórym spowszedniały.

Najskuteczniejszy obcokrajowiec w historii Bundesligi. Po dwóch golach strzelonych Borussii Moenchengladbach Robert Lewandowski na zawsze zapisał się w historii jeden z najsilniejszych lig świata. 195 bramek w 280 meczach i wyrównany wyczyn Claudio Pizarro. Wrażenie jest tym większe, gdy dodamy, że Peruwiańczyk rozegrał w Bundeslidze 185 meczów więcej od Polaka. Lewandowski zdeklasował wszystkich obcokrajowców, którzy biegali wcześniej po niemieckich boiskach.
 
Thierry Henry w Premier League, Leo Messi w La Liga, Gunnar Nordahl w Serie A, Pedro Pauleta w Ligue 1 i Robert Lewandowski w Bundeslidze. Najskuteczniejsi obcokrajowcy w najsilniejszych ligach Starego Kontynentu. Towarzystwo wyborne. Wyczyn Lewego to epokowe osiągnięcie, coś wcześniej niespotykanego w polskiej piłce. W młodości uwielbiałem duet napastników Żurawski-Frankowski. Oglądałem każdy mecz Wisły trenera Kasperczaka, gdy „Franek” i „Żuraw” rozbijali w drobny mak kolejne defensywy. Potem jarałem się bramkami Żurawskiego dla Celtiku i śledziłem, jak radzi sobie Frankowski w drugoligowym hiszpańskim Elche. Gdy teraz o tym myślę, zdaję sobie sprawę, jak dużo osiągnął Lewandowski, i jakie szczęście ma młode pokolenie, które zaczyna interesować się piłką.

Mam wrażenie, że wyczyn „Lewego” nie został przyjęty w naszym kraju z należytym entuzjazmem. Powinno to być wydarzeniem weekendu, tymczasem przeszło bez wielkiego echa. Być może dlatego, że było to po prostu nieuniknione, mówiło się o tym od dłuższego czasu i gdy już to nastąpiło, większość kibiców po prostu pomyślała: „Ok”. Myślę jednak, że do klasy Lewandowskiego najzwyczajniej zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Jego gole i rekordy to coś zwyczajnego, codziennego. Podobnie to wygląda z innymi piłkarzami klasy światowej. Hattrick Messiego wbity Levante nie robi już wrażenia, dwa gole Cristiano Ronaldo z Sassuolo to też „kolejny dzień w biurze”.
 
Nie twierdzę, że Lewandowski znudził się przeciętnemu kibicowi, ale faktem jest, że trochę znieczuliliśmy się na jego gole. Traktujemy je jako coś oczywistego. Obecnie przeżywamy erupcję talentu Krzysztofa Piatka. I choćby po oglądalnościach meczów Bayernu i AC Milan, które transmitujemy w Eleven widać, że do „Lewego” wszyscy zdążyliśmy już przywyknąć a interesuje nas to co nowe, jeszcze do końca nie odkryte, czyli niewytłumaczalny fenomen Piątka. W ostatni weekend dwa razy więcej widzów zgromadził mecz Milanu, w którym Krzysiek akurat, wyjątkowo nie strzelił, niż spotkanie Bayernu, w którym Lewandowski wyrównał rekord Claudio Pizarro. 

Jak już wspomniałem o Piątku, muszę poruszyć temat krótkiej pamięci albo wręcz amnezji tak zwanych „Januszy”. Gdy czytam o tym, że  – „Lewandowski nie strzela w kadrze. Trzeba postawić na Piątka” – to uświadamiam sobie, że łaska kibica rzeczywiście jedzie na pstrym koniu. Krzysztof Piątek zrobił jedną z najszybszych karier w europejskiej piłce w ostatnich latach, wspinając się po kolejnych szczeblach jak Adam Bielecki po Nanga Parbat. W tempie zawrotnym. Nie oznacza to jednak, że w jakikolwiek sposób zbliżył się do klasy „Lewego”, który był i jest fundamentem naszej kadry. 55 bramek w reprezentacji. Najwięcej w historii. Patrząc na wciąż aktywnych piłkarzy z Europy, tylko Edin Džeko w Bośni i Cristiano Ronaldo w Portugalii mogą pochwalić się takim samym lub lepszym wynikiem. Trzeba o tym pamiętać, doceniać i cieszyć się, że mamy takiego kapitana w naszej kadrze.
 
Zawsze gdy myślę o Lewandowskim w reprezentacji, przypomina mi się jedna scena. Mecz ze Szkocją w Glasgow na Hampden Park w eliminacjach do Euro 2016. Doliczony czas gry, przegrywamy 1:2, co komplikowało nam sytuację w tabeli. Ostatnia akcja meczu, niechlujna wrzutka Kamila Grosickiego, piłka w dziwny sposób odbija się od słupka, sunie wzdłuż linii a Robert wślizgiem, wyprzedzając obrońcę, trochę siłą woli, wbija ją do bramki. Znowu wyciągnął nas za uszy z opresji. Zdobyliśmy bardzo ważny punkt i awans na Euro nie był zagrożony.  

Zdaję sobie sprawę z tego, że Lewandowskiego deprecjonują tylko dyletanci lub hejterzy. Do nich nie apeluję. Nie ma sensu. Piszę o nim dlatego, by tym, którzy z jego klasą zdążyli się aż nadto oswoić, przypomnieć, że to piłkarz wybitny. Cieszmy się nim, jak kibice Barcelony Leo Messim. Robert, doganiając Pizarro postawił kolejny milowy krok w swojej karierze. I oby było ich jeszcze jak najwięcej.  

PIOTR DUMANOWSKI