MACHITKO: Legia nie mogła nie sprzedać Kulenovicia, chociaż jego wartość wzrośnie

2019-09-03 10:10:48; Aktualizacja: 5 lat temu
MACHITKO: Legia nie mogła nie sprzedać Kulenovicia, chociaż jego wartość wzrośnie Fot. FotoPyK
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

Sandro Kulenović został piłkarzem Dinama Zagrzeb. Legia Warszawa sprzedała go za mniej więcej dwa miliony euro. Ale czy mogła postąpić inaczej?

Najpierw jednak fakty. Wciąż zaledwie 19-letni Kulenović został mianowany przez Aleksandara Vukovicia pierwszym napastnikiem Legii w ustawieniu z jednym napastnikiem. Dlatego też Chorwat od początku rozgrywek grał wszystko - w 11 meczach przebywał na boiskach przez 780 minut. Strzelił po jednej bramce w kwalifikacjach Ligi Europy i Ekstraklasie. Średnio daje to trafienie raz na 390 minut.

Kolejna część faktów. Kulenović nie zagrał w trzech meczach ligowych. Legia trzy razy w rozpoczętym sezonie Ekstraklasy strzeliła przynajmniej dwie bramki. Za każdym razem Kulenović nie powąchał nawet murawy. Podczas nieobecności Chorwata szansę dostał Jarosław Niezgoda. O ile do bramki nie trafił w spotkaniach z Koroną i Śląskiem, to już w dwóch ostatnich kolejkach, w meczach przeciwko beniaminkom, popisał się łącznie pięcioma trafieniami.

Kulenović został obiektem kpin trybun przy Łazienkowskiej - zdaniem kibiców Chorwata faworyzowano kosztem teoretycznie największej gwiazdy Legii, Carlitosa, który w najlepszym przypadku wbiegał na boisko z ławki rezerwowych. I nie ma tu większego znaczenia to, że sam Vuković Hiszpana nie postrzega jako środkowego napastnika, a raczej numer 10.

Brak napastnika w formie był jednym z powodów braku kwalifikacji do fazy grupowej Ligi Europy po dwumeczu z Rangersami. Kulenović na pokazanie się na tle Szkotów dostał 146 boiskowych minut. Nie pokazał nic poza niedokładnymi przyjęciami i przeszkadzaniem w grze kombinacyjnej. W oczy po prostu aż rzucał się słaby poziom techniki użytkowej.

Ale, ale... To nie jest piłkarz stracony. Chłopak dopiero w grudniu będzie obchodził 20. urodziny. Przed nim cała piłkarska kariera, w której przecież powąchał już szatni Juventusu, gdzie grał dla zespołu do lat 19. Sporo Europy zwiedził też w barwach chorwackich młodzieżówek. To naprawdę ogromne, jak na wiek, doświadczenie, które może spożytkować w różny sposób.

Nie wiemy, na ile wystawianie Kulenovicia na siłę w pierwszym składzie było grą pod transfer. Załóżmy jednak czyste intencje - po prostu Vuković wierzył w umiejętności Chorwata. Na pewno jednak granie napastnikiem aż tak bez formy jego wartości nie podniosło, dlatego, nawet przy obecnym rynku, dwa miliony euro plus procent od kolejnego transferu, nie wydają się złe. Chociaż o żadnym mistrzostwie świata w dziedzinie handlu mowy nie ma.

W momencie przeprowadzki wartość Kulenovicia poszła do góry bez gry. Spokojnie może się łapać na półkę czterech milionów euro, bo Dinamo Zagrzeb to marka z fazy grupowej Ligi Mistrzów. Każdy rozegrany mecz, każda strzelona bramka to oczywiście wzrost tejże wartości.

Legia nie mogła jednak czekać ze sprzedażą Kulenovicia - jego pozostanie byłoby szkodliwe dla klubu, bo obniżał wartość sportową drużyny, a jednocześnie wartość zawodnika nie rosłaby, gdyby tylko siedział na ławce albo znajdował się poza kadrą. Sam Chorwat z kolei znalazł się w niezwykle toksycznej sytuacji, pod ogromną presją ze strony trybun oraz mediów - trudno w tym wieku, w dodatku jeszcze poza ojczyzną, podołać tym warunkom. Oferta z lepszego klubu, w dodatku oznaczająca powrót do domu, to dla młodego napastnika musiało być wybawieniem.

Dla Dinama to żadne ryzyko. Nenad Bjelica i spółka dostają piłkarza pasującego do filozofii promowania młodych talentów z Chorwacji. Powiedzie mu się - zaraz zostanie odsprzedany za wielokrotnie większą kwotę. Nie powiedzie się - trudno, to tylko dwa miliony, odrobi się na kim innym.

Naprawdę nie trzeba być nawet średnim technikiem, żeby zrobić ciekawą karierę. A jak nie wyjdzie w Europie, zapotrzebowanie na ten typ piłkarza w Azji jest wyjątkowo duże. Więc opcje pozostają otwarte.