„Nikt w Polsce nie zarabia mniej niż 15 tysięcy euro”. Sekret Portugalczyków w Ekstraklasie nie jest skomplikowany
2021-10-19 16:06:25; Aktualizacja: 3 lata temuEkstraklasa nie chce już starych Słowaków. Ich miejsce zajęli Portugalczycy, którzy wprost mówią, że nikt w Polsce nie zarabia mniej niż 15 tysięcy euro. Nie chcą już jeździć na Cypr i do Rumunii. Tutaj mają sielankę, bo poziom jest niski, a popyt nie gaśnie.
Tomás Podstawski krytycznie o polskiej piłce, a szczególnie - trenerach
***
Właśnie przeczytałem wywiad z Tomásem Podstawskim w „Tribuna Expresso”. Chłopak grał trzy sezony w Pogoni Szczecin i nie ukrywa, że nigdzie nie odłożył tyle, co w Polsce. Przy okazji brutalnie rozprawia się z naszą piłką, twierdząc, że akademie stoją na niskim poziomie, a deficyt dobrych trenerów sprawia, że nikt z zagranicy nie chce na nich patrzeć. - W Polsce usłyszałem, że mam robić dziesięć sprintów z prędkością 26 km na godzinę. Kogo to obchodzi? Gram w piłkę i mam myśleć, ile robię sprintów? - zastanawia się Podstawski.Popularne
ROZUMIENIE GRY
Jest w tym wywiadzie dużo rzeczy, które na ogół znamy. Wiemy, że polski piłkarz nie drybluje i ma problem z taktyką. Umie ciężko pracować, ale co z tego skoro cała para idzie w gwizdek.
Warto jednak przyjrzeć się tej rozmowie, bo były piłkarz Pogoni nie mówi tego dlatego, iż ma do nas jakiś uraz. Obiektywnie podchodzi do sprawy, przyznając, że trenerzy w Polsce za mocno analizują aspekty fizyczne, a wiedza na temat rozumienia gry 16-latka w Guimaraes jest większa niż dorosłego ligowca w Ekstraklasie. Polska rośnie pod względem płac, ale mentalnie stoi w miejscu. Dzięki temu coraz mocniej otwierają się okna dla Portugalczyków.
Ten sezon jest wyjątkowy. Nie ma już tak dużej mody na Hiszpanów (15 zawodników), bo dużo bardziej opłaca się sprowadzenie ich sąsiadów. Żadna nacja w Ekstraklasie nie jest tak silnie reprezentowana jak Portugalia (23 piłkarzy). Już w pierwszej kolejce w meczu Lecha z Radomiakiem było ich sześciu, a siódmy, Paulo Sousa, pisał SMS-y na trybunach. Ostatni hit Legia - Lech też przyniósł ciekawą obserwację: dostaliśmy proporcję siedmiu Polaków kontra pięciu Portugalczyków. To nie przypadek, że ci pierwsi głównie zajęli pozycje defensywne, a drudzy odpowiadali za kreację. Zwycięski gol padł po dośrodkowaniu Pedro Rebocho, wychowanka Benfiki.
Nie chcę znowu rozgrzebywać tematu, dlaczego Paulo Sousa nie pojawia się na stadionach Ekstraklasy, ale nawet ten przykład daje nam prostą odpowiedź. Portugalczycy doskonale orientują się, jaki poziom ma nasza liga.
Pedro Tiba trzy lata temu w rozmowie z „O Jogo” chwalił ją głównie za zarobki, mówiąc: „Tutaj nikt nie ma mniej niż 15 tysięcy euro”. Miał oczywiście na myśli graczy z zagranicy o konkretnych umiejętnościach. Portugalia latami pracowała na znakomite szkolenie i markę, które dają wiarygodność. Szybko zamieniła się w głównego eksportera graczy, co wynika z ekonomii tamtejszego rynku. Średnia pensja piłkarza spoza TOP3 wynosi 5,5 tysiąca euro miesięcznie, czyli jakieś 25 tysięcy złotych. To prosta kalkulacja: jeśli nie mam szans na grę w Benfice i zostaje mi Maritimo, to już lepiej poszukać szczęścia w Radomiu.
ZAMKNIĘTA BAŃKA
Portugalia jest specyficzna z jednego powodu: nigdzie na świecie nie ma tak dużej dysproporcji w sprzedaży praw telewizyjnych. Benfica, Sporting i Porto pływają w oddzielnym akwarium, zawierając umowy ze stacjami na indywidualnych warunkach. Są siódmym rynkiem telewizyjnym w Europie, ale nie dzielą się pieniędzmi z resztą. To powoduje gigantyczną przepaść: świetnie można zarabiać w Benfice i mieć drzwi otwarte do Premier League. Ale już poza tą bańką zostają ochłapy. Małe kluby inwestują w Brazylijczyków, bo ci są tani i dobrzy.
I to samo dzieje się potem w Polsce: Ekstraklasa coraz chętniej zerka na kraj fado, bo dostaje gotowego piłkarza i nie musi wydawać fortuny. Innymi słowy: Portugalczycy mają dziś najlepszy stosunek ceny do jakości.
Mają też „success story”, a to zawsze pomaga dyrektorom sportowym w podjęciu decyzji. Tuż przed EURO 2012 nie było w Polsce żadnego Portugalczyka, ale gdy rok później wypalił Marco Paixão, zaraz automatycznie u jego boku pojawił się brat Flavio. W sezonie 2013/2014 w naszym kraju było już dziesięciu graczy z kogutem z Barcelos w herbie.
Portugalski dziennik „Record” wysłał nawet dziennikarza do Polski, by napisał o tym tekst. Naród wielkich odkrywców podróżowanie ma we krwi. To widać nawet po trenerach, którzy są dziś w każdym zakątku globu. Portugalczyk nie ma problemu z aklimatyzacją. Dobrze operuje angielskim. Umie łączyć ciężką pracę z południowym luzem. A takich ludzi się ceni.
TIBA WYZNACZA DROGĘ
Przez wiele lat polskie kluby najmocniej szukały piłkarzy na Słowacji. Nawet w tamtym sezonie było ich 25. Można powiedzieć, że dalej są popularni, ale slogan o „starych Słowakach” tak mocno zakorzenił się w środowisku, że siłą rzeczy spoglądamy na nich rzadziej.
Słowacja ograła nas na Euro, ale ligę ma słabszą. Można wyłowić tam Ľubomír Šatkę. Częściej jednak są to rozczarowania jak ostatnio z Adamem Zreľákem. Polskie kluby na chwilę wyleczyły się też z szukania drugiego Carlitosa w Hiszpanii. Grzebiąc w trzeciej lidze, nigdy nie masz pełnej weryfikacji. Lepiej przyjrzeć się rozgrywającemu Vitórii Setúbal, bo ten przynajmniej kilka razy w roku gra na tle silnego rywala.
Tak właśnie trafił do Polski choćby João Amaral. Kiedy dziś patrzymy na rozpędzonego Lecha, od razu rzuca się w oczy to, jak operuje piłkę i jak, wraz z Pedro Tibą, wnosi do Polski element szybszego myślenia na boisku.
Tiba to ciekawy przykład, bo latami tułał się po niższych ligach i był nawet o krok od rzucenia piłki, gdy w Grecji nie dostał zaległych pieniędzy. Dopiero w wieku 24 lat zainteresowała się nim Vitória Setúbal. Kolejny krok zrobił w Bradze, gdzie strzelił dziewięć goli i zaliczył sześć asyst. Gdyby był młodszy, pewnie zainteresowałby się nim portugalski TOP3. Szybko jednak pojął, że doszedł do ściany. Miał wybór: kopanie się w środku tabeli ligi portugalskiej, albo szansa gry o trofea w Polsce.
Dzisiaj na pewno nie żałuje. Jest jedną z kluczowych postaci ligi, grał w europejskich pucharach i zyskał uznanie fanów. Rok temu zaraz po pandemii reklamował Ekstraklasę w Portugalii, gdy prawa do niej kupił tamtejszy Canal 11. Jeśli w tym sezonie w końcu sięgnie z Lechem po trofeum, jeszcze bardziej wzmocni portugalski trend.
W odwrotnym kierunku raczej cudów nie będzie. Jak to mówi Podstawski w „Tribuna Expresso”: nie każdy Polak jest Lewandowskim.
PAWEŁ GRABOWSKI
CANAL+, NEWONCE.SPORT