KAJZER: Dla Bułgarów futbol to religia

2018-08-19 20:35:34; Aktualizacja: 6 lat temu
KAJZER: Dla Bułgarów futbol to religia Fot. Transfery.info
Paweł Hanejko
Paweł Hanejko Źródło: Transfery.info

Daniel Kajzer jest wychowankiem Górnika Zabrze, który latem 2017 roku zdecydował się na nietypowy ruch i przeniósł się z drugoligowego ROW-u Rybnik do Bułgarii. Bramkarz gra obecnie w Botewie Płowdiw.

Wiesz, co łączy Cię ze Stoyanem Puhtevem?

Daniel Kajzer: Nie mam bladego pojęcia.

Obaj jesteście prekursorami swoich czasów: on założył Botev Płowdiw, w którym występujesz, z kolei ty odkryłeś dla Polaków na nowo ligę bułgarską...

Nieźle się przygotowałeś. Nie byłbym jednak pewny, czy to ja odpowiadam za ten trend. Szlaki przetarł nam Adam Stachowiak. Jest tu bardzo dobrze wspominany.

Co powoduje, że bułgarskie kluby coraz chętniej sięgają po Polaków?

Ciężko jednoznacznie ocenić. Polscy piłkarze są coraz bardziej doceniani ze względu na dobrą grę reprezentacji. Wielu dziwi się, dlaczego Kuba (przyp. red Świerczok) i Jacek (Góralski) wybrali Łudogorec. Trzeba jednak spojrzeć na to pod kątem rozwoju. Ta ekipa regularnie występuje w europejskich pucharach i nie jest tam chłopcem do bicia.

Świerczok i Góralski kontaktowali się z Tobą przed transferem do Bułgarii?

Nie. Wydaje mi się zresztą, że nie było takiej potrzeby.

Zatem nie utrzymujecie ze sobą kontaktu?

Po meczu zawsze jest czas na zamienienie kilku słów w ojczystym języku. Bliższej znajomości jednak między nami nie ma.

Skoro już zahaczyliśmy o wątek chłopaków z Łudogorca. Jak duża różnica dzieli klub z Razgradu od reszty ligowej stawki?

W ostatnich latach Łudogorec zdominował ligę. Udało im się wygrać kilka tytułów. Jednak w minionym sezonie przez bardzo długi czas kroku dotrzymała im CSKA Sofia. Poziom ligi znacznie się podniósł.

Wy także udowodniliście w ubiegłorocznym Superpucharze, że ten zespół jest do ogrania...

Zanim przyszedłem do Boteva, moi koledzy sięgnęli po puchar kraju i również dali im radę. To zwycięstwo dało nam zresztą promocję na grę w europejskich pucharach. Łudogorec to bardzo mocna ekipa, ale parę drużyn sukcesywnie doskakuje do ich poziomu. Zresztą to zwycięstwo nad nimi w Superpucharze zapadnie mi w pamięci na długi czas. To moje pierwsze trofeum w zawodowej karierze.

Byłeś w tamtym meczu ważnym punktem zespołu, a mimo to trener nie zdecydował się postawić na Ciebie przez znaczną część sezonu.

Na szczęście byłem cierpliwy. Ciężko pracowałem i mój czas wreszcie nadszedł.

Zmieniając temat: Bułgaria to kraj przychylny piłce? Mateusz Bąk, komentując swego czasu sytuację w jednym z klubów, użył stwierdzenia, że czuje się tam, jak w afgańskim więzieniu.

Bardzo przyjazny. Ludzie są tu otwarci. Od samego początku dobrze się tu czułem. Botev jest zarządzany profesjonalnie. Każdy służy pomocą. Jeśli chodzi o sytuację z Mateuszem, to muszę przyznać, że czytałem o tym. Myślę, że wówczas źle trafił. Mój szlak był natomiast przetarty. Wiedziałem na, co się piszę i czego mogę się spodziewać. Jest mi tu dobrze.

Czy Bułgarów można w jakiś sposób porównać do Polaków?

Oczywiście, że tak. Jedni i drudzy lubią dużo wypić (śmiech).

A jakie jest podejście do piłki przeciętnych ludzi? Frekwencja jest porównywalna do naszej I, II ligi.

To jest spowodowane brakiem odpowiedniej infrastruktury. Połowa stadionów wygląda, jakby czas zatrzymał się tu 30 lat temu. Nie zmienia to jednak faktu, że Botev ma mnóstwo fanów. Dla nich futbol to religia.

Widziałem na twoim profilu, że Ci ludzie są bardzo z wami zżyci. Można wręcz rzec, że nie dają wam spokoju...

To dodaje otuchy. Nasi kibice są fantastyczni. Są z nami na dobre i na złe, dlatego jesteśmy im ogromnie za to wdzięczni.

Zdarzają się też przykre incydenty, jak na przykład ten z finału Pucharu Bułgarii, w którym notabene mierzyły się Łudogorec i Botev...

Zwykli Bułgarzy są impulsywni, a fani to już w ogóle. Fakt, że lubią robić młyn. Mają mocny temperament. Ciężko opowiedzieć o tej atmosferze. To coś fantastycznego. Żeby zrozumieć Bałkany, trzeba je zobaczyć.

Ich fanatyzm udziela się wam na ulicach? Możesz wyjść niepostrzeżenie z kumplami na piwo?

Na piwo raczej nie wychodzimy, ale faktycznie: idąc gdziekolwiek, musisz liczyć się z tym, że zostaniesz rozpoznany. Botev jest dla nich częścią życia i to normalne, że ludzie rozpoznają Cię na ulicy.

A tak z innej beczki: uczysz się języka bułgarskiego?

Oczywiście, że tak. Powoli się z nimi dogaduję, ale jeszcze wiele nauki przede mną.

Twardy orzech?

Na początku czarna magia, ale z czasem się oswajasz i wydaje się coraz prostszy. Wszystkiego można się nauczyć, ale trzeba tego chcieć.

Zatem jak z językiem radzą sobie wasi Brazylijczycy (w zeszłym sezonie było ich czterech)? Dla nich to dopiero musi być wyzwanie...

Ciężko, ale to może dlatego, że nie chcą. Większość z nich ma nawet problem z angielskim.

Nie chcą się uczyć?

Zbyt wygodni są, ale na szczęście nadrabiają umiejętnościami i uchodzi im to płazem. Jak to Brazylijczycy (śmiech).

Z kim masz najlepszy kontakt w szatni?

Z Francuzem Daudetem N'Dongalo. Bardzo pozytywny gość. Ogólnie jednak panuje u nas bardzo dobra atmosfera. Dogadujemy się wszyscy. Nie ma podziałów.