"Na tym poziomie różnica między zwycięstwem a porażką leży w głowie" - ekspert psychologii sportu, Grzegorz Więcław

2013-03-12 18:16:29; Aktualizacja: 11 lat temu
"Na tym poziomie różnica między zwycięstwem a porażką leży w głowie" - ekspert psychologii sportu, Grzegorz Więcław Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

O roli psychiki w futbolu, głównie w kontekście meczu Barcelona - Milan, a także ile razy do psychologa musiał iść sędzia Çakir rozmawialiśmy z ekspertem psychologii sportu i autorem bloga "Głowa Rządzi" - Grzegorzem Więcławem.

Jaki wpływ na umiejętności fizyczne sportowca może mieć jego psychika?

Na niższym poziomie współzawodnictwa, niemalże w każdym sporcie, umiejętności fizyczne, techniczne i wiedza taktyczna wyraźnie się różnią. Także, jeżeli zawodnicy w jednej drużynie szybciej biegają albo mają lepszą technikę, to są w stanie wygrać bez względu na ich motywację, umiejętności mentalne czy tzw. „mocną psychikę”.
 
Natomiast na poziomie Ligi Mistrzów, skoro już rozmawiamy w kontekście meczu Barcelony z Milanem, to umiejętności stricte piłkarskie w obu drużynach są bardzo podobne. W obydwu klubach grają świetnie wyszkoleni zawodnicy, wytrenowani na najwyższym światowym poziomie. Wszyscy przeszli przez ileś tysięcy godzin treningów, dlatego nie wątpię, że każdy z zawodników, który znajdzie się dzisiaj w meczowym protokole jest znakomicie przygotowany od strony fizycznej, technicznej i taktycznej. Różnica pomiędzy zwycięstwem a porażką na poziomie niezwykle wyrównanych możliwości fizyczno-technicznych, w moim przekonaniu leży w tym, co zawodnicy mają w głowach. Liczy się ich ogólna postawa jak i to, co dzieje się z nimi podczas konkretnego meczu. Dlatego myślę, że w dzisiejszym spotkaniu, Barcelony z Milanem nastawienie obydwu drużyn będzie miało kluczowy wpływ na przebieg meczu.
 
Nie sposób mi jednak procentowo ocenić, jaki udział w ma głowa, a jaki nogi. I jedno i drugie jest ważną częścią meczowej układanki, o którą każdy trener musi zadbać przygotowując zespół do tak ważnego spotkania. 
 
Barcelona jest teraz w sytuacji, w której zwrócone są na nią oczy całego świata. Jedni tą drużynę kochają, inni nienawidzą, mało jest ludzi, którym jest obojętna. Ostatnio kilka ważnych spotkań zdarzyło się jej przegrać - pierwszą potyczkę z Milanem, później dwukrotnie Gran Derbi, w perspektywie mając nie mniej istotne, jeśli nie najważniejsze, to dzisiejsze. Co w takiej sytuacji może siedzieć w głowie sportowca, który ma świadomość swojej siły, a jednocześnie w kilku pojedynkach został zrównany z ziemią?
 
Nie jestem w stanie stwierdzić, co dokładnie siedzi w ich głowach. Sam nigdy nie rywalizowałem na światowym poziomie, ani nie współpracowałem z zawodnikami pokroju tych z Barcelony. Natomiast wydaje mi się, że ci piłkarze to przede wszystkim profesjonaliści; ludzie, którzy grają w piłkę na "pełny etat". Oni nie kalkulują - chcą po prostu wyjść na boisko i grać jak najlepiej w każdym meczu. 
 
Obawiam się, że tutaj zaczynamy trochę gdybać, ale myślę, że cała ta sytuacja może zadziałać bardzo mobilizująco na piłkarzy Barcy. Jest tak jak mówiłeś, ich duma została nadszarpnięta, mają coś do udowodnienia. Nie tylko światu, ale przede wszystkim sobie. A to sportowcy, którzy z taką presją dają sobie świetnie radę. Pokazali to w kilku ostatnich sezonach pod wodzą Pepa Guardioli. Taka niefortunna seria, jaka przytrafiła się im ostatnio na pewno mocno podrażniła ich ambicje i być może spowoduje, że mobilizacja na mecz z Milanem będzie jeszcze większa.
 
Należy jednak też pamiętać, że w tym równaniu jest także AC Milan. Jeśli Włosi wyjdą na murawę z odpowiednim nastawieniem mentalnym i taktycznym i będą swoje założenia konsekwentnie realizować, to są w stanie utrzymać dwubramkową zaliczkę, niezależnie od bojowego nastawienia Barcelony. Wyniku jednak przewidywać nie będę. Jestem trenerem mentalnym, a nie wróżką. 
 
A gdybyś miał porównać sytuację, w której w sporcie przegrywasz pierwszy mecz i musisz w rewanżu gonić wynik, do sytuacji, w której rywal prowadzi po pierwszej połowie i na odmienienie losów meczu masz tylko 45 minut - która z nich jest z psychologicznego punktu widzenia trudniejsza?
 
Jest to trochę karkołomne zadanie. To zależy głównie od drużyny, od tego, w jaki sposób jest przygotowana na pewne scenariusze. Myślę, że trenerzy na tym poziomie przygotowują zespoły taktycznie na różne warianty. Jak zagramy, jeśli dostaniemy czerwoną kartkę? A co zrobimy, jeśli to drużyna przeciwna dostanie czerwoną kartkę? Co jeśli dostanie dwie? W jaki sposób przegrupujemy się w danej sytuacji? Co jeśli bramkę stracimy jako pierwsi? A co jeśli to my ją zdobędziemy zaraz na początku meczu? Jak się ustosunkujemy do tego, co się dzieje na boisku? Planowanie jest tu absolutnie kluczowe, bo w trakcie meczu trenerom zostaje niewiele czasu na wprowadzenie czegoś zupełnie nowego. Dlatego to są rzeczy, które trzeba zaplanować na długo przed tym, jak dana sytuacja nastąpi. Myślę, że Liverpool w pamiętnym finale Ligi Mistrzów też miał opracowane różne scenariusze przed meczem, a Rafa Benitez przygotował swoją drużynę jak reagować w danej sytuacji. Bo jeśli nie ma się planu, co zrobić, kiedy znajdzie się pod ścianą to straty są praktycznie niemożliwe do odrobienia przy konsekwentnie grającym przeciwniku.
 
Powtarzam raz jeszcze, dzisiaj spotykają się profesjonaliści. Oni zawsze wychodzą na boisko po to, żeby mecz wygrać. Czy lepiej przegrywać do przerwy, czy cały mecz z rewanżem w perspektywie? Najlepiej jest... wygrać każdy mecz i każdą połowę. Ale znowu – w przypadku dzisiejszego starcia Barcelony z Milanem, myślę, że sztab szkoleniowy Barcelony mając sporo czasu na przemyślenia, opracował plan, jak ten Milan pokonać. Hiszpanie przecież doskonale wiedzą, jak zwyciężać.
 
Tylko że takie wygrywanie może wypalać. Barcelonie często ostatnio się zarzuca, że doszła do ściany, że zwycięstwa przestały już ją bawić, że osiadła na laurach.
 
Jeden z moich wykładowców w Finlandii, Juri Hanin, jeden z najsłynniejszych psychologów sportu byłego Związku Radzieckiego, teraz pracujący między innymi z Kaisą Mäkäräinen, jedną z najlepszych biathlonistek na świecie mówi, że dużo trudniej jest pomóc sportowcowi poradzić sobie ze zwycięstwem, niż z porażką. To prawda. Rzeczywiście, tak jak powiedziałeś, mamy tendencję do osiadania na laurach. Skoro już zdobyliśmy wszystko, to po co dalej się męczyć? Przecież nic nie pozostało nam nic nowego do zdobycia… Jasne, Messi śrubuje kolejne rekordy, ale tak naprawdę nie wiem, czy jest jakieś trofeum, którego ta Barcelona jeszcze nie zdobyła. Może mi pomożesz?
 
Chyba tylko Puchar Polski i Liga Europejska...
 
No właśnie. Dlatego myślę, że w tym momencie lepiej jest zmienić cele z tych wynikowych, czyli "chcemy wygrać kolejny puchar, osiągnąć kolejne trofeum" na cele związane z procesem. A więc: "chciałbym być lepszym piłkarzem", zamiast zakładać sobie cele związane z bramkami, skupić się na większej liczbie otwierających podań, udanych interwencji w obronie itp. Wszystko po to, aby mimo zewnętrznych sukcesów wciąż stawać się lepszymi piłkarzami. Nieistotne jak dobry jesteś, zawsze możesz być lepszy. Być może właśnie takiej zmiany nastawienia potrzebuje ten zespół Barcelony?
 
W takim momencie lepsze jest dla niego ciągłe granie z tak wymagającymi rywalami jak Milan i Real, czy może lepiej by było, gdyby została tylko liga i pograć sobie z Granadą, Levante i resztą hiszpańskiej bandy średniaków, dla poprawienia humoru postrzelać sobie trochę więcej?
 
Wydaje mi się, że dla piłkarzy tego formatu wygrywanie z Granadą,Levante czy Deportivo nic do kariery nie wnosi. To są zawodowcy, którzy uwielbiają wyzwania i tak naprawdę mogąc wygrać mecz o Puchar Króla z czwartoligowcem z Hiszpanii, a wygrać starcie z Realem w Champions League w finale na Wembley należy się zastanowić, co przyniesie im większą satysfakcję. To nie jest liga podwórkowa, gdzie zwycięstwo jest ponad wszystkim, ale poziom, na którym ważna jest również jakość tego zwycięstwa. 
 
Oczywiście w grę w takim wypadku wchodzą dwa istotne czynniki - satysfakcja z własnej gry i końcowy rezultat. Może być tak, że ktoś będzie zachwycony swoją grą, ale jego drużyna przegra. Tak bardzo często było w reprezentacji Polski z bramkarzami, którzy grali fenomenalnie, a Polacy mimo to przegrywali bądź remisowali. Może też być odwrotnie - ktoś zagra słabo, ale jego zespół zwycięży. Satysfakcja mała, ale jest rezultat. Najlepiej jest jak ma się i jedno, i drugie…
 
 
Rozmawiamy głównie o Barcelonie, ale nie zapominajmy o Milanie. Ten jest w znakomitej sytuacji, jeszcze nigdy w Lidze Mistrzów nikt w rewanżu na własnym boisku nie odrobił wyniku 2:0, nie przeszedł dalej, dodatkowo rywala ma na deskach. Łatwo jest trenerowi w takim momencie ostudzić zapał zawodników, sprawić, że nie dadzą się podkusić perspektywie dobicia Blaugrany, definitywnego zakończenia jej najlepszego okresu - kto wie, może w historii? Jak można wbić im do głowy taki rozsądek?
 
Praca nad rozwojem umiejętności psychologicznych powinna odbywać się już na etapie akademii. W kontekście dzisiejszego meczu, o to bym się nie martwił, bo zarówno akademia Milanu jak i ta z Barcelony zatrudnia psychologów sportu. Pytanie jednak pozostaje: na ile wszyscy zawodnicy Milanu będą stanie ją utrzymać. Bo może być tak, że jeden zawodnik „zarazi” swoimi emocjami, na przykład swoim entuzjazmem walki na hurra cały zespół i dyscyplina taktyczna trenera Alegriego pójdzie do kosza...
 
Na pewno jakimś ułatwieniem będzie fakt, że swoim "entuzjazmem" nikogo nie zarazi Balotelli, geniusz, który jednak wiele razy pokazywał, że po nim można oczekiwać tylko nieoczekiwanego.
 
To prawda, natomiast emocje w sporcie są bardzo zaraźliwe. W grach zespołowych, kiedy adrenalina buzuje w głowach zawodników widać to bardzo wyraźnie. Dlatego w drużynie musi być ktoś, kto jest w stanie pociągnąć drużynę w momencie kryzysu, kiedy rozprzestrzeniają się te niedobre emocje. Zmobilizować ją do dalszej walki. Ten obowiązek najczęściej spada na kapitana, dlatego tak ważnym jest jego rozsądny wybór. Wbrew opinii niektórych trenerów, to nie zawsze musi być najlepszy piłkarz. Ale niech on będzie najbardziej charyzmatyczny. W pamiętnym finale w Stambule, w którym Liverpool po przerwie odrobił stratę trzech bramek, takim piłkarzem był Steven Gerrard. To on pociągnął wszystkich za sobą. 
 
Testem dla Milanu mogłaby być szybko strzelona przez Barcelonę bramka. Jak ci zawodnicy zachowają się. Czy trener w takim przypadku każe cofnąć się do obrony, czy przesunąć się do ataku i starać się wyrównać?
 
Dodajmy, że jeśli Milan strzeliłby wyrównującą bramkę, to chyba rozstrzygnęłaby ona definitywnie losy tej rywalizacji, wątpliwe bowiem, by Rossoneri dali sobie wbić trzy kolejne gole Barcelonie nie będącej w swojej szczytowej dyspozycji.
 
Dokładnie. Dlatego to kwestia wspominanego wcześniej planu obejmującego nawet już dogrywkę i serię rzutów karnych. Często jest tak, że gdy przychodzi faza pucharowa, niektórzy trenerzy nie ćwiczą jedenastek, a potem narzekają, że to jest loteria, że można by monetą rzucić. Natomiast drużyny, które konsekwentnie ćwiczą ten fragment gry pod presją, wykonują karne znacznie lepiej niż te, które tego nie robią, co udowadniają badania i norweskich i holenderskich naukowców. Dlatego powtarzam do znudzenia – przygotowanie na różne warianty jest kluczowe, aby skutecznie odrabiać straty i wygrywać mecze w tak dynamicznym sporcie, jakim jest futbol.
 
Osoby trenera nie wolno jednak bagatelizować, bo problemy zdrowotne Tito Vilanovy i tymczasowe zastąpienie go Jordi Rourą, który na człowieka charyzmatycznego nie wygląda, pokazały, że brak szkoleniowca może być destrukcyjny nawet dla takiej drużyny, jak Barcelona, która wydawała się być samograjem.
 
Vilanova rzeczywiście kontynuował myśl szkoleniową Guardioli, ale trudno powiedzieć, czy to akurat jego absencja zadziałała tak źle na ten zespół. Jeśli chodzi o Rourę to przyznam szczerze, niewiele o nim wiem, dlatego nie podejmę się jego oceny.
 
Taki sympatyczny starszy pan, przypominający trochę wyglądem młodszego Jacka Gmocha, raczej nikt przesadnie charakterystyczny...
 
Mimo wszystko. Jeżeli ktoś siada na ławce jako trener takiego klubu jakim jest Barcelona, to o piłce swoje musi wiedzieć i jakiś wpływ na zawodników ma. Natomiast w zeszłym roku - o czym pisałeś w swoim artykule - po porażce z Napoli trener Chelsea, Andre Villas-Boas został wyrzucony. Nikt nie dawał żadnych szans Roberto Di Matteo na wygranie dwumeczu. Ta drużyna miała się już nie pozbierać. A jednak przebłysk umiejętności trenerskich i menedżerskich Włocha dał Chelsea nie tylko zwycięstwo z Napoli, ale też w całej zeszłorocznej edycji Ligi Mistrzów. 
 
Jeszcze odnosząc się do spotkania Manchesteru United z Realem Madryt z zeszłego tygodnia- bo psychologia w piłce dotyczy nie tylko zawodników i trenerów, ale też sędziów - można się jakoś mentalnie przygotować na tak ekstremalne, z punktu widzenia arbitra, sytuacje jak wrogość całego Old Trafford i sir Alexa Fergusona, czy to wykracza poza możliwości psychologii i dlatego powinniśmy podziwiać decyzję Turka, że zaryzykował w takiej sytuacji wyciągnięciem czerwonej kartki?
 
Sędziowanie w piłce nożnej jest przede wszystkim bardzo staroświeckie. Jeśli się spojrzy na wszystkie inne gry zespołowe o takiej dynamice rozgrywki, to i w tenisie i w koszykówce i w hokeju i w rugby, chyba ostatnio także w piłce ręcznej - wszędzie w kwestiach spornych są do dyspozycji powtórki wideo. Dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego FIFA tak bardzo opiera się tej zmianie. Platini kiedyś powiedział, że pomyłki sędziów są wpisane w ten sport - nie do końca jestem pewny, czy można się z nim zgodzić. 
 
A jeśli chodzi o tę konkretną decyzję, to badania potwierdzają, że arbitrzy znacznie częściej podejmują decyzje na korzyść gospodarzy. Tym razem stało się inaczej. Trudno mi oceniać decyzję Cakira. Nie jestem sędzią. Czytałem natomiast różne komentarze dotyczące tej czerwonej kartki. Mnóstwo oburzonych i rozgoryczonych kibiców obrzuciło Cakira błotem, ale środowiska sędziowskie nie potępiały tej decyzji. 
 
Bez psychologa, to pewnie Cakir do dziś dochodziłby do siebie po spojrzeniu w oczy Fergusona w tym meczu...
 
Jestem pewien, że sędziowie Ligi Mistrzów mają wsparcie psychologów. To wiąże się z tym, że na takim poziomie arbiter jest niejednokrotnie pod większą presją niż wszyscy zawodnicy razem wzięci. Oczywiście, to jest zawód pełen podejmowania trudnych decyzji. Gdyby Cakir pokazał Naniemu kartkę żółtą, nikt by pewnie nie psioczył. Ale zobacz, co się stało po tej czerwonej kartce – Manchester po prostu stanął. Pytanie jest czy jego piłkarze byli na taki scenariusz gotowi? A może Ferguson w ogóle nie wziął takiej opcji pod uwagę?
 
Jak możesz podsumować naszą rozmowę?
 
Na koniec raz jeszcze chciałbym podkreślić, trzy najważniejsze rzeczy przy odrabianiu strat w z punktu widzenia psychologii sportu. Po pierwsze, trzeba wierzyć w to, że odrobienie strat jest w ogóle możliwe. To oczywiście podstawa. Po drugie, trzeba mieć przygotowany scenariusz na różne warianty. Wreszcie po trzecie, trzeba mieć na boisku lidera, który wesprze zespół w trudnym okresie. 
 
Dziękuję za rozmowę.
 
Dziękuję. Przy okazji chciałem zaprosić wszystkich czytelników serwisu Transfery.info na serwis „Głowa Rządzi”, w którym regularnie ukazują się artykuły na temat psychologii sportu mojego autorstwa.