PNA 2012 już za kilka sekund: wywiad z doktorem Andrzejem Polusem
2012-01-21 18:31:03; Aktualizacja: 12 lat temuZ okazji Pucharu Narodów Afryki zaczynającego się właśnie w Gwinei Równikowej skontaktowaliśmy się z doktorem Andrzejem Polusem, afrykanistą i pasjonatem futbolu z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Doktor Polus jest prezesem Polskiego Centrum Studiów Afrykanistycznych, uczy także o związkach sportu z polityką. Dla nas opowiedział co nieco o kuluarach Pucharu Narodów Afryki, a także o swoich przewidywaniach i faworytach.
Czy takie wydarzenie, jak "podkradnięcie" Nando Rafaela reprezentacji Niemiec w obliczu nadchodzącego turnieju to będzie odosobniony przypadek, czy może on stać się niedługo regułą?
Angola jest specyficznym przypadkiem. Angola jest państwem, które rozwija się dzięki ropie naftowej i dzięki temu może sobie pozwolić na ciekawsze rzeczy. Taka ciekawostka: ostatnio to przedsiębiorstwa pochodzące właśnie z tego kraju inwestują w Portugalii, a nie odwrotnie, jak to dotąd miało miejsce. Czyli kolonia przesyła pieniądze byłej metropolii kolonialnej. A wracając już do samego piłkarza, to Nando Rafael opuścił Angolę w bardzo nieciekawej sytuacji, jego rodzice zginęli w wojnie domowej a on sam nielegalnie dostał się do Holandii. No i federacja wykorzystała to, lecz - co jest bardzo "afrykańskie" - zapomnieli złożyć w FIFA wszystkich papierów. Nie uważam jednak, by to zmieniło się w jakiś stały trend, przynajmniej na razie. Jedna jaskółka bowiem wiosny nie uczyni. A w Afryce jest dość młodych talentów, by to nie musiało się stać regułą.
Jeśli już mówimy o wyjazdach do Europy za lepszą, pewniejszą przyszłością, to jak wygląda skauting na takim turnieju jak PNA?
Nie jest to tajemnicą poliszynela, że kluby z zachodu Europy, z pierwszych, drugich, a nawet trzecich lig wysyłają swoich ludzi, by obserwowali cały turniej. Tam się szuka talentów. I wielu z tych chłopców kończy jako bezrobotni, nie odnajdują się w futbolu na Starym Kontynencie. A przecież rodzina, a nawet cała wioska w takiego chłopaka inwestuje wszystko, co może, finansuje mu bilet na samolot. I taki chłopak wraca do kraju po roku, dwóch...
Przed Pucharem Narodów Afryki, jak przed każdą większą imprezą masową głośno jest o zapowiadanych atakach terrorystycznych. To, co stało się dwa lata temu w Angoli, kiedy strzelano do reprezentantów Togo to przykład na to, że nie zawsze piłkarze i kibice na Czarnym Lądzie są bezpieczni. Czy w takich krajach jak Gabon i Gwinea Równikowa groźba ataków podczas mistrzostw jest?
Nie ma wskazań, by jakieś ruchy terrorystyczne miały tam mieć miejsce. Gwinea Równikowa to państwo autorytarne, policyjne. Prezydent Mbasogo to jest najdłużej rządzący prezydent w całej Afryce, od 1979 roku. Na pewno więc siły policyjne będą postawione w stan najwyższej gotowości, by takie zagrożenia eliminować. Gabon natomiast to kraj heterogeniczny etnicznie, mamy tam ponad czterdzieści grup etnicznych, ale tam też była zawsze silna władza prezydencka. Tego ataku w Angoli dwa lata temu nikt się nie spodziewał i to była bardziej kwestia grupy separatystycznej z północy. Jeżeli coś miałoby się stać, to raczej byłby to atak mniejszej grupki, która chciałaby, by było o niej głośno.
Odnosząc się już do samego futbolu. Poziom sędziowania w Afryce zawsze pozostawiał dużo do życzenia. Czy i tym razem nie istnieje niebezpieczeństwo, że sędziowie będą próbowali im pomóc w zbieraniu punktów? Szczególnie dlatego, że gospodarze to kraje egzotyczne piłkarsko.
Pewni będziemy dopiero już po mistrzostwach. Ja oglądam Puchary Narodów Afryki już od dziesięciu lat i zawsze jest jakaś afera sędziowska. I w tym roku zagrożenie nacisków na sędziów istnieje. Szczególnie, że wspomniany prezydent Mbasogo wręcz żąda od zawodników wygrania turnieju, przyznaje nagrody za każdy wygrany mecz. A pamiętajmy, że to jednak jest reżim autorytarny. Gwinea Równikowa piłkarsko to bodaj najsłabszy uczestnik Pucharu, więc jeśli wyszłaby z grupy, to musiałby w tym być jakiś udział sędziów. No i nie zapominajmy o tym, jak na meczach w Afryce jest gorąco. Można w takim wypadku ulec presji stadionu.
Co do samego kibicowania. Jeździ Pan trochę po Afryce, widział Pan na pewno kilka spotkań. Mógłby Pan przybliżyć to, jak to wygląda od wewnątrz, z pozycji widza na trybunach?
Już długo przed meczem całe miasto żyje spotkaniem. Byłem na meczach w Zambii, w Botswanie. Pomiędzy tymi dwiema kulturami kibicowania jest jedna, zasadnicza różnica. W Zambii kibice znacznie więcej alkoholu spożywają przed samym spotkaniem i w jego trakcie. Ale, co ciekawe, zupełnie nie wzbudza to agresji. Byłem z dwoma kolegami na spotkaniu w Zambii, gdzie byliśmy jedynymi białymi ludźmi w sektorze na pięć tysięcy osób. Szczęśliwie Zambia wygrała ten mecz z Komorami, a po każdym golu były setki rąk do uściśnięcia i skandowanie kibiców, że nawet "muzungu" (słowo określające w językach bantu i swahili białego człowieka, przyp. red.) przyszli wspomóc dopingiem ich drużynę. Kolega nie miał szalika. Dostał go od razu, by miał na sobie barwy Zambii. A cała Lusaka była pijana jeszcze dwa dni po spotkaniu. W Botswanie natomiast to było nieco spokojniejsze kibicowanie w kwestii alkoholowej. Ale był to mecz z Zimbabwe, odwiecznymi rywalami Botswany. Musiało więc być gorąco. Pojawiło się dużo skandowania na temat tego, że obywatele Zimbabwe zabierają pracę ludności miejscowej. Ale to też było - jeśli można to tak nazwać - przyjazne. Ogólnie jest bardzo głośno, bardzo serdecznie, bardzo kolorowo. A po strzelonej bramce wybucha taka euforia, że nie da się usłyszeć własnych myśli (śmiech). Wszyscy na siebie wpadają, wręcz się tratują. Futbol tam jest jak religia. To może po części wyjaśnia, dlaczego turniej odbywa się co dwa, a nie co cztery lata.
Już samo przyznanie turnieju Gabonowi i Gwinei Równikowej wiązało się z pewnymi niesnaskami...
Tak, głosowanie, kiedy te dwa kraje dostały mistrzostwa to było głosowanie, kiedy trzy turnieje naraz były rozdawane. Wiadomo doskonale, że tak jest z Igrzyskami Olimpijskimi, z mistrzostwami świata, że jedna federacja "ustawia się" z drugą na zasadzie "my zagłosujemy na was, a wy na nas". To są tak naprawdę domysły prasowe, ale tyle się mówiło o tym, ile tam było takich umów nieformalnych zawartych, ile korupcji mogło być przy tym wszystkim, to tego możemy się tylko domyślać.
Żeby zorganizować tak wielką imprezę, muszą być przede wszystkim fundusze. Skąd więc kraje, które nigdy nie były gospodarzami, wzięły pieniądze na stadiony, hotele?
Państwa te są głównie państwami naftowymi, żyjącymi z wydobycia ropy. Mają zresztą spór graniczny o wyspy, gdzie znajdują się złoża tego surowca. Ma on zostać wyciszony na czas Pucharu, ale ten temat wróci. Stamtąd też wzięły się fundusze na wybudowanie kilku bardzo ładnych stadionów. Co jest jednak takie bardzo afrykańskie, nie wiadomo było, czy uda się zdążyć z boiskami na czas. Zdaje się, że prace zakończą się o czasie, choć jeszcze w grudniu były co do tego wątpliwości. Nie można wykluczyć, że niektóre elementy stadionu będą na przykład malowane kilka godzin przed pierwszym meczem.
Poszczególne zespoły mają też swoje czynniki motywujące. Co może wpłynąć na zaangażowanie powołanych w ten turniej?
Libijczycy na pewno będą walczyć dla swoich krajanów, o trochę radości po tym niestabilnym czasie. O nadzieję, że przemiany idą w dobrą stronę. Wspomniany prezydent Gwinei Równikowej zaś obiecał swoim zawodnikom milion dolarów za zwycięstwo nad Libią w meczu otwarcia i wysokie premie za kolejne mecze. Poszczególne rządy zresztą będą nagradzać swoich zawodników odpowiednio do osiągnięć. Nie możemy zapomnieć też o skautingu. Pokazanie się wysłannikowi nawet drugo- czy trzecioligowego zespołu wiąże się z nobilitacją, z lepszym poziomem życia. A tych skautów będzie tam dużo. No i tacy tradycyjni rywale, na mecze z którymi nikogo motywować nie trzeba, jak Wybrzeże Kości Słoniowej i Ghana. Takich par z pewnością nie zabraknie.
Na turnieju nie zobaczymy wielkich afrykańskich firm: Nigerii, Egiptu, Kamerunu, a także takich gwiazd jak Samuel Eto'o, Abou Treika, Taye Taiwo... Jaki to będzie miało wpływ na atrakcyjność samego turnieju?
Nie będzie tak, że gwiazd światowego futbolu zabraknie na turnieju. Są piłkarze z Ghany, jest Drogba, parę tych nazwisk się pojawi. Ale nie ma się co oszukiwać. Każdy kto ogląda Puchary Narodów Afryki wie, że te mecze na wysokim poziomie piłkarsko nie stoją. Chodzi tu przede wszystkim o tą walkę, o to zaangażowanie, o wylany na murawie pot. Mistrzostwa Afryki to mistrzostwa pasji, a nie genialnych zagrań. Nie jest to na pewno tak, że bez Eto'o mistrzostwa nie mają racji bytu.
Wiadomo zresztą, że mistrzostwa Afryki to dla tamtejszej ludności dużo więcej, niż dla europejczyka mistrzostwa Europy. Nie ma się co czarować, poziom piłki w Afryce pozostawia sporo do życzenia i to może jedyna okazja, by zobaczyć futbol na dobrym poziomie z bliska.
Tak, co prawda TP Mazembe było w finale Klubowych Mistrzostw Świata, ale to fakt, klubowa piłka w Afryce to jednak nie ta kultura piłkarska. Zresztą w Afryce chyba bardziej od klubów lokalnych są znane kluby przede wszystkim angielskie. Tam wszędzie jest Premier League. Tam każdy kibicuje czy to Chelsea, czy Liverpoolowi, czy Manchesterowi United. United zresztą wybierają się latem na tournee po Nigerii. Jest to przypadkiem na pewno bezprecedensowym, ponieważ to zwykle Azja była kierunkiem wypraw tych wielkich firm europejskich. Puchar jest więc bodaj jedyną okazją, by wiele grup etnicznych zjednoczyło się pod jedną flagą, słuchając jednego hymnu, kibicując jednej drużynie. Te mistrzostwa wprowadzają ludzi w Afryce w zupełnie inne sfery, w sfery patriotyzmu.
To w takim razie na kogo by Pan postawił w tym roku?
Na pewno na Ghanę. Może dlatego, żę byłem tam w grudniu i czułem, jaka tam jest motywacja. Cały naród jest głodny sukcesu, a szans upatrują przede wszystkim jako monolit, jako zgrana drużyna. Będę im zresztą mocno kibicował, ponieważ to tak przemiły kraj, pełen serdecznych ludzi, że to sama przyjemność tam przebywać.