Rafał Nahorny: Zdarzyło się coś, co może się trafić raz na sto lat
2012-09-07 18:36:58; Aktualizacja: 12 lat temu Fot. Transfery.info
Między innymi o to, ile Rodgersa jest w Laudrupie, ile zadowolenia z letnich wzmocnień w Mancinim, ile charakteru w Llorisie i Friedelu, a także ile kłopotów w Liverpoolu rozmawialiśmy z Rafałem Nahornym z Canal+.
Jeden z naszych czytelników napisał w komentarzach do jednego z newsów transferowych, że Premier League tak silna kadrowo jak w tym sezonie nie była jeszcze nigdy. Zgodzi się Pan z tym stwierdzeniem?
Liga angielska jest obecnie bardzo silna, ale trzeba by pomyśleć nad tym czy kiedyś były lepsze transfery, zresztą jesteśmy dopiero kilka dni po zamknięciu okienka. Trudno więc o jakieś zdecydowane sądy, ale kilka z nich już budzi ogromne emocje i już możemy o nich powiedzieć, że wypaliły. Mówię przede wszystkim o Edenie Hazardzie, myślę też o Robinie van Persie; to akurat jest taki nowy-stary piłkarz w Premier League.
Początek sezonu dla największych pretendentów do tytułu okazał się średnio udany, tak naprawdę dobrze wystartowała tylko Chelsea, która po trzech meczach ma komplet punktów. Oznacza to, że będziemy oglądać niebywale wyrównany sezon z walką o tytuł do ostatniej kolejki?
Mam taką nadzieję, że do ostatniej kolejki nie będziemy znali rozstrzygnięć. Może nie do ostatniej minuty, tak jak to było w ubiegłym sezonie, bo o to będzie bardzo ciężko. Zdarzyło się coś, co może się trafić raz na sto lat. Za to teraz stawka drużyn walczących o mistrzostwo wydaje się większa w tym sezonie, bo są dwa zespoły z Manchesteru, jest Chelsea, myślę że Arsenal, Tottenham też mogą włączyć się do tej rywalizacji... Oczywiście kibice Liverpoolu nie wybaczyliby mi, gdybym nie wspomniał i tego zespołu. Bo mimo słabego początku Brendana Rodgersa, ten klub ma ogromny potencjał, co wiadomo nie od dziś. No i wiadomo, że teraz tak jak o mistrzostwo, toczy się też walka o trzecie i czwarte miejsce, bo to też wielkie pieniądze, gra w Lidze Mistrzów... Choć wiemy, że niestety nie zawsze czwarte miejsce musi gwarantować tą Champions League. Ja osobiście cieszę się, że w czołówce są teraz też takie zespoły jak West Bromwich i Swansea, bo im dłużej będą trzymać się w czubie, tym większy ta cała rywalizacja będzie miała koloryt.
Kolorytu dodaje też niewątpliwie Queens Park Rangers. Ta droga kupowania "byle więcej" - choć nie brakuje kilku głośnych nazwisk, jak Granero czy Julio Cesar - to dobry kierunek rozwoju klubu z Loftus Road?
Dla neutralnych kibiców, a więc nie dla sympatyków Queens Park, taki sposób budowania drużyny zawsze budzi ogromne kontrowersje. Poza tym wydaje się, że zamiast dbać o jakiś trzon zespołu i uzupełniać go, ewentualnie wymieniać jedno ważne ogniwo, to tutaj mamy do czynienia z trzecim okienkiem z rzędu gdy na Loftus Road sprowadza się bardzo dużą liczbę zawodników. Czasami - owszem, można odnieść wrażenie, że ilość jest ważniejsza od jakości. Ale Mark Hughes mówił przed kilkoma dniami "zaraz zaraz, przecież sprowadzamy zawodników największych klubów - z Realu Madryt, z Interu Mediolan". Można nie lubić Queens Park Rangers jeśli chodzi o transfery, ale nie można mówić, że to na pewno nie wypali. W ostatnim spotkaniu z Manchesterem City (porażka 1:3 na Ettihad Stadium - przyp. red.) pokazali, że celem na ten sezon wcale nie musi być obrona przed spadkiem. W tej chwili co prawda QPR ma w dorobku jeden punkt, bolesne 0:5 ze Swansea, ale to dopiero początek sezonu. A pamiętamy, że pod koniec tamtych rozgrywek Mark Hughes poukładał zespół na tyle, że utrzymał się w lidze, a w ostatniej serii gier tak napsuł krwi Manchesterowi City, że do dziś fani "The Citizens" pamiętają doskonale jak to wszystko wyglądało.
W ubiegły weekend mieliśmy okazję oglądać pojedynek Liverpoolu z Arsenalem - klubów, które od kilku lat borykają się ze swoimi kłopotami. Arsenal rokrocznie traci najlepszych zawodników, Liverpool jakoś nie umie zanotować równego, udanego sezonu. Wygrał co prawda Arsenal, ale sezon będzie jeszcze trwał bardzo długo. Kto z dwójki Wenger - Rodgers w jego trakcie wyrwie sobie więcej włosów z głowy?
Słusznie zauważył pan, że Arsenal od kilku sezonów ma kłopoty, tylko że Wenger w jakiś sposób radzi sobie z nimi. Myślę przede wszystkim o awansie do Ligi Mistrzów już piętnasty sezon z rzędu. Natomiast w Liverpoolu jest o to znacznie trudniej. Częściej zmieniają się menedżerowie, przyszedł teraz Brendan Rogders i stoi przed bardzo trudnym zadaniem. Właściwie on sam wysoko sobie postawił poprzeczkę, bo wiadomo, że kibice "The Reds" są niecierpliwi, a wygląda na to, że rewolucja, jaką zaproponował amerykańskim właścicielom, a także kibicom i piłkarzom może zabrać co najmniej jeden, jak nie dwa sezony. Tak więc wskazana jest cierpliwość i nie można tutaj na każdym kroku krytykować trenera po dopiero trzech meczach. Można to będzie robić najwcześniej na półmetku sezonu. Punktów na razie nie ma, ale widać o co Rodgersowi chodzi, że ma pomysł na tą drużynę, tylko musi znaleźć sobie wykonawców, bo tych których ma albo wypożycza, albo sadza na ławce rezerwowych, albo sprzedaje. A nie pozwolono mu na dokonanie większych zakupów. W ostatnim dniu okienka transferowego wyglądało to wręcz komicznie, a dla kibiców Liverpoolu nawet tragicznie, no bo przecież okazało się, że w ostatnich godzinach okna o Clinta Dempseya rywalizowały trzy kluby. Pierwszy odpadł Liverpool, który wydawał się być głównym kandydatem do roli nowego pracodawcy Amerykanina.
Mówił Pan o cierpliwości. Tej w zeszłym sezonie dla Andre Villasa-Boasa nie miał właściciel Chelsea, Roman Abramowicz. Czy w Tottenhamie, wzmocnionym przecież - szczególnie z przodu - kilkoma znakomitymi piłkarzami, wreszcie Portugalczykowi się powiedzie?
Odnoszę takie wrażenie, że Villas-Boas ze swoim młodym wiekiem może znów mieć wielkie problemy w szatni. Już mieliśmy taką "próbkę możliwości" zawodników, bo Dawson czy Huddlestone patrzą spode łba na nowego menedżera. Zresztą wiemy dobrze, że taki Emmanuel Adebayor również ma bardzo trudny charakter. Może być najmłodszemu menedżerowi w całej lidze ciężko, choć nie wątpię, że wyciągnął wnioski z tego co go spotkało w Chelsea i tutaj zacznie odnosić sukcesy. Na razie ma pod górkę, ponieważ Villas-Boas marzył o trochę innych innych transferach. Bo po sprzedaży Modricia i van der Vaarta okazało się, że Tottenham ma pieniądze na spore wzmocnienia. Nie jest tajemnicą, że najbardziej Portugalczykowi zależało na sprowadzeniu swojego rodaka, Joao Moutinho. A jednak ta transakcja nie wyszła i trzeba było trochę inaczej zagospodarować te pieniądze, stąd pozyskanie Hugo Llorisa, Moussy Dembele czy Clinta Dempseya ostatniego dnia. Bo mam takie wrażenie, że transfer Amerykanina to nie było coś przygotowanego. Po prostu nagle zorientowano się: "zaraz, jest na rynku Dempsey, mamy trochę pieniędzy, możemy nim wzmocnić drugą linię, a przy okazji też atak". Bo wiemy, ile bramek strzela Dempsey i że potrafi grać na kilku pozycjach. Chociaż po transferze to zawsze wielka niewiadoma, czy zawodnik od razu odpali i będzie w stanie dla zespołu zdobywać bramki i - co za tym idzie - punkty.
A jeszcze odnosząc się do Villasa-Boasa i trudnego charakteru co niektórych zawodników, to już od początku przygody w Premier League Llorisa mieliśmy sytuację, w którą był uwikłany nawet selekcjoner reprezentacji Francji. Blanc powiedział bowiem, chyba nie tylko w imieniu swoim, ale też swojego podopiecznego, że jak to - przychodzi do klubu za 12 milionów funtów, a tu ktoś mi każe na ławce rezerwowych siedzieć, bo broni 41-letni Amerykanin. Także obecność dwóch takich osobowości i jednocześnie świetnych bramkarzy też może być powodem jakiegoś konfliktu. Czego oczywiście nie życzę Tottenhamowi.
Swego czasu Lloris był blisko Arsenalu, gdzie spotkałby inną wielką osobowość - Wojtka Szczęsnego. No właśnie, jemu przyglądać się wszyscy będziemy ze szczególną uwagą, bo to największa polska gwiazda w Premier League. Myśli Pan, że ten sezon będzie dla niego przełomowy?
Bardzo bym chciał, zresztą zawsze kibicowałem polskim bramkarzom w Arsenalu, najpierw Fabiańskiemu, a gdy jego miejsce między słupkami zajął Szczęsny, to oczywiście zacząłem trzymać kciuki za Wojtka. Ale pamiętam taką sytuację, gdy kontuzji doznał Almunia, wtedy Polaków nie było, bo Szczęsny był na wypożyczeniu, Fabiański też leczył uraz i do bramki wszedł Mannone i po wyleczeniu Almunii, Włoch pozostał na kilka kolejek w bramce, bo naprawde dobrze bronił. Teraz sytuacja jest podobna, trudno się przecież przyczepić do bramkarza, który zachowuje czyste konto. Więc Szczęsny albo będzie musiał czekać cierpliwie na swoją kolej, albo zdecydowanie wygrać rywalizację na treningach. Wierzę w to, że ta rywalizacja rozstrzygnie się na korzyść Szczęsnego.
Trudno nie wspomnieć też o zespołach z Manchesteru. Te obrały dwa różne kierunki przy okazji zamkniętego już okienka transferowego - United wzmacniało atak Kagawą, van Persiem, czy utalentowanym Henriquezem, City zaś - głównie defensywę. Przyszedł Maicon, Nastasić, Garcia czy Rodwell. Która droga może się okazać mądrzejsza?
Ciężko mi to w tej chwili ocenić, możemy sobie jedynie pospekulować. Jeśli chodzi o City, to Javi Garcia i Maicon są wciąż jeszcze przed debiutem, a nie sądzę, żeby Nastasić szybko wywalczył sobie miejsce w wyjściowej jedenastce, chyba że kontuzji dozna Lescott czy Kolo, bo myślę że Kompany'ego już nic nie ruszy i który wszystkie kłopoty powinien mieć już za sobą. Mam wrażenie jednak, że Mancini nie jest do końca zadowolony z letnich transferów, przede wszystkim czuje spore rozczarowanie, że City nie zasilił Robin van Persie czy Daniele De Rossi. Obecność Holendra w United traktuje się jako największą porażkę "The Citizens". Natomiast "Czerwone Diabły" wygrały tą prestiżową rywalizację, a mimo to początek sezonu dla nich nie jest wcale rewelacyjny. Bo przypomnę, że końcówka spotkania z Fulham była bardzo dramatyczna i mógł się ten mecz zakończyć remisem, o spotkaniu z Southampton, gdzie przez większość czasu nie zanosiło się na zwycięstwo sir Alexa Fergusona. Gdyby nie geniusz van Persiego, który w pojedynkę rozstrzygnął całe spotkanie, to tu też United trzech punktów by nie dopisało do swojego dorobku. Wprawdzie Holender podkreślał duży udział w tym zwycięstwie Scholesa, ale patrząc z boku na zespół Szkota widać, że jest daleki od optymalnej formy. Dobry start w United miał też Kagawa i myślę, że to będzie - a może już jest - tak samo duże wzmocnienie jak van Persie. Oczywiście Japończyk tylu bramek nie strzeli, ale jest bardzo kreatywnym piłkarzem.
W Dortmundzie Kagawa dobrze rozumiał się na boisku z Robertem Lewandowskim i kto wie czy nie stworzą już niedługo w Manchesterze duetu. Myśli Pan, że Lewandowski jest już gotowy na grę na poziomie Premier League?
To kolejne trudne pytanie. Robert to piłkarz już ukształtowany i w Premier League na pewno dałby sobie radę. Czy od razu w Manchesterze United, Chelsea, City czy Arsenalu, bo te kluby właściwie wymieniano jako potencjalni pracodawcy Lewandowskiego? Trudno zgadnąć, przecież dużo zależy od tego, kogo by tam zastał. Na przykład jeśli Ferguson ściągnąłby go na Old Trafford, mając w drużynie wciąż Chicharito, Wellbecka, Rooneya i van Persiego, to Robert musiałby się solidnie napocić, by wskoczyć do podstawowego składu i - co ważniejsze - by to miejsce utrzymać. A z drugiej strony wydawało się, że przy Rooney'u nikt nie mógłby sobie pograć, a ostatnio już mieliśmy do czynienia z tym, że to Anglik usiadł na ławce rezerwowych, podobno z powodu 3-kilogramowej nadwagi. Ale to wszystko czyste spekulacje. Ja życzę Robertowi jak najlepiej, bo myślę, że warto go spróbować w Premier League, bo nie mamy tu ostatnio klasowych zawodników z pola, a "Lewy" mógłby solidnie podnieść renomę polskich piłkarzy w Anglii.
Na koniec bardziej osobiste pytanie. Będzie Pan obserwować kogoś ze szczególną uwagą i sympatią w tym sezonie na boiskach Premier League?
Mam taką jedną sympatię, choć nie przypuszczałbym, że ten człowiek będzie kiedykolwiek w Premier League. Myślę o Michaelu Laudrupie. Miałem z nim okazję dwa razy rozmawiać, raz gdy przyjechał na Łazienkowską z Barceloną i strzelił tutaj decydującą o awansie do dalszej fazy europejskich pucharów bramkę. Potem rozmawiałem z nim jeszcze, gdy Polska grała z Danią na wyjeździe, był wówczas trenerem Broendby. Bardzo sympatyczny, robiący dobre wrażenie człowiek, a jednocześnie kawał świetnego piłkarza. Szanuję go też za to, że przyszedł do Swansea i kontynuuje pracę Brendara Rodgersa z tym zespołem. Gdyby mógł, to na pewno zatrzymałby Joe Allena, Scotta Sinclaira i Gylfiego Sigurdssona, a tak musiał sprowadzić kilku Hiszpanów. I dokonuje tym samym może nie kosmetycznych, ale zmian, które pozwalają zachować styl, który wypracował w poprzednim sezonie Rodgers - ładny dla oka, z dużą ilością podań, gry piłką...
No i trzeba też przyznać, że udał mu się transfer Michu. Początek sezonu w wykonaniu Hiszpana jest wręcz piorunujący.
Tym to i Laudrup i sam Michu są bardzo zaskoczeni. Ale to czasami się zdarza, miałem zresztą okazję widzieć statystyki piłkarzy, którzy w pierwszych trzech meczach w Anglii strzelili cztery gole. To był Adrian Mutu, Pavel Porgebnyak i jednokrotny reprezentant Anglii - Ricketts z Boltonu. Później kariery tych piłkarzy nie potoczyły się jakoś nadzwyczajnie. No ale zobaczymy, jak dalej będzie się prezentował Hiszpan i cała Swansea. Ciekawi mnie też czy "Łabędzie" i West Brom dadzą radę utrzymać tempo z początku sezonu i czy przypadkiem któraś z tych drużyn nie powtórzy wyczynu Newcastle z minionych rozgrywek i otrze się o czołową czwórkę. Bo niespodzianek z ich strony możemy być pewni - oglądając zwycięstwa tych drużyn widać, że nie są one wcale przypadkowe, że zespoły wypracowały sobie bardzo ciekawy styl i pokazują go w każdym kolejnym spotkaniu.