Stefan Savić: Po spadku z Wisłą Kraków czułem się, jakby umarł mi ktoś bliski
2023-04-06 09:43:46; Aktualizacja: 1 rok temuStefan Savić, jeszcze w poprzednim sezonie piłkarz Wisły Kraków, w styczniu trafił do Warty Poznań. Austriak ma imponujące CV i w czasie swojej kariery zwiedził wiele ciekawych miejsc, o których nam opowiedział. Zapraszamy na rozmowę!
Na wstępie chciałbym zapytać o Twój pobyt w RB Salzburg. Jak się tam znalazłeś?
Urodziłem się w Salzburgu i od małego miałem kontakt z piłką. Zacząłem grać w Liefering SV, niedużym klubie w okolicy mojego domu, a kiedy koncern Red Bull w 2005 roku wykupił Austrię Salzburg, zmieniając jej nazwę na Red Bull Salzburg, to wtedy tam trafiłem.
Dużo mówi się o tym, że akademia Salzburga jest jedną z najlepszych na świecie. Czy to prawda?Popularne
Oczywiście, że tak. Robią naprawdę dobrą robotę, co można zobaczyć po piłkarzach, którzy stamtąd się wywodzą. Czułem się tam bardzo dobrze, podobnie jak inni zawodnicy. Niczego nam nie brakowało, mieliśmy wszystko, co potrzebne do rozwoju. Trenerzy, cały sztab, jak i wszyscy ludzie tworzący to miejsce byli dla nas bardzo pomocni. Wspominam ten czas w moim życiu bardzo dobrze i polecam to miejsce każdemu młodemu piłkarzowi.
Dlaczego w takim razie odszedłeś z Salzburga i przeniosłeś się do Slavenu Belupo?
To długa i zagmatwana historia. Grałem dość regularnie w pierwszej drużynie, dostałem opcję przedłużenia umowy, z której skorzystałem, ale pojawiła się oferta z innego klubu, więc zdecydowałem się odejść na zasadzie wypożyczenia. Nie wykupiono mnie, gdyż Salzburg zażądał zbyt wysokiej kwoty. Udałem się na testy medyczne do SC Heerenveen, gdzie szkoleniowcem był Marco van Basten. Wtedy ludzie z Salzburga trochę się na mnie pogniewali (śmiech), bo opuściłem akademię bez ich wiedzy, a uznawali mnie za duży talent, więc było im to w niesmak. Kluby się dogadały i zostałem w Holandii na trzy miesiące. Nie podobało mi się tam, więc zapytałem, czy mogę dostać drugą szansę. Salzburg się zgodził, trafiłem do drugiej drużyny. Chciałem grać w pierwszym zespole, ale nie widziałem na to zbyt dużych szans, więc przeszedłem do LASK Linz, a potem do Slavenu Belupo.
Jak wspominasz współpracę z Marco van Bastenem?
Kiedy pracowałem z nim w Heerenveen, był młodym trenerem zbierającym doświadczenie. Miał swój pomysł na grę, kształtował swój styl gry, dla wszystkich zawodników był bardzo miły i życzliwy. Pracę z nim wspominam dobrze, świetnie się dogadywaliśmy, pomagał mi się rozwijać, a ja dawałem z siebie wszystko na treningach.
Przeniosłeś się potem do NK Olimpija Ljubljana. Dlaczego właśnie tam?
NK Olimpija to jeden z największych klubów w Słowenii. Ma długą historię i bogatą tradycję, co roku walczy o mistrzostwo kraju, a ja chciałem wreszcie grać o te najwyższe cele, znów zdobyć tytuł mistrza jakiegoś kraju, bo w sezonie 2011/2012 wygrałem mistrzostwo Austrii z RB Salzburg.
W pierwszym sezonie wygraliśmy ligę i zdobyliśmy Puchar Słowenii, co jest bardzo dużym osiągnięciem. W tamtym czasie potrzebowałem walki o trofea i NK Olimpija nadawała się do tego idealnie.
Jak dużo ofert otrzymałeś po odejściu z Olimpiji?
Dostałem ich całkiem sporo, nie pamiętam w tej chwili dokładnej liczby, ale pojawiało się duże zainteresowanie.
Wybrałeś Wisłę Kraków. Dlaczego?
Wisła bardzo mocno o mnie zabiegała, składała wiele propozycji. To bardzo zasłużony klub dla futbolu w Polsce, z bogatą historią, bardzo utytułowany, mający znakomitych kibiców. Te wszystkie aspekty przekonały mnie, bo chciałem znów grać w miejscu, gdzie futbol jest głęboko zakorzeniony i jest duży głód wygrywania.
Wspomniałeś o kibicach Wisły, którzy uważani są w Polsce za jednych z najlepszych. Podzielasz to zdanie?
Jak najbardziej. Na każdym meczu, niezależnie od wyników, tworzyli mega dobrą atmosferę, zawsze byli przy nas. Wiele osób nie rozumie, jak ważne to jest dla zawodników. Doping z trybun dodawał nam skrzydeł.
Jak wspominasz współpracę z trenerem Peterem Hyballą, który słynie z nieszablonowych metod treningowych?
Z trenerem Hyballą znałem się już wcześniej. Kiedy ja grałem w pierwszej drużynie Salzburga, on pracował z juniorami. Czasami grywałem w juniorach, więc miałem z nim kontakt. W Wiśle był dokładnie taki sam jak w Salzburgu. Do wszystkich zawodników odnosił bezpośrednio, nie owijał w bawełnę, nie bał się komuś wygarnąć przy wszystkich, że źle zagrał. Miałem z nim dobre relacje, zawsze szczerze odpowiadał na moje pytania, mogłem go zapytać o wszystko. Miał swój styl gry, własny sposób zarządzania szatnią, który jednym odpowiadał, a innymi nie.
To prawda, że czasami do niektórych zawodników odnosił się wulgarnie lub robił coś nieprzyzwoitego?
W stosunku do mnie zawsze był profesjonalny, nie mówił, ani robił nic nieprzyzwoitego. Nie wiem, jak wyglądały jego rozmowy indywidualne z pozostałymi zawodnikami, ale to fakt, że czasami zdarzało mu się być trochę zbyt szczerym, oceniając występy innych. Wydawało się, że posuwał się za daleko, mówiąc w szatni to, co powinien powiedzieć w indywidualnej rozmowie.
Hyballa stawiał na futbol fizyczny. Gegenpressing, dużo biegania na wysokiej intensywności, sporo walki bark w bark. Podobało Ci się to?
Podobnie grałem w Salzburgu, gdzie trenerzy stawiali na wysoki pressing, ciągłe naciskanie przeciwnika, co stwarza wiele szans dla zawodników ofensywnych. Nie było to dla mnie nowością, wiedziałem, czego wymaga się ode mnie na boisku i realizowałem te zadania. Każdy trener ma swoją własną taktykę i jeżeli chcesz regularnie grać, musisz się do tego dopasować.
Po zwolnieniu Hyballi nowym trenerem został Adrian Gula, fachowiec o uznanej marce na Słowacji czy w Czechach. Jak opisałbyś jego warsztat szkoleniowy?
Gula to zupełnie inny trener w porównaniu do Hyballi. Miał zupełnie inne podejście do futbolu. Stawiał bardziej na posiadanie piłki, skupiał się na ataku pozycyjnym, przykładał większą wagę do kwestii taktycznych. Chciał, żebyśmy w każdym spotkaniu zdominowali przeciwnika, żebyśmy prowadzili grę. To była dla nas duża zmiana w funkcjonowaniu i trochę zajęło nam, żeby się przystosować do wymagań trenera.
U Adriana Guli grałeś niewiele. Trener tłumaczył Ci jakoś swoje decyzje?
Nie, nie rozmawiałem z nim o tym, nigdy mi tego nie wyjaśnił. Na pewno nie przez kontuzje, bo wtedy miałem jeden lekki uraz i nie grałem może dziesięć dni. Nie wiem, jaki był tego powód, ale teraz to już nieistotne.
Jaka pozycja jest Twoją ulubioną? Skrzydło czy jednak gra na „dziesiątce”?
No, najlepiej czuje się na lewym skrzydle, gdzie mogę dryblować, mam sporo przestrzeni dla siebie, ale jednocześnie czasami wchodzę na pozycję środkowego pomocnika ofensywnego, gdzie mam inne zadania, ale też inne możliwości. Nie mam tak, że jestem przyspawany do jednego miejsca, czy sektora boiska. Schodząc na nie swoją pozycję, dublując innego zawodnika, daje moim kolegom więcej opcji, co często przynosi gola czy jakąś groźną sytuację.
Po zwolnieniu Adriana Guli nowym trenerem Wisły został Jerzy Brzęczek, były selekcjoner reprezentacji Polski. Jak szatnia na to zareagowała?
Kiedy przychodził, byliśmy w trudnej sytuacji, przegraliśmy dwa mecze z rzędu, byliśmy coraz niżej w tabeli, więc sytuacja w szatni była napięta. Trener Brzęczek na początku wykonał kawał dobrej, ale trudnej roboty. Przede wszystkim sprawił, że zaczęliśmy grać lepiej, stwarzaliśmy więcej okazji. Polepszyła się atmosfera w szatni, zaczęliśmy patrzeć na wszystko bardziej pozytywnie, ale brakowało nam zwycięstw. Zdjął z nas presję, biorąc odpowiedzialność za wyniki na siebie. Moim zdaniem brakowało nam szczęścia, jak w meczu z Lechem Poznań (1:1) czy z Jagiellonią Białystok (0:0). Graliśmy dobrze, oddawaliśmy wiele strzałów, zasługiwaliśmy na zwycięstwo, ale nasz jeden błąd decydował o stracie punktów. I tego właśnie brakowało na koniec sezonu.
Powiedziałeś, że atmosfera w szatni po odejściu Adriana Guli nie była dobra. Co miałeś na myśli?
Kiedy przegrywasz mecz za meczem, jesteś w dołku formy, nic ci nie wychodzi, to normalne, że atmosfera też się psuje. Zawodnicy, którzy nie dostawali w ogóle szans albo grali mało, naciskali na trenera, co powodowało jakieś mini konflikty w szatni.
Chciałbym zapytać Cię o mecz z Radomiakiem Radom. Pamiętasz go?
Oczywiście, że pamiętam. Chyba nigdy go nie zapomnę.
Prowadziliście 2:0, graliście dobry mecz, kontrolowaliście rywala, aż nagle w 20 minut straciliście trzy bramki i kompletnie się posypaliście. Co się wtedy wydarzyło?
Do tej pory nie wiem, jak to się stało, że przegraliśmy 2:4. Wydaje mi się, że to było kolejne spotkanie, gdzie strata bramki absolutnie nas załamała. Czuliśmy się wtedy, jakby nas sparaliżowało. Tak samo było wcześniej. W 90. minucie remisowaliśmy z Legią na wyjeździe, ostatnia akcja meczu i tracimy gola. Z Lechem Poznań prowadzimy, gramy świetne zawody, indywidualna wpadka, remisujemy i robi się problem mentalny. Z Radomiakiem mieliśmy wszystko w swoich rękach. Gdybyśmy wygrali, to w ostatnim spotkaniu walczylibyśmy o utrzymanie i myślę, że z pewnością wygralibyśmy.
Co wydarzyło się w szatni, kiedy już wszyscy wiedzieliście, że spadliście do I Ligi? Jaka była reakcja drużyna, Jerzego Brzęczka?
Szczerze mówiąc, nie było żadnej reakcji. Czuliśmy się, jakby zmarł nam ktoś bliski. Nikt w szatni nie powiedział ani słowa, wszyscy patrzyliśmy w ziemię. To chyba moje najgorsze wspomnienie jako piłkarza.
Po sezonie odszedłeś z Wisły. Dlaczego? Nie chciałeś grać poziom niżej, czy może Wisła naciskała, żebyś zmienił klub?
Kompletnie nie wiedziałem wtedy, co ze sobą zrobić. Były momenty kiedy chciałem zostać i walczyć z drużyną o awans, ale pojawiały się takie chwile, gdzie byłem pewny, że muszę odejść. Nie wiedziałem co będzie lepsze dla mojej przyszłości. Pojawiła się oferta z Tuzlasporu i zdecydowałem, że to może być ciekawe doświadczenie, więc wyjechałem do Turcji.
Dlaczego zdecydowałeś się na taki kierunek?
Wybrałem Tuzlaspor z kilku powodów, ale przede wszystkim dlatego, że chciałem spróbować czegoś nowego. Turcja to fascynujący kraj, z ciekawą kulturą, chciałem sprawdzić, jak się tam żyje. Chyba zwykła ciekawość odegrała najważniejszą rolę.
Jak wspominasz klub, ale też ludzi, kulturę, całą tę otoczkę?
Tuzlaspor to nie jest mega profesjonalny klub, pod tym względem dużo brakuje mu do Wisły czy moich wcześniejszych drużyn. Mieszkałem w Stambule, który jest dużym, pięknym miastem, z wieloma zabytkami jak, chociażby Hagia Sophia. Niczym nie różni się od miast zachodniej Europy, to największe miasto Turcji, w którym absolutnie niczego nie brakuje. Co prawda futbol trochę różni się od tego zachodnioeuropejskiego, atmosferą i innymi szczegółami, ale bardzo mi się tam podobało.
To prawda, że kiedy odszedłeś z Turcji, Śląsk Wrocław mocno o Ciebie zabiegał?
Tak, dostałem sporo ofert, zapytań od Śląska, ale nie czułem się przekonany, więc zdecydowałem się poczekać na inne.
Dlaczego w takim razie wybrałeś Wartę Poznań?
Śląsk pytał o mnie bezpośrednio po spadku Wisły, ale po prostu mnie nie przekonał. Wybrałem Wartę Poznań, bo to zespół z dużymi możliwościami, mający świetnego, młodego trenera. Co roku osiągają wyższe wyniki, niż się od nich oczekuje. Przekonała mnie ich wizja gry, ich plan na przyszłość. W Turcji nie grałem zbyt wiele, więc przede wszystkim liczyła się dla mnie regularna gra, a w Warcie pojawiła się taka możliwość.
Wspomniałeś trenera Dawida Szulczka. Jak oceniasz jego pracę w Warcie? Jak dużo czasu zajęło Ci przystosowanie się do wymagań taktycznych trenera?
Trener Szulczek to bardzo pozytywny, ale zarazem wymagający młody trener. Ma swój pomysł na grę, który dostosował do całej drużyny, bardzo skrupulatnie podchodzi do swojej pracy, wszystko ma z góry zaplanowane. Nie jest łatwe połapać się we wszystkich kwestiach taktycznych od razu, więc musiałem chwilę na to poświęcić, porozmawiać o tym z trenerem, ale teraz kiedy wiem, co mam robić na boisku i co się ode mnie oczekuje, czuję się bardzo dobrze w drużynie.
Masz jakieś indywidualne cele na ten sezon?
Szczerze mówiąc, nie stawiałem sobie jakiejś konkretnej liczby goli czy asyst za cel. Staram się w każdym meczu grać jak najlepiej, a gole czy asysty to dla mnie wynagrodzenie za ciężką pracę.
W swojej karierze zwiedziłeś sporo krajów. Grałeś w Holandii, Austrii, Chorwacji, Słowenii, Polsce czy w Turcji. Który z nich uważasz za najlepszy do życia?
Miałem to szczęście, że mieszkałem w dużych miastach w każdym z tych krajów. Tak jak już mówiłem, Stambuł to bardzo urokliwe miasto, w Krakowie jest masa rzeczy do zobaczenia, Lublana to spokojne miasto, ale oferujące wszystko, czego tylko potrzeba. Mimo wszystko największy sentyment mam do Austrii i Salzburga, gdzie się urodziłem i wychowałem.
Co najbardziej podoba Ci się w Polsce, że postanowiłeś tu wrócić?
Jeżeli chodzi o ligę, to przede wszystkim jest bardzo konkurencyjna, a przez to ciekawa. Każdy tutaj może wygrać z każdym, są duże emocje, zarówno w walce o mistrzostwo jak i o utrzymanie. Macie ładne stadiony, profesjonalną ligę, znakomitych kibiców, mocne i rozwijające się kluby, czyli wszystko to, co kusi zagranicznych piłkarzy. To samo tyczy się kraju. Żyją tu życzliwie nastawieni ludzie, nie ma żadnych zamieszek czy innych niebezpiecznych sytuacji. Bardzo dobrze mi się tu żyję i chyba nie mogę na nic narzekać.
JAKUB SKORUPKA