Dawid Kownacki: Żeby wyjechać, trzeba się wyróżniać
2014-08-29 14:36:55; Aktualizacja: 10 lat temu Fot. Transfery.info
Uznawany jest za jednego z najzdolniejszych piłkarzy młodego pokolenia w Polsce. Przebojem wdarł się do pierwszej drużyny Lecha Poznań - strzela bramki, asystuje. Zachwyca. W marcu Dawid Kownacki skończył dopiero 17 lat.
Z Dawidem spotkaliśmy się w Poznaniu, w restauracji "12" pod III trybuną Inea Stadionu.
Czytasz forum kibiców Lecha?
Nie, w ogóle niewiele czasu spędzam na stronach poświęconych Lechowi. Ani wtedy gdy wygrywamy, ani wtedy gdy przegrywamy.
Nie jest ci więc znany temat, w którym część użytkowników zachęcała, aby nieco „uprzykrzyć” wam życie na mieście po odpadnięciu ze Stjarnanem. Spotkało cię coś takiego?
Napiętą atmosferę dało się łatwo odczuć podczas samych meczów. Szczególnie trudno było podczas meczu z Pogonią, natomiast w mieście nie miałem nieprzyjemnych sytuacji z kibicami. Oczywiście, zdarzało się, że grupa fanów w jakiś sposób pokazała swoje niezadowolenie z ostatnich wyników, ale na tym się kończyło.
A atmosfera w szatni? Kasper Hamalainen w niedawnej rozmowie z Gazetą Wyborczą stwierdził, że pierwsze dni po rewanżu były dla was fatalne.
Nie ma co ukrywać, że zawiedliśmy. Pozwoliliśmy się wyeliminować drużynie, w której grają piłkarze półprofesjonalni. To my byliśmy murowanymi faworytami i naszym obowiązkiem było wygrać. Odpadnięcie popsuło atmosferę. Każdy z nas przeżywał to w inny sposób, ale powoli się podnosimy, bo przecież przeszłości nie zmienimy. Teraz naszym celem jest odbudować wiarę i zaufanie kibiców. Możemy to osiągnąć tylko zwycięstwami.
Zostawmy na chwilę ten temat i wróćmy do początku. Zaczynałeś w GKP, z którego szybko, w 2005 roku, przeniosłeś się do Poznania. W jaki sposób trafiłeś do Lecha?
Dzięki moim rodzicom. Przeprowadziliśmy się całą rodziną do stolicy Wielkopolski, kiedy mój tata dostał tutaj pracę. Moja mama zadzwoniła do Lecha i zapytała, czy mógłbym rozpocząć treningi z zespołami młodzieżowymi. Na początku klub odsyłał nas do naborów, ale mama nie ulegała i koniec końców Wojciech Tomaszewski – mój pierwszy trener – zgodził się, abym przyszedł na trening. To był poniedziałek i trener zaraz po treningu powiedział, żebym wyrobił kartę zawodniczą. W piątek rozegrałem swój pierwszy mecz w barwach Kolejorza.
Do Poznania przyjechałeś już jako, dosyć młody, kibic Lecha?
Wtedy jeszcze nie. Szczerze mówiąc nie przyglądałem się polskim klubom i Ekstraklasie. Oglądałem zagraniczne ligi i kluby pokroju Barcelony czy Realu. Wiedziałem jednak, że Lech to duży klub i dlatego też chciałem zagrać w jego barwach. Mogłem rozpocząć treningi choćby w obecnie trzecioligowej Unii Swarzędz, ale razem z mamą zdecydowaliśmy spróbować w Lechu. Jestem niezmiernie wdzięczny moim rodzicom, którzy wiele poświęcili dla mojego rozwoju piłkarskiego. Mama zaangażowała się w moją karierę kosztem swojej pracy, za co jestem jej niesamowicie wdzięczny. To właśnie moi rodzice pokierowali mną i to dzięki nim jestem tutaj dzisiaj. Za to im bardzo dziękuję.
Były jakieś uwagi co do warunków fizycznych? Że za mały, zbyt wątły etc.
Nie, odkąd pamiętam wyróżniałem się wzrostem na tle rówieśników, więc pod tym względem nie miałem problemów.
Rodzice wspierali cię więc od samego początku. Nie było tak, jak rozumiem, że oni chcieli, byś zajmował się czymś innym niż piłką.
Od małego uwielbiałem kopać w piłkę, a moi rodzice widząc, że jest to moja pasja, zawsze mnie w tym wspierali.
Piłka nie przeszkadza(ła) ci w nauce?
Nie, nigdy nie miałem problemów ze szkołą. Zawsze otrzymywałem świadectwa z czerwonym paskiem. Wzorowy uczeń (śmiech).
W Lechu jesteś już kawałek czasu, bo od 2005 roku. Przyszedłeś jeszcze przed przejęciem klubu przez Amikę. Z perspektywy tych dziewięciu lat, jak zmienił się Lech? Chodzi mi przede wszystkim o kwestie szkolenia młodzieży.
Od tego czasu zaszło wiele zmian, począwszy od stadionu, bazy szkoleniowej, po nową akademię we Wronkach. Akademia Lecha daje naprawdę ogromne możliwości. W ciągu roku, kiedy byłem w akademii, stworzono nam rewelacyjne warunki. Wszędzie mieliśmy blisko – do internatu, do szkoły, na boiska treningowe. Warunki do szkolenia były idealne. Ponadto mieliśmy świetnych trenerów, z którymi zdobyliśmy medale na Mistrzostwach Polski. System szkolenia musi być najlepszy w Polsce, o czym świadczy też fakt, że Legia próbuje podkupować naszych wyróżniających się zawodników.
W grupach młodzieżowych spędziłeś osiem lat – jaki zawodnik, z którym w tym czasie trenowałeś, miał twoim zdaniem największe szanse na zrobienie poważnej kariery?
Ciężko powiedzieć. Wielu młodych chłopaków wyróżniało się talentem, ale o tym, czy uda się zrobić karierę decyduje wiele aspektów, a przede wszystkim ciężka praca...
Chodzi mi umiejętności. Widziałeś gościa w treningu czy w meczu i myślałeś sobie – on jest niezły, coś z niego będzie.
Na pewno Miłosz Kozak, który jest teraz w Zagłębiu Sosnowiec w drugiej lidze, wypożyczony z Legii. Pod względem sportowym naprawdę wyróżniał się na treningach, ale umiejętności piłkarskie to nie wszystko.
Zatrzymajmy się na moment przy całej sprawie odchodzenia przez młodych zawodników z Lecha do Legii. Do tego jeszcze Bartosz Bereszyński – wychowanek, też przeszedł w Lechu przez kolejne etapy szkolenia. Jak patrzyłeś na to, że i twoi rówieśnicy – jak Kozak – i gracze nieco starsi, którzy już weszli do pierwszej drużyny – jak Bereszyński – opuszczają Lecha i przenoszą się do Legii?
Bartek Bereszyński był w trochę innej sytuacji. Grał w Lechu na poziomie seniorskim, nie dostawał wiele szans, więc zdecydował się na transfer do Legii. To dało mu nowe możliwości, włącznie ze zmianą pozycji na prawą obronę i widać, że wyszło mu to na dobre. Jeżeli chodzi o zawodników, którzy odchodzili z akademii, to nie wiem czym się sugerowali. Akademia Lecha jest najlepszą w Polsce. Mi osobiście nie podoba się pomysł odejścia do Legii będąc na poziomie juniorskim, po paroletnim szkoleniu w szkółce Lecha, ale to tylko moja opinia. Oczywiście życzę im jak najlepiej.
Twoje pierwsze spotkanie z trenerem Mariuszem Rumakiem. Jeszcze w grupach młodzieżowych?
W grupach młodzieżowych nie miałem styczności z trenerem Rumakiem. Dopiero gdy w 2013 roku zacząłem brać sporadyczny udział w treningach pierwszej drużyny, poznałem trenera. Wtedy jeszcze nie byłem częścią pierwszego zespołu i grałem w Młodej Ekstraklasie. Na początku czerwca dostałem informację, że mam przyjść na rozmowę do dyrektora akademii Marka Śledzia. Był tam też trener Rumak. Wtedy właśnie dowiedziałem się, że nowy sezon zacznę w pierwszym zespole.
Minęliście się zatem z Piotrem Reissem – zawodnikiem grającym na tej samej pozycji, co ty, a którego nikomu nie trzeba przedstawiać. Mieliście okazje wspólnie trenować?
Tak, podczas tych sporadycznych treningów przed włączeniem do pierwszego zespołu. Mieliśmy kilka wspólnych jednostek treningowych. Piotr to naprawdę sympatyczny i otwarty człowiek. Bardzo mi pomógł. Często rozmawialiśmy, mogłem liczyć na podpowiedzi z jego strony. Jego porady są dla mnie bardzo cenne, sam był na podobnym etapie, co ja. To ikona klubu, ponad 100 goli w Ekstraklasie.
Początki w pierwszym zespole były pewnie dla ciebie niełatwe – nowa szatnia, starsi i bardziej doświadczenia zawodnicy.
Trochę się stresowałem. Koledzy przyjęli mnie jednak bardzo dobrze. Każdy podpowiadał, dawał dużo wskazówek. Wzięli mnie „pod opiekę” i naprawdę bardzo mi to pomogło.
Młodzi w Lechu trzymają się razem?
Można tak powiedzieć, że trzymamy się w grupach ze względu na wiek, ale kiedy trzeba, jesteśmy wszyscy razem.
W poprzednim sezonie dzieliłeś szatnię z zawodnikiem, obrońcą, którego w Lechu już nie ma, postacią bardzo barwną – z Manuelem Arboledą.
Miałem z nim dobry kontakt, często rozmawialiśmy...
Po polsku?
Tak, po polsku. Manuel dawał mi wskazówki, on jako obrońca, mi jako napastnikowi – jak się zachowywać na boisku, jak pracować rękoma, jak się zastawić. Tak samo podczas treningów, często grałem na niego. Jako człowieka i zawodnika bardzo go szanuję.
Po tym, jak karierę zakończył Piotr Reiss, kto jest takim prawdziwym liderem drużyny?
Starsi zawodnicy, którzy mają bardzo duże doświadczenie. Hubert Wołąkiewicz jest kapitanem, trener powierzył mu tę rolę, bo widział w nim przywódcę. Poza tym oczywiście Łukasz Trałka i Krzysztof Kotorowski. To jest trójka zawodników, którzy pełnią role przywódców.
Jak już jesteśmy przy Łukaszu Trałce – z zawodnika, który jeszcze rok temu miał naprawdę słabą prasę i kiepskie notowania u kibiców, stał się dla was bardzo ważną postacią. Zwłaszcza, jeżeli spojrzymy na wyniki, jakie Lech osiąga bez niego w składzie. W ciągu minionego sezonu, kiedy byłeś w drużynie, dało się tę zmianę zaobserwować? Taka zmiana w ogóle miała miejsce?
Łukasz gra na bardzo niewdzięcznej pozycji – numer „6”. Można powiedzieć, że to on wykonuje czarną robotę. Od kiedy jestem w drużynie, w mojej ocenie praktycznie się nie zmienił. Możliwe, że ludzie dopiero niedawno zaczęli doceniać jego postawę i grę. Niektórzy prawdopodobnie dopiero podczas nieobecności Łukasza zobaczyli, jak dużą różnicę robi on w środku pola.
Nie ma żartów z „Trałkowania”?
Nie (uśmiech).
Przejdźmy do twojego debiutu w Ekstraklasie.
Szczerze mówiąc, nie za wiele pamiętam z tego meczu. Zagrałem zaledwie 10 czy 12 minut. Byłem bardzo szczęśliwy, że dostałem szansę. Ponadto wygraliśmy ten mecz więc radość była podwójna. To był dla mnie krok do przodu, miałem już pierwszy mecz za sobą i mogłem szykować się do następnych z mniejszą presją, którą sam sobie nakładałem.
Zagrałeś dotychczas w Ekstraklasie 18 razy. Spodziewałeś się, że będzie trudniej, czy jednak liga nie zaskoczyła cię poziomem?
Przez pierwsze pół roku praktycznie tylko trenowałem. Na początku ten przeskok z Młodej Ekstraklasy do seniorów był dla mnie ogromny. Szybsza piłka, bardziej fizyczna, było naprawdę trudno.
Największą różnicą było więc tempo.
Tak, przed wszystkim tempo gry. W Ekstraklasie gra się zdecydowanie szybciej, zanim dostaniesz piłkę musisz wiedzieć, co z nią zrobić. Do tego dochodzi bardziej fizyczna gra. Początki były trudne, ciężko było mi się przestawić, ale dostałem dużo wskazówek, odbyłem wiele indywidualnych rozmów z trenerem, który bardzo mi pomógł. Ponadto jestem osobą, która szybko uczy się na błędach i wyciąga z nich wnioski. Również z każdym meczem przychodziła pewność siebie i teraz nie mam już żadnych skrupułów ani stresu, że muszę się zmierzyć z bardziej doświadczonymi zawodnikami.
Który z obrońców na razie najbardziej dał ci „popalić”?
Chyba Arek Głowacki, w debiucie i w ostatnim meczu [2:3]. Teraz troszkę więcej grałem z Wisłą, 45 minut, więc miałem więcej czasu, by się z nim zmierzyć.
Twoja ulubiona pozycja na boisku? Wiem, że zagrasz tam, gdzie wystawi cię trener...
Tak, jestem uniwersalny...
… ale na której pozycji czujesz się najlepiej?
Na pozycji numer „9”. Ale mogę grać też na skrzydle i na „10”.
Nie uciekniemy od tematu tych nieszczęsnych Islandczyków ze Stjarnan. Trener Rumak wspomniał, że w rewanżu od 60. minuty „siedliście”. Gry nie było. Czym to mogło być spowodowane? Dlaczego tak się stało?
Chcieliśmy szybko strzelić bramkę, w pierwszych minutach i to się nie udało. Byliśmy bardzo zdeterminowani, by tego gola w końcu strzelić i może graliśmy zbyt chaotycznie, chcieliśmy rzucić piłkę gdzieś do przodu, „na aferę”. Może powinniśmy grać bardziej spokojnie, cały czas tak samo, jakby to była 5. albo10. minuta. W pierwszym kwadransie mieliśmy trzy czy cztery dogodne okazje, których nie wykorzystaliśmy. Potem nerwy sprawiły, że koniec końców nic nam nie wychodziło.
Wspomniałeś o krzykach z trybun. Na pewno niełatwo było ci przyjąć to, co się stało po meczu, zwłaszcza że chodziło o trenera, który wprowadził cię do drużyny.
To prawda, łatwo nie było. Ja trenerowi Rumakowi bardzo wiele zawdzięczam, bo mnie wprowadził do dorosłego futbolu. Ciężko jest znieść takie okrzyki ze strony 25 tysięcy kibiców, ale też trudno nie rozumieć rozgoryczenia. Naszą grą daliśmy fanom powód do niezadowolenia. Mieli prawo czuć się zażenowani naszą postawą.
Do tego dochodzą wydarzenia podczas spotkania z Pogonią. W Lidze+Extra pojawiły się nawet opinie, że kibice Lecha sami sobie szkodzą. Też tak to odbieracie, że jest to jednak „za dużo”?
Bardzo ciężko jest grać gdy przez cały mecz nie ma dopingu, a słychać tylko obraźliwe krzyki. Zdajemy sobie sprawę, że porażką w kwalifikacjach daliśmy kibicom prawo do takiego zachowania. Tylko zwycięstwami i dobrą grą na boisku możemy odbudować ich zaufanie. Nie ukrywam, że doping jest nam teraz bardzo potrzebny. Zupełnie inaczej gra się, gdy masz wsparcie 20 tysięcy kibiców.
Jak na was wpływa świadomość tego, że obecny trener jest tylko trenerem tymczasowym? Przykładowo, Grzegorz Mielcarski jest zdania, że w takiej sytuacji piłkarze nie dają z siebie tyle, ile by dali pod trenerem zatrudnionym na stałe. Dla ciebie jest w ogóle jakaś różnica?
Nie, dla mnie nie ma różnicy. Zarówno kiedy trenerem był trener Rumak i teraz, gdy jest trener Chrobak, ciężko pracuję i staram się jak najlepiej prezentować na treningach, by dostawać jak najwięcej szans. Nie myślę o tym, czy jest trener tymczasowy, czy na stałe. Ja muszę ciężko pracować, żeby w meczach dostawać szanse gry.
Jakie zmiany wprowadził trener Chrobak? Ze względu na niewielką ilość czasu, nie ma ich chyba zbyt wiele. On sam wspomniał, że chce was przede wszystkim „pobudzić”. Może więc poza osobą trenera nie zmieniło się nic? W końcu taktyka jest ta sama.
Styl gry pozostał taki sam – ciężko zmienić coś przez dwa tygodnie. Pracujemy jednak mocno nad sferą psychiczną i wierzę, że w najbliższej przyszłości wrócimy do rytmu zwycięstw, do ładnej dla oka gry dla kibiców i wszyscy będą zadowoleni.
Odnośnie taktyki, bo wspomniałeś o założeniach trenera Rumaka – zdarzały wam się jednak mecze, w których mieliście ogromną liczbę dośrodkowań. Był to element przedmeczowych założeń, czy tak po prostu wychodziło w trakcie meczu?
Ciężko mi to określić.
Po jednym z meczów sam trener Rumak stwierdził, że dośrodkowań było zbyt dużo.
Tak, nawet w meczu z Lechią Gdańsk [2:1], w którym strzeliliśmy dwa gole po dośrodkowaniach, było ich łącznie bodaj 30. Ale jeżeli ma być 30 dośrodkowań i mamy strzelić i wygrać mecz, to niech tak będzie. Gorzej, jak tych bramek nie strzelimy i będzie 30-40 dośrodkowań. Mamy bardzo dobrych skrzydłowych, szybkich, dobrych obrońców, którzy grają bardzo ofensywnie. Tomek Kędziora po prawej stronie, z lewej Luis Henriquez lub Barry Douglas, wszyscy z bardzo dobrymi dośrodkowaniami. Kiedy przyjeżdża Lech, drużyny się cofają, środek jest mocno zagęszczony, ciężko się przez niego przedrzeć. Szukamy gry do boku i dośrodkowań – wchodzimy w pole karne ilością trzech zawodników lub więcej. Jeśli środkiem się nie da, próbujemy bokiem.
Czyli poniekąd takie były założenia.
Jeśli przeciwnik się cofa i zagęszcza mocno środek, szukamy wtedy gry skrzydłami. Ale to jest też zależne od przebiegu gry. Widzimy, jak przeciwnik się zachowuje i musimy na to reagować.
No to jeszcze dwa słowa o całym tym „szumie”, jaki się zrobił wokół ciebie w związku z zainteresowaniem klubów zagranicznych. Jak to jest z tymi ofertami? Bo one na pewno były i nadal są. Oczywiście nie wszystkie medialne doniesienia można brać na serio, jak choćby słynny telefon Franza Beckenbauera...
To akurat prawdą nie było. Osoby z Bayernu Monachium kontaktowały się ze mną, ale nie sam Franz Beckenbauer. Dużo klubów się mną interesowało i wiele z nich nadal takie zainteresowanie wykazuje. Podchodzę do tego bardzo spokojnie ponieważ nigdzie na razie się nie wybieram. Chcę najpierw nabrać doświadczenia w Lechu. Dopiero, jak będę gotowy, podejmę decyzję o ewentualnych przenosinach. Trener Rumak pomógł mi rozpisać ścieżkę rozwoju, której staram się trzymać.
Kilkukrotnie wspomniałeś, że modelową ścieżką jest dla ciebie ścieżka Roberta Lewandowskiego. Zanim jednak wyjedziesz, jak podkreślasz, chcesz stać się „solidnym ligowcem”. Niedawno natomiast podpisałeś z Lechem trzyletni kontrakt. Uważasz, że jesteś w stanie zamknąć się w tym okresie? Czy jednak zakładasz, że pobyt w Poznaniu może się wydłużyć?
Jestem w stanie zamknąć się w dwóch latach. Uważam, że żeby zagrać w silnym europejskim klubie, najpierw trzeba wyróżnić się na tle naszej ligi. Wierzę w swoje umiejętności i jeżeli będę pracował tak, jak do tej pory, to rozwinę się na tyle dobrze, że będę dostawał szanse i dzięki golom i asystom zostanę zauważony.
Robert Lewandowski i Artjoms Rudnevs wyjechali na Zachód, do Niemiec. Łukasz Teodorczyk na Wschód, na Ukrainę. Czy w Twoim przypadku kierunek wschodni wchodzi w grę? Jak pamiętam, Lewandowski wyraźnie go wykluczył i odrzucił nawet ofertę Szachtara Donieck.
Moim priorytetem jest Zachód.
I która z lig zachodnich, jak ci się wydaje, najbardziej by ci odpowiadała?
Myślę, że liga niemiecka. Dla mnie jest to jedna z czołowych lig. Tak samo liga angielska. Bardzo chciałbym trafić do którejś z nich, ale nikt nie wie, jak potoczy się życie.
Na koniec: czy masz w umowie zastrzeżoną klauzulę odstępnego?
Nie wiem (uśmiech). Niech to zostanie pomiędzy mną, moim menadżerem i rodzicami a klubem.
Rozmawiał MATEUSZ JAWORSKI