Dookoła piłki: Zrozumieć Becksa
2013-10-14 13:13:25; Aktualizacja: 11 lat temuTen sezon jest inny niż poprzednie. I nie, nie chodzi o powrót Mourinho do Chelsea. Nie mam też na myśli Garetha Bale’a w Realu.
Po prostu to pierwszy sezon bez sir Alexa Fergusona i Davida Beckhama, dwóch ikon brytyjskiej piłki. Niestety, jest jedna rzecz, która w tym wszystkim się nie zmieniła – od kilku lat Szkot dogryza Becksowi. Czy słusznie?
Po raz kolejny były szkoleniowiec Manchesteru United odniósł się do tego, że trudno mu zrozumieć Beckhama. „Wcześniej myślał tylko o piłce, ale odkąd poznał Victorię, stał się celebrytą i piłka poszła w odstawkę” – to zdanie, w różnych konfiguracjach, przewijało się przez ostatnie lata w wypowiedziach Fergie’ego na temat swoich byłych podopiecznych. Jednocześnie trener dodaje, że Becks to świetny facet. I choć obaj nie są już czynnie związani z futbolem, to w jednym z ostatnich wywiadów, wypowiedź Szkota o byłym piłkarzu LA Galaxy znowu się powtórzyła.
Zastanawia mnie to. Tak samo, jak nie mogłem uwierzyć kilka lat temu, że Becks wybrał amerykańskie dolary zamiast walczyć o ambitne cele w Europie. Posądzałem go o brak ambicji. Albo o to, że Victoria Beckham chce zacząć nowy rozdział swojej nadwątlonej kariery i pragnie podbić Stany (co w istocie próbowała, bezskutecznie, zrobić). Chociaż nigdy nie byłem fanem Beckhama z powodu tego, że częściej niż w meczach MU czy później Realu widziałem go w spotach reklamowych, to zawsze ceniłem jego piłkarskie umiejętności. Przeprowadzka do MLS była dla mnie szokiem.Popularne
I tutaj muszę wszystkich przestrzec: nie sądźcie zawczasu. Odpowiedzi na wszystkie pytanie związane z Becksem znalazłem całkiem niedawno w jego autobiografii „O sobie”, która w Anglii ukazała się blisko dekadę temu (u nas w 2004 roku), kiedy Anglik przenosił się do Madrytu. Wyjaśnia w niej swoją miłość i fascynację Stanami Zjednoczonymi: ich kulturą, przyrodą, klimatem i atmosferą. Ta fascynacja zaczęła się, kiedy Becks miał 11 lat i pojechał tam na turniej piłkarski. Od tego momentu często tam wracał, interesował się Stanami. I wiedział, że kiedyś tam wróci, bo marzy o tym, żeby tam zamieszkać i, być może „robić coś związanego z futbolem”. Tak David Beckham pisał w 2003 roku, czyli wtedy, kiedy temat MLS w ogóle nie mógł być brany pod uwagę.
Osobiście nie wierzę, żeby Ferguson nie czytał autobiografii Beckhama. Nie wierzę też, żeby nie wiedział o fascynacji Stanami. A czy Victoria zmieniła Becksa? Zapewne tak. Jednak w tej materii wszystko wyjaśnia w swojej autobiografii Gary Neville („Red: my autobiography”), który stwierdza, że Becks się po prostu zakochał i zwariował na punkcie Victorii. Jednak Neville twierdzi, że „to tylko dodało mu skrzydeł. Może i zaczął więcej bywać, ale robił to w czasie wolnym i nigdy nie zaniedbywał swoich obowiązków. Dalej po zajęciach ćwiczył rzuty wolne. Aż do znudzenia”. W podobnym tonie wypowiadają się w swoich autobiografiach Paul Scholes, Roy Keane czy Dwight Yorke.
A jednak Fergie wie lepiej. Beckham przyznaje, że trzy razy nie pojawił się na treningu, bo jego dzieci były ciężko chore i chciał z nimi zostać w domu. Po pierwszym razie normalnie wyszedł w pierwszym składzie, zdobył gola. Za drugim, usiadł na ławce rezerwowych, wszedł i zaliczył asystę. Za trzecim nawet nie załapał się do meczowej osiemnastki. I tak naprawdę to było przyczyną wielkich tarć między nimi, tak przynajmniej utrzymuje Becks.
Czasem zastanawiam się, czy w ogóle można go zrozumieć. Przyzwyczailiśmy się do tego, że piłkarze to doskonale opłacane maszyny, współcześni gladiatorzy. A jednak ze słów Anglika wyłania się normalny, ciepły i twardo stąpający po ziemi mężczyzna, bynajmniej nie żadna gwiazda. Ktoś, kto w pewnym momencie postanowił, że spełni swoje marzenie i przeniesie się do USA, że ożeni się z kobietą, którą pokochał. A że zainkasował przy tym kupę pieniędzy, to już inna kwestia. Jednak coraz częściej wydaje mi się, że Becks stał się obiektem niechęci sir Alexa Fergusona nie z powodów sportowych. Bo pod tym względem wydaje się, że nie można Anglikowi nic zarzucić. Analogiczna sytuacja spotkała już kiedyś francuski pierwowzór Beckhama, Davida Ginolę, który został niesłusznie obwołany winowajcą przegranych przez Francuzów eliminacji MŚ 1994. Oberwało mu się zwłaszcza za ostatni mecz, w którym rozegrał zaledwie 17 minut. Selekcjoner Francji, Gerard Houlier w nim upatrzył sobie jednak kozła ofiarnego, dodając przy tym, że za dużo uwagi poświęca fryzurze i modelingowi… Nie brzmi podobnie jak przy Becksie? Co prawda Ginola nie osiągnął takiego pułapu i statusu gwiazdy jak Anglik, ale ich sytuacja jest niezwykle podobna.