Życie po reprezentacji - jak potoczyły się losy naturalizowanych piłkarzy z polskiej kadry?

2015-05-16 18:07:31; Aktualizacja: 9 lat temu
Życie po reprezentacji - jak potoczyły się losy naturalizowanych piłkarzy z polskiej kadry? Fot. Transfery.info
Krzysztof Gońka
Krzysztof Gońka Źródło: Transfery.info

Raz na wozie, raz pod wozem… Sinusoida przedstawiająca rezultaty ludzkich decyzji potrafi płatać figle. Czy decyzja o grze w reprezentacji Polski pozytywnie wpływa na dalszą karierę tak zwanych farbowanych lisów?

Kwestia powołania do reprezentacji Polski Mateusza Miazgi skłaniado przyjrzenia się sytuacji wszystkich najważniejszych zawodników, którzyzdecydowali się na reprezentowanie naszych barw narodowych, mimo iż posiadająrównież obywatelstwo innego kraju.

Czym kierują się tacy gracze w swoichwyborach? Czy rzeczywiście chodzi o przywiązanie do kraju, z którego pochodząrodzice piłkarza, a może piłkarze kalkulują, gdzie tak naprawdę bardziej im sięopłaca występować?

Historia pokazuje, że kariera po zadebiutowaniu w koszulce zorzełkiem na piersi nie zawsze jest usłana różami.

Co więcej, w większościprzypadków zawodnicy posiadający podwójne obywatelstwo po międzynarodowychwojażach w biało-czerwonych barwach chylili się raczej ku końcowi swojejkariery, aniżeli wzbijali się w niebo i niczym wytrawny lis pola karnegokorzystali z okazji i rozpoczynali swoje piłkarskie życie na nowo whiszpańskich czy angielskich ekipach z najwyższej półki.

Chcesz być lisem?Pofarbuj się!

Występ w drużynie narodowej jednego kraju nie przekreślaszans na powołanie zawodnika do kadry innej reprezentacji. Trzeba jednakspełniać pewne kryteria.

Podążając za przepisami FIFA można dowiedzieć się, żejeśli dany zawodnik rozegrał choć jeden oficjalny mecz w seniorskiejreprezentacji danego kraju, nie ma prawa w przyszłości zmienić swojej decyzji igrać w barwach innej kadry narodowej. Zasada ta dotyczy również piłkarzy,którzy wystąpili w choćby jednymoficjalnym spotkaniu o punkty w reprezentacji młodzieżowej do lat 21. 

Kim byłby jednak człowiek, gdyby nie szukał sposobu naominięcie danego przepisu? Wyjątek stanowi, że w sytuacji, w której najpóźniejw dniu meczu drużyny młodzieżowej gracz posiadał już drugie obywatelstwo,mógł  zagrać w reprezentacji seniorskiejinnego kraju.


W taki sposób w kadrze Polski debiutował między innymi SebastianBoenisch, który po reprezentowaniu Niemiec w drużynie do lat 21 zdecydował sięprzyjąć powołanie do drużyny narodowej prowadzonej wówczas przez FranciszkaSmudy.

Z ziemi… afrykańskiejdo Polski

Podtytuł tego akapitu sugeruje, że mowa będzie o EmmanueluOlisadebe. Jak się oczywiście okazuje, w naszej reprezentacji wystąpilizawodnicy, którzy nie posiadali nawet polskich korzeni. Nie musieli zatem odwoływaćsię do argumentów, że dziadek, babcia, ojciec albo matka pochodzili z Polski ilos zmusił ich do wyemigrowania. Co to, to nie. Wystarczyło, że pomieszkali wkraju kilka lat, otrzymali obywatelstwo, a bramy do międzynarodowej karierystanęły przed nimi otworem.

Być może Olisadebe nie najlepiej posługiwał się językiempolskim, być może pochodzi z Nigerii i być może ma aktualnie 36 lat. Pewne jestjednak, że poślubił Polkę oraz dał nam upragniony awans na mundial w 2002 roku.Nie oszukujmy się – bez jego bramek podopiecznym Jerzego Engela byłoby zdecydowanietrudniej osiągnąć ten cel.

„Oli” debiutował w biało-czerwonej koszulce w 2000 roku, byw następnym zamienić Polonię Warszawa na Panathinaikos Ateny. Niejako przetarłszlaki innym naturalizowanym graczom, jednakże w tym przypadku pierwszy okazałsię najlepszy.

Oczywiście, z czasem jego kariera w Atenach uległa znacznemupogorszeniu, przez co czarnoskóry napastnik rozpoczął wędrówkę ponajróżniejszych zespołach na całym świecie (grał w Anglii, ponownie w Grecji,na Cyprze, w Chinach), a Polakom odwdzięczył się wysyłając za burtę LigiMistrzów krakowską Wisłę w ostatniej rundzie eliminacji.

Nie da się ukryć, żejego gole dały Polsce namacalny awans na Mistrzostwa świata. Karierę  klubową jednak zmarnował.

Polska samba?

Kolejnym piłkarzem z dalekiego świata, który postanowiłzakotwiczyć nad Bałtykiem był Roger Guerreiro. Brazylijczyk fenomenalniespisywał się w barwach warszawskiej Legii, a reprezentacji potrzebny byłofensywny pomocnik z nutką finezji i umiejętnością posłania prostopadłej piłki.

„Perreiro” czarował, zagrał na Mistrzostwach Europy w Austrii i Szwajcarii,gdzie zdobył nawet gola, jednakże po odejściu z drużyny „Wojskowych” w 2009roku jego kariera to prawdziwy zjazd ze stromej góry.

Brazylijczyk z polskim paszportem trafił do AEK Ateny (znowustolica Grecji, może to ona tak negatywnie działa na lisy z Polski). W lidzegreckiej zagrał w ciągu czterech lat w 76 meczach, ale nikogo na kolana niepowalił. Z południa Europy przeprowadził się do Brazylii i do dziś grywa wniższych rodzimych ligach (Guaratinguetá, Comercial FC i Rio Branco).

Nikt już nie pamięta jego nietuzinkowych rozwiązań na boiskui południowoamerykańskiej techniki. Odchodząc do Grecji Roger podjął błędnądecyzję. Ale kto wówczas mógł przypuszczać, że tak potoczą się jego losy?

Pospolite ruszenie naEuro

Nie potrafię znaleźć innego określenia na to, co stało siępo tym, jak światło dzienne ujrzała informacja o tym, że w Polsce odbędą sięMistrzostwa Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Nagle zastępom zawodnikówprzypomniało się, że w którymś pokoleniu są powiązani z naszym krajem, więcwarto byłoby się pokazać szerszej publiczności. A jeszcze coś z tego będzie.

I takdo naszej kadry trafiła armia zagranicznych najemników, którzy rozsławili imięfarbowanych lisów i zagościli na ustach kibiców w Polsce.

Będący wówczas selekcjonerem Franciszek Smuda postanowiłpowierzyć swoją przyszłość przybyszom z zachodnich krajów. Fura, skóra i komórachciałoby się rzec. Jaka była rzeczywistość? Boenisch, Polanski, Perquis iObraniak dostali miejsce w reprezentacji za nic. Mieli zbawić polską jedenastkęna Euro 2012, a jak się okazało ich gra była totalnym nieporozumieniem.

Naturalizowani gracze nie zadomowili się w zespole nadłużej, choć każdy miał swoje pięć minut i po turnieju finałowym o mistrzostwoStarego Kontynentu. Oczywiście, mieli przebłyski, a w klubowej piłce nie razpokazali, że stać ich na naprawdę dobre mecze. Ale w spotkaniach drużynynarodowej wyglądali tak, jakby przyjeżdżali na zgrupowania za karę. Ale nie otym miałem rozważać. Gdzie w tej chwili są ci zawodnicy?

Turecki jasyrObraniaka

Spośród wszystkich naturalizowanych ad hoc zawodników miałchyba największe predyspozycje na to, by stać się gwiazdą. Dziesiątka zprzeglądem pola, uderzeniem z dystansu i fantastycznie ułożoną stopą, zwłaszczaprzy stałych fragmentach gry. Gra w orzełkiem na piersi sprawiła, że z Lilletrafił do Bordeaux, następnie przeniósł się do Werderu Brema.

Im dalej szedł w las, tym było wokół niego coraz ciemniej.Nie dostawał szans na grę, kłócił się z kolegami z drużyny i z reprezentacji, akoniec końców znalazł się w tureckim Rizesporze.

Nie zrobił kariery na miaręumiejętności i talentu, jaki niewątpliwie posiadał. Głównie z powodu swojegociężkiego charakteru. Jego kontrakt z Werderem kończy się za rok, nie ma już jednakszans na to, by znaleźć się w europejskim klubie z prawdziwego zdarzenia…

Niemieckie sitko

Podobnie było z Sebastianem Boenischem. Swego czasu miałszansę na powołanie do reprezentacji Niemiec, wobec perspektywy pewnej gry nalewej obronie w kadrze Polski zdecydował się wybrać występy dla kraju, w którymsię urodził. Na początku robił furorę, później było tylko gorzej.

Gra wdefensywie jest jego zmorą – paradoksalnie, przecież to obrońca… Nie trzymalinii, lewa strona zawsze pozostaje wolna i nawet niewidomy przeciwnik znalazłbytam drogę do bramki rywala.

W listopadzie 2012 roku na zasadzie wolnego transferuprzeniósł się do Bayeru Leverkusen. Nazwa tego klubu w jego przypadku tylkonieźle brzmi – kolejni trenerzy „Aptekarzy” jak ognia wystrzegają sięwystawiania Boenischa w składzie.

Jego umowa z Bayerem obowiązuje do końcaprzyszłego sezonu – albo ją wypełni i odejdzie na wolny transfer, albo zmienipracodawcę już latem i trafi za grosze do niemieckiego średniaka. Ponownieogromny spadek.

Francuski łącznik

31-letni Perquis miał być wybawieniem dla środka liniiobrony reprezentacji prowadzonej przez „Franza” Smudę. Silny jak tur, waleczny,nie bał się grać kontaktowo. Technicznie jednak surowy. I mało zwrotny. Wdrużynie narodowej zaznaczył tylko swoją obecność, niczym szczególnym się niewyróżnił. A powinien, bo miał ku temu pełne pole do popisu.

Co dała mu gra w polskiej reprezentacji? Z Sochaux przeniósłsię do Hiszpanii, do Realu Betis. Tam miał nawet na ramieniu opaskę kapitańską,ale jego ewidentny brak predyspozycji do gry w szybszym i żywszym tempie dawałsię we znaki kolegom z defensywy, którzy coraz częściej musieli godzić się ztraconymi bramkami spowodowanymi niefrasobliwością „Perksińskiego”.

Z Hiszpanii przeprowadził się do Kanady, gra w Toronto FC zSebastianem Giovinco w coraz silniejszej Major League Soccer. To jednak melodiaprzyszłości, w tej chwili Perquis jest bliżej emerytury, aniżeli jakiegokolwieksportowego awansu.

Fenomen Polańskiego?

Przykład Polańskiego pokazuje, że możliwa jest gra przezkilka kolejnych lat na takim samym, przyzwoitym poziomie, zarówno w kadrze, jaki w klubie. Przed reprezentacją, w trakcie przygody z reprezentacją, a także poreprezentacji (chyba nikt nie ma złudzeń, że jeszcze w niej zagra, choć widaćprogres w jego grze) Polański jest niemal identycznym piłkarzem. Wbiało-czerwonej erze grał w Mainz i Hoffenheim, a więc zespołach z podobnejpółki, odgrywając w nich taką samą rolę.

Stanął w miejscu, choć wydaje mi się, że ma jeszcze szansęna pokazanie się w silniejszym klubie niż Hoffenheim. Przede wszystkim jeststabilny, na minus jest brak jakiekolwiek zaskoczenia z jego strony.

Tworzy obraz zawodnika do bólu przewidywalnego, który kręcisię ciągle w okolicach środkowej linii boiska w poszukiwaniu graczy, którymmoże odebrać futbolówkę. Ale poza tym nic więcej. Gra w reprezentacji Polski wjego przypadku ani nic nie pogorszyła, ani też nie poprawiła.

Niepofarbowane lisy

Aby dać Mateuszowi Miazdze pełny przegląd możliwościpostanowiłem przyjrzeć się również zawodnikom, którzy mieli szansę na debiut wdrużynie narodowej Polski, jednakże z różnych powodów do tego nie doszło.Skutki tych decyzji są skrajnie przeciwstawne – niektórzy z nich zrobilimiędzynarodowe kariery i występują w znanych europejskich zespołach, a oniektórych świat już zapomniał i nie chce pamiętać.

Kolumbijczyk zpolskim sercem

Wszyscy kibice pamiętają chyba walkę Lecha Poznań weuropejskich pucharach i niezapomniane emocje związane z meczami przeciwkoManchesterowi City i Juventusowi Turyn. Dyrygentem defensywy „Kolejorza” byłwówczas Manuel Arboleda.

Pomysłodawcą dla jego gry z orzełkiem na piersi byłFranciszek Smuda. Ostatecznie Kolumbijczyk nie otrzymał polskiego obywatelstwana czas, co chyba wpędziło go w depresję, bo dosłownie z każdym następnymmiesiącem był cieniem walecznego i pewnego siebie zawodnika sprzed kilkusezonów.

Znane kluby chciały wykupić go z Poznania, jednakże onczekał na jeszcze lepsze propozycje, by w zeszłym roku opuścić szeregi zespołuz Bułgarskiej na zasadzie wolnego transferu.Do dziś pozostaje bez pracodawcy,co tylko zwiastuje mu zakończenie piłkarskiej kariery. Kto wie, jak potoczyłybysię losy „Mańka”, gdyby udało mu się zagrać w reprezentacji „Franza” Smudy.

Czarodziej z Krakowa

Po przybyciu pod Wawel Maor Melikson porwał niemalże zmiejsca wszystkim sympatyków „Białej Gwiazdy”. Wyszkolony technicznie, miał „gola”,potrafił asystować, rozgrywać piłkę kombinacyjnie, cud, miód i orzeszki.Okazało się, że mama Maora pochodzi z Polski, dlatego też Izraelczyk szybkootrzymał potwierdzenie naszego obywatelstwa. A potem zaczęła się telenowela…

Pomocnik zmieniał decyzję częściej, niż Madonna facetów. Razchciał grać dla Polski, następnie myślał o Izraelu. Koniec końców nic z tegonie wyszło, a po podjęciu decyzji na naszą niekorzyść zdecydował się natransfer do Valenciennes. Początkowo szło mu całkiem nieźle, łącznie rozegrałponad 50 spotkań w Lique 1.

Po nieco ponad roku spędzonym we Francji wrócił do rodzimegoHapoelu Ber Szewa. Wydaje się, że spekulacje dotyczące wyboru przez niego barwnarodowych odbiły się na jego kondycji psychicznej.

Mimo kilku przebłysków, za zachodzie nie przypominałMeliksona, którego znaliśmy z występów dla krakowskiej Wisły. Jestem równieżzdania, że z polskiej ligi byłoby mu zdecydowanie łatwiej wybić się do lepszegozespołu, aniżeli z Ber Szewy.

Nie ma jednak wątpliwości, że był jednym znajbardziej wartościowych obcokrajowców w polskiej lidze i mógł dać wieledobrego naszej reprezentacji.

Goleador z południa

Swego czasu gorącym nazwiskiem w polskich mediach był RobertAcquafresca. Za powołaniem go do kadry, nomen omen ponownie za czasów FranciszkaSmudy, był dzisiejszy prezes PZPN Zbigniew Boniek. Snajper z Włoch szybkojednak podjął decyzję o reprezentowaniu „Squadra Azzurra”.

Mimo wielu występów w młodzieżowych reprezentacjachItalii powołanie z seniorskiej ekipy do niego nie trafiło.

A szkoda, bo gdybypostanowił przyjechać na zgrupowanie „Biało-Czerwonych” przed spotkaniemtowarzyskim z Bułgarią, być może nie zmarnowałby swojego potencjału. A tak aninie zadebiutował w upragnionej kadrze Włoch, ani nie zrobił wielkiej karieryklubowej na miarę swojego talentu.

Od 2008 roku kolejno występował w Interze,Atalancie, Genui (transfer z Mediolanu za.. 10 milionów euro), Cagliari,Bolonii i Levante. Zwiedził południe Europy, by powrócić do Bolonii, w którejto występuje dziś w Serie B. Ale jak spadać, to z wysokiego konia!

I ty możesz zostać zwycięzcą!

W końcu dotarliśmy do zawodnika, któremu brak występów wpolskiej kadrze z pewnością nie zaszkodził. Mowa o Laurent Kościelnym, który zuwagi na swoje pochodzenie bez problemu mógł grać z orzełkiem na piersi. Jegoforma jednak eksplodowała z dnia na dzień – w 2010 roku zamienił Lorient naArsenal i praktycznie z tamtą chwilą temat jego występów w ojczyźnie dziadkówprzestał istnieć.

A szkoda, bo to defensor z najwyższej półki i z powodzeniem mógłbyłatać dziury naszej linii obrony przez kilkanaście lat. Gdyby oczywiście dotego czasu nie osiwiał ze stresu. Tym niemniej decyzja o grze w drużynienarodowej Francji wyszła mu na dobre – do tej pory zagrał dla niej 19 razy.

Życiowa decyzja

Nie ulega więc wątpliwości, że jeśli Mateusz (Matthew, jakjest nazywany za oceanem) zdecyduje się na reprezentowanie swojej drugiejojczyzny, musi liczyć się z tym, że jego kariera może ostro się zahamować.Każdy zawodnik jest jednak inny, a przytoczone przykłady mogą o niczym nieświadczyć. Jeśli rzeczywiście jest klasowym obrońcą, to z pewnością poradzisobie zarówno w Polsce, jak i USA.

Ma dopiero 19 lat i powinien przemyśleć, czy gra – nieukrywajmy tego - trochę na siłę, w naszej reprezentacji wyjdzie mu na dobre.Niestety, ale według mnie taki jest dzisiaj sport z najwyższej półki: młodyzawodnik na początku swojej wielkiej przygody z piłką nożna musi oszacować, comoże przynieść mu wymierny efekt w przyszłości.

Jaki kierunek powinien obrać,by później nie żałować swojej decyzji? Młody obrońca w swoich wypowiedziachpozostaje stonowany – widać, że nie chce zamknąć sobie furtki do występów wjednej lub w drugiej drużynie.

- Czuję się Amerykaninem i Polakiem. Urodziłem się tu, alemoi rodzice pochodzą z Polski, dbamy o polskie tradycje i w domu rozmawiamy popolsku. Ale Ameryka też mi dużo dała – powiedział Miazga.

Selekcjoner Adam Nawałka poważnie rozważa możliwość wysłaniamu powołania na mecze z Gruzją i Grecją w czerwcu. Piłkarz New York Red Bulls przygotowujesię jednak do występu w Mistrzostwach Świata do lat 20 z młodzieżówką USA. 19-latekznajduje się w sferze zainteresowań RB Lipsk. Niewykluczone, że jeśli latemMiazga zmieni klub, temat jego gry dla „Biało-Czerwonych” przestanie byćaktualny. Tak jak w przypadku Kościelnego.