36-latek po kilkunastu latach spędzonych w Europie trafił do chilijskiego Santiago Wanderers, ale jak przyznaje, nie podoba mu się sytuacja w ojczyźnie i zamierza ponownie spróbować swoich sił w Serie A.
- Od kiedy tu wróciłem, każdego dnia przekonywałem się, że system w Chile jest zły - żalił się Pizarro w rozmowie z "La Gazzetta dello Sport".
- Nasza reprezentacja wygrała Copa América, mamy cudowne stadiony, a i tak na mecze potrafi przyjść zaledwie 300 osób. Kluby w ogóle nie zwracają na to uwagi, bo wiedzą, że mogą się utrzymać wyłącznie z praw telewizyjnych. Wróciłem tutaj z miłości do Chile, nie po to, by opuszczać Włochy. Ale to co tutaj zobaczyłem było dla mnie ciosem. Chciałbym być ministrem sportu i coś tu naprawić.
Zanim jednak zawodnik na poważnie zacznie myśleć o polityce, zamierza ponownie sprawdzić się we włoskiej piłce.
- Sama reprezentacja nie może sprawić, że nasz system piłkarski pójdzie do przodu, nie mamy żadnych młodych talentów. To dlatego chcę wrócić do Włoch. Natychmiast, już w styczniowym oknie transferowym. Jestem w dobrej formie jak na 36-latka, nigdy nie miałem poważnych kontuzji i bez cienia arogancji mogę zapewnić pewną jakość, która jest teraz coraz rzadziej spotykana. Szczerze, czuję, że mogę jeszcze grać w wielkim klubie.
Na koniec Chilijczyk wypowiedział się na temat zbliżającego się pojedynki jego byłych zespołów i kto jego zdaniem sięgnie po Scudetto.
- Roma-Inter? Moje serce bije dla "Giallorossich". Ta drużyna i miasto, w którym chciałbym jeszcze mieszkać, na zawsze pozostaną w moim sercu. Ten mecz jest wart czołówki tabeli. Myślę, że rzymianie wygrają 2:1 i sięgną też po mistrzostwo. Inter jakoś mnie nie przekonuje.
Pizarro grał dla Romy w latach 2006-12 i w tym czasie rozegrał 148 spotkań. Znaczną część swojej kariery spędził we Włoszech, do których trafił w 1999 roku.