Niemiecki piłkarz przez ostatni rok zmienił zupełnie swoje nastawienie do pobytu w stolicy Francji. Wcześniej groził pracodawcy, że nie zgodzi się na odejście i wypełni umowę, zgarniając każdy grosz, który się mu należy.
Tymczasem w tamtym roku lewoskrzydłowy lub ofensywny pomocnik podjął decyzję o wypożyczeniu do Benfiki. Oczywiście nie był na tej transakcji straty - Francuzi wzięli na siebie 80 procent wynagrodzenia, a resztę pokryli Portugalczycy.
Po drodze zawodnikowi przytrafił się uraz, w efekcie czego nie mógł zbytnio pomóc nowym kolegom na boisku.
Kiedy Julian Draxler wrócił na Parc des Princes, usłyszał, że jest już niepotrzebny i najlepiej będzie, jak odejdzie. Piłkarz nie pojechał na zagraniczne zgrupowanie zespołu, zamiast tego został oddelegowany do treningów z niechcianymi graczami.
W tej grupie byli Mauro Icardi, Leandro Paredes czy Georginio Wijnaldum. Fakty są jednak takie, że cała trójka już dawno się ulotniła, a Draxler wciąż jest związany z Paris Saint-Germain.
Po zamknięciu okna transferowego w najlepszych ligach europejskich swoje starania o podpis blisko 30-latka zintensyfikowali Katarczycy.
Biorąc to pod uwagę, mistrzowie Francji poprosili o 10-15 milionów euro. W sobotę porozumienie z Al-Ahli SC zostało wypracowane.
Niedługo potem Florian Plettenberg poinformował, że ostatecznie operacja nie dojdzie do skutku. Niemiecki dziennikarz nie przedstawił żadnego powodu takiego obrotu spraw.
Teraz „L’Équipe” wyjaśnia Plettenberga. Według dziennika reprezentant Niemiec wcale nie odrzucił oferty mistrza Kataru, a jedynie poprosił o więcej czasu do namysłu. Wątpliwości pojawiły się bowiem po stronie rodziny mistrza świata z 2014 roku.
Uczestnik mundialu w 2018 roku na swoim koncie ma 198 występów w koszulce PSG. W tym czasie zdobył 26 bramek i zanotował 41 asyst.