Na Bliskim Wschodzie nieustannie toczą się walki, a konflikt zbrojny może mieć teraz duży wpływ na europejską piłkę nożną. Tureckie wojska zaatakowały syryjskich Kurdów, co odbiło się szerokim echem na arenie międzynarodowej, a w dalszej konsekwencji wywołało sporo dyskusji na temat finału Ligi Mistrzów w 2020 roku.
Ten ma zostać rozegrany na Stadionie Olimpijskim im. Atatürka w Stambule. Do tej pory wydawało się, że to świetna arena zmagań, bowiem pamięta legendarny już finał z 2005 roku, kiedy to Liverpool odrobił trzybramkową stratę do Milanu i wygrał po rzutach karnych. W związku z obecną sytuacją polityczną wiele się jednak zmieniło i między innymi włoski minister sportu apelował do UEFA, by poważnie rozważyć odebranie Turcji finału tak istotnych dla światowego sportu rozgrywek.
„Musimy się zastanowić czy to aby na pewno słuszne, by to Turcja organizowała finał w związku z poważnymi działaniami przeciwko kurdyjskiej ludności cywilnej. Musimy podjąć odważną decyzję, by pokazać po raz kolejny, że futbol to narzędzie pokoju” - napisał Vincenzo Spadafora do prezydenta UEFA, Aleksandra Čeferina.
Wiceprezydent UEFA, Michele Uva, potwierdził już, że Stambuł może czuć obawy przed potencjalnym odebraniem finału.
- Będziemy robić to, co do nas należy w ramach naszej autonomii oraz niezależności sportu. To oczywiste, że nie możemy zastąpić takich struktur jak ONZ, Unia Europejska, Stany Zjednoczone, jednostki dyplomatyczne, ambasadorów i innych instytucji politycznych - stwierdził w rozmowie z „Tuttomercatoweb”.
- To UEFA podejmie decyzję na podstawie ustaleń z Komitetem Wykonawczym oraz prezydentem.
Dodajmy, że podczas zakończonej przerwy reprezentacyjnej tureccy piłkarze wyrazili wsparcie dla swoich wojsk, wykonując cieszynki z wojskowym salutem.