Choć o powstaniu takiego tworu jak Superliga było omawiane przy wielu okazjach w ostatnich latach, to kiedy w końcu kluby zdecydowały się na konkretne ruchy w tym temacie, było to zaskoczeniem dla wielu. Oficjalny komunikat wywołał wiele kontrowersji, a w Anglii doszło nawet do tego, że w ramach protestu kibice wyszli na ulice. Swój pomysł na sprzeciwienie się projektowi miał również Bruno Fernandes.
Portugalczyk był jedną z największych gwiazd, która otwarcie sprzeciwiła się powstaniu Superligi, wrzucając choćby w mediach społecznościowych komentarze, iż „marzeń nie da się kupić”.
Według „The Athletic” w biurach na Old Trafford było naprawdę gorąco, ponieważ zawodnik był gotów nawet odejść.
Były gracz Sportingu miał rozmawiać z dyrektorem Edem Woodwardem i otwarcie zarzucał mu, iż traktuje piłkarzy jak dzieci i swoje asy w talii. Zagroził przy tym, że jeśli „Czerwone Diabły” nie wycofają się z Superligi, on złoży żądanie transferu.
Fernandesowi najbardziej przeszkadzała wizja inkluzywnych rozgrywek, które w tamtym czasie miały zakładać stały udział 15 ekip i dopuszczanie do gry pozostałych pięciu w zależności od aktualnych rezultatów. W małym buncie zawodnika miał wspierać między innymi Luke Shaw, który również sprzeciwiał się pomysłowi gry w Superlidze.
Aktualnie w projekcie w teorii pozostały tylko trzy zespoły (Real Madryt, FC Barcelona oraz Juventus FC), które nadal pracują nad udoskonaleniem pomysłu. Po wysłuchaniu wszelkich zarzutów ze strony krytyków, na ten moment proponowany jest model dwupoziomowych rozgrywek po 20 drużyn z systemem awansów i spadków.
Inauguracja rozgrywek została jednak odroczona ze względu na wycofanie się większości zainteresowanych ekip.