24-letni pomocnik przed obecnym sezonem liczył, że w końcu będzie mógł zaistnieć w pierwszym zespole i wyrośnie na pierwszoplanową postać w zespole. Gdy szkoleniowcem Realu Madryt został Santiago Solari, a kontuzji doznał Casemiro, Hiszpan mógł poczuć się jak zawodnik podstawowego składu.
Wówczas zebrał znakomite recenzje i był jednym z najlepszych graczy podczas klubowych mistrzostw świata, które ostatecznie „Królewscy” wygrali. Gdy wszystko zmierzało w odpowiednim kierunku, byłemu młodzieżowemu reprezentantowi „La Furia Roja” przytrafił się uraz przywodziciela. Pech chciał, że po kilku dniach przywodziciel po raz kolejny dał o sobie znać. Tym samym defensywny pomocnik nie mógł zaprezentować w pełni swoich umiejętności. Summa summarum wrócił do zdrowia w końcówce sezonu i zdążył już dwukrotnie pojawić się w składzie madrytczyków.
Pomimo tego Marcos Llorente już nawet się nie łudzi, że uda mu się zatryumfować na Santiago Bernabéu. To efekt powrotu Zinédine’a Zidane’a. Tego samego, który latem 2017 roku zablokował jego przeprowadzkę do Sevilli.
Minęły dwa lata, a zainteresowanie ze strony andaluzyjskiej ekipy powróciło. Tym samym to już drugi klub z Hiszpanii, który chce mieć u siebie 24-latka. Wcześniej gracz trafił na radary Atlético Madryt (więcej - tutaj). Pomimo tego wydaje się, że władze Realu Madryt chętniej oddałyby swojego wychowanka na Ramón Sánchez Pizjuán. Na ten moment w grę wchodzić ma wypożyczenie. Warto dodać, że Hiszpan ma także dwie oferty wyjazdu poza granicę kraju. Najprawdopodobniej do Anglii.
W związku z tym trudno przypuszczać, aby Marcos Llorente pozostał w Realu Madryt na kolejny sezon.
Jego liczby z obecnej kampanii to 15 meczów i dwa gole.