Niestety polski "transfer deadline day" w praktyce nie istnieje. W Ekstraklasie nie przeprowadza się wielu transferów gotówkowych, a już na pewno nie na ostatnią chwilę. Większość z nich jest dogadywana jeszcze przed oficjalnym startem okna, by w jego trakcie jedynie przerejestrować przeprowadzającego się zawodnika.
Zdecydowanie największym transferem zimowego okna 2015 okazał się ten Michała Masłowskiego z Zawiszy Bydgoszcz do Legii Warszawa. Według nieoficjalnych informacji kwota mogła zamknąć się nawet w 800 tysiącach euro, co oznaczałoby jedną z największych transakcji między polskimi klubami w historii. Zresztą drugi gotówkowy transfer Legii też nie był mały - Arkadiusz Malarz miał kosztować nawet 125 tysięcy euro. "Wojskowi" za sprawą Miroslava Radovicia i Krystiana Bielika zimą jednak przede wszystkim zarabiali.
Inne kluby, w których nie ma problemów finansowych, również nie próżnowały. Lech sfinalizował stałą przeprowadzkę Darko Jevticia i kupił Tamása Kádára (łącznie ponad 700 tysięcy euro). Lechia dopięła swojego największego celu - Sebastian Mila wrócił na Pomorze za około 370 tysięcy euro. Zdecydowanie więcej gotówki powinno krążyć w Ekstraklasie w letnim oknie - czasu będzie więcej, a ruchy w trakcie przerwy międzysezonowej uznaje się za bardziej rozsądne.
***
Mamy nadzieję, że ostatniego dnia zimowego okna dojdzie do jednego-dwóch transferów wartych uwagi. To i tak byłoby dużo.
***
Zostaje ulubiony polski sposób przeprowadzania transferów, czyli dotyczący zawodników bez obowiązującej umowy. By wzmocnić klub polskiej ligi do końca marca, taki piłkarz musi rozwiązać aktualny kontrakt najpóźniej dzisiaj, czyli ostatniego dnia trwającego okna. Potem pozostanie już tylko wzmacnianie się przedstawicielami własnych rezerw i juniorów.