„Blaugrana” w Pucharze Hiszpanii trafiła na „Los Blancos”. Z odwiecznym rywalem przyszło się jej zmierzyć bez Roberta Lewandowskiego czy Ousmane’a Dembélé.
Koniec końców szkoleniowiec katalońskiej ekipy zdecydował się na manewr z wystawieniem jedenastki bez klasycznego napastnika. Początkowo nie zapowiadało to niczego dobrego.
Lider tabeli LaLigi został zdominowany przez podopiecznych Carlo Ancelottiego, którzy jednak nie potrafili skutecznie zagrozić bramce. W międzyczasie sami stracili gola.
Po wypadzie w pole karne Francka Kessié’ego ostatecznie trafienie zapisano Éderowi Militão.
Jak się okazało, była to jedyna bramka tego wieczoru.
To, co rzucało się w oczy, to gra FC Barcelona w stylu niepasującym do zespołu słynącego z wymiany podań, utrzymywania się przy piłce i wymiany pozycji, czyli tiki-taki.
Gdy zawody dobiegły końca, więcej mówiło się o tym, jak prezentowali się podopieczni Xaviego.
Mając to na uwadze, trener postanowił zabrać głos, stając w obronie swoich zawodników.
– Widzę, że nastąpiło poruszenie. FC Barcelona to najtrudniejszy klub na świecie, pokonujesz Real Madryt 1:0 i nie jest to przekonujące, a jeśli jest odwrotnie, to jest to narodowe święto – rzekł na konferencji prasowej.
– Powiedziałem to w zeszłym roku i dostałem kopa w tyłek. W Barcelonie musisz wygrywać i przekonywać, i to jest nasz cel. Ale rywale to panujący mistrzowie LaLigi i Ligi Mistrzów, a jeśli wywierają na ciebie presję, to jest to trudne. To kwestia zrozumienia futbolu. Mówienie o posiadaniu piłki, kiedy grają z tobą jeden na jeden, jest absurdalne. Nie ustawiliśmy się na połowie Barcelony, aby być w niskim bloku obronnym, to Real Madryt nas tam umieścił. Taki jest futbol – zauważył.
„Duma Katalonii” z Real Madryt zmierzy się ponownie 19 marca. Już dzisiaj jej formę sprawdzi Valencia.