"50+1 Regel", czyli dlaczego w Niemczech nie ma egzotycznych właścicieli
2013-05-21 20:10:21; Aktualizacja: 11 lat temu Fot. Transfery.info
Egzotyczni właściciele klubów to rzecz coraz bardziej powszechna. Obecność multimiliarderów w Anglii, Francji i Hiszpanii nikogo już nie dziwi. Pewnie wielu z Was zastanawia się, czemu nie ma ich w Niemczech. Odpowiedź jest prosta - 50+1!
Władze niemieckiej piłki w porę zdążyły zareagować na coraz śmielsze inwestowanie bogaczy w europejskie kluby. Chelsea Londyn, Manchester City, Paris-Saint Germain, Malaga CF, Portsmouth FC czy AS Monaco to przykłady klubów, które zarządzane są przez prywatnego właściciela. Wśród takich drużyn nie ma szans na znalezienie niemieckiej nazwy. A wszystko dzięki zasadzie 50+1.
Podstawowym celem tej reguły jest chronienie interesów klubów sportowych. Niemieckie władze nie chcą dopuścić, aby duże przedsiębiorstwa lub prywatni inwestorzy mogli przejąć całkowitą kontrolę nad klubami. Zasada jest więc jasna i klarowna - jeżeli klub chce dostać licencję na grę w niemieckiej lidze to jego udziały w całej spółce muszą wynosić minimum 51%.
Całą sytuację można przedstawić bardzo łatwo. Wyobraźmy sobie, że do jednego z niemieckich klubów przychodzi bardzo bogaty pan Ahmed z Kataru. Pan Ahmed marzy o zbudowania zespołu marzeń, który w Bundeslidze będzie mógł jak równy z równym walczyć z Bayernem Monachium czy Borussią Dortmund. Z biegiem czasu klub sympatycznego Katarczyka ma rozpocząć szturm w Lidze Mistrzów. Niestety, ten piękny plan pana Ahmeda ginie już w zarodku. Oczywiście, przykładowy szejk może kupić klub dla siebie jednak jedyne rozgrywki w jakich będzie mógł brać udział to turnieje dzikich drużyn, czy też ligi międzyosiedlowe.
Nie oznacza to jednak, że nie mamy w Niemczech wyjatków. Chodzi tu o dwa kluby pierwszej Bundesligi - Bayer Leverkusen i VfL Wolfsburg. "Aptekarze" to klub, który w całości należy do znanej na całym świecie firmy farmaceutycznej. Podobnie jest z drużyną z Wolfsburga, która należy do Volkswagena. Oba kluby zostały jednak dopuszczone do rozgrywek przez DFB ze względu na to, że obie firmy już od wielu lat są w absolutnym posiadaniu drużyn. Dzisiaj przejęcie przez jakąkolwiek firmę któregoś z klubów Bundesligi na takich samych zasadach jak robią to Bayer i Volkswagen jest niemożliwe.
Nie oznacza to jednak, że zasada 50+1 nie jest bez wad. Przykładem może być TSG 1899 Hoffenheim, którego kapitał całej spółki jest w 96% dostarczany przez Dietmera Hoppa. Nie zmienia to jednak faktu, że 51% udziałów należy do klubu, natomiast cała reszta do prywatnego inwestora. Podobnie ma się sprawa z TSV 1860 Monachium, którego 60% inwestycji pochodzi od jordańskiego bogacza Hasana Ismaika. Ismaik, podobnie jak Hopp, posiada jednak tylko 49% udziałów w całej spółce.
Wzorem finansowym, a ostatnio też sportowym, dla wielu klubów na świecie jest Bayern Monachium. Rekordowy mistrz Niemiec to prawdziwa maszynka do zarabiania pieniędzy. Gigant z Bawarii od wielu lat notuje dodatnie bilanse finansowe, co powoduje, że jest nie tylko potężnym klubem, ale i przedsiębiorstwem. Udział klubu w całej spółce jaką jest Bayern wynosi 81,8%, resztą po połowie dzielą się dwaj główni sponsorzy Bawarczyków Audi i Adidas.
Przykład Bayernu różni się od wielu innych niemieckich drużyn. Warto zaznaczyć, że zdecydowana większość klubów posiada 100% udziałów. Na podobnych zasadach jak Bawarczycy działa chociażby Eintracht Frankfurt (68%) czy FC Ingolstadt (81%).
Bundesliga to obecnie najzdrowsza liga świata pod względem finansowym. Problemy z wypłatami jakie mają miejsce choćby w Hiszpanii to w Niemczech rzecz nie do pomyślenia. Jednym z powodów dla takiego stanu rzeczy jest na pewno zasada 50+1. Nie możemy zapominać również o wpływach z praw telewizyjnych, które w Niemczech dzielone są jak najbardziej solidarnie i sprawiedliwie. Oczywistym jest, że Bayern czy Borussia dostają takowych pieniędzy najwięcej, jednak dysproporcja między tymi największymi a najmniejszymi jest zdecydowanie mniejsza niż choćby ta jaka ma miejsce w Anglii czy Hiszpanii.
Sprawa prywatnych inwestorów w europejskich klubach jest wielkim polem do dyskusji. Z jednej strony mamy wzory prowadzenia takich drużyn jak Manchester City czy Chelsea Londyn. Z drugiej należy pamiętać, że w takich wypadkach kluby są "zabawką" w rękach bogaczy o czym boleśnie przekonała się hiszpańska Malaga czy Portsmouth.
I to właśnie powyższe przykłady są idealną reklamą dla zasady 50+1. W Niemczech nie ma szans, że klub stanie na skraju bankructwa tylko dlatego, że właściciel zrezygnuje z finansowania. Dodatkowym atutem reguły jest fakt, iż w Bundeslidze panuje zdrowa konkurencja. Na sukces każdy klub musi ciężko zapracować, a nie liczyć, że ktoś z zewnątrz da niewyobrażalną sumę pieniędzy i z miejsca rozpocznie szturm o czołowe miejsce w rozgrywkach ligowych i międzynarodowych (AS Monaco czy PSG).