ANALIZA: Nowa miotła nie pomogła, derby na remis
2014-11-25 00:37:31; Aktualizacja: 9 lat temu Fot. Transfery.info
Derby Mediolanu tym razem bez zwycięzcy. Milan zremisował z Interem 1:1.
USTAWIENIA
Filippo Inzaghi zrezygnował w derbach ze stosowanego najczęściej w tym sezonie ustawienia 1-4-3-3 na rzecz 1-4-4-1-1. Szkoleniowiec Milanu stwierdził w ubiegłym tygodniu, że zamiana trenera w Interze jest dlań dosyć niekorzystna, gdyż oznaczało to konieczność weryfikacji taktyki oraz ustawienia przygotowanych na spotkanie derbowe, a uwzględniających rywali zestawionych w system 1-3-5-2 stosowany przez Waltera Mazzarriego. Przejście z 1-3-5-2 na 1-4-3-1-2 (de facto jest to wariant 1-4-4-2, które w fazie obrony przybiera postać 1-4-5-1), trenowane przez Inter w mikrocyklu poprzedzającym derby, wymagało od Inzaghiego rozważenia przede wszystkim następujących kwestii:
a) sytuacji na skrzydłach - w porównaniu z 1-3-5-2, odpowiedzialność za flanki nie spoczywa już na jednym graczu, a każde ze skrzydeł zabezpiecza po dwóch graczy;
b) przewagi liczebnej Intery w drugiej linii - przy konfrontacji 1-4-3-3 oraz 1-4-3-1-2, zakładając głęboko operującego defensywnymego pomocnika i angażujących się w fazę ataku obu bocznych obrońców, Inter, który w fazie obrony przechodził na 1-4-5-1, miałby i tak przewagę liczebną w linii pomocy (5na4). W tym zwłaszcza upatrywałbym przyczyny zmiany systemu na 1-4-1-1 - jeden zawodnik "ekstra" wzmocnić Milan w tej strefie, nie pozwolić Interowi na przejęcie kontroli nad środkiem (choć i tak do tego doszło).
W bramce stanął Lopez. Linia obrony to: De Sciglio, Zapata, Mexes i Rami. Przed nimi dwaj defensywni pomocnicy, Muntari i Essien, odpowiedzialni za rozbijanie ataków Interu już na granicy strefy ataku i zabezpieczenie środka pola. Trzeba też odnotować, że znacznie więcej obowiązków w defensywie miał ten pierwszy, drugi zaś zdecydowanie częściej brał udział w konstruowaniu akcji ofensywnych na połowie Interu. Na skrzydłach El Shaarawy oraz Bonaventura. Na pozycji cofniętego napastnika, za plecami Torresa, operował Menez. Francuz nominalnie ustawiony był w strefie środkowej, ale chętnie schodził na obie flanki (częściej na lewą), często też wklejał się w pierwszą linię.
W swym pierwszym meczu po powrocie do Interu, Roberto Mancini, jak wspomniano, zdecydował się na ustawienie 1-4-3-1-2. Tym samym mediolańczycy po raz pierwszy od maja 2013 r., gdy szkoleniowcem był jeszcze Andrea Stramaccioni, rozpoczęli oficjalne spotkanie z cztereoosobową formacją obronną.
W bramce Handanović. Linię defensywną stworzyli Dodo, Jesus, Ranocchia oraz Nagatomo. Przed nimi operowało trzech środkowych pomocników: ustawiony najgłębiej, na pozycji holding midfielder, kierujący poczynaniami drugiej linii Kuzmanović. Po jego lewej stronie Obi, zaś po prawej Guarin. Najbardziej wysuniętym graczem drugiej linii miał być Kovacić. Duet napastników to Palacio i Icardi. Tak to miało wyglądać na papierze, bowiem na murawie San Siro oglądaliśmy coś zgoła innego: Mancini przesunął Kovacicia i Palacio na skrzydła, odpowiednio lewe i prawe, Icardi operował zaś samotnie na "9", pozbawiony bezpośredniego wsparcia ze strony ofensywnego pomocnika. Zamiast więc 1-4-3-1-2 było 1-4-1-4-1 i, trzeba przyznać, mała niespodzianka "na dzień dobry" ze strony Manciniego.
OBRAZ I PRZEBIEG MECZU
INTERU ZNÓW Z CZWÓRKĄ OBROŃCÓW
Goście w fazie obrony przechodzili na ustawienie 1-4-5-1. Bocznym obrońcom, Dodo i Nagatomo, pomagali odpowiednio Kovacić oraz Palacio, a nawet jeszcze Obi i Guarin, tworząc w ten sposób przewagę 3na2 lub odpowiadajac w ten sposób na próbę stworzenia przewagi liczebnej przez zawodników Milanu. To istotna zmiana w stosunku do kadencji Mazzarriego, kiedy to wahadłowi często byli pozostawiani sami sobie, bez dostatecznego wsparcia przeciwko, zazwyczaj, dwóm rywalom.
Na powyższym ujęciu widzimy ustawienie Interu w fazie obrony. Poczynaniami w defensywie dowodzi ustawiony najgłębiej z pomocników Kuzmanović. Na skrzydłach mamy sytuacje 2na2, Torres ma przeciwko sobie dwóch środkowych obrońców, Kuzmanović zaś musi uwazać na ustawionego pomiędzy liniami Meneza.
Inter stosował ofensywny pressing, naciskając piłkarzy Milanu w okolicach linii środkowej i utrudniając w ten sposób wprowadzenie piłki na własną połową i – w rezultacie – zawiązanie ataku pozycyjnego poprzez serię krótkich podań. To właśnie w dużym stopniu dzięki pressingowi środkowych pomocników, a zwłaszcza Kuzmanovicia, Icardi znalazł się w sytuacji 1na1 z Lopezem (inna sprawa, że swój udział miał też Muntari, który z niewiadomych przyczyn zagrywał przez środek do Ramiego zamiast do najbliższego i niekrytego Zapaty). Z kolei pressing ultraofensywny był z rzadka stosowany przez czarno-niebieskich, do tego w większości przypadków niezorganizowany, wobec czego Milan nie miał z nim większych problemów.
Mancini, jak wspomniano, wrócił do czteroosobowej linii defensywnej. Ta zmiana była dla zawodników łatwiejsza do przyswojenia niż stosowana przez Mazzarriego linia trzyosobowa, co było widać choćby po problemach Vidicia z odnalezieniem się w tym systemie po transferze z Manchesteru United. W derbach czteroosobowa defensywa wypadła nieźle, choć nie ustrzegła się błędów. Największy wiąże się oczywiście z bramką Meneza na 1:0.
Z powyższego materiału płyną następujące wnioski: (i) oczywiście, akcja bramkowa zaczęła się od straty Obiego, ale to dopiero błędy popełnione w jej trakcie doprowadziły do utraty bramki; (ii) nikt nie zaasekurował Ranocchi, który – wydaje się, że niepotrzebnie, gdyż za El Shaarawym wracał Nagatomo, a ponadto środkowy obrońca nie powinien schodzić aż pod linię boczną – zajął miejsce Nagatomo; nie było ponadto przesunięcia Jesusa i Dodo bliżej środka, w lukę po kapitanie; (iii) Jesus niepotrzebnie wyszedł ze swojej strefy, ponieważ przy Essienie był wracający Ranocchia; (iv) Nagatomo w decydującym momencie akcji zamiast zostać przy Menezie, zostawił Francuza i przesunął się do prawej strony, mimo że El Shaarawy już niemal dośrodkowywał; (v) w momencie uderzenia Meneza, nie było przy nim obu środkowych obrońców Interu.
Defensywa Interu popełniła jeszcze jeden tak poważny błąd, gdy w drugiej połowie El Shaarawy urwał się Jesusowi i w sytuacji 1na1 z Handanoviciem uderzył w poprzeczkę. Co istotne, w tej akcji środkowi obrońcy nie byli w należyty sposób asekurowani, zostając 2na2 z El Shaarawym właśnie i Menezem. Milan starał się też wykorzystywać ofensywne usposobienie Dodo i Nagatomo i posyłać piłki za ich plecy. Inter zdołal sobie jednak z tym poradzić dzięki asekuracji przez środkowych pomocników, a także Kovacicia i Palacio.
SKRZYDŁA MILANU, CZYLI ILOŚĆ, NIE JAKOŚĆ
Środkowy pas boiska był przez Inter szczelnie zamknięty. Goście mieli w tej strefie zawsze trzech graczy operujących przed duetem środkowych obrońców. Oznaczało to, że Torres musiał radzić sobie z dwoma przeciwnikami, natomiast Essien i Menez, pozbawieni wszak wsparcia ze strony trzymającego się środkowych obrońców Muntariego, mieli przeciwko sobie aż trzech graczy. Milan unikał więc w fazie ataku konstruowania akcji z wykorzystaniem środka (jedynie 14% wszystkich akcji!), skupiając się przede wszystkim na wyprowadzaniu ataków flankami (odpowiednio 41% i 45% ataków lewą i prawą). W ten właśnie sposób, po akcji skrzydłem, Menez zdobył bramkę na 1:0.
Na powyższej infografice widzimy, w jaki sposób Milan stwarzał sytuacje bramkowe. Z tych, które kończyły się zagraniem w pole karne (łącznie były ich cztery), dwie stanowiły efekt celnych dośrodkowań, zaś jedna – krótkiego podania z prawego skrzydła. Niemniej jednak, należy zauważyć, że powyższe dośrodkowania były jedynymi celnymi w pole karne w wykonaniu gospodarzy przez cały mecz. Ogółem – 4/21.
Tyle tylko, że na tychże skrzydłach brakowało nieco jakości. Nie dali jej w final third ani De Sciglio, ani tym bardziej nominalny środkowy obrońca Rami.
Niewiele lepiej było w przypadku El Shaarawy'ego i Bonaventury (nieco lepiej wyglądał Honda, ale grał dosyć krótko).
4-3-1-2 CZY 4-1-4-1? GDZIE JEST KOVACIĆ?
Przechodząc do Interu, to w fazie ataku jeszcze do pewnego stopnia przypominał drużynę prowadzoną przez Mazzarriego. Na konferencji prasowej po oficjalnej prezentacji, Mancini przestrzegał, że, owszem dojdzie do zmiany ustawienia oraz – szerzej – taktyki, ale proces ten wymaga czasu i nie należy spodziewać się natychmiastowych efektów. Pomimo więc odejścia od tak krytykowanego systemy 1-3-5-2, część problemów trapiących drużynę w defensywie pozostała. W niedzielę Inter znów miał problemy z rozegraniem futbolówki w strefie ataku oraz z liczbą i jakością dośrodkowań.
Zacznijmy jednak od czego innego. Inter zaimponował w derbach w dwóch elementach. Po pierwsze, w fazie ataku podopieczni Manciniego ograniczyli do absolutnego minimum grę długimi podaniami, konstruując akcje za pomocą serii krótkich zagrań (średnio na serie składało się pięć podań). Długie podania stanowiły jedynie 16% wszystkich podań (31 prób przy 479 ogółem, celność na poziomie 45%). Po drugie, ogólny odsetek celnych podań wyniósł 87% (418/479), zaś krótkich podań – aż 90% (404/448). Na tle Milanu goście prezentowali się znacznie korzystniej, gdy znajdowali się w posiadaniu piłki.
Na tym jednak pochwały należy zakończyć. Bo choć rozegranie piłki w strefie obrony oraz w middle third wyglądały bardzo dobrze, to już w final third było z tym dużo gorzej. Jak widzimy na powyższej infografice, interiści przede wszystkim posyłali podania ze środka do boku, na flanki, by po chwili nastąpiło podanie wsteczne. W większości przypadków nie wiązało się to z zyskaniem terenu, stworzeniem przewagi liczebnej lub wykreowaniem dobrej pozycji do dośrodkowania lub ścięcia do środka w polu karnym. Zabrakło tu rozegrania w strefie środkowej, szybkiej wymiany podań zwieńczonej prostopadłym zagraniem przez linię obrony Milanu. Tak, jak choćby robił to na San Siro Juventus, kiedy zwyciężył 1:0 po bramce Teveza, raz po raz próbując podań penetrujących formację defensywną gospodarzy. Przyczyny można upatrywać w osobie Kovacicia. Chorwat miał być kluczowy dla ofensywnych poczynań Interu – jak wspomniano, dla Manciniego 20-latek to trequartista, a nie żadna tam „8” – tymczasem długie fragmenty meczu spędzał na lewym skrzydle. Stamtąd rzeczywiście starał się schodzić do środka i napędzać akcje czarno-niebieskich, ale zanim znalazł się w strefie środkowej, 20-25 metrów od bramki Lopeza, musiał albo sam przedryblować kilku rywali, albo liczyć na dokładną i tempo wymianę piłki na jeden kontakt. A tego, jak pokazuje powyższa infografika, w pasie środkowym Interowi brakowało. To z kolei przełożyło się na ledwie dwa celne (!) podania wprowadzające w pole karne.
Po lewej stronie, podania otrzymane przez Kovacicia. Można zapytać, w jaki sposób Kovacić – otrzymawszy podanie w tym sektorze boiska – miał kreować kolegom sytuacje bramkowe? Odpowiedź przynosi nam grafika z prawej strony, obrazująca podania Kovacicia w final third. Aż cztery do tyłu, żadnego celnego w pole karne, ani jednego podania posłanego ze strefy największego zagrożenia. Gdy zaś już Kovavić już w niej się znalazł, nie dostawał podań od kolegów.
Podobnie było z Palacio, który zamiast operować w poziomie z Icardim lub nieco cofnięty, za plecami, trzymał się prawego skrzydła.
Na powyższej infografice widać, że Palacio operował w prawym korytarzu boiska. Jego średnia pozycja niemalże nakładała się na pozycję Nagatomo, do tego często do tej strony schodził także Guarin. Zwróćmy także uwagę na to, jak głęboko grał w niedzielę Palacio – zdecydowanie za daleko od bramki Lopeza.
Tym samym, papierowe 1-4-3-1-2 w praktyce często funkcjonowało jako 1-4-1-4-1, z Kovaciciem i Palacio na skrzydłach, dziurą za plecami Icardiego i brakiem ustawionego za nim kreatora/rozgrywającego.
Co również wymaga odnotowania, to zagęszczenie przez Inter obu flanek. Rzadko widzieliśmy jednak rozegranie w trójkącie, mające na celu otwarcia bocznego korytarza lub szybkie ścięcie do środka. Goście natomiast mieli niekiedy na skrzydle aż trzech graczy, ale ustawionych niemalże w linii.
Obi, Dodo i Kovacić praktycznie w pionie. Dzięki zejściu do boku jednego Chorwata, jeden z graczy Milanu musiał za nim zejść, co tworzyło miejsce w środku. Tam jednak, w przestrzeń za plecami Icardiego nie wchodził ani Guarin, ani Palacio.
PODSUMOWANIE
Derby Mediolanu, mimo wszystko, ponownie rozczarowały. Choć początek spotkania można było brać wziąć za naprawdę niezły prognostyk, to postawa obu drużyn w ofensywie jedynie potwierdziła trend spadającego prestiżu tego spotkania.
Po tym, jak Milan wyszedł na prowadzenie i do końca pierwszej połowy miał optyczną przewagę, wydawało się, że po przerwie podopieczni Inzaghiego co najmniej utrzymają korzystny dlań wynik. Gospodarze jednak cofnęli się, czym tylko zachęcili Inter do częstszych i bardziej zdecydowanych ataków. Przez cały mecz bronili się jednak na tyle mądrze, że - wyjąwszy błąd Muntariego - Inter miał tylko jedną stuprocentową sytuację bramkową.
Z kolei czarno-niebiescy, pomimo zmiany na ławce trenerskiej, nadal borykali się z tą samą bolączką, czyli kreowaniem sytuacji bramkowych i rozegraniem ataku pozycyjnego w final third. Na plus można zaliczyć Manciniemu z pewnością lepszą postawę zespołu w posiadaniu piłki i w miarę solidną defensywę, natomiast może budzić wątpliwość sens przesunięcia na skrzydła Kovacicia i Palacio, tym samym pozbawienie zespołu istotnej części jego siły ofensywnej przez ustawienie obu graczy na nie swoich pozycjach i minimalizację ich wpływu na tworzenie sytuacji bramkowych. Palacio stworzył ledwie jedną, zaś Kovacić, który do tego weekendu wykreował ich najwięcej spośród wszystkich graczy pięciu najlepszych lig europejskich - zero. Zero, Panie Mancicni.
MATEUSZ JAWORSKI