Ansu Fati: Kataloński klejnot o dwóch twarzach

2019-09-15 17:28:52; Aktualizacja: 5 lat temu
Ansu Fati: Kataloński klejnot o dwóch twarzach Fot. Lionel Messi [Instagram] | FC Barcelona
Piotr Przyborowski
Piotr Przyborowski Źródło: Transfery.info

Jeszcze przed sezonem wielu kibiców Barcelony zastanawiało się, jak Ernesto Valverde pomieści cały gwiazdorski atak „Dumy Katalonii”. Wtedy pewnie żaden z nich nawet nie przypuszczał, że z piłkarzy ofensywnych „Blaugrany” najwięcej pochwał odbierać będzie… 16-letni Ansu Fati.

Wychowanek La Masii bez kompleksów wdarł się do pierwszej drużyny Katalończyków i wcale nie jest powiedziane, by nie miał w niej zagrzać miejsca na nieco dłużej.

Skazany na futbol

- Kiedy dowiedzieliśmy się, że będzie trenował z pierwszą drużyną Barcelony, wszyscy w domu zaczęliśmy płakać. Oczywiście ze szczęścia. O co więcej może poprosić ojciec? – przyznał Bori Fati, ojciec Ansu, pod koniec sierpnia na antenie Onda Cero.

Był 2002 rok. Hiszpania po olbrzymich kontrowersjach odpada z mundialu, przegrywając w ćwierćfinale z gospodarzami, Koreą Południową. Kilka miesięcy później, pod koniec października, rodzi się mały Ansu. Na świat przychodzi w Gwinei Bissau – kraju, którego reprezentacja wówczas zajmowała 177. miejsce w rankingu FIFA, za takimi potęgami jak Chińskie Tajpej, Samoa czy Wyspy Dziewicze.

Nie dziwi więc, że głowa rodziny i sam również były piłkarz Bori zdecydował się na przeprowadzkę do Europy. Szczególnie, że już jego starszy syn, Braima wykazywał smykałkę do futbolu. Wtedy ojciec nie wiedział jednak jeszcze o nadzwyczajnych zdolnościach swojego młodszego potomka.

- Ansu do Hiszpanii trafił, gdy miał sześć lat. Ja przyjechałem tu nieco wcześniej i nie wiedziałem, że gra w piłkę. Wszyscy mówili mi, że nie mam pojęcia, jak dobry jest mój syn. Kręcił te piruety z piłką wokół wszystkich – opowiada, cytowany przez oficjalną stronę UEFA.

Rodzina Fati ostatecznie wylądowała w Herrerze, około 120 kilometrów na wschód od Sewilli. Ansu w samym centrum Andaluzji czuł się świetnie. Swoje pierwsze poważniejsze kroki w futbolu postawił w lokalnym CDF Herrera, zanim przeniósł się do akademii Sevilli. W niej już wtedy trenował Braima.

To nie był ostatni raz, kiedy młodszy z braci powędrował za starszym. Podobnie stało się, gdy obaj chłopcy trafili do stolicy Katalonii. Najpierw na Camp Nou, bo w latem 2011 roku, wylądował występujący na pozycji ofensywnego pomocnika Braima. Ansu dołączył do niego dopiero rok później. Wybrał Barcelonę, choć mocno zabiegał też o niego Real Madryt.

- Królewscy przedstawili mojemu synowi naprawdę dobrą ofertę. Wtedy jednak przyjechał do nas Albert Puig (ówczesny dyrektor La Masii – przyp. red.) i przedstawił wizję, która nas oczarowała – mówił ostatnio na łamach katalońskiego „Sportu” ojciec Ansu.

W Barcelonie ostatecznie wylądowali wszyscy synowie z rodu Fati. Braima od dwóch sezonów rzucany jest na wypożyczenia z rezerw Barcelony, a obecnie reprezentuje barwy Calahorry w Segunda División B. Z kolei Miguel, czyli najmłodszy z braci występuje w tej samej drużynie młodzieżowej co… Thiago, syn Leo Messiego.

Valverde nie miał wyjścia

Ansu pokonywał kolejne poziomy młodzieżowe w La Masii, ale kluczowy wydaje się miniony sezon. To właśnie w nim napastnik okazał się mózgiem ekipy U-19, która dotarła aż do finału Ligi Młodzieżowej UEFA. W nim Barcelona przegrała, co prawda z Chelsea po rzutach karnych, ale Ansu i tak był gwiazdą decydującego spotkania – ustrzelił dublet, łącznie notując w całej edycji tego turnieju cztery trafienia i trzy asysty.

Wielu piłkarzy przekonało się już w przeszłości, jak długa jest droga od La Masii do pierwszej drużyny Barcelony. Ansu między innymi z tego powodu zwlekał latem z negocjowaniem nowego kontraktu. „Dumę Katalonii” mógł opuścić za darmo, podobnie jak uczynił to inny wielki talent Xavi Simons, który ostatecznie trafił pod koniec lipca do PSG. Młody Fati ponownie zaufał jednak wizji Barcelony. Podpisał umowę do 2022 roku z klauzulą opiewającą na 100 milionów euro. I choć z perspektywy czasu tej decyzji zapewne nie żałuje, to nie należy się dziwić, że te negocjacje trwały aż tak długo.

Ernesto Valverde pod koniec sierpnia nie miał jednak wyjścia. Musiał dać młodemu piłkarzowi szansę. Jeszcze przed startem sezonu na kilka tygodni z gry wyleciał Leo Messi. W pierwszym meczu z Athetikiem urazy złapali z kolei Ousmane Dembélé oraz Luis Suárez. Trener „Dumy Katalonii” dał szansę Ansu, który nie tylko nie trenował dotąd z seniorami z pierwszej drużyny, ale nawet nie zanotował choćby minuty dla rezerw „Blaugrany”.

- Oczywiście, że jego pojawienie się w pierwszym zespole miało związek z kontuzjami Messiego, Suáreza i Dembélé, ale wierzę, że z jego potencjałem powinien już niedługo trafić na stałe do pierwszego zespołu i odegrać w nim ważną rolę. Na papierze Ansu wygląda na jednego z najbardziej utalentowanych piłkarzy Barçy, w którym pokładana jest ogromna nadzieja – mówi w rozmowie z nami Albert Morén, założyciel EUMD.es, strony analizującej mecze Barcelony.

25 sierpnia młody zawodnik Barcelony zadebiutował w 78. minucie meczu z Betisem. Choć gola nie strzelił, pokazał się z na tyle dobrej strony, że już po spotkaniu, wygranym zresztą przez Barçę 5:2, zebrał sporo pozytywnych komentarzy. Został też najmłodszym debiutantem w pierwszej drużynie Katalończyków od przeszło 78 lat.

Prawdziwy rekord Ansu Fati pobił jednak tydzień później. Osasuna w meczu 3. kolejki prowadziła do przerwy na El Sadar z Barceloną 1:0. Valverde tym razem naprawdę podjął ryzyko i od początku drugiej połowy posłał do boju swojego młodego wychowanka. Temu wystarczyło zaś zaledwie sześć minut spędzonych na boisku, by zdobyć swoją premierową bramkę w pierwszym zespole. I tak oto w wieku 16 lat i 298 dni został najmłodszym strzelcem ligowego gola dla Barcelony w historii.

Świat jeszcze bardziej usłyszał o nim w ostatni weekend. W sobotnim hicie czwartej serii gier na Camp Nou przyjechała Valencia. Ponad 80 tysięcy kibiców na stadionie, a rywalem gospodarzy drużyna będąca w chaosie, lecz mimo wszystko czwarta na finiszu minionego sezonu ekipa „Nietoperzy”. Przed młodziutkim Ansu kolejne wyzwanie i towarzysząca mu presja – debiut w pierwszym składzie. Nie minęło nawet 120 sekund od pierwszego gwizdka, a Fati miał już jednak swojego drugiego gola w obecnym sezonie i padł w objęcia Frenkie'ego de Jonga, który mu przy tym trafieniu asystował. Po siedmiu minutach było już 2:0 dla „Blaugrany”. Tym razem role się odwróciły i to Ansu podawał do Holendra. Dublet w mgnieniu oka.

- Jest jednak za wcześniej, by stwierdzić, czy zostanie gwiazdą światowego formatu i pobije kolejne rekordy na Camp Nou. Mieliśmy już masę przykładów młodych piłkarzy, którzy nie wykorzystali choć w części swojego wielkiego talentu. Sporo też będzie zależeć od tego, czy Barça od razu z marszu na niego postawi, czy jednak będzie wprowadzać go krok po kroku – przyznaje w rozmowie z nami Ivan San Antonio, dziennikarz katalońskiego „Sportu”.

Rekordy bywały przekleństwem

Na liście najmłodszych strzelców „Blaugrany” figuruje oczywiście Leo Messi, ale znajdują się też na niej piłkarze, po których ślad już dawno zaginął. Bojan Krkić były niewiele starszy od Ansu, kiedy premierowo trafił w meczu z Villarrealem. Teraz w wieku zaledwie 29 lat próbuje po raz kolejny odbudować swoją karierę, tym razem w kanadyjskim Montreal Impact. Podobną historię przeżył pod koniec lat 90. Jofre Mateu, który po golu w debiucie dla Barcelony później rozegrał dla niej jeszcze tylko jeden mecz i resztę kariery tułał się głównie po zespołach z Segunda División.

- Dlatego teraz normalną rzeczą dla Ansu jest, że wróci do rezerw czy nawet Juvenilu. Mając jednak na uwadze wąską kadrę Barcelony w ofensywie, zaufanie, którym obdarzył go Valverde oraz dobre wrażenie, które dotychczas pozostawił po sobie sam Ansu, to nie powinno być zaskoczeniem, jeśli dostanie swoje kolejne szanse w pierwszym zespole – przyznaje Morén.

Szczególnie, jeśli Barcelona w dalszym ciągu będzie potrzebowała piłkarzy, będących świetnym uzupełnieniem swojej kapitalnej, lecz podatnej na kontuzje ofensywny. Na korzyść Ansu działa też fakt, że jest to zawodnik, któremu ciężko przypisać konkretną pozycję w ataku. A taki gracz w normalnych warunkach powinien otrzymywać więcej okazji do pokazania swoich umiejętności.

- I on tak naprawdę na każdej pozycji w ataku ma wszelkie predyspozycje ku temu, by wskoczyć na ten najwyższy poziom. To typ napastnika, który rozumie grę Barçy, ale przede wszystkim potrafi nie tylko wykańczać akcje, lecz je również tworzyć. Nie zdziwię się więc, jeśli w przyszłości być może zostanie też cofnięty bliżej środka boiska – uważa San Antonio.

- Niewątpliwie na dzisiaj idealną pozycją dla Ansu jest mocno wysunięty skrzydłowy, najlepiej lewy, który mógłby zmieniać nogę na prawą w celu zejścia do środka – przyznaje natomiast Morén.

- To właśnie na tej lewej stronie Ansu czuje się najlepiej. Zresztą dlatego porównałem go niedawno do samego Neymara – dodaje Jacek Kulig, twórca footballtalentscout.net.

Paradoksalnie więc brak powrotu brazylijskiego gwiazdora PSG na Camp Nou może Barcelonie przynieść więcej korzyści niż kłopotów. Jego znacznie młodszy (i przy okazji póki co o wiele tańszy w utrzymaniu) kolega po fachu w trzech spotkaniach Primera División, w których miał okazję pojawić się na boisku, zaprezentował spore możliwości zarówno techniczne, jak i szybkościowe. A także pokazał, że potrafi się dostosować do dość specyficznego stylu Ernesto Valverde.

- To piłkarz o dwóch twarzach. Z jednej strony, to zawodnik będący typowym produktem Barcelony i dlatego, kiedy ta występuje w preferowanym przez siebie systemie i gra pozycyjnie tak, jak ma to miejsce na początku nowego sezonu, to Ansu wyglądał bardzo pozytywnie. Ma przez to z pewnością łatwiej niż niektórzy młodzi piłkarze, którzy przychodzą na Camp Nou, ponieważ on dorastał pod względem piłkarskim właśnie w tym środowisku. Z drugiej strony, jeśli będzie musiał grać w nieco bardziej niecodziennych, wręcz można by powiedzieć eksperymentalnych ustawieniach, moim zdaniem, również nie będzie miał z tym większych problemów – uważa Morén.

Ansu oprócz dobrej gry wraz z Carlesem Pérezem udowodnił coś jeszcze: że Barcelona wcale nie musi szukać nowych napastników po całej Europie. Ma ich u siebie, tuż pod własnym nosem w swojej akademii.

Trafnie strzelać i wybrać kadrę

Przed Ansu jeszcze jednak długa droga do światowego topu. Jeśli za kilka lat nie chce być tylko piłkarzem z łatką ‘byłej perełki La Masii’, musi ciężko pracować i z każdym dniem próbować krok po krok wskoczyć na nieco wyższy poziom.

- Myślę też, że Ansu, choć dysponuje już teraz wielkimi umiejętnościami, mógłby poprawić swoje wykończenie. Ma bardzo dobre liczby w zespołach juniorskich, ale z lepiej nastawionym celownikiem mogłyby one być jeszcze lepsze – przyznaje Kulig.

Oprócz ciężkiej pracy wykonanej na treningach teraz przed Fatim jeszcze jedna ciężka decyzja – wybór reprezentacji. Urodzony w Gwinei Bissau zawodnik teoretycznie mógłby ubiegać się o grę dla Portugalii. Choć oficjalna informacja w tej sprawie nie ujrzała jeszcze światła dziennego, w tej chwili wydaje się jednak niemal pewne, że zamiast gry dla mistrzów Starego Kontynentu z 2016 roku, 16-latek zagra dla triumfatorów dwóch poprzednich Euro – Hiszpanów.

- Tamtejsza federacja już zresztą poczyniła pierwsze kroki i kto wie, czy nie zobaczymy Ansu na Mistrzostwach Świata do lat 17 za kilka miesięcy właśnie w barwach „La Furia Roja” – przyznaje Kulig.

- Mimo wszystko, trzeba mieć na uwadze, że zawodnik przy wyborze kadry bierze pod uwagę wiele aspektów. Czasem bardziej skupia się na tym, jak wpłynie to na jego karierę, a innym razem jednak podejmuje tę decyzję, podążając za głosem serca – dodaje Morén.

Póki co doniesienia o grze dla Hiszpanii mają swoje źródło jedynie w mediach. Ansu Fati czeka więc wciąż na paszport kraju, w którym żyje od szóstego roku życia. My natomiast nadal czekamy na następców Leo Messiego i Cristiano Ronaldo.

16-letni zawodnik „Blaugrany” rzeczywiście jest na  dobrej drodze ku temu, by choć w części zastąpić któregoś z tych dwóch największych piłkarzy w historii. Choć z drugiej strony, nie on pierwszy i zapewne nie ostatni…