"Balotelli rzucał w nas serem, ale kochaliśmy go" - fragmenty biografii Sergio Agüero

2014-10-26 11:47:57; Aktualizacja: 10 lat temu
"Balotelli rzucał w nas serem, ale kochaliśmy go" - fragmenty biografii Sergio Agüero Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Mirror.co.uk

Biografia Sergio Agüero „Born To Rise My Story” ujrzała wreszcie światło dzienne. I trzeba powiedzieć, że to książka na wskroś gwiazdorska - Kun zdradza sekrety jednej z najdroższych szatni świata, a słowo wstępne napisał Lionel Messi.

Specjalnie dla Was zebraliśmy opublikowane przez Mirror.co.uk najciekawsze fragmenty.
 
O pierwszym spotkaniu z Leo Messim:
 
Kiedy osobiście poznałem Leo Messiego, nie wiedziałem kim jest, pamiętam tylko że nie mogłem uwierzyć, jakie buty nosił. Teraz jest mi jak brat.
 
To było jakoś na początku 2005 roku, kiedy byłem na zgrupowaniu reprezentacji Argentyny do lat 17. Zobaczyłem Messiego jak rozmawiał z Ezequielem Garayem i kilkoma innymi zawodnikami o butach, które przywiózł ze Stanów Zjednoczonych.
 
Po chwili spojrzałem na niego i spytałem: - Sorry, jak się nazywasz?
 
- Leo.
 
- Leo? Leo jaki?
 
- Lionel - odpowiedział. - Lionel Messi.
 
Coś mi mówiło to nazwisko. Szybko przypomniałem sobie, że to ten chłopak z Rosario, który przeszedł do Barcelony.
 
Od tamtej pory trochę się pozmieniało. Teraz na każdym zgrupowaniu siadam pomiędzy Leo a Angelem Di Marią, z Javierem Mascherano i Ezequielem Lavezzim po obu stronach. Tą dwójkę nazywamy „Starcami”. 
 
Zawsze dzielę pokój z Leo przed spotkaniami międzynarodowymi, od tego 2005 roku.
 
Leo zawsze chodzi spać wcześnie i wiem, że denerwuje go to, że lubię sobie pooglądać telewizję w nocy. 
 
***
 
O „nurkowaniu”:
 
Nie lubię „nurkować” ani nabierać sędziego. Nie tak chcę grać.
 
Oczywiście wiem, że sporo zawodników to robi i czasami są momenty, gdy korzystając z szybkości wchodzę w drybling i mógłbym się położyć gdy czuję kontakt z jednym, drugim czy trzecim obrońcą. Ale to nie w moim stylu. Jestem z tego dumny - gdy obrońca mnie powstrzymuje, łapie za koszulkę, nie chcę się położyć, myślę o tym, jak biec dalej w kierunku bramki, uwolnić się.
 
Moi przyjaciele i rodzina czasami nawet pytają: - Dlaczego nie położyłeś się w tej a tej sytuacji? Dostalibyście karnego!
 
Ale prawda jest taka, że nie umiem udawać. Nie wiem jak nurkować, żeby to dobrze wyglądało, pewnie byłoby to żałosne i tylko zbierałbym kartki za te nieudolne próby.
 
(…)
 
Może to być wynik tego, jak graliśmy w dzieciństwie. Na nierównym boisku blisko mojego domu trzeba było przede wszystkim mocno trzymać się na nogach, dostosowywać balans ciała do sytuacji.
 
***
 
O idolu z dzieciństwa:
 
Fani City mogą nie być z tego zadowoleni, ale kiedy byłem dzieckiem, chciałem być jak Michael Owen.
 
Zawsze lubiłem Liverpool. Dużo gram na konsoli i zawsze wybierałem Liverpool, ponieważ grali w czerwonych strojach tak jak Independiente, mój pierwszy klub. Czasami grałem też Arsenalem czy Chelsea.
 
Kiedy zobaczyłem jak Owen strzela bramkę Argentynie w 1998 pomyślałem sobie o nim: - Ty mały gówniarzu!
 
Nawet mając ledwie 10 lat widziałem, że jemu nie można zostawić ani trochę miejsca. To był wtedy gracz pełną gębą.
 
***
 
O swoim przydomku:
 
Często jestem pytany o to, skąd wzięło się moje przezwisko „Kun”. 
 
Moi rodzice twierdzą, że kiedy byłem bardzo mały uwielbiałem oglądać japońską kreskówkę, której głównym bohaterem był chłopak o imieniu Kum Kum. 
 
Mój „dziadek”, Jorge Chetti, najlepszy przyjaciel moich rodziców twierdzi natomiast, że nazywał mnie Kun, bo jedyne słowa, jakie potrafiłem powiedzieć jako malutki dzieciak to „koo” i „koom”. 
 
(…)
 
Inni twierdzą, że po prostu wyglądałem jak ten Kum Kum, bo miałem podobną grzywkę i biegałem w podobnym stylu. 
 
Jakkolwiek by to nie było, przezwisko się przyjęło.
 
***
 
O Roberto Mancinim i Carlosie Tevezie:
 
Zawsze świetnie dogadywałem się z Roberto Mancinim. 
 
(…)
 
Czasami zdarzają się nieporozumienia z trenerem, ale z Mancinim zwykle było okej.
 
Ale inaczej było kiedy doszło do kłótni Manciniego z Carlosem Tevezem w Monachium.
 
Byłem na boisku, więc nie wiedziałem co się dzieje na ławce rezerwowych.
 
Po meczu atmosfera była napięta. Mancini wściekał się na Teveza, każąc mu wracać do Argentyny. Nie tylko jemu, innym zawodnikom też.
 
Siedziałem wtedy obok Carlitosa i przez moment myślałem, że mnie też Mancini odsyła do kraju.
 
(…)
 
Tak naprawdę Mancini nie powiedział wiele Tevezowi, ale następnego dnia Carlitos wyjechał do kraju i nie widzieliśmy go przez cztery miesiące. 
 
Już wcześniej dochodziło między nimi do spięć, ale to była kropla która przechyliła czarę goryczy.
 
Tevez jest w gorącej wodzie kąpany, Mancini też, dlatego nie było zaskoczeniem, że w końcu obaj eksplodowali.
 
Zupełnie inaczej było z Balotellim. On i Mancini wrzeszczeli po sobie na treningach, przeklinali na siebie, walczyli jak kot z psem. Ale zaraz potem byli znów jak ojciec i syn.
 
***
 
O przyjaźni z Mario Balotellim:
 
Cały czas brakuje mi Mario w City. Mimo że czasami doprowadzał nas do szału.
 
Wszyscy wiemy, że Mario bywa szalony. Ale on jest taki tylko wtedy, kiedy decyduje się taki być.
 
Robił głupie rzeczy tylko wtedy, gdy uważał że może.
 
Czasami wykopywał piłki poza boisko treningowe w różnych kierunkach albo w stołówce rzucał w nas serem. Nie można było nic zrobić, więc po prostu przekomarzałem się z nim.
 
Ale on wie, że wszyscy go kochaliśmy.
 
Wiele jego dziwnych zachowań bierze się z tego, że chyba czuł się zawsze inny, nie był do końca pewny siebie.
 
Pamiętam jak mówił, że nikt go nie kocha i chyba w to wierzył. 
 
Nikt z nas nie wiedział o tym, że słynną koszulkę („Why Always Me” - przyp.red.) miał podczas meczu z United na sobie. Inaczej kazalibyśmy mu ją zdjąć przed meczem.
 
Powiedziałem mu później, że gdyby się trochę uspokoił, nie zawsze byłoby wokół niego tyle negatywnego szumu. 
 
(…)
 
Czasami, gdy dostawał na recepcji w klubie wiadomość, że policja chce z nim rozmawiać, odpowiadał tylko: - Pieprzyć policję!
 
Później przypominał sobie jednak, że przekroczył dopuszczalną prędkość. Cały Mario. Zawsze w centrum uwagi.