Bez fajerwerków, ale skutecznie. Piast w końcu wygrywa w nowym roku

2016-03-08 19:32:38; Aktualizacja: 8 lat temu
Bez fajerwerków, ale skutecznie. Piast w końcu wygrywa w nowym roku Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

W Gliwicach tym razem obyło się bez śniegu i oglądaliśmy mecz, w którym nie brakowało walki, celnych strzałów i goryczy porażki. Piłkarze Radoslava Latala dali popis niezwykłej efektywności.

Jak sprostać pracy w ekstremalnych warunkach? Na to pytanie przed dzisiejszym meczem w Gliwicach musiał odpowiedzieć Romuald Szukiełowicz, któremu ostatnio zupełnie nie jest do śmiechu: Mariusz Rumak już nieśmiało rozsiadł się w fotelu trenera wrocławskiej drużyny, a fani w bezprecedensowy sposób zareagowali na katastrofalną grę drużyny w przegranych derbach Dolnego Śląska. Za postawę zespołu najbardziej oberwało się zawodnikom wrocławian, ale czy słusznie? Taktykę bezmyślnego „pałowania” ustalił ich opiekun, a szaty zdzierano tylko z jego podopiecznych.

Oszukać przeznaczenie

Zaległy mecz 25. kolejki w Gliwicach był ostatnią okazją Szukiełowicza na odmianę losu drużyny, ale było to wyzwanie porównywalne z ratowaniem tonącego Titanica. Wrocławianie przyjechali na teren byłego lidera Ekstraklasy, który jest najlepszym zespołem grającym na własnym boisku, ostatni (jedyny w tym sezonie) raz przegrał przy Okrzei 24 października 2015 roku, a jego defensywa jest tam skałą nie do skruszenia. Gliwiczanie stracili w domu tylko siedem bramek, co jest najlepszym wynikiem wśród wszystkich ligowych drużyn.

Mało? To dodamy jeszcze, że „Piastunki” jeszcze nie zaznały w tym roku smaku zwycięstwa i chciały to zrobić jak najszybciej, a Śląsk ma na swoim koncie nikłe wyjazdowe sukcesy. Najlepszy zespół na własnym boisku przeciwko jednemu z najsłabszych w delegacjach. Zapowiadał się jednostronny pojedynek.

169 minut bez celnego strzału

Piast tylko przez pierwsze 45 minut miał mecz pod swoją kontrolą. Gliwiczanie w swoim stylu szybko stosowali wysoki pressing na rywalu, który pozbawiony zawodników potrafiących wyprowadzić piłkę z własnego pola karnego, częściej ją tracił niż przenosił pod bramkę Jakuba Szmatuły. A nawet jeśli mozolny proces ataku pozycyjnego nabierał kształtu, to futbolówka często lądowała poza boiskiem lub pod nogami przeciwnika – niedokładność gości aż raziła w oczy. Podopieczni Szukiełowicza dali się również zaskoczyć w defensywie, kiedy gospodarze szybko wznowili rzut wolny, a Mateusz Mak świetnym podaniem obsłużył Josipa Barisicia.

Wrocławianie zapomnieli o najważniejszej kwestii związanej z meczami rozgrywanymi na boisku w Gliwicach: piłkarze Piasta nie przegrali w tym sezonie na własnych włościach, jeśli strzelili bramkę w pierwszej połowie. Być może sztab szkoleniowy „Wojskowych” nie zaopatrzył swych podopiecznych w taką wiedzę, ale przynajmniej natchnął ich w przerwie do walki. Od 55. minuty na boisku dominowali już tylko goście, którzy szczególnie ożywili się po wejściu na boisku Kamila Bilińskiego. Najlepszy strzelec Śląska zmienił Ryota Moriokę, który nie radził sobie z rolą rozgrywającego, a gdyby nie brak skuteczności kolegów kończyłby mecz z dorobkiem dwóch asyst. Podopieczni trenera Szukiełowicza mogą żałować, że tylko dwa razy zdecydowali się szybkim kontratakiem zaskoczyć wysoko ustawioną obronę gospodarzy.

O tym jak wyglądała druga połowa niech świadczy statystyka posiadania piłki, którą w przekroju całego meczu wygrała drużyna przyjezdnych (48% - 52%). Tylko co z tego, skoro wysiłek wrocławian przełożył się tylko na przełamanie passy 169 minut bez celnego strzału? Śląsk nie może strzelić gola już od 343 minut, a gliwiczanie niby bez fajerwerków, ale odnieśli pierwsze zwycięstwo w nowym roku i tracą do Legii już tylko jeden punkt.

Jeszcze dużo brakuje piłkarzom Latala do jesiennej formy, ale skoro nie możesz wygrać pięknie, zwycięż brzydko. Świat oklaskuje i ceni zwycięzców, przegrani szybko odchodzą i nikt o nich nie pamięta. Po dzisiejszym meczu do grona tych drugich należy Romuald Szukiełowicz.