Czteropak w Warszawie i Wisła pewna utrzymania: 35. kolejka Ekstraklasy

2016-05-09 18:28:03; Aktualizacja: 8 lat temu
Czteropak w Warszawie i Wisła pewna utrzymania: 35. kolejka Ekstraklasy Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Pełna dominacja Legii, szczęśliwy Kraków, szybka reakcja Zagłębia, popis nieskuteczności Lecha i brak rozstrzygnięcia w Łęcznej.

Podbeskidzie łapie oddech

Ekipa Roberta Podolińskiego w ciągu paru tygodni z drużyny, która otarła się o awans do grupy mistrzowskiej stała się czerwoną latarnią Ekstraklasy. W efekcie starcie „Górali” z Koroną było dla nich niezwykle ważne, ponieważ jakakolwiek zdobycz punktowała w tym spotkaniu pozwalała Podbeskidziu zachować szans na utrzymanie w elicie. Klub z Bielska-Białej nie przystąpił jednak do pojedynku z „Złocisto-Krwistymi” tak, jakby miał nóż na gardle. Mało tego, to zespół gości miał dość sporą przewagę na boisku i zasłużenie schodził na przerwę z prowadzeniem. W drugiej części gospodarze zaczęli grać trochę odważniej, ale to nadal Korona miała więcej okazji bramkowych. Niestety piłkarze Marcina Brosza ich nie wykorzystali, a to zemściło się na nich w ostatniej akcji meczu. Na szczęście dla nich ten remis i tak pozwolił im zapewnić sobie pewne utrzymanie w Ekstraklasie, o które z kolei nadal będzie walczyć Podbeskidzie.

Wisła liderem, Wisła z utrzymaniem

Kibice Jagiellonii Białystok z niepokojem czekają na każdy wyjazdowy mecz swojej drużyny. Podopieczni Michała Probierza od czterech meczów nie zdołali przywieźć do stolicy Podlasia chociażby punktu, a ostatni mecz w Krakowie również tego nie zmienił. Zawodnicy Jagiellonii mimo dobrej gry i wykreowanych sytuacji pod bramką Michała Miśkiewicza nie zdołali pokonać bramkarza rywali. Jakim cudem? Odpowiedź pozostawiamy żółto-czerwonym. Tym razem katem białostoczan został Paweł Brożek, który strzałem głową wykorzystał dośrodkowanie (i brak krycia Tomasika) Patryka Małeckiego. To właśnie skrzydłowy „Białej Gwiazdy” był motorem napędowym wszystkich akcji krakowian, ale my ciągle mamy przed oczami niewykorzystane okazje Jagiellonii. Piłkarze trenera Probierza mieli o czym myśleć w drodze do domu…

Dzielny samuraj

Ostatnia porażka Śląska z Górnikiem Zabrze do tego stopnia zdenerwowała trenera Mariusza Rumaka, że postanowił przeprowadzić męskie rozmowy z drużyną. Zwycięstwo z Termalicą zapewniłoby wrocławianom utrzymanie w Ekstraklasie i spokojne dwie ostatnie kolejki, a potrzebne były do tego chłodne głowy zawodników. To czego zabrakło w Zabrzu, zagrało w sobotę. Piłkarze Śląska pokonali przeciwnika, a decydującą bramkę zdobyli w końcowych minutach gry. Jednak nie obyło się bez trudności: Termalica nie wystraszyła się przeciwnika i miała swoje szanse. Niestety zawodnikom Piotra Mandrysza zabrakło spokoju i koncentracji, która jest niezwykle ważna w walce o utrzymanie. I rzecz najważniejsza: Śląsk miał Moriokę, a goście mieli Fryca. Ze zwycięstwa wrocławian cieszono się również w Kielcach, bo ten wynik zapewnił utrzymanie drużynie Marcina Brosza.

Nam strzelać nie kazano

Starcie Górników miało być jednym z ciekawszych spotkań w 35. kolejce, a to dlatego, że zwycięzca ich bezpośredniego pojedynku byłby bardzo bliski zapewniania sobie utrzymania w Ekstraklasie. Tak wysoka stawka pozwalała nam liczyć na to, że zobaczymy fajne widowisko z obu stron, wiele sytuacji bramkowych oraz goli. Niestety, marzenia to jedno, a rzeczywistość to drugie... Zarówno zabrzanie, jak i łęcznianie obrali podobną taktykę, która polegała na tym, aby przede wszystkim bramki nie stracić. A to z kolei spowodowało, że na boisku nie działo się praktycznie nic... W tej nicości lepsze wrażenie sprawiali podopieczni Jana Żurka, ale to zawodnicy Andrzeja Rybarskiego byli bliżsi zwycięstwa, które mógł im dać Śpiączka, gdyby wykorzystał rzut karny.

Szarża pod wrota Europy

Przed meczem dużo mówiło się o tym, że Ruch wcale nie będzie chciał postawić trudnych warunków: wręcz przeciwnie, „miał” przechodzić to spotkanie i „sprawić”, żeby Lechia zbliżyła się do europejskich pucharów. Na boisku było zgoła inaczej. Chociaż gdańszczanie jako pierwsi rzucili się do gardła przeciwnika i Maloca pomylił się minimalnie, to zaraz „Niebiescy” wyruszyli z kontrą i bliski wyprowadzenia swojej drużyny na prowadzenie był Stępiński. Poszli na wymianę ciosów. Miało być szybko i konkretnie. Po jednej stronie szarżował Peszko, który co prawda robił tyle co nadmorski wiatr, ale chociaż wprawiał przeciwnika w stan dezorientacji. Po drugiej… na próżno było wypatrywać unikalnej siły zdolnej przeciągnąć szalę zwycięstwa na korzyść gości. Lipski był nieco wyłączony z gry, a dopiero wejście Bargiela ożywiło podopiecznych Fornalika (młody zawodnik wykazywał się ogromną inteligencją w środku pola – wiedział, kiedy przytrzymać piłkę, a jego podania kierunkowe stały na naprawdę wysokim poziomie nie wspominając już o ogromnym zaangażowaniu). Zanim jednak do tego doszło… jeszcze w pierwszej połowie Lechia ułożyła sobie ten mecz. Pełnią mocy wykazał się Kuświk uderzając głową i nie pozostawiając żadnych szans bramkarzowi Ruchu (nie miałoby to racji bytu, gdyby Krasić nie zatańczył z Kojem), a 10 minut później prowadzenie podwyższył Paixao. Ale, ale, ale… Lechia nie byłaby sobą, gdyby nie doprowadziła swoich kibiców do stanu przedzawałowego i to w sposób dość kuriozalny. Gdy wydawało się, że zagrożenie jest zażegnane, bo Stępiński nie przeciął podania, nagle na flance zmaterializował się Podgórski i umieścił piłkę w siatce łapiąc kontakt. Gorąco było do końca meczu, bo najpierw Moneta obił poprzeczkę, a następnie czerwoną kartkę za faul na Haraslinie zobaczył Koj.

Biegiem po puchary

Kilka tygodni temu w polskich mediach można było przeczytać o tym, że nikt oprócz Legii i Piasta nie chce awansować do europejskich pucharów. Te słowo mobilizująco podziałały na piłkarzy Cracovii, którzy w niedzielę wygrali swój drugi mecz z rzędu i zrobili kolejny krok ku ligowemu podium. Musimy przyznać, że był to kroczek wykonany w sposób prosty, łatwy i przyjemny. Piłkarze Jacka Zielińskiego zagrali tak jak chcieli, pozwolili grać przeciwnikowi i wykorzystali jego wszystkie słabości. Na największą pochwałę zasłużył tercet Budziński-Covilo-Cetnarski, który rządził w środku pola i kreował sytuację pod bramką rywala. Lech dłużej utrzymywał się przy piłce, oddał więcej strzałów na bramkę (głównie po stałych fragmentach gry), ale większość z nich była niecelnych. Współczujemy kibicom „Kolejorza”: w niecały rok z najlepszej drużyny zrobić COŚ takiego? Niebywałe.

Miało być taktycznie, było…

Pojedynek dwóch rewelacji trwającego sezonu miał być piłkarską ucztą dla kibiców obu stron. Ostatecznie,  smakowała ona tylko fanom Zagłębia, choć do dania głównego przeszliśmy dzięki Pogoni. Bramka Ricardo Nunesa była jednak jedynym pozytywnym akcentem w grze ekipy Michniewicza. Zagubiony (jak przez całą wiosnę) Zwoliński, słaby Czerwiński – na nic zdały się rajdy Frączczaka w pole karne, wychodzenie po piłkę Dwaliszwilego czy próby rozegrania w wykonaniu Murawskiego. Pogoń nie ma dostatecznie dobrych zawodników, by wiosną walczyć o coś więcej niż piąte-szóste miejsce w lidze, widać też, że nie jest to ekipa, która mentalnie jest gotowa odwrócić losy meczu.

Piotr Stokowiec miał w swojej talii nieco więcej asów niż Filip Starzyński i to właśnie nimi wygrał ten mecz. „Figo” nie był wczoraj kluczowym piłkarzem „Miedziowych”, ale mógł liczyć na swoich kolegów. Świetny Janoszka, Tosik , pewni Woźniak i Kubicki, kolejny świetny mecz Dąbrowskiego – gracze z Dolnego Śląska potrafili wykorzystać kontry, swoje atuty szybkościowe oraz błędy rywali. Lubin w Lidze Europy? Szansę są spore. 

Wielki krok do mistrzostwa z czteropakiem „w tle”

Legia pokazała siłę i całkowicie zdominowała swojego przeciwnika. Poważnie, Piast totalnie nie mógł odnaleźć się w sytuacji i nie był w stanie przyjąć na klatę ciosów zadawanych przez rozpędzonych „Wojskowych”. I nie wyszedł żywo z tego starcia. Co to, to nie. Przed meczem nic nie było jasne: z jednej strony pressing podopiecznych Czerczesowa miał zniszczyć „Piastunki”, ale przecież z drugiej wcale nie mniej pewnie meldowały się roszady taktyczne Latala i wykorzystywanie maksimum potencjału swoich zawodników. Boisko zweryfikowało wszelkie nadzieje gliwiczan, bowiem gospodarze byli o klasę lepsi: świetne zawody rozegrał Hamalainen, błysnęli skrzydłowi i Nikolić. Chociażby sam Fin, spójrzmy na niego. To właśnie on podołał wyzwaniu i kierował grą warszawskiego zespołu, biorąc na swoje barki całą presją i imponując zaangażowaniem w odbiory A pomoc? Guilherme strzelił gola, Kucharczyk asystował (i to jak!). Pozostaje jednak zupełnie osobna kwestia. Bo okej, demonstracja siły Legii była aż nadto widoczna tylko, że… tak naprawdę podopieczni Czerczesowa nie musieli się bardzo napinać, by wygrać. Co prawda w pierwszych minutach może i lepiej wyglądał Piast, ale z każdą, kolejną minutą, gospodarze nie pozostawiali żadnych wątpliwości. Kwestia mistrzowskiego tytuł wydaje się być rozstrzygnięta chyba, że "Wojskowi" wezmą przykład ze swojego niedawnego pucharowego rywala, a mianowicie z Ajaksu Amsterdam, który w ostatniej kolejce przegrał tytuł po remisie ze spadkowiczem. Decydujący mecz nastąpi w Gdańsku, a rok temu Legia straciła tam punkty i ostatecznie tytuł mistrzowski.

JEDENASTKA WEDŁUG TRANSFERY.INFO

Kasprzik (GÓRNIK ZABRZE) – Diaw (KORONA KIELCE), Maciej Dąbrowski (ZAGŁĘBIE LUBIN), Jędrzejczyk (LEGIA WARSZAWA) – Krasić (LECHIA GDAŃSK), Guilherme (LEGIA WARSZAWA) – Janoszka (ZAGŁĘBIE LUBIN), Hamalainen (LEGIA WARSZAWA), Morioka (ŚLĄSK WROCŁAW), Kucharczyk (LEGIA WARSZAWA) – Brożek (WISŁA KRAKÓW).

Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka)