Czy ich jeszcze pamiętasz? cz.8.: Ruch Chorzów
2014-08-23 18:53:02; Aktualizacja: 10 lat temu"Czy ich jeszcze pamiętasz?" to cykl, w którym przypomnimy sylwetki obcokrajowców, którzy grali w polskiej Ekstraklasie krótko i z średnim skutkiem, ale ich życiorysy są na tyle ciekawe, że warto o nich sobie przypomnieć.
Pierwsze skojarzenie z Ruchem Chorzów? Na pewno nie nazwisko żadnego z obcokrajowców, a raczej śrustwa, Bizacki, Malinowski, Surma, a teraz ewentualnie Starzyński. "Niebiescy" nigdy nie opierali swojego składu o zagranicznych zawodników, a raczej stanowili uzupełnienie. W tym momencie poszli nawet dalej i od dwóch sezonów pierwsza jedenastka to najczęściej wyłącznie Polacy. Jednak nie sposób uznać, że w historii Ruchu nie było żadnych ciekawych postaci z zagranicy. Dzisiaj przypomnę o dwóch z nich.
Z mundialu do Chorzowa - Andrej Komac
Słoweniec był jednym z ciekawszych zagranicznych zawodników, jaki trafił do Chorzowa w ostatnich latach, bo jednak rzadko zdarza się, aby uczestnik zakończonego trzy miesiące wcześniej mundialu trafił prosto do Ekstraklasy. W przypadku Komaca tak właśnie było, a poza tym posiadał on całkiem ciekawe CV (występy m.in. w Marítimo, Djurgården, Maccabi Tel Aviv), które sugerowało, że mamy do czynienia z solidnym zawodnikiem. Kontrakt został podpisany w październiku 2010 roku i z początku zarówno piłkarz, jak i zarząd Ruchu byli bardzo zadowoleni z podjętej współpracy, a trener Fornalik zawyrokował: - Po tym, co pokazał zawodnik w czasie testów można stwierdzić, że nam się przyda.Popularne
Komac dość regularnie występował w barwach „Niebieskich” w sezonie 2010/2011, ale tak jak cała drużyna, która ostatecznie zajęła 12 miejsce w lidze, nie spisywał się zbyt dobrze. Dlatego w październiku 2011 roku kontrakt został rozwiązany za porozumieniem stron, a licznik jego gier dla Ruchu stanął na 22 występach, w których dwa razy pokonywał bramkarza rywali. Po jakimś czasie, jak to często bywa w przypadku polskich klubów, Komac musiał upomnieć się o zaległe pieniądze, więc ostatecznie rozstanie nie przebiegło w miłej atmosferze.
Niedługo po odejściu z Ruchu podpisał kontrakt ze słoweńską Goricą, której był wychowankiem. Była to już jego czwarta przygoda z tym zespołem w karierze. Przyznawał, że chce tylko chwilowo pomóc rodzimemu klubowi, a potem dalej występować za granicą. W zasadzie dokładnie tak było, ale jego kolejne zespoły, delikatnie rzecz ujmując, nie należały do najbardziej znanych w Europie. Najpierw podpisał kontrakt z Treviso, które występował we włoskiej Lega Pro (trzeci poziom rozgrywkowy), ale tam nie pokazał się z najlepsze strony, przez cały sezon dostał szanse na jedynie cztery występy. Następny klub w jego karierze, w którym nadal występuje, to… ACD Manzanese (piąta liga włoska), co mówi samo przez się - niebywały zjazd zaliczył Komac w ciągu ostatnich czterech lat.
American dream Aarana Linesa
Obecnie jeden z najbardziej znanych trenerów piłki kobiecej w USA, a w latach 2002-2003 piłkarz Ruchu Chorzów. Nowozelandczyk to interesująca postać pod wieloma względami. Już jako szesnastolatek w 1993 roku trafił do Werderu Brema z polecenia słynnego Wyntona Rufera, ale zabrakło mu talentu, aby dostać się do pierwszej drużyny „Zielono-Białych”. Dlatego, aby jego kariera klubowa nabrała rozpędu odszedł do trzeciej ligi niemieckiej, gdzie w Kickers Emden oraz VfL Osnabrück występował dość regularnie, ale mimo to w 1999 roku powrócił do ojczyzny, do Football Kingz.
Trzeba podkreślić, że w międzyczasie był regularnie powoływany do kadr juniorskich i młodzieżowych, a z seniorami w 1998 roku zdobył Puchar Narodów Oceanii, co zaowocowało… występem na Pucharze Konfederacji 1999, gdzie Lines trzy razy zagrał w fazie grupowej. Nowa Zelandia zaliczyła całkiem dobry turniej, nie przegrywając żadnego meczu więcej niż dwoma bramkami (rywalami byli Amerykanie, Brazylijczycy i Niemcy). Historia powtórzyła się w latach 2002-2003 i Lines po raz kolejny miał udział w sukcesach „Kiwi”, ale tym razem na Pucharze Konfederacji rozegrał jedynie jeden mecz (z Japonią), a reprezentacji poszło dużo gorzej (zero punktów, bilans bramek 1-11 w trzech meczach ).
W 2002 roku Lines wrócił do Europy, zaliczył epizod w Dresdener SC, a następnie jako wolny zawodnik zagrał w meczu towarzyskim Nowej Zelandii z Polską w Ostrowcu, wzbudzając zainteresowanie kilku klubów Ekstraklasy. Ostatecznie to Ruch okazał się najbardziej konkretny. Lines był pierwszym zawodnikiem z Oceanii, który trafił do naszej ligi, dlatego był w tamtym okresie uznawany za sporą ciekawostkę. Jego gra nie była najgorsza, aczkolwiek zarzucono mu, że skupia się jedynie na ataku, a zaniedbuje defensywę. Pomimo egzotycznego wzmocnienia, Ruch spadł do drugiej ligi, co chciała podobno wykorzystać Legia i Groclin, podkupując Lines’a, ale w końcu nic takiego się nie stało i boczny pomocnik dalej grał w Chorzowie. Niedługo później z powodów zaległości finansowych kontrakt piłkarza rozwiązano, a on przeniósł się do Arki Gdynia. Tam już jednak zupełnie mu się nie powiodło i szybko wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
Następne trzy lata grał w USL First Divsion (drugi stopień rozgrywkowy), w Portland Timbers oraz Rochester Raging Rhinos, a w 2007 roku zawiesił buty na kołku i rozpoczął pracę trenerską. W 2009 objął Buffalo Flash, przemianowane potem na Western New York Flash. Z tym zespołem udało mu się odnieść niebywałe sukcesy, bo dwukrotnie został mistrzem zawodowej ligi kobiecej w USA (w latach 2011-2012), a następnie w 2013 roku wygrał sezon zasadniczy i trzeci raz z rzędu dostał się do finału rozgrywek, które jednak przegrał. Trenował wiele gwiazd m.in. pięciokrotną zdobywczynię tytułu piłkarki roku FIFA Martę, supersnajperkę Christine Sinclair (148 goli w 210 meczach w reprezentacji Kanady) czy obecnie najwybitniejszą amerykańską piłkarkę Abby Wambach (168(!!!) bramek w kadrze narodowej).
Co ciekawe, właścicielem drużyny Flash jest Joe Sahlen, potentat w branży pakowania mięsa w Buffalo, a prezesem jego córka Alexandra, która do niedawna była czynną piłkarką i występowała w obronie Flash. W życiu prywatnym jest żoną Aarana Linesa.