Dopóki piłkarz nie podpisze kontraktu, wszystko może się zdarzyć. Najsłynniejsze transferowe „kradzieże"

2021-06-10 19:09:47; Aktualizacja: 3 lata temu
Dopóki piłkarz nie podpisze kontraktu, wszystko może się zdarzyć. Najsłynniejsze transferowe „kradzieże" Fot. FotoPyk
Michał Niklas
Michał Niklas Źródło: Transfery.info

Walka między klubami o zakontraktowanie dobrych zawodników jest nierzadko równie pasjonującą, jak rywalizacja na boisku. W niniejszym tekście skupimy się na przykładach, kiedy jeden zespół już czuł się zwycięzcą w batalii o danego piłkarza, ale ten na ostatniej prostej jednak wybierał inny kierunek.

Znacie ten scenariusz – gazety i serwisy plotkarskie zaczynają łączyć jakąś drużynę ze znanym zawodnikiem, menedżer i zawodnik wydają się być zainteresowani, umowa jest już prawie sfinalizowana… a potem w ostatniej chwili inna drużyna – zwykle bogatsza – wkracza, aby „ukraść" piłkarza i ściągnąć do siebie.

W bezwzględnym świecie futbolu, gdzie jest coraz więcej chciwych agentów reprezentujących praktycznie każdego piłkarza, często jedyną rzeczą, która naprawdę ma znaczenie, są pieniądze i to, ile zarobić zarówno zawodnik, jak i agent.

1. Willian (Anży - Tottenham, „skradziony" przez Chelsea, 2013 rok)

Do dziś niezwykle frustrujące dla wszystkich fanów Tottenhamu, jest fiasko transferu brazylijskiego skrzydłowego Williana z Anży Machaczkała w 2013 roku. Cała sytuacja tym bardziej boli kibiców, że Brazylijczyk ostatecznie padł łupem lokalnego rywala, który nie omieszkał kpić z całej tej sytuacji.

W tamtym czasie działacze Spurs chcieli wydać 85 milionów funtów, które Real Madryt zapłacił za Garetha Bale'a. Ówczesny menedżer Tottenhamu, Andre Villas-Boas, nie był przesadnie oszczędny, wydając sporo pieniędzy na takich piłkarzy jak Paulinho czy Roberto Soldado. Wciąż jednak poszukiwany był zawodnik o profilu zbliżonym do odchodzącego Bale'a. Willian wydawał się idealnym kandydatem do zastąpienia Walijczyka.

30 milionów funtów, które Tottenham miał wydać na zakontraktowanie Williana oznaczałoby pobicie rekordu transferowego jeśli chodzi o najdrożej sprowadzonego do klubu piłkarza. Spurs udało się nawet przelicytować Liverpool. 21 sierpnia Brazylijczyk przybył na White Hart Lane na badania medyczne, które miały być ostatnią formalnością przed podpisaniem kontraktu. Wydawało się, że wszystko idzie gładko.

Tak było, dopóki właściciel Chelsea, Roman Abramowicz, nie zadzwonił do swojego dobrego przyjaciela, Suleymana Kerimova – właściciela Anży. I tak dwa dni później – za nieco więcej gotówki – Willian był już w drodze na Stamford Bridge. Mourinho drwił, że Tottenham powinien „zrobić badania medyczne w tajemnicy”, aby zachować szansę na pozyskanie Brazylijczyka.

Wszyscy ludzie związani z Tottenhamem – od fanów po ich prezesa Daniela Levy'ego – byli wściekli, twierdząc, że Chelsea kupiła piłkarza, który już był prawie ich, aby zrobić im na złość. Trudno jednak zgodzić się z tezą, że to była główna motywacja „The Blues". Willian to przede wszystkim świetny piłkarz, który przez siedem lat gry dla Chelsea dużo dał temu klubowi.

Po tym całym zamieszaniu Willian stwierdził, że zlekceważył Spurs, aby „spełnić marzenie”. Ostatecznie Brazylijczyk zdobył dwa tytuły mistrzowskie z Chelsea, podczas gdy Tottenham, zamiast niego, kupił Erika Lamelę z Romy.

2. Mohamed Salah (FC Basel - Liverpool, „skradziony" przez Chelsea, 2014 rok)

Ależ ta Chelsea lubi raz na jakiś czas sprzątnąć sprzed nosa swoich rywali jakiegoś piłkarza. Wszyscy, którzy wyrażali oburzenie postępowaniem klubu z zachodniego Londynu w kwestii Williana, musieli pogodzić się z faktem, że Chelsea już tak działa. Działacze „The Blues" zrobili dokładnie to samo z Mohamedem Salahem już w następnym okienku transferowym w styczniu 2014 roku.

W tym czasie Salah grał w FC Basel, gdzie zdobył sławę dzięki znakomitym występom w Lidze Europy 2012/13, a następnie dwukrotnie strzelił gola Chelsea w fazie grupowej Ligi Mistrzów 2013/14, pomagając Bazylei pokonać stołeczny klub zarówno u siebie, jak i na wyjeździe.

Egipcjanin wyglądał na piłkarza, który może zrobić dużą karierę, co jak wiemy ostatecznie się stało, ale w Chelsea nie było mu dane pokazać zbyt dużo. Drużyna ze Stamford Bridge miała już wtedy Oscara, Williana, Edena Hazarda, więc niezbyt potrzebowali kolejnego piłkarza o tym profilu.

Brendan Rodgers, ówczesny menedżer Liverpoolu, miał nadzieję, że klubowi uda się pozyskać Salaha. Działacze „The Reds" nie byli do końca przekonani do Egipcjanina, ale po namowach Rodgersa zdecydowali się na zakontraktowanie piłkarza FC Basel.

Złożyli za niego ofertę, która została zaakceptowana przez Szwajcarów. Gdy ta informacja dotarła do Romana Abramowicza, Chelsea postanowiła przebić ofertę zespołu z Anfield. Agent Salaha twierdził później, że winę za to, że skrzydłowy nie trafił do miasta Beatlesów, ponosi niezdecydowanie działaczy Liverpoolu.

Ruch okazał się katastrofą dla Salaha, ponieważ zagrał tylko 19 meczów dla Chelsea, zanim przeniósł się na wypożyczenie do Fiorentiny, a następnie trafił do Romy. Potem, jak wiadomo, trafił do Liverpoolu, którego jest wielką gwiazdą. Co się odwlecze, to nie uciecze!

3. Robinho (Real Madryt - Chelsea, „skradziony" przez Manchester City, 2008 rok)

Być może przyszłe transferowe „kradzieże" Chelsea były inspirowane tym, co stało się im samym w 2008 roku. W tym przypadku na nosie zagrał im Manchester City, który był na początku procesu budowania swojej wielkości za pieniądze szejka Mansoura.

Zamieszanie dotyczyło Robinho. Brazylijczyk w Realu Madryt radził sobie naprawdę dobrze, ale stał się nieszczęśliwy w gigantycznym hiszpańskim klubie i zdecydował, że chce odejść. Skrzydłowy podobno płakał w biurze prezydenta klubu, aby wymusić zgodę na opuszczenie klubu.

I tak oto Chelsea uznała, że Robinho powinien trafić do nich. Brazylijczyk podobno chciał mieszkać w Londynie, więc Real dał mu pozwolenie na udanie się na Stamford Bridge na rozmowy kontraktowe.

„The Blues" nie przewidziało jednak tego, że w to wszystko wmiesza się Manchester City, wspierany miliardami funtów z grupy z Abu Zabi. „Obywatele" wkroczyli i podpisali kontrakt z Robinho za naprawdę sporą, jak na tamte czasy, kwotę 32,5 miliona funtów, a Chelsea została zmuszona do stwierdzenia, że nie byli gotowi zapłacić takich pieniędzy za tego piłkarza.

Aby pokazać, jak niespodziewanie City ściągnęło Robinho, należy wspomnieć o fakcie, iż Brazylijczyk, myślał, że leci do Londynu, nie Manchesteru. Na konferencji prasowej, Robinho wyjaśnił prasie, że cieszy się, iż Real Madryt przyjął ofertę Chelsea, zanim ktoś zwrócił mu uwagę na gafę i konieczność poprawienia się – Manchesteru City, a nie Chelsea. To był zabawny moment, który podsumował oszałamiającą naturę całej tej transakcji.

4. Paul Gascoigne (Newcastle - Manchester United, „skradziony" przez Tottenham, 1988 rok)

Transferowe „kradzieże" to nie tylko domena współczesnego futbolu. Transfer Paula „Gazzy” Gascoigne'a do Manchesteru United został przechwycony przez Tottenham Hotspur w 1988 roku – cztery lata przed rozpoczęciem ery Premier League. W tym czasie Gascoigne grał w Newcastle United, a po wspaniałym sezonie 1987/1988, w którym znalazł się w Drużynie Roku ligi angielskiej, został uznany za najgorętsze nazwisko na angielskim rynku transferowym.

Latem 1988 roku, menedżer Manchesteru United, Alex Ferguson, zdołał namówić Gazzę na spotkanie, po którym, piłkarz miał ustnie zgodzić się na przejście na Old Trafford. Następnie Ferguson wyjechał na wakacje na Maltę, przekonany, że kiedy wróci, będzie miał Gascoigne'a w swojej drużynie.

Na nieszczęście dla szkockiego menedżera nie wziął pod uwagę determinacji Tottenhamu. Piłkarz otrzymał telefon od prezesa Tottenhamu, w którym ten zapytał go wprost, czego od niego chce, w zamian za przejście do klubu z białej części północnego Londynu. Gazza poprosił o dom dla swojej rodziny, garaż dla ojca i nowe łóżko dla siostry. Tottenham zobowiązał się, że spełni te życzenie zawodnika i tym samym Gascoigne trafił do Tottenhamu.

Fiasko negocjacji z Gascoigne'm to jeden z największych żali Alexa Fergusona. Szkot do dziś uważa, że mógł zmaksymalizować potencjał Gascoigne'a, który później w dużej mierze dokonał piłkarskiego samozniszczenia.

5. John Obi Mikel (Lyn - Manchester United, „skradziony" przez Chelsea, 2006 rok)

John Obi Mikel to piłkarz przede wszystkim kojarzony z tym, że przez ponad dekadę grał na chwałę Chelsea i przez zdecydowaną większość czasu, który spędził na Stamford Bridge, odgrywał kluczową rolę w środku pola stołecznego zespołu. Jednak ściągnięcie Nigeryjczyka do Chelsea nie było łatwym zadaniem.

O piłkarza mocno zabiegał również Manchester United. W 2005 roku oba kluby były niezwykle zdeterminowane, żeby pozyskać Mikela. Było to o tyle ciekawe, że reprezentant Nigerii grał wówczas w norweskim Lyn, czyli w niezbyt silnej lidze. Co więcej, w klubie z Oslo rozegrał wówczas tylko sześć meczów. Mimo to przedstawiciele dwóch angielskich potentatów dostrzegli w nim potencjał i starali się go za wszelką cenę pozyskać.

29 kwietnia 2005 roku Manchester United ogłosił już, że doszedł do porozumienia z Nigeryjczykiem, a ten paradował nawet w koszulce „Czerwonych Diabłów" na konferencji prasowej w Norwegii. Jednak Roman Abramowicz nie zrażał się tym faktem i wciąż namawiał Mikela na transfer do Chelsea. Sprawa trafiła więc do UEFA, a potem do FIFA. Ta druga organizacja zdecydowała w sierpniu 2005 roku, że Nigeryjczyk powinien wrócić do norweskiego klubu. Rok później nic już nie stało na przeszkodzie, żeby dołączył do Chelsea.

Determinacja rosyjskiego przedsiębiorcy opłaciła się, bo reprezentant Nigerii spędził na Stamford Bridge aż 11 lat. Dla „The Blues” zagrał w 374 meczach, co jest naprawdę imponującym rezultatem. I choć zawsze był trochę niedoceniany, to zawodnika z takim stażem trudno nazwać inaczej niż legendą klubu. Może i kibice nie wywieszają na trybunach transparentów z jego podobizną, ale miło go wspominają. Mikel przyszedł do klubu jako 19-latek i w Chelsea dojrzał piłkarsko.