Emocje do ostatniego gwizdka: finisz Ekstraklasy
2016-05-13 20:37:52; Aktualizacja: 8 lat temuKto by pomyślał, że walka o mistrzostwo będzie się toczyć do samego końca? Na pewno nie ten, kto wpadłby na pomysł, iż skład pucharowiczów będzie znany dopiero w ostatniej kolejce! Rozstrzygnięcia nadszedł czas.
Finisz o pietruszkę
Tak właściwie to nie ma tutaj o co grać. Podbeskidzie oficjalnie pożegnało się z Ekstraklasą po blamażu w Łęcznej i tak na dobrą sprawę nie zaprezentowało absolutnie nic konkretnego. Ba, zostało całkowicie zdominowane przez przeciwnika, zgwałcone i relegowane na niższy poziom rozgrywkowy. Kto wie, może właśnie ten spadek dobrze zrobi „Góralom”? Wszak, gdy dostaje się „piątkę” od Łęcznej, która zwykle nie grzeszy skutecznością… to co będzie w meczu z Wisłą? „Biała Gwiazda” ma ogromne pole do popisu w sferze ofensywnej, potrafi szybko zorganizować się w ataku i nie ma najmniejszych problemów, żeby przedrzeć się pod bramkę rywala. Coraz lepiej spisuje się Ondrasek, którego zaangażowanie jest godne podziwu. „Kobra” ciężko pracuje przy odbiorach, dobrze utrzymuje się przy piłce i ma lekkość w jej prowadzeniu (co było widoczne w akcji bramkowej ze Śląskiem). Dodatkowo wiślacy są bardzo konsekwentni w zdobywaniu terenu, nie boją się zagrać odważnie i przyspieszyć tempa gry. A to może być gwóźdź do trumny Podbeskidzia. Trumny, która i tak spoczywa głęboko w ziemi i w tym momencie nikt nie myśli o jakimkolwiek przebudzeniu…Popularne
Wiślacy potrafią dominować, nie stronią od szybkich ataków i mają czym postraszyć, ale tak naprawdę o nic już nie grają, więc może zlitują się nad spadkowiczem, który i tak jest pogrążony w głębokim kryzysie? Jakoś trudno w to uwierzyć. Jeśli będą sytuacje, to Wisła je wykorzysta i nie będzie patrzeć na to, czy przeciwnik zmaga się z potężną depresją. Zaskoczenie? Chyba tylko wtedy, gdy „Górale” ustawią cały zespół w obronie.
TypujeMY: Podbeskidzie Bielsko-Biała – Wisła Kraków (0:3)
Pierwszy i ostatni. Początek i koniec
Teoretycznie starcie Korony z Jagiellonią powinno toczyć się o przysłowiową „pietruszkę”, ponieważ oba zespoły zapewniły już sobie utrzymanie w Ekstraklasie. Nie możemy jednak zapominać, o tym, że pojedynek tych dwóch drużyn to „Żółto-Czerwone” derby i na dodatek obie ekipy wciąż mają szanse na poprawienie swoich obecnych pozycji w ligowej tabeli, a to niesie za sobą dodatkowy zastrzyk gotówki do klubowej kasy.
Zatem czego możemy się spodziewać po sobotnim spotkaniu kielczan z białostocczanami? Na pewno chcielibyśmy zobaczyć ofensywny futbol w wykonaniu jednych i drugich, parę pięknych goli, kilka fantastycznych interwencji bramkarzy oraz uśmiechy na twarzach piłkarzy oraz kibiców.
TypujeMY: Korona Kielce – Jagiellonia Białystok (2:1)
Litości nie będzie
W sezonie 2015/16 rywalizacja o utrzymanie wywołuje znacznie mniej rumieńców niż w ubiegłych latach. W sobotnie popołudnie Stadion Miejski we Wrocławiu stanie się jedną z dwóch ekstraklasowych aren, na której zawodnicy nie będą dogorywać na chwilę przed wyczekiwanym urlopem, tylko rzeczywiście zagrają o coś. Śląsk, pomimo że już dawno zapewnił sobie byt na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce, to nie zamierza odpuszczać. Mariusz Rumak konsekwentnie wystawia najmocniejszą jedenastkę, jaką dysponuje i nadal stara się stawiać podwaliny pod przyszły sezon, w którym Śląsk ma walczyć o zgoła inne cele. W ostatniej kolejce sezonu „Wojskowi” zmierzą się z Górnikiem Łęczna, któremu do utrzymania brakuje jednego oczka. „Duma Lubelszczyzny” na pewno będzie podbudowana po fenomenalnej partii, jaką rozegrała z Podbeskidziem, jednak może to nie wystarczyć na zespół Śląska, który — co tu dużo mówić — gra ostatnio jak z nut.
Mariusz Rumak zapowiada, że na obecną chwilę najważniejsze są dla niego trzy punkty z Łęczną i nie wydaje się, żeby blefował. Śląsk wygra to spotkanie, a Szatałow i spółka nerwowo będą spoglądać na to, co dzieje się w Niecieczy.
TypujeMY: Śląsk Wrocław – Górnik Łęczna (2:0)
Ostatni zryw
Już tylko 90 minut walki, ostatnie litry potu i kilka strzałów na bramkę przeciwnika. Piłkarze Jana Żurka w sobotnie popołudnie staną do walki o utrzymanie w Ekstraklasie. Nie będzie to łatwe zadanie. Zawodnicy 14-krotnego mistrza Polski muszą zmierzyć się nie tylko z legendą własnego klubu, ale również z problemami. Nerwowej sytuacji na linii piłkarze – kibice, niemrawej ofensywy (cztery bramki w sześciu meczach rundy finałowej) i braku prawdziwego playmakera – osoby, która rozrusza atak i jednym zagraniem przesądzi o wyniku spotkania. Wszystkiemu nie sprzyja również świadomość, że zwycięstwo pójdzie na marne w przypadku przegranej lub remisu Śląska Wrocław. Jednak Jan Żurek nie może załamywać rąk. Mariusz Rumak potwierdził, że wystawi najmocniejszy skład i zagra o zwycięstwo, a stawka tego pojedynku (i pełne trybuny w Niecieczy) nie mogą spętać nóg zawodników. Wszak W życiu bowiem istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. W przypadku Górnika tą rzeczą na pewno jest gra w Ekstraklasie.
Ból głowy i rozstrój żołądka. Te uczucia będą towarzyszyły każdemu, kto oglądał sobotnie spotkanie w Niecieczy, ale było warto. Piłkarze Termaliki poziomem dostosowali się do kibiców na trybunach w Niecieczy i przeszli obok spotkania (kto kiedykolwiek był na weselu na wsi wie o czym mowa). Piłkarze Jana Żurka mieli problemy w ataku, ale ostatecznie pokonali przeciwnika i… no właśnie. Jakim wynikiem skończy się mecz we Wrocławiu?
TypujeMY: Termalica Bruk-Bet Nieciecza – Górnik Zabrze (0:1)
Mecz o wszystko
Świetna wiosną Lechia (i nie bójmy się – także trener Czerczesow) odłożyli koronację Legii i świętowanie mistrzostwa na stulecie. Z tym, że tak pewna po rozbiciu Piasta w ubiegłą niedziela feta może się nie odbyć – a jak już, to właśnie w Gliwicach. Kibice w Warszawie wierzą jednak w swój klub, choć coraz głośniejsze są głosy, że kolejna utrata tytułu na własne życzenie będzie tylko kolejnym wydarzeniem w paśmie wpadek, które „Wojskowi” notują tak gdzieś od czasu fantastycznych wyników drużyny Jana Urbana w Lidze Europy w sezonie 2013/2014(przypomnijmy – 5 porażek/1 wygrana).
Piłkarze niby „zapomnieli o tym, co było w Gdańsku” i „są wszyscy zdrowi i gotowi”. Jakub Rzeźniczak wręcz promienieje uśmiechem i czeka już na moment wzniesienia trofeum. W ostatnich minutach, kiedy Legia będzie prowadzić już 3, ba 4 do zera na boisko wejdzie Marek Saganowski i pożegna się z trybunami.
Wszystko wygląda fajnie, ale do Warszawy przyjeżdża Pogoń. Niby już bez trenera – chodzą plotki o odejściu Czesława Michniewicza zaraz po ostatnim meczu, bez szans na puchary i w ogólnej dyspozycji znacznie gorszej niż jesienią. Ale Łazienkowska zawsze wywołuje u piłkarzy większą mobilizację – patrz m. in. gra Termaliki.
Wszystko podpowiada, że mimo ściany oczekiwań, ściany pragnień 35 milionów Polaków, by to „polskie Leicester” sięgnęło po tytuł i upokorzyło warszawski klub, to gospodarze pewnie wygrają i zdobędą tytuł. Wszystko w ich nogach – liczymy, że nie będzie to jednak nudny mecz pełen kalkulacji i patrzenia na to, co się będzie dziać w Gliwicach. Oby się działo! I oby trener Legii nie wpadł na jakieś genialne decyzje typu Masłowski na LO.
PS: Ciekawe, czy po wygranej skurczy się grono przeciwników Rosjanina – w ostatnich tygodniach uwielbiany przez kibiców trener-tyran stracił sporo w ich oczach.
TypujeMY: Legia Warszawa – Pogoń Szczecin (2:0)
Komu puchary?
Biorąc pod uwagę formę, jaką prezentuje Legia w meczach u siebie pod wodzą Stanisława Czerczesowa, bardzo szybko może się okazać, że przez większość czasu antenowego, to właśnie spotkanie Cracovii z Lechią będzie języczkiem u wagi finalnej, 37. kolejki Ekstraklasy. Gdańszczanie jeszcze niedawno rzutem na taśmę wywalczyli sobie awans do grupy mistrzowskiej, a teraz stoją przed realną szansą awansowania na czwartą pozycję w tabeli, która gwarantuje grę w Lidze Europy. Dla krakowian finisz rundy zasadniczej był wyjątkowo bolesny, bo pomimo że przez większość sezonu plasowali się na podium, to ostatecznie spadli na piątą lokatę. Tym razem zespół Jacka Zielińskiego zrobi jednak wszystko, by zachować koncentrację do ostatniego gwizdka sędziego. Szykuje się przednie widowisko, a tym który doda mu smaczku powinien być Sławomir Peszko, któremu powołanie do reprezentacji Polski powinno dodać skrzydeł.
Jak dotąd ultraofensywne ustawienie Lechii niezbyt skutecznie sprawowało się na wyjazdach i tym razem będzie podobnie. „Pasy” wygrają to spotkanie i pomyślnie spuentują bardzo udane dla nich rozgrywki.
TypujeMY: Cracovia – Lechia Gdańsk (2:1)
Nie oglądać się na Warszawę
Jeśli ktoś kiedykolwiek będzie miał wątpliwości, że piłka nożna to nudny sport, niech przypomni sobie obecną sytuację Piasta Gliwice. Piłkarze Radoslava Latala po porażce z Legią Warszawa praktycznie nie mieli szans na tytuł mistrzowski, ale dzięki wygranej Lechii (i zwycięstwa Piasta w Chorzowie) znowu wrócili do gry. Teraz muszą liczyć na potknięcie wicemistrzów Polski z Pogonią, a sami mają obowiązek pokonać Zagłębie Lubin. Właśnie, tylko czy są w stanie to uczynić? Podopieczni Piotra Stokowca zwyciężyli w czterech meczach z rzędu i już zapewnili sobie grę w europejskich pucharach. Wydaje się, że gliwiczanie nie będą mogli liczyć na jakąkolwiek taryfę ulgową: zwycięstwo da „Miedziowym” trzecie miejsce w Ekstraklasie i byłoby to piękne zwieńczenie obecnych rozgrywek. Jednak kluczowa dla losów tego spotkania miała być postawa Piasta. Jeśli zawodnicy zagrają tak jak nas do tego przyzwyczaili na własnym stadionie, bez oglądania się na wynik w Warszawie, to pewien Rosjanin w stolicy Polski może drżeć o końcowy triumf…
Gospodarze do ostatnich godzin modlili się o zdrowie Patrika Mraza, który ostatnio narzekał na kontuzję. Ostatecznie Słowak znalazł się w podstawowym składzie i ponownie potwierdził swoją klasę. To on rozpoczął akcję Piasta, którą na bramkę zamienił Martin Nespor. Zaskoczenie? Nie, to popisowa akcja drużyny Latala, która kolejny raz przyniosła im trzy punkty.
TypujeMY: Piast Gliwice – Zagłębie Lubin (1:0)
Walka o honor
Lech umarł. Podopieczni Urbana mają ogromny problem, żeby zorganizować się na boisku, nie potrafią wpakować piłki do bramki, nie wspominając już o jakichś finezyjnych akcjach. A jeśli już takie się pojawią, to i tak brakuje celnego strzału. Ewentualnie kogoś pożera presja i wypluwa w taki sposób, że nie ma siły, by wrócić na właściwe tory. Jego ruchy są skrępowane, sezon należy spisać na straty, a winnym obarczyć… samego „Kolejorza”. Chociaż skład poznaniaków na papierze wygląda całkiem nieźle to zdecydowanie brakuje takiego prostego, zwyczajnego zazębiania się formacji. O zrozumieniu już nie mówiąc. Dawno zaginęło w ekstraklasowych odmętach. Podobnie ma się sytuacja z chorzowskim Ruchem, który w grupie mistrzowskiej nie zdołał wygrać i w ostatniej kolejce z pewnością będzie chciał przełamać czarną passę. Tak samo jak lechici. Podopieczni Fornalika potrafią powalczyć i potężnie zagrozić przeciwnikowi – głównie dzięki mocy i niespożytej energii młodzieżowców – ale ich forma jest bardzo sinusoidalna (również za sprawą młodzieży, których postawa rządzi się własnymi prawami). Lipskiego dość łatwo można wyłączyć z gry, a Stępiński potrafi stracić zimną krew i… właśnie na tym powinien bazować Lech. No chyba, że nie będzie w stanie sobie poradzić z weteranami (co jest całkiem możliwe), którzy potrafią po profesorsku rozegrać i wcisnąć piłkę w nawet najszczelniejsze zasieki. A słowo „najszczelniejsza” nie pasuje do obrony poznaniaków. Zresztą, cały skład czeka ogromna przebudowa i tak na dobrą sprawę nie wiadomo, jakiego obrazu „Kolejorza” można się spodziewać…
I Lech, i Ruch są uśpione, mają ogromne przestoje i łatwo przedrzeć się przez ich formacje obronne, I Lech, i Ruch mają ogromne problemy ze skutecznością i zorganizowaniem się w ataku. I Lech, i Ruch… no właśnie, czyżby którejś drużynie w końcu udało się przełamać? Co prawda trudno uwierzyć, że poznaniacy w końcu rozegrają dobre spotkanie i nie będą razić indolencją i marazmem, ale kto wie. Finisz rozgrywek zobowiązuje!
TypujeMY: Lech Poznań – Ruch Chorzów (0:1)
Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka)