Farbowane lisy
2012-02-10 14:00:46; Aktualizacja: 12 lat temuNas najbardziej interesują 23 nazwiska, które poda trener Smuda. Kto zagra z orzełkiem na piersi? Czy piłkarze, którzy nie pochodzą z Polski są dobrym wyborem?
Do Mistrzostw Europy pozostało zaledwie 125 dni, wiemy już gdzie, kiedy i kto, z kim zagra, możemy się domyślać, którzy zawodnicy pojawią się w kadrach, które przyjadą na turniej. Ale nas najbardziej interesują 23 nazwiska, które poda trener Smuda. Kto zagra z orzełkiem na piersi? Jest kilku pewniaków, jest wiele niewiadomych, jednak kandydatów znamy. Czy wszyscy powinni znaleźć się w tym gronie? Czy piłkarze, którzy nie pochodzą z Polski są dobrym wyborem?
Weźmy na przykład Eugena Polańskiego. Nie można powiedzieć, że jest to zawodnik słaby. Nie można zarzucić mu, że źle prowadzi karierę. Wręcz przeciwnie, Polanski jest doskonale prowadzony, widać stały postęp, od kilku lat zbiera doświadczenie w najlepszych ligach Europy. Mając zaledwie 22 lata wyjechał przecież do Hiszpanii i nie siedział tam przecież na ławce.Popularne
Ale po kolei. Piłkarz przyszedł na świat 17. marca 1986 roku w Sosnowcu jako Bogusław Eugeniusz Polański. Od 23 lat mieszka w Niemczech, stąd nie jest znany jako Boguś, lecz „Ojgen”. Mając 8 lat rozpoczął treningi w Borussi Mönchengladbach, a jako 19 latek zadebiutował w barwach „Źrebaków” w Bundeslidze. Z resztą 4 lata przed debiutem w lidze zaczął grać w reprezentacjach młodzieżowych naszych zachodnich sąsiadów.
Stopniowo przebijał się do coraz to wyższych grup wiekowych, w międzyczasie rozwijając swoją karierę klubową. Młodziutki pomocnik grał regularnie w najwyższej klasie rozgrywkowej w Niemczech, został kapitanem reprezentacji do lat 21, co więcej został młodzieżowym Mistrzem Europy w 2009 roku. Miał za sobą niezły sezon w Primera Division, gdzie wystąpił w 26 spotkaniach w barwach Getafe. Drzwi do dużej kariery otwarte na oścież.
Ale jednak losy Eugena nie potoczyły się w równie szczęśliwy sposób, co między innymi Mesuta Özila czy Benedikta Höwedesa. Dziś są to piłkarze bądź stanowiący o sile reprezentacji Niemiec bądź będący w sferze zainteresowań Joachima Löwa. Po „złotym” turnieju Polański wylądował w Mainz. Ale już przed nim zaczął się szum i zamieszanie, które trwa do dziś.
W wywiadzie dla niemieckich mediów, popularny „Ojgen” odrzucił ewentualność gry dla Polski, uzasadniając tę decyzję tym, że czuje się Niemcem, a nie Polakiem. Rok później powtórnie wdzięczność do kraju Ottonów przeważyła i po raz kolejny zasygnalizował, że temat gry z „orzełkiem” na piersi jest dla niego zamknięty. Każdy kibic w kraju zrozumiał, że pomocnik rodem z Sosnowca prędzej dołączy do „polskiej” kolonii w reprezentacji naszych sąsiadów niż przywdzieje biało-czerwone barwy.
Sprawa by ucichła, nie wielu pamiętałoby Polańskiego, ale zeszłoroczna wiosna przyniosła nam następne niespodzianki. Eugen nagle poczuł się Polakiem. A 4. lipca 2011 roku powinien przejść do historii jako „Dzień nawrócenia Niemca”. Po dwuletnich rozważaniach coś pękło w Polańskim i zadeklarował chęć gry dla Polski. Trener Smuda długo nie czekał i zawodnik zadebiutował miesiąc później meczem z Gruzją. Burza, która przetoczyła się przez ten miesiąc mediach jest nie do opisania.
Tym bardziej, że „Ojgen” nie okazał się cudotwórcą. Solidny odbiór, dobre czytanie gry, waleczność to są atuty zawodnika Mainz. Gra mało efektownie, ale często skutecznie. Ktoś, kto spodziewał się fajerwerków a’la Messi czy Xavi, srogo się zawiódł. Wtedy nikt nie debatował nad umiejętnościami Polańskiego, wszyscy widzieli tylko jego wcześniejsze wypowiedzi i deklaracje.
Odłóżmy to na bok, to jest prywatna sprawa zawodnika, spójrzmy na to, co prezentuje na boisku. Jak już wspomniałem jest to typowy defensywny pomocnik. Co jest jednak zaskoczeniem dla przeciętnego kibica, defensywny pomocnik to obecnie nie jest ktoś grający jak Tomas Galasek czy Claude Makelele, który po odbiorze zagrywa do najbliższego zawodnika. Dzisiaj taki zawodnik musi grać jak Busquets czy Xabi Alonso. Koniec z siedzeniem w okolicach linii środkowej boiska, trzeba podbiec i umieć podać dalej niż na 3 metry. I to do przodu.
Czy jednak naprawdę brakuje nam defensywnych pomocników by sięgać po Polańskiego? Rafał Murawski czy Dariusz Dudka to zawodnicy ograni w klubach zagranicznych, mający doświadczenie zarówno w europejskich pucharach jak i w reprezentacji. A w naszej lidze jest kilku graczy, na których warto stawiać.
Pierwszy z brzegu - Ariel Borysiuk, który już wybił się na tyle, by podpisać kontrakt z Kaiserslautern. Czego ten chłopak nie ma, z tych atutów, które posiada Polański? Mogę się zgodzić, że brakuje mu doświadczenia, ale z drugiej strony jest to zawodnik młody, 21-letni, który gdzieś to doświadczenie musi zdobyć. Poza tym Borysiuk będzie grał teraz w Niemczech. Tym samym obalony jest argument na temat poziomu polskiej ekstraklasy. A nawet gdyby został, to przecież jest filarem drużyny, która walczy o mistrza i gra w europejskich pucharach.
Dlatego moim zdaniem warto sięgać też po innego „legionistę” – Janusza Gola. Bohater rewanżowego meczu ze Spartakiem... Wróć! To nie jest zawodnik jednego spotkania! Oczywiście w przypadku Gola nie można posłużyć się argumentem wieku, ale dla osób, którym przeszkadzają początkowe deklaracje Polańskiego, Gol jest dobrym kandydatem.
W naszej lidze występują też inni piłkarze porównywalni z Polańskim. Równie solidni i ograni są piłkarze Wisły: Radek Sobolewski i Czarek Wilk. Duet pomocników „Białej Gwiazdy” gwarantuje stabilność w drugiej linii. Jedynym zarzutem w stosunku do Wilka może być jego stosunkowo mała kreatywność, ale Eugen również nie jest wirtuozem. Wielka szkoda, że Sobolewski już nie chce grać dla reprezentacji, bo pomimo wieku, zawodnik z takim doświadczeniem, jeżeli nie byłby dużym wzmocnieniem, to z pewnością zwiększyłby konkurencję w kadrze.
Nie można również zapomnieć o Tomku Jodłowcu z Polonii, który został przestawiony na pozycję pomocnika. Oczywiście jest również Adam Matuszczyk, ale to również jest zawodnik z podwójnym paszportem. W przypadku Matuszczyka nie można jednak mówić o dziwnych pobudkach gry dla kadry. Zawodnik z całą pewnością bardziej ofensywnie przysposobiony niż Polański czy Dudka, ale niestety mający problemy w klubie.
I tu rodzi się pytanie: czy powoływać do kadry gracza, który występuje na zapleczu niemieckiej ekstraklasy? Z jednej strony Matuszczyk nieźle prezentuje się w kadrze, potrafi ożywić grę, ale przecież to już nie ten słynny „international level”. Z tego powodu jednak warto poszukać alternatywy dla gracza Fortuny Düsseldorf. Gdy odzyska formę i miejsce w podstawowej jedenastce Köln to będzie stanowił o sile drużyny narodowej, ale do tego potrzeba czasu.
Pisząc o naszych piłkarzach zapomniałem, że drużynę buduje się od tyłu. O ile o postawę bramkarzy, całkowicie polskich tak na marginesie, możemy być spokojni, o tyle nasza obrona jest porównywalna z UFO. Każdy o niej słyszał, ale na boisku nikt jej jeszcze nie widział. Przynajmniej nie widział obrony z prawdziwego zdarzenia.
Wiadomo, kto zajmie plac na prawym boku, Łukasz Piszczek jest przecież graczem o dobrych umiejętnościach, odpowiedniej opinii i z wymaganym doświadczanym. Oczywiście były epizody w jego życiu, które nie przynoszą mu chwały, ale piłkarz wystarczająco dużo powiedział na ten temat by chętnych do polemiki na ten temat odnieść po prostu do jego słów.
Problem pojawia się na środku obrony. Problem? Przecież miał go zlikwidować Perquis. Nie ma go jeszcze? Oczywiście, że jest. Ale czy nie ma już problemu?
No ale zacznijmy od początku. Damien Perquis urodził się 27 lat temu w Troyes. W tym mieście rozpoczął treningi i jest wychowankiem tamtejszego klubu. Na razie nie widać związku z Polską? Spokojnie, on naprawdę ma polskie korzenie. Konkretnie chodzi tu o babcię Perquisa, Józefę Bierło. Stąd obco brzmiące nazwisko. Obrońca Sochaux zagrał trzykrotnie w reprezentacji „Tricolores”, jednak nie ma tu co się rozdrabniać jak w przypadku Polańskiego.
W tym wypadku praktycznie od początku byliśmy pewni, co do wyboru zawodnika. Damien deklarował chęć gry dla biało-czerwonych już od jakiegoś czasu, oficjalnie podał tę informację na jesień 2010 roku. Oczywiście krytycy mogą zauważyć, że Perquis nigdy nie miał szans na grę dla Francji i dlatego wybrał naszą drużynę. Ale czy jego wytrwałość w walce o polski paszport nie jest godna pochwały? Śmiem wątpić, czy każdy walczyłby o ten dokument z takim zapałem jak popularny „Zwierzak”.
Wątpliwości natomiast może budzić za to obecna forma obrońcy. 27-latek występuje już czwarty rok we francuskim Sochaux. Drużyna Perquisa jest na 19 miejscu w Ligue 1 i zajmuje 18 miejsce pod względem ilości straconych bramek! Linia obronna klubu ze wschodu Francji dała się pokonać już 36 razy. Obrońca reprezantacji Polski nie zawinił w większości przypadków, ale tylko dlatego, że występuje coraz rzadziej. W takim razie należy zastanowić się, czy jest to piłkarz o umiejętnościach niezbędnych reprezentacji, które według coraz to większej rzeszy ekspertów, ma wyjść z grupy na Euro.
Jakie są atuty Damiena na boisku? Z pewnością warunki fizyczne i siła. 183 centymetry czystej siły budzą respekt u większości napastników w Ligue 1. Obrońca Sochaux ma również niezłe wyczucie, wie jak się ustawić i już tą umiejętnością wygrywa wiele pojedynków. Wśród wad „Zwierzaka” należy wymienić szybkość i zwrotność, a raczej ich brak. W przypadku drużyny narodowej na postawę Perquisa rzutować może również brak zgrania z resztą ekipy.
Ale czy mamy innych kandydatów na środek obrony? Sądzę, że ciekawy duet mogliby stanowić Głowacki z Wasilewskim. Obrońca Trabzonsporu, pomimo pecha dopadającego go niezwykle często przy okazji występów w kadrze, jest obecnie silnym punktem swojego zespołu. Występuje regularnie, zbiera dobre recenzje i wydaje się, że on może być pewny, jeśli chodzi o swoją pozycję na boisku podczas Mistrzostw Europy.
Z kolei Marcin Wasilewski zaliczył znakomity „comeback” po ciężkiej kontuzji. Niewiele osób wierzyło w powrót „Wasyla” na boiska, a tymczasem zawodnik Anderlechtu gra już w reprezentacji. Przy jego sile, szybkości i sercu do gry, którego nie odmawiam Perquisowi, Marcin mógłby być dobrym uzupełnieniem Arka Głowackiego.
Poza tą dwójką mamy również innych stoperów, którzy zgłaszają aspiracje do gry z orzełkiem na piersi. Jest Wojtkowiak, którego selekcjoner usilnie przestawia na stopera, jest Kamil Glik z Torino, Jarosław Fojut, czyli nowy nabytek Celticu, Piotr Celeban, Marcin Baszczyński, który po powrocie do Polski, nadal prezentuje się bardzo dobrze, a co więcej zna się z Głowackim jak łyse konie. Jest duet „Legionistów”: już niechciany Michał Żewłakow oraz Marcin Komorowski. Są młodzi „Lechici” – Hubert Wołąkiewicz i Marcin Kamiński. No a poza tym mamy Adriana Mrowca z Hearts of Midlothian.
Oczywiście można polemizować czy na przykład Celeban jest lepszym wyborem niż Perquis, ale fakty są takie, że po Euro mamy następne turnieje. Czy nie warto powoływać młodszych, by zdobyli doświadczenie? Biorąc pod uwagę ciśnienie związane z Mistrzostwami Europy nie dziwię się „Franzowi”, który uparcie bierze pod uwagę tylko zawodnika z Francji. Ale niech to szaleństwo nie przysłoni widoku na innych kandydatów.
Ciekawie toczą się losy innego reprezentanta Polski – Ludovica Obraniaka. Ludo zdecydował się na transfer do Girondins Bordeaux wobec braku miejsca w podstawowej jedenastce Lille. Wszyscy wiemy jak to z Obraniakiem było. Bez zamieszania, bez zbędnych ceregieli. Wiemy również o jego sytuacji klubowej. Przez długi okres czasu był zaledwie zmiennikiem w układance Rudiego Garcii, a mimo to był powoływany do kadry. Na szczęście teraz Obraniak gra w Bordeaux, gdzie strzelił już zresztą bramkę.
Czy to jest sygnał, ze Ludo wraca do formy? Miejmy nadzieję, bo ostatnio niewiele dawał kadrze. Był osowiały, nie brał ciężaru gry na siebie. Dreptał gdzieś na lewym skrzydle bądź w centrum boiska i niewiele było z niego pożytku. Dlatego ważne jest by wrócił Obraniak z czasów, gdy zaczynał przygodę z polską reprezentacją. Dynamiczny, błyskotliwy, skuteczny, a nie tylko dobrze bijący stałe fragmenty gry. Jeżeli odzyska zgubioną formę to nie będzie dyskusji na temat pozycji pomocnika w kadrze.
A co jeżeli nadal będzie to Ludovic z ostatnich spotkań? Moim zdaniem nie ma się co martwić. Tercet podwieszony za Robertem Lewandowskim mogą stanowić Kuba Błaszczykowski, Adrian Mierzejewski oraz Sławomir Peszko. A przecież w odwodzie jest jeszcze Kamil Grosicki oraz piłkarze grający w polskich klubach. Jako „dziesiątka” grać może doświadczony podopieczny Oresta Lenczyka – Sebastian Mila.
Na pozycji skrzydłowych wybór jest równie duży. Kto broni powoływać młodych zawodników Legii? Czemu nie można dać szansy Michałowi Żyro? Maciej Rybus coraz śmielej poczyna sobie w kadrze, a Żyro w klubie nie odstaje od niego, więc w czym jest problem? Dlaczego nie dać szansy niepokornemu Małeckiemu, który ostatnio... spokorniał? Czy jest sens pomijać dalej piłkarzy takich jak Waldemar Sobota czy Mateusz Możdżeń? Wbrew pozorom ci piłkarze nie muszą odstawać od kolegów grających poza granicami kraju.
Dążąc już ku końcowi, wytłumaczę brak wzmianki na temat Sebastiana Boenischa. Oczywistą oczywistością jest to, że Boenisch na ten moment nie może być brany pod uwagę przy ustalaniu składu. 16 miesięcy przerwy musi odbić się na dyspozycji zawodnika, tym bardziej, że dopiero wznowił treningi i na razie nie wiadomo czy będzie występował w swojej drużynie.
Niemniej jednak Boenisch jest chlubnym wyjątkiem. Piłkarz stosunkowo młody, deklarując chęć gry dla Polski miał 23 lata, został mistrzem europy z drużyną, której kapitanem był wspomniany Eugen Polański. Chlubny wyjątek, bo mówiąc o grze dla Polski był zawodnikiem o określonych umiejętnościach, a cały jego pech polegał na ogromnej konkurencji na pozycji lewego obrońcy w reprezentacji Niemiec. Co nie zmienia faktu, że jest to zawodnik nie na rok czy dwa i jest to gracz który naprawdę podniesie poziom gry naszej reprezentacji.
Oczywiście, każdy z tych piłkarzy gra dla naszej reprezentacji, bo „ta silniejsza” go nie chce. Nie można się czarować, że Polański czy Obraniak graliby dla Polski, gdyby zadzwoniliby do nich odpowiednio Joachim Löw czy Raymond Domenech. Dowód na to tkwi w Laurent Kościelnym, który po transferze do Arsenalu nie podjął nawet rozmów z Franciszkiem Smudą. A szkoda, bo jest to gracz, jakiego nam brakuje. Przykładów graczy takich jak Kościelny jest mnóstwo, a w tym gronie można wymieniać te bardziej znane przypadki jak Lukas Podolski czy Miroslav Klose, ale również: Maora Meliksona, Piotra Trochowskiego czy nawet Tima Borowskiego.
Mam nadzieję, że nie stracimy już piłkarzy klasy Podolskiego, takich którzy wybiorą tą drugą reprezentację, bo „dla nas będzie za słaby”. Czy nie warto rozmawiać z Ivo Pękalskim, Timothée Kolodziejczakiem czy Julienem Tadrowskim? Należy mieć tylko nadzieję, że wymienieni zawodnicy będą zainteresowani grą dla Polski, a nie wybiorą biało-czerwone barwy, gdy nie będzie dla nich miejsca gdzie indziej...
Jakub Chrząstek