Feta w Niecieczy i kapryśna aura: 25. kolejka

2016-03-02 22:44:19; Aktualizacja: 8 lat temu
Feta w Niecieczy i kapryśna aura: 25. kolejka Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Pogoda 1:0 Ekstraklasa. Działo się! Dwa mecze odwołane, akcja #pokażswojąmurawę, zwycięski marsz „Słoników” i solidny Lech. Piłkarze (prawie) stanęli na wysokości zadania.

Zabójcza końcówka Podbeskidzia

Aura w ostatnim czasie nie rozpieszcza kibiców i piłkarzy, ale mimo nie najlepszego stanu boiska w Bielsku-Białej zawodnicy Podbeskidzia i Górnika stworzyli całkiem niezłe widowisko. W pierwszej połowie stroną dominującą byli gospodarze, ale ani razu nie zdołali umieścić piłki w siatce gości. Natomiast w drugiej części gry sytuacja uległa zmianie i to podopieczni Szatałowa przejęli inicjatywę nad wydarzeniami boiskowymi. Piłkarze „Dumy Lubelszczyzny” stworzyli sobie kilka dogodnych okazji do zdobycia gola, ale nie udało im się ich wykorzystać. To zemściło się na nich tuż przed końcem meczu, kiedy to „Górale” wyprowadzili dwie zabójcze akcje, dzięki czemu odnieśli trzecie zwycięstwo z rzędu i na razie znajdują się na najlepszej drodze do zajęcia miejsca w czołowej ósemce ligi na zakończenie fazy zasadniczej.

Piłkarskie szachy

Świetna murawa, wysoka kultura gry i naprawdę „taktyczne” spotkanie. Czego chcieć więcej? Lubin stanął na wysokości zadania i uratował honor polskich miast piłkarskich. Sam mecz należał do naprawdę dobrych pod względem jakościowym. Niektórym mogło nieco brakować wybuchów, wyrzucania granatów z okopów i walki w błocie do ostatniej sekundy, do których przyzwyczaiła nas Ekstraklasa, ale w zamian za to dostaliśmy „piłkę na poziomie” (nie, nikt nie zagłębiał się w żadnym runie leśnym). Zarówno Lechia, jak i Zagłębie rozegrały solidne zawody, ale więcej rozwagi można było dostrzec po stronie gospodarzy. Trener Stokowiec prezentował się jak wyborny szachista i tylko delikatnym ruchem dłoni przesuwał swoich podopiecznych po boisku: wysłanie Krzyśka Piątka na H4 okazało się być strzałem w „dziesiątkę”. Jednocześnie przyblokował się Janicki, a Maloca przyjął postawę wolnego elektrony, co umożliwiło Starzyńskiemu wyjście na czystą pozycję. Czyżby powoli wyłaniało się coś na kształt  „Figodependencji”?

 

Zresztą, na zwycięstwo zapracowała cała drużyna. Kubicki świetnie ustawiał się w środku pola dusząc w zarodku akcje lechistów, Krzysiek Piątek swoją walecznością sprawiał ogromne problemy przeciwnikom, a Dąbrowski po raz kolejny zachowywał się jak profesor w obronie. Nie można zapominać o Janoszce, który po raz kolejny rozegrał świetne zawody. Szach-mat! Konsekwentna, bardzo rozważna gra Zagłębia pozwoliła zachować 3 punkty w Lubinie.

Nieciecza przez tydzień nie zaśnie!

Historia piszę się na naszych oczach. W ostatnim czasie Legia imponowała, dominowała, podejmowała idealne PR-owo decyzje i będąc kibicem tej drużyny, trzeba było być urodzonym pesymistą lub po prostu idiotą, by nie patrzeć na świat przez różowe okulary. Jeszcze przed momentem wydawało się, że wszystko czego dotknie trener Czerczesow w mig zamienia się złoto. Piłka jest przewrotna i w zaledwie 90 minut potrafi wylać wiadro pomyj na to, na co pracuje się miesiącami. Tak było w spotkaniu aktualnego lidera Ekstraklasy z Termaliką. W Niecieczy byliśmy świadkami rzeczy absolutnie niewytłumaczalnych, zahaczających o totalną abstrakcję. Michał Pazdan podejmujący irracjonalne decyzje, bezproduktywny Duda, który 72 godziny wcześniej definiował na murawie definicję piłkarskiego talentu, bezradny Nikolić, a to tylko wierzchołek góry lodowej. Stołeczna drużyna dostała solidnego pstryczka w nos, który obnażył jednocześnie to, jak wiele pracy jeszcze przed nimi. Podopieczni trenera Mandrysza wygrywają 3:0 i boleśnie zawstydzają nie tylko Legię, ale też, a może i przede wszystkim spore grono niedowiarków, które nie traktowało tego zespołu poważnie.

Dozwolone szaleństwo

Gościnny Ruch podarował „Pasom” pierwszą bramkę, a potem zaczął grać swoje. Z licznych dośrodkowań w końcu musiało coś wyjść. Najpierw Sandomierskiego pokonał Mazek, korzystając jednak z „przywileju korzyści”, danego przez sędziów. Że skrzydłowy, który dumnie prezentował ślady z „bitwy warszawskiej”, może mieć problem ze wzrokiem, to jeszcze rozumiemy. Ale arbitrzy… Na szczęście drugi gol Stępińskiego był już całkowicie prawidłowy, a i trzeba przyznać, że Ruch zasłużył na prowadzenie. Wystarczyły jednak dwie minuty w drugiej części, by całkowicie odwrócić losy spotkania. Techniczny popis Cetnarskiego i strzał z dystansu Dąbrowskiego wystarczył na pokonanie gospodarzy. Może w drugiej połowie temperatura walki nieco spadła, ale był to bardzo przyjemny meczyk.

Cierpliwość i kontrola

Odbiorniki nie były rozgrzane do czerwoności, a sam mecz czymś szczególnym w historii zdecydowanie się nie zapisze. Mimo tego, Lech udowodnił, że wciąż pamięta czym jest stabilizacja i potrafi jej używać. Podopieczni Urbana w końcu, po raz pierwszy od kilku tygodni, zaprezentowali kawał solidnego futbolu. Grali płynnie, długo utrzymywali się przy piłce, a konstruowanie ataku pozycyjnego choć długotrwałe, wcale nie należało do mozolnych. Chociaż wypada podkreślić, że gdyby nie bramki całość meczu można by było opisać w jeden sposób.

Bywało sennie, bywało nudno, ale „Kolejorz” potrzebuje takiej „nudy”, żeby wrócić na właściwe tory. No a z kim, jak nie z Górnikiem? Zresztą, lechici próbowali uśpić właśnie gospodarzy, a nie kibiców. No cóż, udało się… połowicznie. Bo owszem, zabrzanie nie pokazali absolutnie nic kreatywnego i tylko przykryli się ciepłą kołderką z murawy coraz mocniej zakopując się w czeluściach ekstraklasowych, ale i widowisko nie należało do iście porywających. Mecz „zrobił” Pawłowski, który co prawda opuścił plac boju przedwcześnie (przyp. red. „boju”, dosłownie, bo po zderzeniu głowami z Kopaczem odwiedziono go do szpitala), ale zanotował asystę przy golu Kownackiego i sam wpakował piłkę do siatki. Na uwagę zasłużyli także defensywa Lecha, zwarta i stabilna, odcinała zabrzan i nie pozwalała im na zbyt wiele nic szczególnego, a także... fale ataku. W końcu nie w każdym meczu widzi się, by Lech atakował aż (!) piątką zawodników.

Szczeciński paprykarz nietknięty

Miał być mały hit, wyszedł spory kit. Do Białegostoku przyjechała drużyna Pogoni Szczecin, która na wyjazdach jest jedną z najlepszych drużyn w całym zestawieniu (ustępuje tylko Legii Warszawa). Jednak podopieczni Czesława Michniewicza mocno wzięli sobie do serca ostatnią wygraną „Jagi” w Poznaniu i do stolicy Podlasia przyjechali z nastawieniem ultra defensywnym. Opiekun gości dobrze rozpracował rywala, bo gra w ataku pozycyjnym nie jest atutem białostoczan i przy Słonecznej oglądaliśmy nudną wojnę taktyczną, zakończoną bezbramkowym remisem. Szkoda wydanych pieniędzy na bilety i poświęconego czasu. Więcej emocji dostarczyłby nawet nowy odcinek „Na dobre i na złe”.

JEDENASTKA KOLEJKI WEDŁUG TRANSFERY.INFO

Sandomierski (Cracovia) - Mójta (Podbeskidzie Bielsko-Biała), Pleva (Termalica Bruk-Bet Nieciecza), T. Kędziora (Lech Poznań) - Pawłowski (Lech Poznań), D. Dąbrowski (Cracovia), Starzyński (Zagłębie Lubin), Cetnarski (Cracovia), Plizga (Termalica Bruk-Bet Nieciecza) - Szczepaniak (Podbeskidzie Bielsko-Biała), W. Kędziora (Termalica Bruk-Bet Nieciecza).

Redakcja Transfery.info - Polska (w składzie: Błażej Bembnista, Norbert Bożejewicz, Tomasz Góral, Marcin Łopienski, Aleksandra Sieczka)