Football's coming home? Suárez bezlitosny jak w Anglii

2014-06-19 23:02:38; Aktualizacja: 10 lat temu
Football's coming home? Suárez bezlitosny jak w Anglii Fot. Transfery.info
Szymon Podstufka
Szymon Podstufka Źródło: Transfery.info

Nie grała dziś o 21:00 czasu polskiego Nigeria, Iran, na Grecję też przyjdzie poczekać. Wydawało się więc, że emocje w meczu Urugwaju z Anglią nie dadzą spać. I kto jednak zdecydował się zmrużyć oczy, ten stracił prawdziwe partidazo.

Roy Hodgson nieco oryginalne zinterpretował znane od lat powiedzenie o nie zmienianiu zwycięskiego składu. Trener Anglii żadnych roszad nie dokonał z tym że... poprzedni mecz przegrał. Jego vis-à-vis Óscar Tabárez wyciągnął wnioski z fatalnego występu swoich podopiecznych w meczu z Kostaryką i do boju posłał między innymi Lodeiro. Uwagę kibiców i dziennikarzy zwrócił jednak wracający do wyjściowej jedenastki Suárez. Trener Urugwaju w obliczu możliwości odpadnięcia z mundialu postawił wszystko na jedną kartę i zaryzykował zdrowie swojej największej gwiazdy
 
Obie drużyny podchodziły do spotkania z nożem na gardle, co zapowiadało ogromne emocje i brak jakichkolwiek kalkulacji, a pierwsza połowa jedynie potwierdziła te przypuszczenia. Szczególnie imponowali Urugwajczycy, którzy wczoraj oglądali chyba mecz Chile z Hiszpanią. „Celestes” bowiem atakowali Anglików niezwykle wysokim i agresywnym pressingiem, czym jeszcze bardziej utrudniali rywalom to, czego specjalnie nie lubią – rozgrywanie piłki.
 
 
W pierwszych piętnastu minutach widzowie mieli sporo pecha, bowiem gdyby piłkarze celowali odrobinę lepiej, mielibyśmy dwa gole pretendujące do miana najpiękniejszych na turnieju. Najpierw Rooney z rzutu wolnego minimalnie przestrzelił a chwilę później z narożnika pola karnego huknął Rodriguez ale o milimetry przeniósł piłkę nad poprzeczką.
 
Oba zespoły stwarzały dużo zagrożenia ze stałych fragmentów. Szczególnie Luis Suárez starał się zapisać w pamięci widzów dwoma niekonwencjonalnymi rzutami rożnymi. Najpierw bezpośrednio próbował zaskoczyć Harta, później płasko zagrał do Cavaniego który minimalnie przestrzelił. Gerrard nie chciał być gorszy od kolegi z drużyny i z jednego z rzutów wolnych idealnie wrzucił piłkę do Rooneya. Snajper Manchesteru United nie strzelił jeszcze bramki w spotkaniach Mistrzostw Świata i usilnie próbował tę klątwę zdjąć, ale i tym razem nie dał kibicom powodów do radości – zamiast piłki w siatce wylądował sam „Roo”. Chyba nie do końca o to mu chodziło.
 
 
Óscar Tabárez dokonał dwóch kluczowych ruchów kadrowych, bowiem w pierwszej jedenastce wystawił Suareza i Lodeiro. Ten drugi bardzo umiejętnie łączył grę obronną i ofensywną drużyny Urugwaju, czego wyraźnie brakowało zespołowi „Celestes” w poprzednim spotkaniu. Choć bywał niedokładny, miał pomysł i fantazję, ale też wolę walki, co pokazał pod koniec pierwszej połowy. Wygrał przebitkę z Gerrardem, prostopadłym podaniem uruchomił Cavaniego a ten idealnie dograł na głowę Suáreza. Jagielka nie zauważył czającego się za plecami „El Pistolero” i koniec tej akcji mógł być tylko jeden. Anglia mogła odpowiedzieć rywalom równie błyskawicznie jak w meczu z Włochami, tym razem jednak strzał Sturridge’a pewnie obronił Muslera.
 
 
 
 
Pierwsza połowa minęła pod znakiem dużej intensywności, momentami ostrej gry i kilku ciekawych sytuacji, co ostrzyło apetyty na drugą część spotkania. Na drugą ekipy wyszły w identycznych składach, w jakich rozpoczynały. O ile w ekipie „Celeste” można to było zrozumieć, o tyle u Anglików – niekoniecznie.
 
 
 
I choć druga połówka rozpoczęła się od potwornego naporu Urugwaju, to później dominowała raczej walka w środku pola. Choć do swojej sytuacji na 1:1 bardzo szybko doszli też Anglicy, którzy później długimi momentami bili głową w mur. Rooney jednak jak nie umiał się wstrzelić, tak nie wstrzelił się i w 54. minucie.
 
 
To co, klątwa mundialowa “Wazzy” aktualna?
 
A nie! Ale za to Rooney powinien postawić Glenowi Johnsonowi kilka pint. I to mimo, że na codzień grają w nienawidzących się zespołach. Defensora Liverpoolu znamy z efektownych wejść, ze świetnego, jak na obrońcę, dryblingu. Ale że zrobi z obroną Urugwaju coś podobnego, co z defensywą Ghany zrobił Dempsey...
 
 
Ta bramka tylko napędziła końcówkę. Trzeba to przyznać, te piętnaście minut minęło nam jak piętnaście sekund. Akcje w jedną, w drugą stronę, Anglia atakuje, Urugwaj desperacko broni, a za moment lecimy pod bramkę Harta. Przejęcie? No to w drugą. Pewnie gdyby to był mecz fazy pucharowej, to zawodnicy obu ekip około setnej minuty umieraliby na boisku z wycieńczenia. 
 
A kto miał największe powody, by nie wytrzymać trudów meczu? Teoretycznie ten, który dopiero co wrócił do treningów. Tak?
 
 
Luis Suarez, podobnie jak na początku sezonu ligowego w Anglii – nie grał w pierwszych meczach, tutaj także z Kostaryką wystąpić nie mógł. Ale gdy już wrócił na boisko, to zaczął nadrabiać w klasyfikacji strzelców i wygląda na to, że zaraz zacznie gonić Thomasa Mullera. Resztę już dogonił.
 
Skurcze jednak dały o sobie znać i król strzelców Premier League musiał zejść z boiska. Ale czy dziś w nocy, kiedy bóle nie pozwolą mu zasnąć, będzie żałować, że dziś grał z ogromnym poświęceniem, ryzykując pewnie nawet kolejną kontuzję? Wątpliwe.
 
A co z Anglikami?
 
 
Mówiąc już całkiem poważnie – nie skreślalibyśmy ich za szybko, bo wygrywając wysoko z Kostaryką, przy dwóch wygranych Włochów, „Three Lions” mogą jeszcze zagrać w 1/8 finału, gdzie najprawdopodobniej będzie czekać Kolumbia. 
 
Ale jednemu zawodnikowi będzie to wybitnie nie w smak i on za wszelką cenę będzie chciał do tego nie dopuścić. Już dziś to pokazał.

 
AUTORZY: MACIEJ WDOWIARSKI I SZYMON PODSTUFKA
Więcej na ten temat: Anglia Mistrzostwa Świata Urugwaj MŚ 2014