BORUSSIA MÖNCHENGLADBACH
Podopieczni André Schuberta w 13
dotychczasowych spotkaniach Bundesligi zdobyli 13 punktów, sięgając
po raptem trzy wygrane. Po raz ostatni cieszyli się ze zwycięstwa
grubo ponad dwa miesiące temu, gdy ograli 2:0 Ingolstadt. Nie
wygląda to dobrze, a tak naprawdę ciężko określić dokładne
przyczyny kryzysu. „Źrebaki” po prostu tracą punkty w
spotkaniach, które w poprzednim
sezonie spokojnie by wygrywali. Kto wie, być może kluczową sprawą
jest gra w Lidze Mistrzów, do której udało im się wejść. W
poprzednich sezonach ekipa z Gladbach występowała jednak w Lidze
Europy, więc wysiłek związany z grą w pucharach nie powinien być
problemem.
Odczuwalne jest odejście Granita Xhaki.
Szwajcara, za którego Arsenal wyłożył 45 milionów euro nie udało
się dostatecznie zastąpić. Pozyskany za trzykrotnie niższą kwotę
z Bayeru Christoph Kramer to niższa półka, podobnie jak Tobias
Strobl. Zdecydowanie bardziej liczono również na Raffaela, który w
trzech poprzednich latach z łatwością pokonywał barierę 10
ligowych trafień. W tym sezonie na razie ukłuł trzykrotnie i
przeliczając na minuty nie wygląda to źle, ale Brazylijczyk miał
spore problemy zdrowotne. Trzy gole na koncie ma również Lars
Stindl, ale ten z kolei przestał asystować z taką częstotliwością
jak w poprzednich rozgrywkach.
Liczba zdobywanych przez
Borussię bramek naprawdę może martwić Schuberta. Póki co, jego
podopieczni zanotowali ich raptem 13. Jak tak dalej pójdzie,
45-latek, który w poprzednim sezonie całkowicie odmienił oblicze
drużyny, może stracić robotę.
WOLFSBURG
Jakub
Błaszczykowski, który latem trafił na Volkswagen-Arenę z całą
pewnością spodziewał się czegoś zupełnie innego. „Wilki”
zdobyły do tej pory jeszcze mniej bramek od Borussii (12) oraz
sięgnęły po jeszcze mniej punktów (10) i obecnie znajdują się
tuż nad strefą spadkową. Dwie wygrane: z Augsburgiem i Freiburgiem
to wynik doprawdy koszmarny. Zwycięstwo numer dwa, które przyszło
chwilę po zastąpieniu na ławce trenerskiej Dietera Heckinga przez
Valériena Ismaëla dało promyk nadziei, ale po nim wszystko wróciło
do „normy”.
Pozbycie
się André Schürrle, Basa Dosta i Maxa Kruse, za których Wolfsburg
zgarnął w sumie prawie 50 milionów euro zrobiło swoje. Został
Julian Draxler - powiecie. Cóż jednak z tego, skoro 23-latek, który
latem też chciał odejść do jednego z europejskich gigantów, jest
kompletnie bez formy. W ciągu niemal 900 minut spędzonych na boisku
nie miał udziału przy żadnej bramce swojej drużyny, a w ostatnim
spotkaniu z Herthą usiadł na ławce. To kolejny przykład na to, że
z niewolnika nie ma pracownika.
Z drużyną z Berlina nie
zagrał też wspomniany Błaszczykowski, który - choć w kilku
spotkaniach nosił opaskę kapitańską - też jest bardzo mało
efektywny. Letnie transfery do klubu jak na razie się nie bronią.
LILLE
Mistrz Francji sprzed sześciu lat
i piąta drużyna poprzedniego sezonu ostatnio wygrała dwa
spotkania, ale nie zmienia to faktu, że pierwszą część rozgrywek
drużyna z Flandrii ma fatalną. Wielu kibiców spodziewało się, że
odejście Sofiane Boufala wpłynie na jej wyniki, ale chyba nie
myśleli, że aż w takim stopniu. Najlepszym strzelcem Lille jest
Éder, który zanotował do tej pory trzy trafienia, ale ogólnie
rzecz biorąc cały zespół miewa ogromne problemy z
wykorzystywaniem sytuacji.
To znaczy miewał, bo po odejściu
z klubu Frédérica Antonettiego, który wyprowadził drużynę z
podobnego kryzysu w poprzednim sezonie, ta zaczęła wygrywać.
Ostatnio, będąc już pod skrzydłami Patricka Collota, pozostawiła
w pokonanym polu Bordeaux. Ciekawe czy to początek dłuższej serii.
VALENCIA
„Nietoperze”
już w poprzednim sezonie pokazały, że daleko im do czołówki
La Liga , ale w tym momentami przechodzą same siebie. W sumie
wygrały bowiem tylko trzykrotnie, po raz ostatni w październikowym
spotkaniu ze Sportingiem Gijón. Tym samym, który zajmuje obecnie
miejsce spadkowe i ma na koncie identyczną liczbę punktów.
Sprzedaż
Shkodrana Mustafiego, André Gomesa i Paco Alcácera, a więc
czołowych postaci każdej z formacji okazało się nie do
przeskoczenia. Valencia potrafi strzelać gole - ma ich na koncie 19,
a więc tyle, co piąty w tabeli Villarreal - ale już spore problemy
przysparza jej choćby utrzymywanie prowadzenia. Gdy na początku
października drużynę obejmował Cesare Prandelli, który wszedł w
buty Pako Ayestarána, wydawało się, że drużyna zacznie się
odradzać, ale Włoch punktuje niewiele lepiej od swojego
poprzednika.
W ostatniej kolejce Pablo Fornals z Malagi
zabrał wygraną Valencii dopiero w doliczonym czasie gry, ale
niektórzy i tak zaczynają mieć wątpliwości czy utytułowany
włoski trener był dobrym wyborem. Przecież na Estadio Mestalla
naprawdę ma kto grać.
HSV
Nie
mogliśmy pominąć jeszcze jednego przedstawiciela Bundesligi. Po
dwóch fatalnych, zakończonych na 16. miejscach w tabeli sezonach,
piłkarze HSV zajęli w poprzednich rozgrywkach 10. pozycję, a
obecne rysowały się w jeszcze jaśniejszych barwach. Po zakupie
m.in. Filipa Kosticia, Douglasa Santosa czy Alena Halilovicia
klub z Hamburga miał wrócić na należyte mu miejsce. Miał.
Kibice musieli przełknąć jednak czarę goryczy. W
pierwszych pięciu spotkaniach zespół tracił bramki wyłącznie po
60. minucie. Nowi nie zachwycali (sam Kostić kosztował przecież 14
milionów euro), a defensywie i René Adlerowi przytrafiały się
proste błędy. Największe lanie HSV dostało od RB Lipsk, które
wygrało z nim 4:0. Bruno Labbadia, dla którego było to drugie
podejście do drużyny był bezradny.
Markus Gisdol, który
został jego następcą początkowo też nie potrafił zmienić
oblicza zespołu. Ostatnie kolejki pokazują jednak, że coś
drgnęło. Na początku grudnia (!) HSV w końcu zanotowało pierwszą
ligową wygraną, którą poprzedziły dwa remisy. W końcu błyszczeć
zaczął Kostić, a swoje robi Lewis Holtby. W tych trzech meczach
hamburczycy strzelili więcej goli niż w 10 poprzednich.
LEICESTER CITY
Nie,
nie liczyliśmy na to, że „Lisy” znowu będą biły się o
mistrzostwo. Ba, mieliśmy wątpliwości, czy znajdzie się dla nich
miejsce w ścisłej czołówce. Kompletnie nie spodziewaliśmy się
jednak, że pod koniec roku będą aż tak nisko. 16. miejsce
po 14 spotkaniach, na koncie raptem 13 „oczek”. Słabo, bardzo
słabo. Claudio Ranieri po raz ostatni cieszył się ze swoimi
piłkarzami z ligowego zwycięstwa w październiku, gdy ograli
Crystal Palace. W międzyczasie ze znakomitej strony pokazywali się
oni w Lidze Mistrzów, ale w Premier League zawodzą.
Bardzo
możliwe, że to właśnie Champions League wypala „Lisy”. Inne
przyczyny fatalnej dyspozycji na rodzimym podwórku? Z całą
pewnością sprzedaż kluczowego w całej układance N’Golo Kanté,
błędy w obronie pewnych wcześniej Roberta Hutha i Wesa Morgana i
blokada Jamiego Vardy'ego. 29-latek w ciągu ostatnich 697 minut nie
zanotował ani jednego celnego strzału. Oczywiście to nie jest
wyłącznie jego wina. Cała drużyna stwarza sobie zdecydowanie
mniej szans niż w poprzednim sezonie.
- Spadek Leicester
byłby jeszcze większą niespodzianką niż mistrzostwo - powiedział
ostatnio Jamie Carragher. W pełni się z tym stwierdzeniem zgadzamy.
TUTAJ znajdziecie nasz TOP pozytywnych zaskoczeń tego sezonu.