Gwiazda-Jóźwiak i wielkie pożegnanie: przebudzenie Lecha na koniec sezonu

2016-05-15 20:11:58; Aktualizacja: 8 lat temu
Gwiazda-Jóźwiak i wielkie pożegnanie: przebudzenie Lecha na koniec sezonu Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Lech i Ruch nie walczyły już o nic. Żadna ekipa nie miała szansy na puchary, na podium. Ot, taki sobie sparing, który stał się świetną okazją do uhonorowania Kotorowskiego i dania szansy młodym zawodnikom.

Ambitnie o pietruszkę

Jakże tu cicho, jak tu spokojnie… w Poznaniu największym wydarzeniem ostatniego meczu w tym sezonie były nie walka o puchary, nie batalia o podium, a pożegnanie Krzysztofa Kotorowskiego. Co prawda zasłużony bramkarz Lecha nie wymaszerował w podstawowym składzie i miał dostać jedynie ostatnie 20 minut, ale i tak nie chodziło o nic więcej. Poznaniacy mogli spokojnie spisać na straty ten sinusoidalny, piłkarski rok i powoli myśleć o kolejnym. Zanim jednak miało to nastąpić…

Ruszyli: wysoko, szybko, pewnie. Prawie nie jak „Kolejorz” w tym sezonie. „Prawie”, bo jednak niedokładność pozostała. No i lekki brak zrozumienia. W pierwszej części spotkania poznaniacy znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce, swobodnie przedostawali się pod bramkę Skaby, ale gdy już im się to udało, to brakowało wykończenia. Świetne dwie okazje miał Kownacki: najpierw w 7. minucie, wykorzystując błąd Grodzickiego, który próbował podać do swojego kolegi z drużyny (wówczas młody napastnik nieznacznie się pomylił), a następnie bardzo dobrze wbiegł w pole karne, ale tym razem nie popisał się spokojem (choć miał sporo czasu i miejsca) i ostatecznie futbolówka nie znalazła ujścia w siatce. Po tym wszystkim „pałeczkę” przejął Jóźwiak. Młodziutki lechita wykazywał się ogromną ambicją, nie bał się doskoczyć do rywala, postraszyć go, a już na pewno nie można było mu odmówić zaangażowania. Dobrze wracał do defensywy, świetnie wyglądała jego współpraca z Gumnym i… strzelił gola. W 26. minucie zachował się jak rasowy snajper, wbiegł między Cichockiego oraz Zieńczuka i dołożył nogę wykorzystując świetne dośrodkowanie Gajosa, który wygrał pojedynek z Konczkowskim. Na tym nie zakończyły się jego osiągnięcia. Na 10 minut przed zakończeniem meczu posłał świetną piłkę do Linettego, który z impetem wbiegając w pole karne strzelił gola. Sama akcja prezentowała się naprawdę, bardzo dobrze – asystent nic sobie nie zrobił z bliskiego towarzystwa Surmy i Zieńczuka i zabawił się z doświadczonymi piłkarzami. Zresztą, dwójka młodych-nie-weteranów radziła sobie naprawdę dobrze. Z Gumnego może nie będzie światowej klasy obrońcy (za bardzo wyrywa się do przodu), ale w roli pomocnika radzi sobie naprawdę znośnie. Prawdę mówiąc 17-latek miał sporo pracy w defensywie, gdyż raz za razem na próbę wystawiał go Moneta, ale nie zawsze w tym momencie zdołał wrócić w niższe sektory boiska. Owszem, nie odpuszczał przeciwnikowi, ale dość łatwo można było z nim wygrać w pierwszej fazie pojedynku biegowego (potem zwykle zdołał spowolnić atak rywala) i był świadomy, że w razie czego na asekuracji, schodząc do boku zamelduje się Arajuuri. Gumny zdecydowanie wolał zająć się uruchamianiem kolegów w ataku (zresztą, już samo wyjściowe ustawienie mówiło wiele o jego usposobieniu – szeroko i wysoko). Bardzo dobrze komunikował się z Jóźwiakiem – po podaniu od razu wyrywał do przodu, nie miał oporów, żeby przyszarżować aż pod linię końcową. W drugiej części spotkania grał znacznie bardziej pewnie, lepiej utrzymywał się przy piłce i już więcej jego podań z linii obrony było posyłane do przodu (nie, jak w pierwszej połowie, gdy tylko wycofywał futbolówkę do stoperów). Dodatkowo w 60. minucie urwał się Zieńczukowi, wbił się w gąszcz obrony przeciwnika i jeszcze popisał się fajnym dośrodkowaniem. W drużynie przeciwnej wypada wyróżnić Monetę, przez którego przechodziła większość akcji ofensywnych „Niebieskich” i którego szybkość sprawiała ogromne problemy obronie lechitów.

Abstrahując od postawy młodych zawodników, Lech prezentował się naprawdę nieźle. Starał się szybko wyprowadzać ataki, wychodził większą liczbą piłkarzy i tak naprawdę groźnie było dopiero w samej końcówce pierwszej połowy, gdy zaspała obrona „Kolejorza” i zakotłowało się pod jego bramką.

Kotorowski rozruszał lokomotywę

20 minut do końca meczu. Cisza. Nic się nie dzieje. Kibice z utęsknieniem wlepiają wzrok w linię boczną wyczekując decyzji sędziego. Nadal nic. Dopiero 78. minuta staje się historyczną w najnowszej historii Lecha. Wszak, Krzysztof Kotorowski to prawdziwa legenda „Kolejorza”. Dostał trochę mniej niż mówiło się przed spotkaniem, ale i tak zdołał pokazać się od tej dobrej strony. „Kotor” instynktownie, fajnie zareagował w obliczu uderzenia Bargiela, które zmierzało w światło bramki (kierunek lotu piłki zmienił Wilusz, dość przypadkowo) i popisał się dobrą interwencją. Mało tego… on miał znakomity wpływ na postawę całej ekipy.

Lechici zdecydowanie podkręcili tempo. Nie mieli nic do stracenia, wiedzieli, że mogą jedynie podwyższyć prowadzenie. I się udało. Jeszcze na chwilę przed tym, jak doszło do zmiany bramkarzy Kamiński i Gajos byli bliscy strzelenia gola, jeszcze w 64. minucie Kownacki i Kamiński pobawili się piłką i ostatecznie nie zatrzepotała ona w siatce. Jeszcze… symbolicznie przebudzenie Lecha można przypisać Kotorowskiemu. Cała ekipa ruszyła do przodu i mocno naciskała „Niebieskich”, którzy właściwie nie mieli już nic do powiedzenia. Najpierw bramkę strzelił Linetty, a wynik gry ustalił Gajos wykorzystując świetne, już-firmowe podanie Kadara, które wysłało go na czystą pozycję. Były zawodnik „Jagi” minął Skabę, zachował zimną krew i ostatecznie umieścił futbolówkę w siatce.

Przebudzenie nadeszło za późno. Może i Lech nie rozegrał fenomenalnych zawodów, ale w końcu w jego szeregach zagościła pasja i na podopiecznych Urbana patrzyło się z przyjemnością. Owszem, często wiało nudą, ale wówczas któryś z pary Gumny-Jóźwiak podkręcał tempo i podnosił ciśnienie kibicom.

Poznaniacy nie pozostawili Ruchowi żadnych szans, ale w tym momencie jest to już bez znaczenia: teraz czas na chwilę oddechu i trudny okres przygotowań, gruntownej przebudowy drużyny… tylko to może przywrócić wiarę u zdemotywowanych i zmęczonych sezonem kibiców „Kolejorza”.