Huragan van Kessel na nieznanych wodach
2017-02-02 17:35:10; Aktualizacja: 7 lat temuUrodziny babci zamienił na zgrupowania kadry, na stadionie pojawił się w towarzystwie kury, a przy okazji kupił bezdomnemu jointa. Strzeżcie się, bo choć ze strzelaniem ma problemy, to jak sam mówi, „mógłby być drugim Boltem”.
Pirat z Facebooka
Curaçao. Dla niektórych brzmi enigmatycznie, u innych brzęczy gdzieś tam z tyłu głowy przywołując skojarzenia likieru wytwarzanego ze skórek gorzkich pomarańczy. I ta druga grupa wcale nie jest aż tak daleko od etymologii tego słowa. Powszechnie wiadomo, że nowożytni żeglarze nie tylko musieli zmagać się z żądnymi krwi plemionami czy wiecznie pękającym bukszprytem, ale i… szkorbutem. Podobno właśnie na przełomie XVI i XVII wieku tacy do niczego nienadający się Portugalczycy, byli porzucani gdzieś tam na Karaibach. Gdzieś, gdzie w tajemniczy sposób dochodzili do siebie. Dziś wiadomo, że chodzi o niedobór witaminy C, ale wówczas pojawiły się głosy o istnieniu mistycznej Ilha da Curação, Wyspy Uzdrowień.
Los bywa jednak niesamowicie przewrotny – kilkaset lat później to właśnie tam potrzebny był uzdrowiciel.Popularne
Na scenie pojawił się Patrick Kluivert, który poczuł w sercu palący obowiązek: „Moja mama pochodzi stamtąd, dlatego chciałem dać społeczeństwo coś od siebie. Federacja zaproponowała mi pracę selekcjonera i właściwie nie musiałem się zastanawiać. Mam tu rodzinę, odczuwam głębokie przywiązanie. Czuję się jak w domu”, opowiadał w rozmowie z theguardian.com. Były gracz m.in. Barcelony zdecydował się stworzyć drużynę narodową na bazie zawodników wyszkolonych w Holandii. To była jedyna szansa na zaistnienie kadry, a samo zadanie nie należało do najprostszych.
(instagram.com/ @ginovankessel)
Tak naprawdę poza regionem istnieje stosunkowo niewielka grupa pasjonatów, którzy rzeczywiście żyją karaibskim futbolem. Na pewno nie należał do nich Gino van Kessel: „Nawet nie miałem pojęcia, że mają tam kadrę narodową. I to z ambicjami sięgającymi pokonania USA, Meksyku czy Kostaryki w walce o jedno z trzech miejsc (plus jedno w barażu) na mundial” (tłumaczenie dla polskatimes.pl), opowiadał. O wszystkim dowiedział się… z Facebooka. Pewnego dnia w swojej skrzynce odbiorczej znalazł wiadomość od jednego z pracowników federacji, który dowiedział się, że jego mama pochodzi z Curaçao i pytał, czy jeśli to oczywiście prawda, byłoby jakiekolwiek zainteresowanie grą dla reprezentacji. Van Kessel miał pomóc maleńkiej wyspie na Karaibach dostać się na Mistrzostwa Świata 2018 r. Reakcję na propozycję można wcisnąć gdzieś między zaskoczenie i powątpiewanie mieszające się z podejrzliwością: „Kiedy byłem mały odwiedzałem wyspę mniej więcej raz na 5 lat, żeby wziąć udział w wielkiej imprezie urodzinowej mojej babci. Zlatywała się cała rodzina! Część z Curaçao, część z Holandii. A teraz… latam tam znacznie częściej, ponieważ zgrupowania mamy 3-4 razy w roku”, opowiadał napastnik dla concacaf.com.
Początki nie wyglądały obiecująco. Pierwsze oficjalne powołanie otrzymał jeszcze w momencie, gdy reprezentował barwy Arles-Avignon i Francuzi nie wyrazili zgody na udział w zgrupowaniu. Sytuacja zmieniła się po transferze na Słowację. FK Trenčín nie widział żadnych przeciwskazań i puścił napastnika na mecze z Kubą (0:0, 1:1). Gino wspominał, że wszyscy byli z niego niesamowicie dumni: „Na trybunach siedziała moja babcia i wielu członków rodziny”, mówił dla Timesa. Dużą rolę w procesie negocjacji odegrał sam Kluivert. „Nie oszukujmy się, każdy uważnie go słucha. Przecież to Patrick Kluivert! Wszystko co mówi jest szalenie ważne. Ma ogromne doświadczenie, wszyscy są świadomi jego możliwości, a dodatkowo to niezwykła osoba”, podkreślał dla isport.blesk.cz. Co ciekawe piłka nożna w tym regionie jest dość popularna: „Curaçao to typowy cel wakacyjny Holendrów, jest po prostu idealnie: czyste, piaszczyste plaże, przejrzyste morze, piękna flora, temperatura powyżej 30 stopni Celsjusza. Mamy własny stadion ze sztuczną trawą i oczywiście odpowiednim oświetleniem, ponieważ zwykle gra się po godzinie 20. Na meczach kadry pojawia się około 10-12 tysięcy kibiców, a my mamy ogromne wsparcie”, z dumą opowiadał napastnik.
Walory estetyczne są tutaj sprawą drugorzędną bowiem na oczach tysięcy kibiców pisze się piękna historia reprezentacji Curacao. „Cały ten progres, jaki zrobiliśmy w 2016 roku, jest po prostu niesamowity. Co prawda mieliśmy burzliwy początek Pucharu Karaibów przeciwko Barbados (porażka 0:1), ale potem notowaliśmy już same zwycięstwa.”, opowiadał dla concacaf.com. Wszystko szło zgodnie z planem aż do trzeciej rundy, w której Salwador wygrał dwumecz z ekipą Kluiverta. Mimo wszystko to właśnie Gino jest kluczowym zawodnikiem reprezentacji: na swoim koncie ma aż 7 goli, strzelał w 4 meczach pod rząd.
Król i jego wielkie brzemię
Forma strzelecka Holendra nie zawsze utrzymywała się na aż tak wysokim poziomie, a pozory okazały się być mylne. Chociaż po zdobyciu tytułu króla strzelców Fortuna Ligi (17 goli), Słowacja stała się dla niego zbyt ciasna, to poza jej granicami zderzył się ze ścianą. Doszło do rozwarstwienia kariery napastnika na trzy podrozdziały: wielkie nadzieje, szara rzeczywistość i radykalne działania.
Do Slavii przechodził z łatką króla, a środowisko kibicowskie było gotowe przyjąć go z otwartymi ramionami. Sytuacja była wprost idealna: pojawiły się głosy, że Milan Skoda może pożegnać się z praskim klubem, więc gorączkowo poszukiwano godnego zastępcy. Gino pasował idealnie. Młody, szybki, w gazie… Co mogło pójść nie tak? Jak się później okazało: całkiem sporo. Do myślenia dawała ogromna suma, jaką włodarze byli w stanie wyłożyć za tego nieopierzonego gracza.
Zaczęły się spekulacje, czy w ogóle van Kessel jest wart aż takich pieniędzy (1,1 mln. euro). Zgadzano się tylko w jednej kwestii: jest piekielnie szybki. Sam agent piłkarza, Branislav Jasurek, nie ukrywał, że jego największym atutem jest prędkość i nigdy nie widział kogoś szybszego w lidze słowackiej: „Potrafi wykorzystać wolną przestrzeń, ale nie oczekujcie od niego pojedynków powietrznych, jakiejś świetnej techniki. Bazuje na szybkości”, wypowiedział się dla isport.blesk.cz.
Dość szybko można było wyrobić sobie opinię na jego temat. Na slavistickenoviny.cz pojawiła się analiza zawodnika, która eksponowała jego pozytywne cechy, tj. przyspieszenie, pojedynki 1 na 1, ostatnia faza/wykończenie, odbiór i piłkarski spryt, jednocześnie wskazując na możliwe źródła problemu:
„Gino van Kessel jest żywcem wyciągnięty z holenderskiej szkoły 4-3-3 z naciskiem tylko na zadania ofensywne. Jego największym atutem są krótkie nogi, dzięki którym jest w stanie przyspieszać niesamowicie szybko i na niewielkim odcinku, a to znowuż pozwala mu przełamać linię obrony przeciwnika. Jest niesamowicie pewny siebie, świadomy swojej siły i bardzo często próbuje przepchnąć piłkę natychmiast po odbiorze. Zdecydowanie nie mówimy tu o napastniku, który celuje w pojedynkach główkowych, ale jeśli już mu się uda taki wygrać, to potrafi utrzymać kontrolę nad futbolówką. Jego umiejętności techniczne pozostawiają wiele do życzenia, często uderza nieczysto.”
Kibice na chwilę odetchnęli z ulgą po debiucie swojego nowego napastnika. I to nie tylko dlatego, że mogło coś z niego być, ale bardziej przez wzgląd na dobro ekipy. Slavia zmagała się z Levadią Tallin i rozpaczliwie potrzebowała zwycięstwa (w pierwszym meczu przegrała 3:1), żeby awansować do 3. rundy LE. Ratunek przyszedł ze strony van Kessela, który nie tylko wpisał się na listę strzelców, ale i zanotował asystę.
„Jego gra na skrzydle przywoływała skojarzenia legendarnego Bretta Hulla – nie masz pojęcia, że w ogóle jest na boisku przez calutkie spotkanie, a potem wyskakuje jakby znikąd i następne co widzisz, to właśnie on cieszący się z trafienia. Tylko, że… styl gry napastnika to nie było to coś, czego oczekuje się od najwyższego transferu ligi. Wykonał swoją pracę, ale mimo wszystko pojawiły się słowa krytyki” (ajaxdaily.com).
Żeby zrozumieć całą sytuację potrzebny jest szerszy kontekst. Slavia jest najstarszym i jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Czechach, wypuściła legendy futbolu, ale w ostatnich czasach balansowała na krawędzi: zarówno w tabeli, jak i na polu finansowym. To wszystko działo się jeszcze w czasie, gdy właścicielem był minister transportu, Aleš Řebíček. Doszło do zmiany o 180 stopni, gdy chińska spółka CEFC kupiła klub – nie doszłoby to do skutku, gdyby nie wsparcie ministra obrony, Jaroslava Tyvrdika. Tym samym ze stanu okołobankruckiego, Slavia stała się jedną z najbogatszych drużyn w Czechach. Zbiegło się to ze skokiem formy, bowiem sezon 2015/16 zakończyła na 5. miejscu łapiąc się do kwalifikacji do europejskich pucharów. Założenia były jasne: wzmocnić się, dodać jakości i uderzyć w czołówkę tabeli (relacja za ajaxdaily.com). W ramach właśnie tej polityki doszło do transferu Gino van Kessela za pokaźną kwotę 1,1 miliona euro, która uczyniła go jednym z najwyższych transferów w historii całej ligi i najdroższym zawodnikiem kupionym z zagranicznego klubu (potem Sparta kupiła Kadleca za 2,7 miliona).
Głosy krytyki nie były nieuzasadnione. Van Kessel był cieniem siebie z Trencina, co zbiegło się ze zmianą na stanowisku szkoleniowca: Jaroslav Šilhavý zastąpił Uhrina i na jednej z pierwszych konferencji trafił pod ostrzał pytań o holenderskiego napastnika.
Reprezentant Curaçao otrzymał jeszcze jedną szansę chociaż mało kto w niego wierzył. Mówiono, że nie jest w stanie wygrywać pojedynków siłowych, że jego podania są niecelne. Mało kto zwracał jednak uwagę, że wskazywano na problemy skrzydłowego, nie napastnika. Gino nie wykorzystywał okazji: najpierw w meczu przeciwko FK Teplice opuścił plac boju w 63. minucie (zastąpił go Mesanović, który strzelił gola zapewniającego remis 2:2), a gdy po przeciwnej stronie barykady stanął Liberec, trener wytrzymał tylko jedną połowę po czym ściągnął Holendra. Od tego czasu (wrzesień 2016) nie łapał się do składu (poza krótkim epizodem pucharowym). Głos w sprawie zabrał nawet Martin, trener z Trenczyna: „Cała ta krytyka jest jak najbardziej zrozumiała. Oczekiwania były bardzo wysokie, a wyniki okazały się być niezadowalające. Według mnie najważniejsza jest cierpliwość. I ze strony klubu, i kibiców. Gino jest szczególnym przypadkiem i tak samo wyglądały jego początki u nas w klubie. Bardzo często z nim rozmawiałem, podnosiłem na duchu. Doskonale rozumiem, że Slavia wyłożyła sporą kwotę i oczekiwała natychmiastowych rezultatów, ale to nie jest takie proste”, wypowiedział się na łamach isport.blesk.cz.
Eksplozja talentu
W przypadku Holendra można jednak mówić o pewnej reakcji łańcuchowej. Już w juniorach udowodnił, że drzemie w nim ogromny potencjał, następnie pojawiła się ta tajemnicza wiadomość z Curacao, a jego gra w nowych barwach znowuż doprowadziła do wzrostu zainteresowania tą niepozorna kadra narodową. Cofając się w czasie można odnieść wrażenie, że Martin Ševela miał rację i tu zdecydowanie chodzi o pewność siebie oraz indywidualne rozmowy z zawodnikiem.
Gino van Kessel od najmłodszych lat udowadniał, że stać go na coś znacznie więcej niż kopanie na niższych poziomach rozgrywkowych w Holandii. Zaczynał w lokalnych Kolping Boys i SV Vrone aż w końcu wyciągnął go Alkmaar. Być może zadziałała intuicja, może ktoś miał przebłysk i zobaczył w tym chłopaku coś więcej. Teraz to nieistotne. Napastnik zrobił furorę w młodzikach strzelając 29 goli w 26 spotkaniach, co stanowiło praktycznie połowę wszystkich bramek drużyny zgromadzonych w 33 meczach. Nic więc dziwnego, że szybko pojawiło się zainteresowanie ze strony Ajaksu, który zamierzał zainwestować w młodziutkiego gracza. Wówczas nie był jeszcze gotowy na grę w pierwszej drużynie, więc wypożyczono go najpierw do Almere City, a następnie do AS Trencin. Tego samego, do którego miał jeszcze powrócić.
Był to świadomy wybór. Gino wystąpił w 40 starciach (z 41) i tylko 7-krotnie jako rezerwowy, strzelił 24 goli (17 w lidze), czym wywalczył sobie tytuł króla strzelców Fortuna Ligi. Na portalu slavistickenoviny wyliczono, że van Kessel strzelał co 150 minut, a wypracowywał dogodną sytuację co 102,5 minuty. Krótko mówiąc: stał się rewelacją sezonu i zrobił furorę w całym kraju. Zresztą, czuł się tam po prostu dobrze – proces aklimatyzacji przebiegał w miarę bezboleśnie, przypasowała mu pozycja na boisku i w składzie. Do takiego stopnia, że… Nawet pozwolił sobie na żarty z prezesa.
Zaraz po zakończeniu sezonu zorganizowano uroczyste pożegnanie, które wprawiło w osłupienie wszystkich zgromadzonych na stadionie. I wcale nie chodziło o podniosły charakter wydarzenia. (Sita/Tomas Somr - nastrencin.sme.sk)
Gino van Kessel wyłonił się z tunelu trzymając na rękach… kurę. Co więcej, kura miała mieć znaczenie symboliczne: Kilka tygodni wcześniej przyszedł do szatni właściciel klubu, La Ling i powiedział, że nie jest z nas zadowolony, że kiedy pojawił się w Trenczynie nie było piłkarzy tylko kurczaki. Dlatego pomyślałem, że to dobra okazja na przedstawienie nowego gracza i kapitana – KURCZAKA”, powiedział napastnik dla nastrencin.sme.sk.
To nie był jedyny moment w jego klubowej karierze, gdy przebił się czymś zupełnie niespodziewanym na pierwsze strony gazet. Nie inaczej było, gdy przebywał na wypożyczeniu w Arles-Avignon.
(instagram.com/ @ginovankessel)
„Wracałem samochodem do Holandii, żeby spotkać się ze swoją dziewczyną i po drodze spotkałem bezdomnego, który spytał, czy podrzucę go do Lyonu. Spojrzałem na mapę, ogarnąłem, że i tak będę tamtędy przejeżdżał, a jakiś kompan na autostradzie mi się przyda. Od słowa do słowa opowiedziałem mu kim jestem i… jakoś po 10 minutach poprosił, żebym zabrał go ze sobą. Myślałem, że sobie żartuje, ale okazało się, że ma ze sobą paszport i, że w ogóle jego marzeniem jest wyjechać do Holandii. Zgodziłem się bez wahania. Pół godziny później ponowiłem zapytanie, no bo jednak było to dość niecodzienne i zaproponowałem, żeby zadzwonił do mamy albo babci (wcześniej rozmawialiśmy o jego rodzinie). Na początku odmówił, ale chwilę później się zreflektował i wszystko jej opowiedział: że jedzie z piłkarzem, który gra we Francji do jego domu w Holandii i za jakiś czas wróci.”
„Zatrzymaliśmy się w Amsterdamie i było dość późno, więc opłaciłem mu hotel, a następnego dnia poszliśmy na śniadanie do McDonalda. Był niesamowicie szczęśliwy. A że byliśmy akurat tam to obiecałem, że kupię mu jointa. Jeszcze na pożegnanie zostawiłem mu trochę pieniędzy, żeby jakoś przetrwał…” (instagram.com/ @ginovankessel)
Wiele wskazuje na to, że teraz Gino będzie potrzebował wsparcia, żeby odnaleźć się w nowym klubie. Lechia Gdańsk jest ponoć zdecydowana na półroczne wypożyczenie reprezentanta Curaçao i tak właściwie można tu mówić o sytuacji win-win. Napastnik potrzebuje regularnej gry i zaufania, żeby znowu wskoczyć na wyższe obroty, a gdańszczanie tylko mogą na tym zyskać. Kto wie, czy trener Nowak nie będzie w stanie obudzić drzemiącego talentu w huraganie van Kesselu, który pożegluje na nieznane wody…
ŹRÓDŁA: isport.blesk.cz, nastrencin.sme.sk, opdeenkels.com, concacaf.com, ajaxdaily.com, Times, nhnieuws.nl, tyden.cz, slavistickenoviny.cz.