Jerzy Brzęczek - największy pechowiec w polskiej piłce?
2022-07-22 15:13:12; Aktualizacja: 2 lata temuWisła Kraków prowadzona przez Jerzego Brzęczka wygrała tylko 1 z 14 ligowych meczów. To fatalny bilans, ale najprawdopodobniej anomalia statystyczna. Analizy wykazują bowiem, że taki scenariusz zdarzyłby się w ledwie 1% przypadków.
Pół roku to szmat czasu w piłce nożnej. W lutym Jerzy Brzęczek negocjował warunki (wysokiego) kontraktu z piłkarską federacją Kosowa. Negocjacje na Bałkanach szły opornie, ale gdy pojawiła się opcja przejęcia Wisły Kraków, pod Wawelem wszystko odbyło się błyskawicznie.
Do Krakowa Brzęczek przychodził z reputacją trenera pragmatycznego, którego nie interesują żadne wysublimowane filozofie, tylko wynik. Wisła próbowała filozofii z Adrianem Gulą, a teraz potrzebowała wyniku.
Ale Brzęczek wyniku Wiśle nie przyniósł. Przejmował drużynę poza strefą spadkową, zakończył na przedostatnim miejscu.Popularne
Wraz ze słabymi rezultatami - Wisła w Ekstraklasie wygrała tylko raz na 13 meczów - słabła też reputacja Jerzego Brzęczka.
Choćby Tomasz Ćwiąkała z Canal+ mówił, że Brzęczek w Wiśle się po prostu „wykoleił”.
W lutym był brany pod uwagę do prowadzenia europejskich reprezentacji krajowych, a teraz próżno byłoby szukać klubu w Polsce, który skusiłby się na Jerzego Brzęczka. Wisła też pewnie zwolniłaby go po spadku, gdyby nie to, że jest wujkiem właściciela i prezesa klubu.
Po rozpoczęciu sezonu w pierwszej lidze Wisła kontynuowała fatalną serię. Zremisowała u siebie z Sandecją Nowy Sącz 0:0, a łączny dorobek Jerzego Brzęczka w Wiśle to jedno zwycięstwo na 15 meczów.
Taki bilans (6,7% zwycięstw!) to rzadki widok. Trenerzy, zwłaszcza w Polsce, nieczęsto docierają do takiego momentu. Żeby Brzęczek doszedł do poziomu 50% wygranych meczów, musiałby wygrać 13 następnych spotkań.
Obecnie wydaje się to praktycznie niemożliwe.
Argumentów za pozostaniem Jerzego Brzęczka w Wiśle Kraków wyraźnie brakuje. Ale bardzo poważny przynosi matematyka.
Sześć razy reszka
Prawdopodobieństwo tego, żeby Wisła Kraków wygrała tylko jedno ligowe spotkanie na ostatnich czternaście, jest bardzo niskie - ledwo przekracza 1%. To tak, jakby trafić sześć razy z rzędu reszkę. To się zdarza, ale wyjątkowo rzadko. Na tyle rzadko, że można to nazwać statystyczną anomalią.
Taki wynik poznajemy dzięki 10 000 symulacjom meczów krakowskiego zespołu na podstawie kursów bukmacherskich.
Ile zwycięstw powinna mieć więc Wisła? O wiele bardziej prawdopodobne byłoby między cztery a sześć zwycięstw. Szanse na takie wyniki przekraczają bowiem 60%. Ba, prędzej można byłoby się spodziewać dziewięciu wygranych niż zaledwie jednej.
Ledwie jedno zwycięstwo w czternastu meczach to więc sytuacja szalenie nieprawdopodobna.
Jak to policzono? Bukmacherzy w każdym meczu dają Wiśle określoną szansę na zwycięstwo. Czasem większą (u siebie ze słabymi rywalami), czasem mniejszą (na trudnym terenie). Symulowanie meczu to losowanie liczby od 0 do 1. Jeśli ta liczba jest mniejsza niż prawdopodobieństwo wygranej Wisły, wówczas dany mecz traktowany jest jako wygrana. Robiąc to 10 000 razy w całym szeregu czternastu spotkań, widzimy, jak powinny kształtować się wyniki według bukmacherów.
I tak okazuje się, że Wisła najczęściej wygrywa pięć z czternastu spotkań.
Drużyna Brzęczka regularnie grała więc znacznie poniżej oczekiwań. To oczywiście może być kamyczek do ogródka trenera, który tych oczekiwań po prostu nie spełnił. Dlatego tę analizę można pogłębić o dodatkowe dane.
Co mówią gole oczekiwane?
Jedną z najlepszych miar jakości gry drużyny jest bilans „goli oczekiwanych”. Czy tego chcemy, czy nie - piłka nożna przez niską liczbę bramek jest w gruncie rzeczy sportem losowym. Czasem da się strzelić gola po strzale z 30 metrów, czasem piłka nie chce wpaść do siatki nawet mimo pięciu sytuacji sam na sam. Nawet analitycy mówią, że to często kwestia szczęścia bądź jego braku.
Ale w dłuższej perspektywie istotne jest jedno: im więcej tych drugich okazji, tym większe szanse na zwycięstwo.
Przeprowadzając podobną analizę jak powyżej, Wisła Kraków powinna osiągnąć mniej więcej takie same wyniki, jak wskazywały to kursy bukmacherskie.
Po symulacji meczów na podstawie goli oczekiwanych wyliczonych przez portal Ekstra Stats (dane dotyczą jedynie meczów Wisły w Ekstraklasie), osiągnięty w rzeczywistości bilans krakowskiego zespołu występuje w niecałym procencie przypadków (0,76%)!
Zatem: nie tylko Wisła osiągnęła wyniki poniżej oczekiwań przedmeczowych, ale też poniżej poziomu swojej rzeczywistej gry. Przy takiej grze, jaką Wisła zaprezentowała wiosną pod wodzą Jerzego Brzęczka, powinna się raczej utrzymać.
Podobnie jak w przypadku kursów bukmacherskich, gole oczekiwane wskazują, że Wisła najczęściej w tych spotkaniach powinna wygrać pięć razy.
Świat najgorszy z możliwych
Niemiecki filozof Gottfried Leibniz miał powiedzieć, że świat, w którym żyjemy, jest światem najlepszym. Jerzy Brzęczek i kibice Wisły mogliby jednak powiedzieć, że ten jest jednak dla nich jednym z najgorszych. W zdecydowanej większości z 10 000 innych światów, Wisła utrzymałaby się w Ekstraklasie.
Brzęczek jest więc zapewne jednym z bardziej pechowych trenerów w historii klubu, a być może nawet w całej historii polskiej piłki. Jego drużyna grała na tyle dobrze, że nie powinna spaść z ligi. Ba, powinna to zrobić raczej ze spokojem.
By się obronić przed zarzutami patrzących na wyniki, były selekcjoner reprezentacji Polski może wskazać choćby na przykład Thomasa Franka, trenera Brentford, który w 2018 roku zaczął pracę w zachodnim Londynie od ledwie jednego zwycięstwa w dziesięciu spotkaniach.
Drużyna miała na tyle dobry bilans goli oczekiwanych, że klub nie myślał nawet o zwolnieniu trenera, nawet jeśli wyniki były frustrujące.
– Zaufanie w klubie pomagało, ale po przegranych meczach byłem sfrustrowany. Pracowaliśmy tak ciężko, a nie było wyniku. W piłce przez 90% czasu cierpisz, a tylko w 10% odczuwasz radość – mówił wówczas Frank.
Duńczyk po jednym zwycięstwie z dziesięciu meczów zanotował passę siedmiu meczów bez porażki ze średnią punktową powyżej dwa na mecz. Dobrą formę utrzymał w kolejnych rozgrywkach w Championship, a dziś przygotowuje zespół do kolejnego sezonu w Premier League.
Być może więc odwrócenie złej serii w Wiśle jest już za rogiem i krakowianie zaczną punktować na miarę swoich możliwości. I osiągną te 10% radości z piłki nożnej.
To jednak samo się nie zrobi. Tym bardziej że drużyna - nawet na standardy pierwszoligowe - jest mocno osłabiona względem poprzedniego sezonu.
Skład jest więc niemal zupełnie nowy, a grę zaczyna z ciężarem nieudanej serii.
Jeśli zacznie punktować na miarę swoich możliwości, niewątpliwie będzie to zasługą trenera. Im dłużej ta seria będzie jednak trwała, tym słabiej będzie można wyniki Wisły Kraków uzasadnić jedynie pechem.
JACEK STASZAK