Kobra w krakowskim grodzie: Zdeněk Ondrášek

2016-01-17 11:37:34; Aktualizacja: 8 lat temu
Kobra w krakowskim grodzie: Zdeněk Ondrášek Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Snooker wspomaga jego koncentrację i równowagę mentalną, dlatego gdy wychodzi na boisko skupia się tylko na grze. Świat mógłby wówczas nie istnieć. Jest groźny, skuteczny i… chce zatopić „kły” w Ekstraklasie.

Trudne początki

Swoją przygodę z seniorską piłką rozpoczął w wieku 17 lat, ale od samego początku musiał walczyć o swoje. W jednej z rozmów dla nrk.no przyznał, że w Czechach do rzadkości należą wysokie kontrakty dla wychowanków. Na zdecydowanie większe wynagrodzenie mogą liczyć piłkarze „z zewnątrz”. Ondrášek dość długo walczył o pierwszy składa, został poddany całemu, mozolnemu procesowi dobijania się do jego zaryglowanych wrót.

Pierwsze 3 lata w Czeskich Budziejowicach nie należały do udanych. Napastnik pojawił się w zaledwie 12 meczach (na boisku nie spędził nawet 400 minut) seniorskiej ekipy ani razu nie wpisując się na listę strzelców. Dni mijały, frustracja narastała i dopiero  sezon 2009/2010 przyniósł długo oczekiwany przełom w życiu młodego piłkarza. Wymaszerował na murawę w 24 spotkaniach, strzelił 4 gole i… stał się czwartym, najlepszym strzelcem całej drużyny. To wystarczyło, by w końcu dostrzec w nim zalążek talentu i materiał na zawodnika. Potem mogło być już tylko lepiej. No, przynajmniej na boisku. Ondrášek udowodnił, że zasługuje na miejsce w składzie i ostatecznie pożegnał się z Czechami dobijając do 29 konfrontacji dopełnionych 10 bramkami i 2 asystami. Zwrócono na niego uwagę także w reprezentacji U-21, tytułując najlepszym graczem sezonu. Szczęście miało się do niego w końcu uśmiechnąć.

Drugie życie

Statystyki nie są w stanie powiedzieć prawdy o nowym snajperze „Białej Gwiazdy”. Ondrášek mógł zanotować znacznie lepszy start, gdyby nie problemy z hazardem, z którymi borykał się mając zaledwie 19 lat. Pojawiła się blokada mentalna, ciągła niepewność i wieczny strach, który ani myślał opuścić młodego piłkarza. Towarzyszył mu każdego dnia. Nieważne, czy znajdował się na boisku, czy był w domu. Zawsze coś tam tłukło się z tyłu głowy uniemożliwiając pełną koncentrację.

Sytuacja Ondráška z każdym dniem stawała się gorsza i gorsza. Dług urósł do 30 tys. euro, trudno było o jakiekolwiek wsparcie. Co prawda zawsze mógł liczyć na zrozumienie ze strony rodziców, ale nie mógł oczekiwać, że zdołają pokryć jego zaległości finansowe. Czara goryczy została przelana, gdy odebrał telefon od ojca, który poinformował go, że kilku dość nieprzyjemnych mężczyzn chce zabrać rzeczy z domu. Nadszedł czas, by powiedzieć „nie” i wybudzić się z marazmu. Napastnik otrzymał wsparcie od prezesa Budziejowic, ale tak nagle nie mógł liczyć na zwiększenie pensji. Bądź co bądź, był zwyczajnym nastolatkiem z łatką talentu, który potrzebuje czasu i ciężkiej pracy, by w końcu rozbłysnąć. Był świadomy, że pozostanie w klubie byłoby równoznaczne z piłkarskim seppuku – sam przyznał, że pograłby maksymalnie rok. Problemy wierciły mu dziurę w brzuchu i podcinały skrzydła, ale znalazł w sobie siłę, by coś zmienić. Tromsø wyciągnęło do niego pomocną dłoń i zdążyło dowieźć do szpitala zanim puls przestał być wyczuwalny.

Czas na zmiany

Ondrášek zdołał wyłonić się z sennej mgły i pokazał piłkarskiemu światu na co tak naprawdę go stać wraz z chwilą, gdy jego umysł stał się wolny od problemów. Tajemnicza Północ okazała się być strzałem w „dziesiątkę”. Napastnik odżył i prawdziwie pokochał Tromsø, które na zawsze będzie miało szczególne miejsce w jego sercu. Od stycznia 2012 roku pojawił się w 142 spotkaniach, w których zdobył 56 goli  i zaliczył 17 asyst. Trybuny go uwielbiały, on sam stał się ikoną ekipy i przez pewien czas z dumą nosił opaskę kapitana.

Jeszcze zanim przeprowadził się do Norwegii był uznawany za mocnego i nieustępliwego gracza, który świetnie operuje obiema nogami. Jest silny, ma świetne warunki fizyczne i bardzo dobrze odnajduje się w polu karnym rywala. Zwykle melduje się na typowym wykończeniu będąc w samym centrum wydarzeń, oczekując na dograną w punkt futbolówkę, by precyzyjnie umieścić ją w siatce. Przez jego ruchy przebija się snajperski zmysł i potężny głód bramkowy. Nie można mu odmówić zaangażowania, którym zawsze nadrabia wszelkie spadki mocy strzeleckiej (bo o energetycznych nie ma mowy). Zresztą, Ondrášek  przez jakiś czas grał z kontuzją kolana. Ze sporą łatwością radzi sobie mając na plecach przeciwnika lub będąc otoczonym przez kilku defensorów z obcego obozu. Niestraszne mu indywidualne wejścia, gra bark w bark. Zresztą, znikąd nie wziął się przydomek Czecha. Napastnik ma wytatuowaną na plecach kobrę, być może dzięki której stał się taki rozpoznawalny. W rozmowie dla sport.cz przyznał jednak, że już wcześniej był wielkim fanem serialu "Kobra: oddział specjalny" i stąd pseudonim.

źródło: dagbladet.no

Jedyne, co może martwić, to sinusoidalna forma. Ondrášek nie krył frustracji, gdy walnie przyczynił się do niskiej skuteczności bramkowej swojej drużyny (jedynie 16% strzałów Tromsø w światło kończyło się bramką). Wiedział, że mógł zrobić więcej, ale dopadła go potężna blokada. I co z tego, że sezon zaczął nieźle, bo z 7 trafieniami i 4 asystami w pierwszych 14 starciach, jak potem nastąpił okres potężnej i demotywującej posuchy. Od 28.06 do 1.11 nie zdołał wpisać się na listę strzelców, co mocno odczuła cała drużyna. Dopiero ostatni mecz na własnym terenie przyniósł upragnione bramki. Napastnik pożegnał się z norweską publicznością dwukrotnie pakując piłkę do siatki w starciu z Bodø/Glimt  (3-1).

Sentymentalne pożegnanie

Czech rozgrzał serca Skandynawów i jeszcze przez długi czas powinien być ciepło wspominany. O tej kibicowskiej miłości świadczy chociażby ogromna liczba kompilacji, jakie można odnaleźć z jego udziałem. „Kobra” nie był szarym snajperem pozostającym w cieniu. Jak prawdziwy, królewski wąż wybijał się na pierwszy plan i nie dał o sobie zapomnieć. W jego zachowaniu trudno jednak dostrzec zarozumiałość: nie widać po nim samouwielbienia, zawsze jest pełen optymizmu.

Ondrášek zdecydował się na zmiany nie tylko ze względu na pieniądze. Chciał spróbować czegoś nowego, zmienić środowisko, sprawdzić swoje siły w innym kraju. Choć samo pożegnanie na boisku należało do perfekcyjnych (2 gole w meczu z Bodø/Glimt), to napastnik był zaskoczony, że jego agent zdołał go uprzedzić w ogłoszeniu decyzji. Chciał to zrobić samodzielnie. „Kobra” nie wyklucza powrotu do norweskiego futbolu, choć nie wyobraża sobie, że miałby stanąć po przeciwnej stronie barykady. Odczuwa zbyt duże przywiązanie do barw i zawsze będzie wracał do miasta i klubu, który dał mu drugie życie, gdy wydawało się, że jest już za późno na ratunek. Czech na swoim facebookowym profilu nie omieszkał pożegnać się z kibicami i wszystkimi z Tromsø, dziękując im za wszystko, co dla niego zrobili.

Mimo wszystko, „Kobra” jest bardzo szczęśliwy, że udało mu się trafić do Wisły i nie ma wątpliwości, że to była dobra decyzja. Jest także świadomy, że Paweł Brożek to wielka legenda i nie ukrywa radości wynikającej z faktu, że będzie mógł grać u jego boku. Co prawda zdążył zauważyć, że Wisła grała do tej pory jednym napastnikiem, a on sam był przyzwyczajony poruszać się po boisku równolegle do towarzysza, ale to dla niego żaden problem. Liczy na duże wsparcie drużyny, jednocześnie chcąc dać z siebie maksimum możliwości. Ondrášek wie z autopsji, że dobra atmosfera i równowaga mentalna są szalenie istotne w nowoczesnym futbolu. I… jest w stanie zapewnić sobie chociażby to drugie. Czeski napastnik jeszcze w Tromsø znajdował ukojenie grając w snookera. Uważał, że ta gra nie tylko wymaga ogromnej koncentracji, ale i jest dobra dla rozwoju psychicznego: liczy się każde uderzenie. Trzeba się skupić na nawet najmniej istotnym elemencie, a to znowuż wymaga oczyszczenia umysłu. A przecież o to chodzi w „zawodzie snajpera”: jeśli chcesz umieścić piłkę w bramce, musisz ją tam najpierw zobaczyć, uwierzyć w swoje siły i nie rozpraszać ich na inne fronty.

źródła: aftenbladet.no, aftenpostem.no, dynamocb.cz, nrk.no.