Kwalifikacyjne niespodzianki

2015-10-14 09:31:30; Aktualizacja: 9 lat temu
Kwalifikacyjne niespodzianki Fot. Transfery.info
Źródło: Transfery.info

Kwalifikacje do finałów Euro 2016, choć wyłoniły już 20 uczestników przyszłorocznego turnieju, wciąż trwają, a komplet drużyn najbliższego czempionatu Starego Kontynentu poznamy 17 listopada, kiedy dobiegną końca spotkania barażowe.

Już dziś można jednak wskazać spore grono zespołów, które dość niespodziewanie zdołały zapewnić sobie bilety nad Sekwanę. Kilka teamów będzie miało okazję po raz pierwszy w historii zasmakować udziału w wielkiej imprezie piłkarskiej, inne wracają na salony po wieloletniej przerwie. Postanowiliśmy zatem przyjrzeć się rewelacjom każdej z grup eliminacyjnych i pospekulować – choć może jeszcze na to za wcześnie – o ich szansach we francuskim turnieju.


Grupa A – Islandia


Bez wątpienia awans Islandczyków na Euro jest sporym zaskoczeniem, ale od momentu przejęcia reprezentacji tego kraju w styczniu 2012 r. przez Szweda Larsa Lagerbacka, piłkarze z Krainy Wulkanów czynią nieustające postępy. Już dwa lata temu byli o włos od wywalczenia sobie miejsca wśród 32 uczestników brazylijskiego mundialu, jednak w barażach nie sprostali Chorwacji. Turniej we Francji będzie pierwszym w historii z udziałem reprezentacji Islandii, która zajęła drugie miejsce w grupie A, uznając wyższość Czechów. 


Dopiero czwartą lokatę zajęli brązowi medaliści mistrzostw globu 2014 – Holendrzy, co oznacza, że najbliższy czempionat Europy odbędzie się bez ich udziału. Fatalna postawa „Pomarańczowych” sprawiła, ze już w czerwcu bieżącego roku z posadą selekcjonera pożegnał się Guus Hiddink, który przejął drużynę po zakończeniu brazylijskiego mundialu z rąk Louisa van Gaala. Następcą Hiddinka został wybrany Danny Blind, ale i jemu powinęła się noga. Holendrzy liczyli się w walce o baraże do ostatniej chwili, jednak przegrana z pewnymi awansu Czechami skutecznie zamknęła im drogę do Euro. Naszpikowana gwiazdami drużyna „Oranje” musi ulec solidnemu przewietrzeniu, jeśli chce awansować na mundial 2018. Robin van Persie, Arjen Robben i jeszcze kilku innych znanych futbolistów powinni zdecydowanie ustąpić miejsca młodszym.   


Grupa B – Walia


Gareth Bale może pochwalić się tym, czego przez kilkanaście lat kariery reprezentacyjnej nie mógł osiągnąć były gwiazdor wyspiarskiego zespołu Ryan Giggs – awansem do finałów Euro. Zawodnik Realu Madryt, wraz z kolegami, cieszył się niczym dziecko po zakończeniu meczu z Bośnią i Hercegowiną, nawet mimo przegranej 0:2, ponieważ w tym samym czasie niespodziewanej porażki z Cyprem zaznali Izraelczycy, a to właśnie oni mieli jeszcze szansę na dogonienie Walii. Tym samym zespół z Wyspy, po 58 latach, znów wystąpi w turnieju mistrzowskim. Czy okażą się rewelacją rozgrywek na miarę swoich poprzedników z 1958 r., którzy dotarli aż do ćwierćfinału, ulegając późniejszym mistrzom świata – Brazylijczykom tylko 0:1? Niewykluczone. 


Grupa C – Słowacja


O sile reprezentacji naszych południowych sąsiadów mogliśmy przekonać się 15 listopada 2013 r. podczas pierwszego ze spotkań towarzyskich drużyny Polski, przygotowującej się do rozpoczęcia kwalifikacji Euro 2016. Debiut Adama Nawałki nie wypadł zbyt okazale, ponieważ jego podopieczni przegrali gładko 0:2, po bramkach Juraja Kucki oraz Roberta Maka. Pewnie nawet najwierniejsi kibice Słowacji nie przypuszczali jednak, że ich ulubieńcy zdołają zaaplikować tyle samo goli Hiszpanom – aktualnym mistrzom Europy – w jednym z pierwszych pojedynków kwalifikacyjnych grupy C. W październiku zeszłego roku, na oczach niespełna 10 tysięcy widzów zgromadzonych na kameralnym obiekcie w Żylinie, gospodarze odprawili z kwitkiem „La Furia Roja”, wygrywając 2:1.


Pokonanie Hiszpanii było jasnym sygnałem dla pozostałych rywali Słowaków, że Marek Hamsik i spółka nie żartują i mają zamiar zająć jedno z premiowanych awansem miejsc. Te, przed startem kwalifikacji, wydawały się być zarezerwowane dla obrońców tytułu oraz zawsze groźnej Ukrainy. I o ile drużyna z południa kontynentu zdołała się rozbudzić i spełnić pokładane w niej nadzieje, to „niebiesko-żółci” nie potrafili przeciwstawić się Słowakom, zdobywając w dwumeczu z nimi zaledwie jeden punkt.


Czy awans na Euro pozwoli teamowi Jana Kozaka już na stałe zakotwiczyć w gronie najlepszych drużyn Europy? Trudno powiedzieć, gdyż takie same nadzieje sympatycy reprezentacji żywili po jej udanym występie na mistrzostwach świata 2010, kiedy niespodziewanie zdołała wyjść z grupy kosztem Włochów – zwycięzców Weltmeisterschaft 2006. Na polsko-ukraińskim Euro Słowacy już jednak nie zagrali, co było spowodowane zajęciem dopiero czwartego miejsca w grupie eliminacyjnej, za plecami Rosji, Irlandii i Armenii. We Francji nikt nie będzie zapewne brał Słowacji pod uwagę, ustalając grono faworytów do mistrzostwa, ale wyjście z grupy – niezależnie od tego, z kim przyszłoby się sąsiadom Polski mierzyć – wydaje się jak najbardziej realne. Bo skoro są w stanie pokonać najlepszą drużynę Europy sprzed trzech lat, to dlaczego mieliby przegrać z zespołem o kilka klas od Hiszpanów słabszym?


Grupa D – Polska


Wymienienie naszej reprezentacji wśród niespodzianek kwalifikacyjnych nie jest spowodowane samym faktem przebrnięcia eliminacji tuż za plecami Niemców, ale stylem, w jakim wywalczyła ona awans. Pokonanie mistrzów świata – co prawda przy bardzo dużej dozie szczęścia – na Stadionie Narodowym, rozbicie Gruzji 4:0, czy wyszarpany w ostatnich sekundach meczu ze Szkocją remis sprawiły, że kadra przestała się nam kojarzyć z grupą gwiazdek bez charakteru. Teraz, by obejrzeć mecz chłopców Adama Nawałki, przed telewizorami zasiada czasami nawet kilkanaście milionów widzów. I to nie z powodu zobaczenia na własne oczy jak nas biją, lecz jak my bijemy innych.


Zespół Polski w dziesięciu meczach eliminacji poniósł tylko jedną porażkę, lecz nie z byle kim, bo ze zwycięzcami zeszłorocznego mundialu. Bilans spotkań grupowych z Niemcami wyszedł jednak na zero, ponieważ porażkę 1:3 we Frankfurcie osłodził nam historyczny triumf 2:0 nad trzykrotnymi mistrzami Europy w Warszawie. Wyniki to jednak nie wszystko. Liczy się przede wszystkim styl, w jakim pokonywaliśmy grupowych rywali. Nie zawsze było szybko, łatwo i przyjemnie, jak w dwumeczu z Gibraltarem, ale również podczas spotkań z wyżej notowanymi od najmłodszego członka rodziny UEFA ekipami gra „Orłów” urzekała. Dwie drużyny z Wysp Brytyjskich – Szkocja oraz Irlandia – nigdy nie były dla Polaków łatwymi do pokonania rywalami, ale nawet z zespołami preferującymi typowo siłowy futbol, nasi pupile wyglądali nadzwyczaj dobrze. Teraz pozostaje mocno trzymać kciuki za udane losowanie … Albo nie. Módlmy się jedynie o zdrowie polskich piłkarzy, ponieważ jeśli ono im dopisze latem 2016 r., na pewno przysporzą nam mnóstwo powodów do radości.


Grupa E – ? 


Powyższy znak zapytania wskazuje na to, że akurat w grupie E obyło się bez większych sensacji. W paru przypadkach można mówić jedynie o niewielkich zaskoczeniach. Pierwszym z nich była postawa drużyny Anglii, która jako jedyna ze wszystkich zespołów biorących udział w walce o bilety do Francji, pozostała niepokonana. „Synowie Albionu” zdobyli 30 punktów, choć po nieudanych dla nich mistrzostwach świata w Brazylii mogło się wydawać, że pozbieranie się po klęsce zajmie im zdecydowanie więcej czasu. W dziesięciu meczach podopieczni Roya Hodgsona zdobyli 31 bramek, w każdym ze spotkań zdobywając przynajmniej dwa gole, i tracąc tylko trzy w przekroju całych rozgrywek. Trzeba przyznać, że ich osiągnięcie robi wrażenie, nawet jeśli przyszło im rywalizować z niezbyt mocnymi rywalami.


Drugą niespodzianką mniejszego kalibru w grupie zdominowanej przez Anglię, był remis San Marino z Estonią. Bezbramkowym meczem jedna z najsłabszych drużyn na świecie przerwała fatalną serię 61 porażek z rzędu. Na zwycięstwo, które ostatni raz odnieśli 28 kwietnia 2004 r. w towarzyskim starciu z Liechtensteinem, przyjdzie im jeszcze jednak poczekać.


Grupa F – Irlandia Północna


Po raz ostatni piłkarze z północnej części Wysp Brytyjskich mieli zaszczyt wziąć udział w wielkiej imprezie międzynarodowej dawno temu, bo w 1986 r., podczas finałów mistrzostw świata w Meksyku. Reprezentacja Ulsteru nie spisała się wtedy zbyt dobrze, ale jak to mówią – nie liczy się wynik, lecz sam udział w turnieju. Nawet jeśli nie są to Igrzyska Olimpijskie. W przyszłym roku, równo trzydzieści lat od meksykańskiego mundialu, Irlandczycy będą mieli okazję zmierzyć się z najlepszymi drużynami Starego Kontynentu. Ich awans na Euro jest jeszcze większym zaskoczeniem, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że zdołali zapewnić sobie udział w czempionacie, jako zwycięzcy swojej grupy eliminacyjnej. Zespół Michaela O'Neilla o punkt wyprzedził Rumunię, zaś trzecich Węgrów o pięć oczek. Sześć zwycięstw i trzy remisy okazały się dla graczy w zielonych strojach kluczem do bram nieba, jakim był pierwszy w historii kraju awans do finałów mistrzostw Europy. Wątpliwe, by zwycięzcy grupy F zdołali osiągnąć tam spektakularny sukces, ale kto wie?


Wielką niespodzianką, lecz zdecydowanie in minus, była chwilami wręcz żenująca postawa piłkarzy Grecji. Uczestnicy brazylijskiego mundialu zajęli ostatnie miejsce w grupie z dorobkiem zaledwie sześciu punktów. Momentami kulminacyjnymi fatalnej dyspozycji drużyny„Hellady” były dwie porażki z Wyspami Owczymi, które – delikatnie mówiąc – do futbolowych potęg raczej się nie zaliczają. Pierwsza z kompromitujących przegranych okazała się ostatnim meczem, w którym zespołem Grecji dowodził Włoch Claudio Ranieri. Jego tymczasowym następcą okazał się Konstatntinos Tsanas, po czym stery reprezentacji powierzono doświadczonemu Urugwajczykowi Sergio Markarianowi, ale i on nie zdołał dotrwać do końca eliminacji, gdyż 7 sierpnia tego roku zastąpił go… Tsanas. Władze greckiej federacji nie ukrywają jednak, że wraz z zakończeniem kwalifikacji, rozpoczęły poszukiwania nowego selekcjonera.


Grupa G – Rosja


Po pięciu seriach gier w grupie G bardzo niewiele wskazywało na to, że Rosjanie zdołają zapewnić sobie miejsce premiowane bezpośrednim awansem do francuskiego Euro. Tylko jedno zwycięstwo, w dodatku ze słabiutkim Liechtensteinem, remis z Mołdawią i Szwecją, a także porażka z Austrią – takie wyniki zmusiły władze rosyjskiej federacji do powiedzenia Fabio Capello: addio. Przez trzy lata znany szkoleniowiec zanotował zdecydowanie więcej upadków niż wzlotów, a mierny start w eliminacjach do Euro utwierdził Rosjan, że po trzech latach nadszedł czas rozstania z byłym opiekunem m.in. Juventusu Turyn, Realu Madryt oraz reprezentacji Anglii.


Na jego następcę wybrano dwukrotnego mistrza Rosji w roli trenera CSKA Moskwa, Leonida Słuckiego. Miał on za wszelką cenę uratować „Sborną” przed widmem gry w barażach, ponieważ czarnego scenariusza, jakim byłoby niewywalczenie choćby trzeciego miejsca w grupie, nie brano nawet pod uwagę. W końcu to właśnie największy kraj na świecie będzie za niespełna trzy lata gospodarzem mistrzostw globu, więc występ podczas Euro 2016 byłby dla rosyjskich zawodników doskonałym przetarciem przed najważniejszą dla nich imprezą, która odbędzie się na ich ziemi.


Słucki, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odmienił reprezentację, którą pod jego wodzą rozegrała jak dotąd cztery spotkania, a w żadnym z nich Rosja nie straciła choćby punktu. Zwycięstwa nad Szwecją, Liechtensteinem, Mołdawią oraz Czarnogórą sprawiły, że kompania „Leonidasa”, jak nazywają Słuckiego kibice, osiągnęła swój cel, zajmując drugą pozycję w grupie, za plecami Austrii.


Gwoli ścisłości należy dodać, że w awansie „pomogła” Rosji reprezentacja Czarnogóry, a właściwie to jej kibole, którzy podczas meczu obu drużyn w Podgoricy doprowadzili do skandalu. Przypomnijmy tylko, że starcie zostało przerwane już w 68. minucie z powodu zagrożenia zdrowia dla piłkarzy „Sbornej”. Najbardziej ucierpiał rosyjski bramkarz Igor Akinfiejew, który został trafiony racą w głowę i trafił do szpitala. Zajście to zmusiło władze UEFA do ukarania Czarnogórców walkowerem. Trzy darmowe punkty okazały się dla poszkodowanych niezwykle ważne w ostatecznym rozrachunku, gdyż trzecią Szwecją wyprzedzili o zaledwie dwa oczka. Nie wiadomo, czy sytuacja w grupie G wyglądałaby tak samo, gdyby mecz w Podgoricy nie został przerwany przy stanie 0:0.


Grupa H – Norwegia


Ekipa ze Skandynawii do ostatniej kolejki biła się o bezpośredni awans na przyszłoroczny turniej. Przegrana 1:2 z Włochami i zwycięstwo Chorwacji 1:0 nad Maltą wydłużyły jednak Norwegom drogę do Francji. Zajęcie trzeciego miejsca jest niewątpliwie dużym sukcesem zespołu Pera-Mathiasa Hogmo, nawet jeśli starcie z Włochami przegrali niejako na własne życzenie. Od 23. minuty prowadzili bowiem po celnym uderzeniu Alexandera Tetteya, jednak w końcówce spotkania wypuścili wygraną z rąk. Na 1:1 wyrównał Alessandro Florenzi, a nadzieje choćby na wywalczenie jednego punktu, skutecznie zabrał Norwegom Graziano Pelle. Niemniej udział w barażach można uznać za spory sukces skandynawskiego teamu, który w listopadzie powalczy o pierwszy od 2000 r. udział w mistrzostwach Europy. 


Grupa I – Albania


Zdecydowanie największa niespodzianka tych eliminacji. Nigdy wcześniej reprezentacja z Bałkanów nie miała okazji zaprezentować się na mistrzostwach Europy czy świata, ale jak to mówią: zawsze musi być ten pierwszy raz. Za ojca sukcesu Albanii uznaje się ich szkoleniowca, Włocha Givanniego De Biasiego. Trener ze słonecznej Italii prowadzi „Czarne Orły” od grudnia 2014 r. Kiedy De Biasi obejmował stery reprezentacji, zajmowała ona dopiero 75. pozycję w rankingu FIFA. Dziś (stan na 14 października 2015) jest ulokowana na 32. miejscu, co świadczy nie tylko o klasie samych zawodników, ale przede wszystkim samego trenera, który z grupy niezbyt znanych piłkarzy potrafił stworzyć świetny kolektyw, groźny dla każdego przeciwnika. 


Awans do finałów Euro 2016 smakuje wszystkim obywatelom Albanii wyjątkowo nie tylko z tego względu, że jest on ich pierwszym w historii, ale też, a może przede wszystkim, z tego powodu, że niedawny słabeusz pojedzie do Francji m.in. kosztem swoich odwiecznych wrogów – Serbów. Dwumecz pomiędzy drużynami był niezwykle zacięty, a przeciwnicy odnieśli po jednym zwycięstwie. Szkopuł w tym, że Albania, podobnie jak Rosja w grupie G, zainkasowała trzy punkty dzięki przyznanemu jej walkowerowi. Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie podważył decyzję UEFA, która podjęła decyzję o ukaraniu „Czarnych Orłów” i zmienił wynik spotkania na ich korzyść. Był to wynik incydentu z pierwszego spotkania pomiędzy tymi zespołami w Belgradzie, kiedy w końcówce pierwszej połowy (przy wyniku 0:0) za sprawą kibiców przyjezdnych nad stadionem pojawił się dron z przymocowaną flagą Wielkiej Albanii, co miało wskazywać na przynależność Kosowa właśnie do tego kraju. Serbowie mają jednak na ten temat odmienne zdanie, co pokazał m.in. Stefan Mitrović, zdejmując z drona flagę Albańczyków. To z kolei nie spodobało się piłkarzom gości, którzy ruszyli w stronę Serba, wszczynając bójkę. 


CAS uzasadnił zmianę decyzji UEFA tym, że przez szowinistyczne okrzyki w kierunku Albańczyków oraz ciskanie w ich kierunku niebezpiecznymi przedmiotami, zmusili sędziego Martina Atkinsona do przerwania pojedynku. Ponadto federacje obu krajów w ramach kary miały zapłacić po 100 tys. euro.