Lazar Marković - teoria chaosu
2014-09-28 12:33:39; Aktualizacja: 10 lat temu25 milionów euro w futbolu to suma niebagatelna. Można ją inwestować świetnie, jak choćby Bayern - w Bernata, Xabiego Alonso i Reinę. Albo fatalnie. Tak to wygląda w przypadku Lazara Markovicia, za którego Liverpool dał właśnie 25 kawałków.
Pewnie gdyby nie kontuzja Daniela Sturrige’a, Marković we wczorajszych derbach z Evertonem w ogóle nie wybiegłby na boisko. Na pewno nie w pierwszym składzie. Wobec braku Anglika, Brendan Rodgers musiał się decydować na inne rozwiązanie. Fabio Borini nie dawał w tym sezonie spodziewanej jakości, Rickie Lambert nadal szuka formy z poprzednich rozgrywek, wybrał więc Serba. Wybrał fatalnie.
Marković derbowemu wyzwaniu zwyczajnie nie podołał. Nie wniósł do gry „The Reds” niczego, podobnie jak w poprzednich swoich występach. Wielkie oczekiwania zupełnie go zmiażdżyły, zagrał na poziomie zawodnika za 25 tysięcy, a nie za 25 milionów. Popularne
Statystyki? Bezlitosne.
Na 17 podań, Marković dokładnie wykonał ledwie 10. Trzykrotnie mylił się tam, gdzie klasowi zawodnicy widzą swoje abecadło - podając do tyłu. Dwa razy dał sobie odebrać piłkę, nie wywalczył żadnego faulu, nie oddał żadnego strzału celnego, nie zaliczył ani jednego kluczowego podania, ani razu nie dośrodkował, mimo że nominalnie był wystawiony na prawym skrzydle. Po przeciwnej stronie Raheem Sterling wrzucał pięciokrotnie i co najmniej dwa razy stworzył tym samym zagrożenie pod bramką przeciwnika, gdy bliski dojścia do piłki był Mario Balotelli. A Marković? Czym on zapisał się nam w pamięci? Chyba tylko tą paskudną próbą nurkowania, gdy wybił się w powietrze wykrzywiony w nienaturalnej pozie czując, że traci kontrolę nad piłką. Nawet kibice Liverpoolu w mediach społecznościowych komentowali nura, jakiego dał Serb następująco: „Za coś takiego powinna być czerwona kartka. Dla Markovicia”.
Nie spodziewamy się w każdym razie, by w momencie gdy wszyscy w Liverpoolu będą zdrowi, Serb mógł liczyć na regularną grę. Na razie jego poziom gry nie przystaje do tego, co „The Reds” prezentowali w ofensywie w poprzednim sezonie. Najgorzej wydane latem 25 milionów? Całkiem prawdopodobne.
***
Jako że pamiętamy, jaki lament podniósł się wśród kibiców Benfiki, gdy Lazar opuszczał Estadio da Luz, spytaliśmy o przyczyny jego słabiutkiej gry na Anfield i nadzieje na przyszłość Jana Hagena, norweskiego dziennikarza zajmującego się Ligą Sagres, a także Vladimira Novaka, reportera z Belgradu, współpracującego między innymi z FIFA Futbol Mundial, The Blizzard czy World Soccer Digest.
Jan Hagen: Myślę, że problem siedzi w jego głowie. Wczoraj widocznie brakowało mu pewności siebie, która w dodatku pewnie jeszcze zmalała po tak katastrofalnym występie. Nie jest łatwo w takiej sytuacji o szybkie wpasowanie się do nowej piłkarskiej rzeczywistości. Dotąd Lazar grał tylko w Serbii i Portugalii, gdzie tempo jest dużo niższe, niż na Wyspach. Jeśli Brendan Rodgers okaże się człowiekiem cierpliwym i pokaże Markoviciowi, że na niego liczy, to ten w końcu się odpłaci.
Vladimir Novak: Mam nadzieję, że się mylę, ponieważ życzę Lazarowi jak najlepiej. Ale wydaje mi się, że nie ma on jakości potrzebnej do gry w Premier League. Pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie się to tłumaczyć adaptacją do nowej ligi, nowego zespołu i takie tam. Ale szczerze mówiąc - Lazar wydaje mi się być przeceniany. Jego wielkim atutem jest szybkość, jednak za często głupio traci piłkę. Zauważyłem, że bardzo często gdy wyprowadza atak, od razu rusza na pełnej szybkości, popychając piłkę daleko przed siebie. To wielki błąd, bo rywalowi ułatwia to odbiór bądź wybicie futbolówki. Niestety, najlepsi piłkarze ZAWSZE mają piłkę pod kontrolą. Ciekaw jestem, na ile Brendanowi Rodgersowi wystarczy cierpliwości do tego chłopaka, ale mam uzasadnione obawy, że jego historia skończy się podobnie, jak Zorana Tosicia w Manchesterze United. Szybko i bez większego echa.