Ledwo wrócili i robią bałagan – tryumf Arki nad Legią

2016-08-20 22:49:21; Aktualizacja: 8 lat temu
Ledwo wrócili i robią bałagan – tryumf Arki nad Legią Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Legioniści postawili na Ligę Mistrzów i nie dali rady odpowiedzieć na bardzo dobrze zorganizowaną grę gości z Gdyni. Pełną niedoskonałości, ale chociaż jako drużyna.

Marcus za sterem

Arka wypłynęła na szerokie wody zatrzymując się po kolei w ekstraklasowych portach. Zza mgły wyłonił się teren nieprzyjazny i bardzo wrogo usposobiony. Ale przecież za sterem zameldował się nie kto inny, a sam Marcus. „Naprzód Panowie!” – wykrzyknął…

A to nie było takie oczywiste, że podopieczni Nicińskiego rzucą się do gardeł legionistów. Owszem, trener Hasi wystawił całkowicie inny skład, z tyłu pozostawił trzech obrońców, którzy nie mieli przyjemności się ze sobą ograć (Rzeźniczak-Dąbrowski-Wieteska), w środek wlepił jeszcze mniej ogarniętych w grze ze sobą Kopczyńskiego i Vranjesa, a zestawienie domykał waleczny acz młody Niezgoda. Co mogło pójść nie tak? Ano, wszystko albo nic. Legia w pierwszej połowie wybrała opcję numer jeden.

Wydawało się, że to gospodarze będą narzucać rytm gry. Wszak, przez pierwsze 5 minut niemalże nieustannie utrzymywali się przy futbolówce, sprawnie zdobywali teren i spychali Arkę nisko. Tak nisko, że Sołdecki o mały włos nie strzelił swojaka, a  Jałocha już na samym początku miał solidną rozgrzewkę – najpierw po akcji Niezgody, a następnie po wrzutce Brzyskiego. Słowem, bramkarz, który urodził się w Warszawie szybko musiał ocierać pot z czoła. I uspokajać szalejące serce.

Ale koledzy nie pozwolili mu na długotrwały stres. Przecież to byłoby słabe dla jego zdrowia.. w 6. minucie do rzutu wolnego podszedł Bożok, ale ostatecznie piłkę wybił Dąbrowski licząc, że w ten sposób zażegna zaistniały w polu karnym chaos. Nie tym razem. Tak się stało, że futbolówka wróciła w newralgiczny punkt boiska i Rzeźniczak tak niefortunnie ją uderzył, iż spadła wprost pod nogi Marcusa. On tylko na to czekał. Mocny, pewny strzał, lekko pod kątem  i Malarz był praktycznie bez szans, a obrońca Legii zanotował cudowną asystę. Arka złapała wiatr w żagle i szybko nabrała pewności siebie. Jej ataki były coraz odważniejsze.

Arkowcy grali o tempo szybciej i przyklejali się do swojego przeciwnika nie pozwalając mu na zawiązanie jakiejkolwiek składnej akcji, a przy okazji liczyli na łatwiejszy odbiór.

Ofensywne trio Arki rozumiało się bez słów i wytwarzało mobilny trójkąt – a to w kontrach jak na obrazku powyżej, a to w rozegraniu, w bocznym sektorze boiska, kiedy na oskrzydlenie wychodzili Warcholak i Zbozień. Ten drugi był bardziej aktywny i bardzo często brał udział w atakach swojej drużyny.

To nie była jedyna okazja gości na strzelenie gola. W 9. minucie przed szansą ponownie stanął Marcus, który usiłował wykorzystać błąd Rzeźniczaka – ten źle obliczył tor lotu piłki tak, że przeciwnik miał szansę przelobować Malarza. Tym razem się nie udało. Na efekty w postaci kolejnych bramek nie trzeba było długo czekać. Podopieczni Nicińskiego podwyższyli prowadzenie w 20. minucie po tym, jak na flance Marcus (po raz kolejny!!) urwał się Rzeźniczakowi (ta sama historia!!), wycofał do Marciniaka stojącego na styku pola karnego, a ten był zupełnie niepilnowany i wystarczyło jedynie czysto trafić w piłkę. Futbolówka otarła się jeszcze o Dąbrowskiego i wtoczyła się do bramki obok bezradnego Malarza.

Arkowcy w pierwszej części spotkania byli stroną dominującą. Nie bójmy się tego stwierdzić. Bardzo szybko poruszali się w bocznych sektorach boiska, nie mieli problemów z odbiorem, atakowali większą liczbą zawodników i byli pewni swego – uwierzyli, że mogą tutaj zwyciężyć.

Rozwinąć żagle i na nich!

Za Marcusem podążyli pozostali. Miejsce u jego boku zajął Marciniak, który nie zawsze mógł liczyć na wielkie wsparcie: wszak z jego formą bywało różnie. Tym razem stanął na wysokości zadania jakby wcześniej ocenił sytuację z bocianiego gniazda i wiedział jak ma się zachować…

Dwie bramki prowadzenia to wciąż niebezpieczny wynik. Drużyna przeciwna może złapać kontakt, wtedy w grę wkrada się chaos, łatwo o dekoncentrację i wypuszczenie zwycięstwa z rąk. Z tego prostego powodu… Arka pewnie weszła w drugą połowę i przy wtórze kibicowskich przyśpiewek i blasku rac strzeliła trzeciego gola. W 58. minucie do narożnika boiska podszedł Marcus i wrzucił piłkę idealnie na głowę świetnie ustawionego Marciniaka. Pomocnik urwał się Vranjesowi i nie dał Malarzowi żadnych szans.

Tylko, że Legii udało się odpowiedzieć. I to całkiem szybko, bo zaledwie 4 minuty po tym, jak arkowcy przestali się cieszyć – wrzutka Guilherme, idealne wyjście Hamalainena i obrona na grzybach. To wystarczyło, ale do serc legionistów nie wdarła się ani kropla nadziei na odwrócenie losów tego spotkania. Bo Arka nie grała perfekcyjnie. Sołdecki był bardzo niepewny, Kopczyński potrafił nawinąć Szwocha, w środku pola zdarzała się niedokładność, czasem piłka odskakiwała nieco dalej. Ale pozostali drużyną i za błędy płacili jako jeden organizm (no, w swoich szeregach też mieli jednego Błąda), który potrafi dobrze się ustawić, szybko zorganizować i wejść jak w masło w dziury notorycznie pojawiające się w szeregach Hasiego. Zresztą, co tu dużo mówić: pressing Arki z 76. minuty mówił naprawdę dużo.

Arkowcy w pewnym momencie nie pozwalali rywalowi na złapanie oddechu. Owszem, potem oddali inicjatywę, ale w obronie zachowywali się całkiem poprawnie.

Podopieczni Nicińskiego w każdym kolejnym meczu potrafią czymś zaskoczyć. Tym razem można „temu” nadać nazwę: organizacja. Było tempo, była dokładność, nie brakowało zrozumienia. I to wystarczyło.

Legia Warszawa – Arka Gdynia 1:3 (0:2)

Bramki: Kasper Hämäläinen 62’ - Marcus Vinícius 6’, Adam Marciniak 19’, 58’.

Legia Warszawa: Malarz [2] - Rzeźniczak [1] (46’ Guilherme [3]), Dąbrowski [1,5], Wieteska [2] – Kopczyński [3], Vranjes [2] (68’ Vadis Odjidja-Ofoe [2]) – Aleksandrow [2], Hamalainen [2,5], Brzyski [2], Prijović [2], Niezgoda [2] (75’ Szymański [2]).

Arka Gdynia: Jałocha [4] – Zbozień [4], Sołdecki [2,5], Marcjanik [3,5], Warcholak [3,5] – Bożok [4] (89’ Yussuff), Łukasiewicz [3,5], Marciniak [4,5], Marcus [4,5] (85’ Błąd), Zjawiński [3,5] (68’ Siemaszko [3,5]).

Żółte kartki: Kopczyński

Widzowie: 16 529

Sędzia: Mariusz Złotek [3]

Plus meczu według Transfery.info: Adam Marciniak