Lekko, strategicznie i rozważnie: Zagłębiu wyjazdy niestraszne

2016-07-24 20:24:56; Aktualizacja: 8 lat temu
Lekko, strategicznie i rozważnie: Zagłębiu wyjazdy niestraszne Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Puchary? I co z tego! Podopieczni Stokowca zagrali na pół gwizdka, ale to wystarczyło, żeby wprawić w zachwyt (lub przerażenie) sporą część kibicowskiej Polski. I pognębić zagubionego Lecha.

Kreatywność vs hamulcowi

Wyobraźmy sobie, że Lech w końcu znalazł rozwiązanie swoich wszystkich problemów związanych z brakiem pomysłu na grę. Ba, nawet ściągnął zawodnika, który jest w stanie wziąć na swoje barki odpowiedzialność za rozegranie, wyregulować tempo akcji i na boisku widzi bardzo dużo. Wyobraźmy sobie, że… to wciąż za mało.

Brzmi absurdalnie? Niekoniecznie. Warto zważyć na fakt, iż w środku pola zameldowało się dwóch piłkarzy, którzy koło kreatywności w ataku co najwyżej stali (ani jej nie tykając, ani się nad nią nie nachylając). I chociaż Tetteh w destrukcji, odbiorach i ogólnych działaniach obronnych radził sobie naprawdę nieźle (większość piłek przechodziło przez niego), to Trałka nie dość, że jest współodpowiedzialny za straconą bramkę to jeszcze spokojnie można go określić jako hamulcowego akcji ofensywnych „Kolejorza”. Co z tego, że Majewski był jednym z najjaśniejszych punktów Lecha w pierwszej połowie jak tak naprawdę nie miał sobie z kim pograć. Mecz rozpoczął bliżej środkowych pomocników, by stale być pod grą i zawiązywać atak – brzmi dobrze, na papierze wygląda obiecująco. Na boisku… było nieco inaczej. Dokładność podań nowego nabytku poznaniaków stała na wysokim poziomie, dobrze czytał grę, widział bardzo dużo, próbował prostopadłych podań na jeden kontakt, ale nie miał z kim pograć. Tetteh był za daleko od pola karnego Zagłębia, a Trałka poruszał się jak wolny elektron – ni to rozgrywał, ni bronił.

Tym sposobem Lech znalazł się w patowej sytuacji. Bo chociaż miał całkiem sporo miejsca do gry, pressingiem naciskał „Miedziowych”, nie miał większych trudności, żeby przenieść się w okolice „szesnastki” rywala, to za każdym razem czegoś brakowało. No właśnie: wyżej wspomnianej kreatywności i wykończenia. Brak tego drugiego nie powinien już nikogo dziwić. Pomimo, że poznaniacy wystawili dwóch napastników to tak naprawdę nie mogli wykorzystać ich pełni możliwości. Wszystko z prostej przyczyny – niżej w drużynie robiło się niemobilnie, akcje zwalniały, brakowało zrozumienia. Inna sprawa, że ani Robak, ani Nicki Bille skutecznością nie grzeszą i jednak potrzebują tych kilku, dogodnych sytuacji, żeby piłka w końcu zatrzepotała w siatce

Lech znajdował się bardzo blisko rywala, odbiór nie sprawiał mu trudności, ale nadal coś nie mogło zatrybić.

W tym czasie Zagłębie wydawało się być nieco uśpione. Tu próbowali rozegrać w bocznym sektorze, tam Rakowski był bliski strzelenia bramki życia, ale to nie było „to”. Brakowało konkretów. Zresztą, przez pierwszy kwadrans „Miedziowi” w ogóle mieli kłopot, żeby przedrzeć się w okolice „szesnastki” lechitów. I gdy wydawało się, że przełom nie nastąpi…

…podopieczni Stokowca przeprowadzili swoją firmową akcję. Na boku urwał się Cotra, nawinął sobie Trałke i Formella i z dziecinną łatwością wrzucił piłkę wprost na niepilnowanego Papadopulosa. Obrona „Kolejorza” rozłożyła się w przedziwny sposób, bowiem wszyscy poza Gumnym byli w okolicach jednej flanki pola karnego, a młody obrońca został poddany ciężkiej próbie. I ją przegrał – nie upilnował napastnika „Miedziowych”, był źle ustawiony.

Poznańskie katusze

Lech się męczy. Męczy go gra piłką, męczą go gra zespołowa, gra na jeden kontakt. Idealnie było to widać na tle Zagłębia, które nie rozegrało fenomenalnych zawodów, a mimo wszystko pokazało unikalną jakość. „Miedziowi” nie bili posiadania, nie narzucali dramatycznego tempa ani nawet przesadnie nie naciskali przeciwnika – zrobili swoje.

Na próżno było wypatrywać szybkiego rozegrania w bocznych sektorach, zmasowanych ataków, czy morderczych rajdów. Zamiast tego zobaczyliśmy zespół poukładany i imponujący taktyką. Podopieczni Stokowca świetnie czytali grę przeciwnika i umiejętnie się przesuwali. Tym sposobem obrona nie miała najmniejszych problemów z rozczytaniem miliona wrzutek w pole karne, a Tosik ustawiał się zawsze tam, gdzie za chwilę miała ruszyć kontra „Kolejorza”. Nieważne, kto pojawiał się na boisku, komu szkoleniowiec dał odpocząć – komunikacja na tym nie traciła. Kropkę nad „i” postawił Starzyński zaliczając piękne trafienie z rzutu wolnego, które ustaliło wynik tego spotkania. Na „Miedziowych” patrzy się z przyjemnością. Po boisku poruszają się z lekkością, każdy wie za co jest odpowiedzialny na murawie (świetnie to widać na przykładzie obrony, która rozumie się bez słów), a rotacja w obrębie składu nie ma wpływu na dokładność.

Ustawienie „Kolejorza” nie było problematyczne tylko w kontekście ataku – tak poza tym też wytwarzał się kanion.

Mimo, że to nie było „to Zagłębie” z meczu z Koroną, to i tak na jego tle Lech wypadł bardzo mizernie. I chyba nie wypada winić za to zawodników: zagrali tak, jak ustawił ich szkoleniowiec. Majewski przez jakieś jeszcze 20 minut drugiej połowy starał się meldować w każdym sektorze boiska - rozgrywał, wychodził do ataku, po podaniu szarżował pod szesnastkę przeciwnika. Problem pozostawał w niezmiennej formie, nie miał z kim pograć. I gdy wydawało się, że ta gra może zacząć w końcu jakoś funkcjonować… został ściągnięty z boiska. A czy nie lepiej wyglądaliby poznaniacy, gdyby za Trałkę w środku pola zameldował się Majewski, gdyby przestrzeń między skrzydłami Formella-Makuszewski wypełnił Gajos? Jasne, to zdecydowanie bardziej ryzykowne, ale Lech nie miał nic do stracenia po tym, jak Starzyński przyłożył z rzutu wolnego. Mógł tylko zyskać. Zamiast tego męczył się z dwoma napastnikami, którzy nie mieli jak pograć, bo każda próba przyspieszenia była duszona w zarodka. Nie przez rywala. Przez poznański środek pola.

Lech Poznań – Zagłębie Lubin 0:2 (0:1)

Bramki: Michal Papadopulos (33’), Filip Starzyński (63’)

Lech Poznań: Burić [3] – Kędziora [2,5], Arajuuri [3] (42’ Lasse Nielsen [3]), Wilusz [3], Gumny [3] – Trałka [2], Tetteh [3] – Formella [2,5], Majewski [4] (74’ Gajos [4]), Robak [2,5], Nicki Bille [2] (64’ Makuszewski [4]).

Zagłębie Lubin: Polacek [3] – Todorovski [3,5], Jach [4], Dąbrowski [4], Cotra [4] – Tosik [4], Rakowski [3,5] – Janus [3,5], Vlasko [3,5] (58’ Starzyński [4]), Janoszka [3,5] (72’ Woźniak [3]) – Papadopulos [4] (53’ K. Piątek [3]).  

Żółte kartki : Janus, Rakowski, Papadopulos.

Widzowie: 16 354

Sędzia: Daniel Stefański [4]

Plus meczu Transfery.info: Dorde Cotra