Lens chce być jak Atalanta. Transfer Buksy to dopiero początek

2022-06-07 20:42:36; Aktualizacja: 2 lata temu
Lens chce być jak Atalanta. Transfer Buksy to dopiero początek Fot. FotoPyK
Redakcja
Redakcja Źródło: Transfery.info

Transfer Adama Buksy do Lens brzmi jak świetny interes dla obu stron. Nie ma drugiego klubu we Francji tak często porównywanego do Atalanty.

Reprezentant Polski trafia do miejsca, które stale rośnie i jednocześnie daje gwarancję działania w formie trampoliny. Gorący Stade Felix-Bollaert za chwilę regularnie będzie gościł w naszych domach.

Spotykają się w idealnym momencie. Buksa tylko w 2022 rok ma na koncie 11 trafień w 13 meczach. Lens to z kolei ofensywne tornado, które Ligue 1 zakończyło z najlepszym dorobkiem bramkowym od 40 lat. Tutaj, na północy Francji nikt nie czuje rozczarowania, że drużyna jedynie otarła się o puchary. Jak na szesnasty budżet w lidze i tak znowu wycisnęła maksa. Florent Ghisolfi, dyrektor rekrutacji, powoli obrasta w piórka: słynie z ciekawych transferów i z tego, że kto tu przychodzi, nie traci.

Przemysław Frankowski rok temu mówił: „Byłem w szoku, ile o mnie wiedzieli”. Lens jeszcze zanim podpisało z nim umowę, wysłało mu filmy z tym jak widzą rolę wahadłowego. Były tam też akcje Polaka sprzed półtora roku — starannie powycinane tak, by pokazać, co wyglądało dobrze, a co źle. To nie był wtedy oczywisty kierunek: spakować na szybko dwa i pół roku życia w Stanach Zjednoczonych, by przenieść się do miasteczka we Francji, gdzie poza filią Luwru i stadionem, nie ma nic. Rok później mamy zysk obu stron. Mamy też polską kolonię na horyzoncie, bo swoje historie za moment zaczną pisać Łukasz Poręba i Adam Buksa.

PROMOCJA Z MLS

Napastnik New England Revolution już w sobotę przeszedł badania medyczne. W niedzielę do Internetu wyciekło zdjęcie jak stoi w budynku klubowym z koszulką w krwisto-złotych barwach. Okienko transferowe we Francji otwiera się 10 czerwca, więc dopiero wtedy oficjalnie stanie się graczem Lens, ale już teraz warto odnotować, że 6 mln euro plus bonusy brzmią jak promocja. Ghisolfi rok temu w przypadku Frankowskiego mówił: „Mieliśmy szczęście, że był w MLS, bo z Anglii i Francji takiego gracza byśmy nie wyciągnęli”. Stany są coraz ciekawszym kierunkiem do zabierania gwiazdek, zwłaszcza dla takich zespołów jak Lens. Ten klub wygrywa scoutingiem i wyciskaniem więcej z tych, z których wcześniej wyciskano niewiele.

Przykład Buksy pokazuje, że MLS już dawno nie jest piłkarskim Ciechocinkiem. Są tam stadiony jak ten w Charlotte FC, gdzie jednorazowo przyszło 75 tysięcy ludzi. Jest świetna infrastruktura, dobra demografia kibiców i czar, który będzie przyciągał lepszych graczy. Coraz lepsi będą też płynąć dalej w świat, co widzimy po 19-letnim Ricardo Pepim, który za 20 milionów dolarów zasilił FC Augsburg. Daryl Dike z Orlando City przeszedł do West Bromwich Albion za 10 milionów, a Kevin Paredes - do Wolfsburg za 7 milionów. To nie przypadek, że Buksa w ostatnim czasie miał oferty z Leicester City, AS Monaco albo Beşiktaşu. Stosunek ceny do jakości w MLS wygląda całkiem przyzwoicie.

BEZ BLICHTRU

Buksa w tej chwili ma 25 lat. Pięknie zamknął usta krzykaczom, że robi błąd, lecąc za Ocean. Wcale nie oddalił się od kadry, jak niektórzy sugerowali. Nie zniknął też z radarów europejskich klubów. Poza tym nastrzelał prawie 40 goli - niektóre fantastyczne, jak choćby ten niedawny piętką z FC Cincinnati.

Być może Lens nie brzmi jak Monaco, ale to klub, który ciągle idzie w górę i który ze względu na styl gry przykuwa oko.

Franck Haise to od paru lat trenerskie objawienie we Francji, self-made man, który z akademii przesiadł się do pierwszego zespołu i porwał drużynę entuzjazmem. W minionym sezonie dwa razy grał z PSG i dwa razy kazał drużynie atakować. Skończyło się remisami, choć na Stade Felix-Bollaert gospodarze prowadzili niemal do końca, a strzałów oddali aż 18.

To może być w przyszłym sezonie must-watch dla każdego kibica, śledzącego naszych za granicą. Gwarantem stylu jest właśnie Haise.

Lens gra trójką z tyłu i dwoma wahadłowymi. W środku bazuje na połykaczu przestrzeni, czyli Seko Fofanie, a z przodu fantastyczny sezon zaliczył Arnaud Kalimendo. To też jest ciekawe, że Francuz z rocznika 2002 już drugi sezon z rzędu wypożyczony jest z PSG. Za każdym razem powtarza, że na północy czuje się, jak w domu. Nie ma tu blichtru stolicy, jest za to flaga zespołu w każdym barze i restauracji. Dzisiaj w piłce dużo takich frazesów, jak „DNA klubu”, ale w Lens faktycznie to DNA istnieje. To miejsca otwarte na emocje i serca ludzi.

Ta sielanka trwa dopiero dwa lata. Jeszcze nie tak dawno była tu Ligue 2, problemy finansowe i zmieniający się właściciele. Jedyna stała to entuzjazm kibiców. Wszerz boiska ustawiona jest trybuna „Marek” z miejscami stojącymi. W przerwie każdego meczu słuchać hymn górniczy, a na ceny biletów nie wpływa inflacja albo to, że przyjeżdża Messi z Neymarem. Piłkarze raz na jakiś czas odwiedzają kopalnie albo muzeum I Wojny Światowej. I cały czas podkreślają tożsamość regionu.

Polska też jest tu istotna. Kojarzy się z emigrantami sprzed stu lat, którzy nigdy nie narzekali, za to zasuwali za dwóch.

TWORZENIE GRACZY

Patrik Berg, były kapitan Bodo/Glimt, mówi, że gdy przyszedł zimą, pierwsze miesiące mieszkał w ośrodku treningowym La Gaillet, zamiast szukać apartamentu w pobliskim Arras. Pasowała mu otwartość ludzi. Poza tym szybko chciał złapać trochę francuskiego. Norweg jest kolejną perełką wyciągniętą za 4 miliony euro.

Lens o długość paznokcia wyprzedziło Ajax, wcześniej zapraszając agenta gracza, by zobaczył ośrodek i ludzi, którzy w nim pracują. Dzisiaj Berg typowany jest na następcę Chiecka Doucoure, 21-latka, za którego kluby Premier League przesyłają oferty w okolicach 20 milionów euro.

To jest właśnie sukces Haise’a i Ghisolfiego. Lens rok temu zarobiło 17 milionów euro za obrońcę Loica Bade, sprzedanego do Rennes, a teraz z transferów wyciśnie co najmniej dwa razy więcej. Doucoure to jedno, ale obok jest jeszcze kapitalny Fofana i Jonathan Clauss kuszony przez Atlético Madryt i Chelsea. Przykład Francuza pokazuje, że nawet z Lens można dostać powołanie do reprezentacji Francji.

W sieci hitem okazał się filmik, gdy cała drużyna oglądała wideo z konferencji Didiera Deschampsa. Ta historia jest jeszcze ciekawsza, gdy dodamy do niej CV samego piłkarza: 29 lat, 11 asyst w sezonie i to, że jeszcze dwa lata temu kopał w 2. Bundeslidze.

Nikt mu już niczego nie wróżył, ale od tego jest Lens, by wypychać graczy na wyższy poziom. Buksa trafi do drużyny, gdzie w poprzednim sezonie było aż 14 dogrywających. I która zawsze gra do końca.

Przykładem choćby ostatnia kolejka i mecz z Monaco, gdy w 96. minucie wypchnęli klub z Księstwa poza Ligę Mistrzów.

Haise w pierwszej części sezonu narzekał, że czasami brakuje mu jednego, skutecznego egzekutora. Ciężar bramek rozkładał się na kilku graczy. Dopiero potem rozkręcił się Kalimuendo, ale że trudno będzie go trzeci raz wypożyczyć, to naturalnie w jego buty wskoczy Polak.

PUSTO W ATAKU

Na dziś konkurenci, jak Ignatius Ganago czy Wesley Said, nie wyglądają poważnie. Nieźle zapowiada się Simon Banza, strzelec 12 goli na wypożyczeniu w Famalicão, ale Ghisolfi pewnie będzie chciał wykorzystać rosnący popyt i w odpowiednim momencie zarobić na nim kilka milionów.

Ostatnio w rozmowie z RMC mówił, że budżet klubu w przyszłym sezonie może skoczyć z 36 milionów euro do ponad 50 milionów. Na prawe wahadło kupiono Jimmy'ego Cabota z Angers, czyli tego, który ma wcielić się w rolę asystującego Claussa. Suma 2 mln euro znowu pokazuje jak sprytne na rynku jest Lens.

Ciekawe jest też to, że Cabot już w marcu wiedział, że trafi na północ. Poręba też został zakontraktowany odpowiednio wcześnie, by mógł przyjechać z podstawami francuskiego. Przed chwilą nowy kontrakt podpisał Franck Haise, co jest elementem planu, by niczego nie zostawiać na ostatnią chwilę.

Lens ostatnio dwa razy z rzędu zajęło się siódme miejsce i w najbliższym sezonie śmiało sięgnie po więcej. Ten klub potrzebuje Europy, by - jak Atalanta - szerzej roztaczać swój know-how.

Buksa z kolei już teraz dostaje świetne okno wystawowe. Anglia kocha obserwować Ligue 1, a minimum dziesięć goli w sezonie rozpoczyna zabawę.

PAWEŁ GRABOWSKI
newonce.sport