Alfredo Di Stéfano do Barcelony (1953)
Człowiek, który strzelił ponad 300 goli dla Realu równie dobrze mógł trafiać do siatki w barwach Barcelony. Katalończycy doskonale wiedzieli, na co stać zawodnika Millonarios i zaciekle walczyli o niego z „Królewskimi”. Ba, wygrali wyścig, przekonując do transferu River Plate, które było w posiadaniu jego karty. Di Stéfano rozegrał nawet trzy mecze sparingowe w barach Barcy, ale na tym się skończyło. Sprawy w swoje ręce wziął bowiem Santiago Bernabéu, który przy pomocy hiszpańskich władz wprowadził limit dotyczący liczby obcokrajowców mogących grać w jednym klubie i przeforsował transfer Di Stéfano do Madrytu. Co ciekawe, w pewnym momencie pojawił się pomysł, żeby naprzemiennie, sezon po sezonie, występował on w obu klubach.
Diego Maradona do Sheffield United (1978)
„Boski Diego” mógł trafić na
Wyspy. Wszystko za sprawą Harry'ego Haslama, menedżera Sheffield,
który w 1978 roku udał się w podróż po Ameryce Południowej.
17-letni wtedy Maradona w zasadzie od razu oczarował Anglika.
Szkoleniowiec natychmiast zaczął starania o jego pozyskanie,
przygotowując ofertę w wysokości 200 tysięcy funtów. Dlaczego
nie doszło do transferu? Zielonego światła nie dali działacze,
którzy nie chcieli wydawać tylu pieniędzy za utalentowanego
Argentyńczyka. Zamiast niego kupili za 160 tysięcy starszego
Alejandro Sabellę. Niedawny szkoleniowiec argentyńskiej kadry w
Sheffield spisywał się nieźle, ale umówmy się - Maradonie przez
całą karierę mógł tylko czyścić buty.
Paul
Gascoigne do Manchesteru
United (1988)
Jak
przyznał sir Alex Ferguson, to jedna z jego największych porażek
podczas pracy na Old Trafford. Gascoigne miał wtedy niewiele ponad
20 lat i cały świat przed sobą. „Czerwone Diabły” walczyły o
jego podpis z Tottenhamem, mając nad nim sporą przewagę. „Gazza”
wstępnie obiecał bowiem szkockiemu menedżerowi, że przeniesie się
do jego klubu. Ferguson udał się wtedy w wakacyjną podróż po
Malcie i w jej trakcie dowiedział się, że utalentowany Anglik
zdecydował się jednak na „Koguty”. Swoje zrobił dom, który
działacze Tottenhamu w ekspresowym tempie kupili jego rodzicom.
Andrij Szewczenko do
West Hamu (1995)
Przenosiny
Szewczenki pod koniec zeszłego wieku z Dynama Kijów do Milanu
okazały się strzałem w dziesiątkę. Ukrainiec z miejsca stał się
królem Mediolanu. „Szewa” mógł jednak trafić do mocnej
zachodniej ligi o wiele wcześniej. O tym, jak blisko przenosin był
Ukrainiec w 1995 roku opowiedział jakiś czas temu Harry Redknapp,
wtedy szkoleniowiec „Młotów”: - Dwóch gości powiedziało mi i
Frankowi Lampardowi seniorowi, że robią interesy na Ukrainie.
Zgodziliśmy się obejrzeć kilku młodych chłopaków. Jeden z nich
strzelił zwycięskiego gola przeciwko rezerwom Barnet. Powiedzieli,
że chcą za niego milion funtów. To było zbyt dużo, wypuściliśmy
go. Tym kimś był właśnie „Szewa”.
Ronaldinho
do Manchesteru United
(2003)
Transfer
brazylijskiego czarodzieja na Old Trafford był już prawie dogadany.
United prawdopodobnie nie miałyby żadnego problemu, żeby osiągnąć
końcowe porozumienie z Paris Saint-Germain, ale w sprawę wmieszał
się ktoś inny, a mianowicie Sandro Rossell. - Moje przenosiny do
United były kwestią kilkudziesięciu godzin. Gdy dogadywaliśmy
ostatnie szczegóły zadzwonił jednak do mnie Sandro i powiedział,
że zwycięży w wyborach na prezydenta Barcelony. Zgodziłem się do
niego dołączyć. Sprawa była prosta - powiedziałem Anglikom, że
wybieram Hiszpanię i koniec końców był to świetny wybór.
Brazylijczycy zawsze uwielbiali Barcelonę - mówił po latach „El
Maestro”.
Rivaldo do
Boltonu (2004)
Najlepszy
piłkarz świata 1999 roku, już po świetnych występach w barwach
Barcelony i Milanu, był bliski przenosin do Premier League. - Chcę
wprowadzić Bolton do rozgrywek europejskich. To może być
niesamowity czas! - mówił. Jego interesy na Wyspach reprezentował
Peter Harisson, który również podkreślał, że jego podopieczny
jest o krok od przenosin do Wanderers. Nic jednak z tego nie wyszło.
Podobno jednym z warunków Rivaldo było mieszkanie w Manchesterze.
Sam Allardyce na to nie pozwolił, ale znając życie, nie chodziło
wyłącznie o to.
Steven
Gerrard do Chelsea
(2004)
Wyobrażacie
sobie Gerrarda w niebieskiej koszulce? Romanowi Abramowiczowi bardzo
zależało na jego sprowadzeniu. Jedna z pierwszych propozycji, które
wystosował opiewała na 30 milionów funtów i przenosiny Gerrarda
na Stamford Bridge wcale nie były takie niemożliwe. Sprawy w swoje
ręce wzięli jednak kibice, którzy dość dosadnie przedstawili
swoje zdanie na ten temat i Anglik zdecydował się zostać w
Liverpoolu. Opłaciło się, ponieważ już rok później „The
Reds” pod wodzą Rafy Beníteza sięgnęli po Ligę Mistrzów. Po
tym triumfie Chelsea cały czas próbowała ściągnąć go do
siebie, ale na próżno.
Zlatan Ibrahimović do
Arsenalu
Zlatan przyjechał do Londynu jako
kilkunastolatek, który dopiero zaczynał zadziwiać piłkarski świat
w barwach Malmö. Szwed mógł z bliska zobaczyć ośrodek treningowy
„Kanonierów” i przyjrzeć się zajęciom pierwszej drużyny.
Dostał też swoją koszulkę. Po krótkiej aklimatyzacji Arsène
Wenger zaproponował mu testy, podczas których chciał upewnić się
co do jego klasy. „Ibra” nie zamierzał jednak pokazywać się
francuskiemu szkoleniowcowi. Powiedział, że on na castingach nie
występuje i wrócił do domu. Jakiś czas później zdecydował się
na transfer do Ajaksu.
Cristiano Ronaldo do
Arsenalu (2003)
Ponownie Arsenal.
Braku tego transferu Wenger może żałować jeszcze bardziej.
18-letni Cristiano trenował z „Kanonierami” przez kilka dni i
również dostał swoją koszulkę. Na jej plecach widniał numer 9.
- Ostatecznie poszło o wysokość kwoty transferowej. Nie byliśmy
do końca dogadani ze Sportingiem, którego barwy wtedy reprezentował
- wspominał francuski menedżer. Przez brak porozumienia Cristiano
przechwycił Manchester United. Kluczową rolę w transakcji odegrał
Carlos Queiros. Pracujący na Old Trafford szkoleniowiec doskonale
znał się z samym zawodnikiem, jak i ludźmi ze Sportingu, gdzie
stawiał swoje pierwsze kroki w klubowej trenerce. - Czasami tak
bywa, że robisz co możesz, a na końcu i tak wygrywa ktoś inny -
mówił po latach Wenger.
Zinédine Zidane do
Blackburn (1995)
Sezon
1994/1995 Premier League zakończył się niespodziewanym Blackburn
Rovers, w którego barwach szalał Alan Shearer. Po świetnych
rozgrywkach działacze „Wędrowców” chcieli jeszcze bardziej
wzmocnić drużynę. Wzrok Kenny'ego Dalglisha i Raya Harforda był
zwrócony właśnie w kierunku Zidane'a. Francuz grał wtedy w
Bordeaux i jak najbardziej był w zasięgu Rovers. Na transfer nie
zgodził się jednak prezes świeżo upieczonego mistrza Anglii, Jack
Walker. Do historii przeszło jego pytanie skierowane do Dalglisha:
„Po co chcesz kupować Zidane'a, skoro mamy Sherwooda?”. Nie
przypomina wam to czegoś?
Robert Lewandowski do
Blackburn (2010)
Dokładnie, „mamy
Arruabarrenę”. Tym razem jednak nie o tym. 15 lat po zamieszaniu z
Zidanem, Blackburn miało wielką chrapkę na Lewandowskiego. „Lewy”
był wtedy po serii znakomitych występów w barwach Lecha Poznań i
interesowało nim się pół Europy. Nie wiadomo, dlaczego akurat
Rovers, ale przenosiny do Anglii były już praktycznie dogadane.
Wystarczyło podpisać kontrakt i Polak mógłby zacząć błyszczeć
na angielskich boiskach. Nie pozwoliła jednak na to erupcja
islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull, która sparaliżowała ruch
lotniczy. I wtedy do gry wkroczyła Borussia... Chyba dobrze się
stało.