Liczba młodzieżowców musi się zgadzać: DOMINIK JOŃCZY
2017-04-08 13:07:28; Aktualizacja: 7 lat temuZwycięskie boje z Sheridanem, pewne wyjścia ze strefy i całkiem niezła umiejętność przewidywania wydarzeń jak na debiutanta. Wyciągnięty z kapelusza obrońca nie uniknął błędów, ale sprytnie się za nie rehabilitował.
Pojedynki z tytanem
Wychodzisz na boisko i dostajesz jasne wytyczne: masz odciąć od podań napastnika rywala. Nieważne, czy wykorzystasz przyspieszenie, cwaniactwo, czy będziesz maksymalnie skoncentrowany przez całe spotkanie. Liczy się efekt.
Tylko, że tego zadania nie otrzymał jakiś weteran, który zjadł zęby na piłce, a kompletny debiutant ekstraklasowych rozgrywek. Dominik Jończy miał okazję poznać jakiekolwiek schematy tylko na treningach, które nijak się mają do dynamicznych wydarzeń meczowych i od razu został rzucony na głęboką wodę. Wszak był odpowiedzialny nie za jakiegoś snajpera Budowlanych Lubsko, a samego Cilliana Sheridana.Popularne
PIERWSZA POŁOWA
Jak spadać to z wysokiego konia, ale… 19-latek radził sobie zaskakująco dobrze. Od pierwszych sekund było widać, że dobrze czyta grę i tak łatwo nie da się zaskoczyć. Bardzo dobrze czuł się w powietrzu. Wygrywał większość pojedynków główkowych i w wielu przypadkach udawało mu się albo oddalić zagrożenie, albo jeszcze uruchomić lepiej ustawionego kolegę (oznaczone na niebiesko; 7-krotnie, przy czym tylko 4 razy trafił pod nogi rywala i dwukrotnie przy interwencjach w okolicach własnej szesnastki). W pierwszej części spotkania wyraźnie rzucały się w oczy jego wyjścia ze strefy.
Koncentracja ponad wszystko. Młody stoper otrzymał bardzo odpowiedzialne zadanie i w dużej mierze od jego postawy zależało, czy Zagłębie wytrzyma napór Jagiellonii. Zaczęło się już w 1. minucie.
Miedziowi nie zdążyli jeszcze dobrze wejść w mecz, a już mogło być groźnie. Dominik Jończy był jednak bardzo czujny i wyrwał przed Sheridana, zastawił go i ze stoickim spokojem wybił futbolówkę poza boisko.
Pierwsza, dość prosta interwencja (chociaż wiadomo, że Irlandczyk potrafi zaskoczyć swoją zwrotnością) pokazała, że trener Stokowiec ma pod skrzydłami naprawdę zdolnego chłopaka. 19-latek wykorzystał moment przyspieszenia w punkcie zamiast wdawać się w nierówną walkę. Nie tylko skupiał się na tym, żeby w danym momencie zza pleców nie wyrwał mu Sheridan, ale także kontrolował ruch kolegów z drużyny. Brzmi to jako podstawy-podstaw, jednak trzeba wziąć pod uwagę, że na placu boju zameldował się obcy element. Szkoleniowiec na pewno poświęcił mu mnóstwo uwagi, ale pewnych rzeczy nie jest w stanie przeskoczyć – może po prostu zaufać. Było warto, bo Jończy świetnie odczytywał zamiary rywala i można było na niego liczyć. Jednym okiem śledził to, jak porusza się Irlandczyk, drugim nie wypuszczał z pola widzenia np. Cernycha. Starał się myśleć na chociaż jeden, dwa kroki do przodu i w ten sposób wyprzedzać przeciwnika (tak było chociażby w 4. minucie, gdy dobra kontrola pozwoliła mu zminimalizować ryzyko groźnego dośrodkowania). W pierwszej części spotkania tylko dwukrotnie machnął się w obliczeniach.
Wina nie leży tylko po stronie młodzieżowca. Co prawda Jończy pozwolił napastnikowi na to, żeby przed niego wyskoczył, ale ogólnie Miedziowi nie byli w tym przypadku najlepiej ustawieni. Powinni być świadomi, że jeśli Kelemen będzie daleko wykopywał piłkę, to właśnie na jednego z najbardziej wysuniętych kolegów.
I tu również gospodarze trochę przysnęli. Trudno upilnować napastnika, jeśli twój bramkarz wypluwa futbolówkę prosto pod jego nogi, ale jednak można było interweniować – nie w danym momencie, a wcześniej, utrzymując lepsze ustawienie (Sheridan nie powinien zostać bez krycia w polu karnym).
Nigdy nie było tak, żeby Jończy zawalił na całej linii i można byłoby go obarczyć winą za stratę bramki. Dość sporą barierę stanowiła sama komunikacja. Chociaż szkoleniowiec musiał się liczyć z tym, że nie wszystko będzie funkcjonować tak, jak powinno, to jednak kilkakrotnie mogło być bardzo groźnie, gdyby nie masa szczęścia.
19-latek popełnił błąd, który mógł być tragiczny w skutkach. Zagrał za lekko, nie dogadał się z Guldanem, przez co o mały włos Irlandczyk nie wyszedł na czystą pozycję. Obeszło się bez konsekwencji.
Z drugiej strony, chyba mało kto przypuszczał, że nowicjusz da radę tak dobrze się ustawić i ocali drużynę przed niechybną stratą gola. Chociaż bezpośrednio po tej interwencji sędzia podyktował rzut karny za faul Polacka, to Jończy mógł być z siebie dumny.
Zamiast bezpośrednio doskakiwać do przeciwnika, obrońca został z tyłu na asekuracji. Opłaciło się. Gdyby nie on piłka z pewnością wtoczyłaby się do bramki.
Po raz kolejny dała o sobie znać jego umiejętność czytania gry. Jończy unikał pojedynków bark w bark, wolał wypracować sobie czystą pozycję na dwa kroki przed rywalem, dzięki której był w stanie oddalić zagrożenie. Tak było w powyższej sytuacji i jeszcze wiele razy później. Nie miałoby to jednak racji bytu, gdyby nie spora pewność siebie.
Presja na bok
Zamiast przerażonego debiutanta, który woli skupić się tylko na asekuracji i ewentualnie rozgrywać w obrębie linii obrony, Zagłębie zyskało stopera wcale nieodstającego poziomem. Chociaż 19-latek i tak miał przed sobą naprawdę trudne zadanie, to nie ograniczał się tylko do kontroli swojego małego sektora. Gdy Sheridan schodził do boku, obowiązki nie spadały na Todorovskiego, a podążał za nim właśnie Jończy. Co ważne, w tym momencie nie powstawała dziura w środku defensywy, w którą mogli wbić się Cernych czy Szymański. Zejścia na flankę nie były jednak czymś jednorazowym.
Zwykle Miedziowi grają bardzo szeroko, a to wymaga dobrej komunikacji w obrębie całej defensywy. Co jeśli pojawia się ktoś nowy? Tak naprawdę nic się nie zmienia. Młody obrońca nie posłał piłki zwrotnej do Guldana (chociaż nawet się do tego skłaniał lekko się wycofując), a wyszedł znacznie wyżej i pokusił się o dalekie zagranie w kierunku Woźniaka. Nie ugiął się pod presją Sheridana, nie przeraziła go tytaniczna sylwetka Irlandczyka. Ot, zaufał swoim umiejętnościom.
Tu również istotnym elementem był moment przyspieszenia. Jończy w sekundę jest w stanie wrzucić wyższy bieg i zmienić kierunek gry. W niektórych sytuacjach mogło się to wydawać mało rozsądne, ale akurat w ten sposób nie zanotował żadnej straty.
Na pierwszy rzut oka stopklatka wygląda niesamowicie ryzykownie. Irlandczyk wychodzi na czystą pozycję i jeśli otrzyma dokładne podanie, to będzie musiał poradzić sobie tylko z Guldanem. Tak się jednak nie dzieje. Jończy dobrze odczytał zamiary rywala i zamiast ścigać się z Sheridanem, zatrzymał się i przejął futbolówkę.
Wymagało to sporej pewności siebie, bo przecież równie dobrze mógł się pomylić w obliczeniach, piłka dotarłaby do napastnika Jagiellonii, a cały zespół znalazłby się w sporych opałach. W pierwszej połowie 19-latek nie zanotował jednak żadnej straty, był maksymalnie skoncentrowany na grze. Umożliwiło mu to upłynnianie gry ofensywnej swoich kolegów. Co prawda nie robił tego zbyt często (tylko 4-krotnie przez 45 minut), ale była to całkiem niezła próbka jego umiejętności.
Bardzo często Jończy zabierał się z futbolówką z linii obrony, wychodził znacznie wyżej i dopiero na połowie rywala podawał do lepiej ustawionego kolegi. Nie przeszkadzało mu to, że jest pod presją.
Nie zabrakło przyszłościowych elementów w jego grze. Poza krótkimi podaniami na flankę, 19-latek nie bał się posłać daleką piłkę w kierunku Janoszki albo Woźniaka. W pierwszej połowie próbował 4-krotnie i ani razu nie uruchomił kolegi, chociaż za każdym razem było bardzo blisko.
Stoper po raz kolejny wyszedł ze swojej strefy, rozejrzał się, dotruchtał na połowę przeciwnika i kopnął futbolówkę w kierunku Janoszki. Chociaż ostatecznie akcja spaliła na panewce zaraz po tym podaniu, to jednak można odnieść wrażenie, że na tym elemencie warto się skoncentrować.
W drugiej połowie obraz gry znacząco uległ zmianie. Odważny Jończy ustąpił miejsca przyczajonemu chłopakowi, który stał się ostatnim bastionem defensywy Miedziowych. 19-latek zamienił się z Guldanem i w tym momencie, to on był tym, który zostaje na asekuracji przed samym Polackiem. Wyjścia ze strefy zamieniły się w nudne rozgrywanie w obrębie linii obrony (13 podań), na próżno było wypatrywać dalekich wykopów w kierunku ataku (3 nieudane, ale posłane z ok. 20-25 metra, bez holowania piłki). Interwencje również były znacznie gorsze (na 12 ogółem, aż 7 było nieudanych). Młodzieżowiec wielokrotnie miał spóźniony timing i rywal nie miał najmniejszych problemów, żeby się przez niego przedrzeć.
Znacznie gorzej radził sobie z przeciwnikami w bocznych sektorach boiska. Albo nie wygrywał pojedynków szybkościowych, albo za wcześnie/zbyt późno interweniował. Był także zamieszany w gola ustalającego wynik meczu, bo nie upilnował Sheridana (trudno jednak obarczać go za to winą, bo cała defensywa pogrążyła się w chaosie).
Tak naprawdę niewielu spodziewało się debiutu 19-latka w wyjściowym składzie Zagłębia. Chociaż od dłuższego czasu pojawiały się informacje o jego treningach z pierwszym zespołem, wyjeździe na obóz do Turcji i wreszcie włączeniu na stałe do drużyny, to jednak otrzymał dość spory kredyt zaufania i wyraźny sygnał od szkoleniowca: Jesteś następny na liście, będę na ciebie stawiał. Trudno jednak powiedzieć, czy proces będzie tak samo rozwleczony jak w przypadku Pawła Żyry, czy może nabierze tempa niczym u Filipa Jagiełły. Dominik Jończy zdał trudny egzamin. Nie ugiął się pod presją, rozegrał poprawne zawody i chociaż nie uniknął prostych błędów, to potrafił się za nie zrehabilitować. Świetnie wyglądał w pojedynkach z Cillianem Sheridanem. Nie tylko bardzo sprawnie radził sobie z odczytywaniem jego zamiarów, ale i potrafił wypchnąć go z własnej połowy. Ma bardzo dobrze ułożoną nogę, a to, że akurat w meczu z Jagiellonią jego długie podania nie znajdowały adresata, wynikało bardziej z niezgrania niż braku realnych umiejętności. Ktoś mógłby powiedzieć, że Stokowiec wyciągnął go z kapelusza, ale jeśli ma to robić częściej - bardzo proszę. Zawodnicy pokroju Jończego zasługują na szansę.