Liga Mistrzów: „Osram” Heynckes i jego mecz o wszystko

2012-05-19 12:53:48; Aktualizacja: 12 lat temu
Liga Mistrzów: „Osram” Heynckes i jego mecz o wszystko Fot. Transfery.info
Paweł Machitko
Paweł Machitko Źródło: Transfery.info

Już niebawem Bayern Monachium i Chelsea Londyn zmierzą się w walce o Puchar Europy. Ten pojedynek to także wielka rywalizacja trenerów. W związku z tym przybliżamy sylwetki obu szkoleniowców. Zaczynamy od Juppa Heynckesa, trenera Bawarczyków.

Superstrzelec z „BMG”

Jupp Heynckes urodził się 9 maja 1945 w Mönchengladbach i to właśnie z tym miastem wiąże się prawie cała jego piłkarska kariera. W lokalnej Borussii grał, z małą przerwą na występy w Hannowerze 96, w latach  1963 – 1978. Jako napastnik szybko stał się czołowym  strzelcem Bundesligi oraz filarem Borussii, z którą cztery razy wygrywał mistrzostwo ligi , Puchar Niemiec oraz Puchar UEFA. Do tego dołożył 218 bramek w 308 spotkaniach w barwach klubu.  
 
Heynckes grał również z powodzeniem w reprezentacji RFN, z którą zdobył w 1972 r. mistrzostwo Europy, a dwa lata później świata. W kadrze rozegrał  39 spotkań i strzelił 14 bramek. Gdy zakończył piłkarską karierę, był jednym z najbardziej cenionych napastników w Europie. Wtedy jednak złota era „BMG” dobiegła końca. Z klubu odszedł Udo Lattek, trener – mentor Heynckesa, który jednocześnie namaścił byłego napastnika na swojego następcę. 
 
Początki nie były najłatwiejsze, jednak  szkoleniowiec poradził sobie z zadaniem i choć nie osiągnął ze swoim macierzystym klubem żadnych spektakularnych sukcesów, to wytrzymał na stanowisku aż 8 sezonów (1979-1987), co nawet na dzisiejsze czasy jest rekordem. W dodatku drużyna prawie zawsze była w górnej połowie tabeli, zatem nikt nie miał powodów do narzekań. 
 
3 razy Bayern
 
Wtedy też bramy trenerskiego raju stanęły przed Heynckesem otworem. Po szkoleniowca zgłosił się Bayern Monachium, który szukał trenera z pomysłem i autorytetem. Były opiekun „BMG” był idealnym kandydatem. Przez cztery lata (1987-1991) Jupp zdobył dwukrotnie mistrzostwo Niemiec (1989, 1990), jednak jego pobyt w Monachium zakończył się niesmakiem. Po drugim mistrzostwie klub sprzedał wszystkich najlepszych graczy, czego Heynckes nie był w stanie wytrzymać i często popadał w konflikty z Uli Hoeneßem. Po latach dyrektor Bayernu przyznał, że to był błąd. – Nie powinniśmy się spierać. Jupp miał rację, ta wyprzedaż odbiła nam się czkawką w kolejnych sezonach, ale to było zaraz po mundialu we Włoszech. Każdy klub w Europie chciał mieć u siebie niemieckich piłkarzy, ciężko było odmówić – tłumaczy kulisy sporów Hoeneß. 
 
W czasie pracy w Bayernie Heynckes dorobił się również przydomku „Osram”, ponieważ w trakcie meczu zachowywał się bardzo ekspresywnie i był pełen energii niczym znane niemieckie żarówki. I choć niedługo później trener wyjechał do Hiszpanii pracować w Athleticu Bilbao, to pseudonim nie stracił na swojej aktualności.
 
W Bilbao Heynckes szybko dorobił się statusu cudotwórcy. Po latach zapaści wprowadził klub do europejskich pucharów i szybko nawiązał doskonały kontakt z czołowymi piłkarzami klubu. Chwalony, po dwóch latach odszedł z klubu. – Chciałem wrócić do kraju. W Bilbao było wspaniale, ale pojawiła się propozycja z Eintrachtu Frankfurt i bardzo chciałem się sprawdzić w nowej roli. Niestety, nie powiodło się – przyznaje po latach szkoleniowiec Bayernu. 
 
Rzeczywiście przygoda z czołowym wtedy klubem Bundesligi to jedna z największych porażek w karierze szkoleniowca. Klubem rządziło wtedy ofensywne trio – Jay Jay Okocha, Mauricio Gaudino i Anthony Yeboah. Każdemu z nich było z nowym opiekunem nie po drodze i w efekcie czołowi piłkarze doprowadzili do odejścia trenera. Tym sposobem Heynckes wytrzymał we Frankfurcie tylko 9 miesięcy. – To było bez sensu. To świetny trener, ale kazał nam grać na innych pozycjach, przez co nikt nie był zadowolony, a nasza gra wyglądała coraz gorzej. Wokół wszyscy traktowali go jak świętą krowę, bo mówiło się, że może objąć kadrę Niemiec – wspomina całą sytuację Mauricio Gaudino.
 
Później Heynckes wrócił do Hiszpanii. Jako trener Teneryfy pokazał, że ma charakter. Doprowadził klub do półfinału Pucharu UEFA, pokonał Real na Santiago Bernabeu, Barcelonę na Camp Nou i zajął 4. i 9. pozycję w lidze. W taki sposób zwrócił na siebie uwagę „Królewskich”, którzy początkowo próbowali zatrudnić Ottmara Hitzfelda. Gdy ówczesny trener Borussii Dortmund odmówił, Real sięgnął po jego rodaka.
 
I zaczęły się same problemy. Real z Raulem, Morientesem, Roberto Carlosem, Sukerem, Mijatovićem i Seedorfem to był prawdziwy tygiel kulturowy. Ogarnięcie tego było nie lada wyczynem. I choć Heynckes dał się poznać w Madrycie jako trener bardzo tolerancyjny i dający szansę wychowankom klubu, to jego metody nie do końca się sprawdzały. W lidze Real zajął dopiero czwarte miejsce, co było dla klubu klęską. I nawet pierwszy od 32 lat Puchar Europy zdobyty w 1998 nie pomógł Niemcowi w zachowaniu posady. – Nie rozumiałem tego. Wygraliśmy Ligę Mistrzów i jemu podziękowano. Tak samo jak kilku kluczowym piłkarzom. Ok, w lidze nam nie szło, ale jakby został na kolejny sezon, myślę, że zgralibyśmy się i byłoby lepiej. Ale nikt Juppowi nie dał szansy. Prawda jest taka, że w tym czasie nikt nie chciał trenować Realu. Epoka „Galacticos” dopiero się zaczynała – wspomina tamten sezon Manuel Sanchis, ówczesny kapitan Realu.
 
Później nastąpił spory regres. Przygoda z Benficą i ponowny angaż w Bilbao okazały się porażkami. Heynckes zaczął być postrzegany jako osoba kłótliwa i niewygodna. Już nikt nie chciał wierzyć w magię pana „Osram”. 
 
W końcu w 2003 r. szkoleniowiec wrócił do ojczyzny i podjął się pracy w Schalke, gdzie też mu się nie powiodło. Nie dotrwał nawet do końca sezonu. Później przyjął propozycję od macierzystej Borussii Mönchengladbach , ale po czternastu meczach bez zwycięstwa odszedł z klubu w towarzystwie gwizdów kibiców, którzy jeszcze nie tak dawno go uwielbiali. 
I wtedy coś się zmieniło. Tymczasową pracę zaoferował mu Bayern Monachium, który chciał ratować sezon po odejściu Jurgena Klinsmanna. A ponieważ „Osram” poradził sobie z zadaniem i wygrał dokładnie 80% meczy, jakie pod jego wodzą rozgrywał Bayern, znów było o nim głośno. 
 
– Nie oszukujmy się. Trener Heynckes był wariantem oszczędnościowym. Klub nie miał pieniędzy, nikt nie chciał trenować samych młodych chłopaczków i to jeszcze z całego świata. Który trener by nad tym zapanował? – wspomina kulisy zatrudnienia trenera w Bayerze Leverkusen legenda   „Aptekarzy”, Rudi Völler. 
 
W Leverkusen Heynckes wytrzymał dwa lata (2009-2011), w czasie których zbudował interesujący zespół, który potrafił wygrać z każdym. Wielu z jego podopiecznych teraz gra już w innych klubach np. Arturo Vidal, obecnie zawodnik Juventusu Turyn. – To świetny trener. Wielu z nas było bardzo młodych, z różnych kontynentów. Czasem ciężko było się dogadać. Ale każdy z nas się rozwinął i w dużej mierze dzięki trenerowi Heynckesowi jestem tu, gdzie jestem – wspomina współpracę z niemieckim szkoleniowcem Chilijczyk.
Dobra karta powróciła więc do Heynckesa dość szybko i po dwóch sezonach po raz trzeci objął Bayern. I choć do tej pory mistrzostwa Niemiec nie zdobył, to włodarze klubu i tak są zadowolone, bo Bawarczycy w Lidze Mistrzów dotarli do finału, w Bundeslidze zajęli drugie miejsce. Poza tym Heynckes daje szanse młodym zawodnikom, dzięki czemu polityka klubu względem młodych piłkarzy jest kontynuowana. I to z sukcesami.  
 
Dlatego też mówi się, że zbliżający się finał na stadionie Bayernu, może być meczem o przejście do historii dla szkoleniowca  o pseudonimie „Osram”. – Wygrać u siebie – to byłoby coś wspaniałego. Nie lekceważymy Chelsea, ale ściany nam pomogą. Poza tym to zwycięstwo należy się zawodnikom. Wielu z nich pamięta finał z 2010 r. i mają ogromną motywację. Ale to boisko zweryfikuje wszystko. I nie obwołujcie nas od razu zwycięzcami, bo Di Matteo pokonał Barcelonę. To naprawdę sprytny facet – mówi Jupp Heynckes, dla którego zwycięski finał Ligi Mistrzów byłby z pewnością gwarancją przedłużenia umowy na następny sezon. 
 
ADAM FLAMMA