Miało wyjść inaczej, czyli jak nie nabrać się na bajer trenera
2022-01-11 15:56:00; Aktualizacja: 2 lata temuNawet najlepsze prezentacje i piękne słowa wciąż pozostaną tylko słowami - trenerów lepiej sprawdzać przez pryzmat ich dotychczasowej pracy niż przez deklaracje przy zatrudnieniu. Polacy niedawno przekonali się o tym boleśnie na własnej skórze.
Daniel Levy zawsze chciał zatrudnić Jose Mourinho, lecz to marzenie mógł spełnić dopiero w 2019 roku. Nie tylko dlatego, że zbudował w końcu klub grający w Lidze Mistrzów (ba, londyńczycy byli nawet dopiero co w finale tych rozgrywek), ale też dlatego, że Portugalczyk przestał mieć już reputację Midasa, który wszystko przemienia w złoto.
Od ostatniego tytułu mistrza Anglii, który zdobył Mourinho, minęły bowiem wówczas cztery lata, a od ostatniego triumfu w Champions League - dziewięć.
W dodatku coraz częściej mówiło się, że Portugalczyk nie rozumie nowego pokolenia piłkarzy, nie potrafi się z nimi dogadać tak, jak udawało mu się to ze Zlatanem Ibrahimoviciem czy Frankiem Lampardem.Popularne
Co gorsza, styl gry Jose Mourinho od paru lat trącił już myszką. Obrona własnego pola karnego i kontrataki przestały być tak groźne, gdy dominującą taktyką stał się agresywny pressing. Po prostu te akcje kończyły się jeszcze na własnej połowie.
Nowa filozofia, stary Mourinho
Ale Mourinho był przygotowany na te argumenty. Jak podawał wówczas angielski dziennik “The Independent”, Mourinho przekonywał Levy’ego, że stworzył zupełnie nową filozofię gry, dostosowaną do wymagań nowoczesnego futbolu. Jeśli wierzyć mediom, prezes Tottenhamu tą prezentacją był wręcz zachwycony.
Świat miał zobaczyć nowego Jose Mourinho. Dalej gwarantującego trofea, a w dodatku po updejcie taktycznym. Nie grającego już tak defensywnie, ale z większym polotem. Portugalczyk miał zaprezentować futbol na tak.
Pomóc miał też w tym nowy sztab. Nowym asystentem Portugalczyka został młody Joao Sacramento, o którym pisano, że na futbol patrzy zupełnie inaczej niż poprzednie pokolenia trenerów.
W Tottenhamie w tę przemianę uwierzyli, podobnie jak 3 lata wcześniej w Manchesterze United. Tam też były zapowiedzi o odmianie stylu gry i o nowym podejściu.
Dziś te słowa brzmią groteskowo. Deklaracje pozostały tylko deklaracjami, a Mourinho w obu klubach wrócił do ustawień domyślnych i szukał zwycięstw w głębokiej defensywie, a szatnią chciał rządzić poprzez konflikt.
A gdy drużyna wpadła w kryzys, zaczęto sobie przypominać, że w poprzednim klubie schemat pracy Portugalczyka był niemal identyczny.
Futbolowy papier przyjmie wszystko. Zadeklarować można wiele, ale zbyt często okazuje się, że - sięgając po angielski zwrot - lampart nie może zmienić swoich cętek.
Jak nie nabrać się na bajer?
Magia nazwiska i charyzma Mourinho sprawiała jednak, że łatwo było uwierzyć jego deklaracjom. Łatwo było też zapomnieć o tym, dlaczego nie wyszło mu w poprzednich klubach. Tymczasem okazało się, że to, co wydarzyło się w Chelsea i Manchesterze United więcej mówi o tym, jak Portugalczyk pracuje, niż jego deklaracje podczas prezentacji.
Autorzy poradnika dla zarządzających klubami z agencji “Twenty First Group” przypominają w nim słowa prezesa banku Capital One: – W większości firm menedżerowie spędzają 2% swojego czasu rekrutując nowych pracowników, a 75% zarządzając swoimi błędami w tej rekrutacji.
Te słowa stały się dla “Twenty First Group” przyczynkiem do rozważań na temat zatrudniania trenerów. W końcu trenerzy coraz rzadziej obchodzą nawet rocznicę pracy w jednym klubie. A po serii złych wyników zwalnia się trenera i na szybko trzeba znaleźć następcę. I najczęściej błąd naprawia się kolejnym błędem.
– W korporacyjnym świecie zatrudnianie kogoś o takim statusie jak menedżer piłkarski w klubie może trwać bardzo długo. W futbolu jednak nie ma na to czasu. Ale gdy klub wie, jakie ma kryteria w poszukiwaniach i na bieżąco aktualizuje bazę danych trenerów, łatwiej o podjęcie lepszej decyzji – czytamy.
Jakie to powinny być kryteria?
Po pierwsze, styl gry. Czy trener ustawia swoje zespoły tak, jak chcemy, by grała nasza drużyna?
Po drugie, wyniki. Jakie rezultaty i sukcesy osiągał w poprzednich klubach?
Po trzecie, wykorzystanie zasobów. Czy potrafił dobrze wykorzystać talent, który miał w swoim zespole? Czy jego drużyna grała powyżej czy poniżej swoich możliwości?
Odpowiedzi na te pytania pomagają zatrudnić odpowiedniego trenera. Jeśli zwykle gra ofensywnie, powinien też tak grać w nowym klubie. Jeśli źle dogaduje się z zawodnikami, możliwe, że będzie tak samo w innej szatni.
W piłce nożnej - praktycznie na każdym jej szczeblu - dalej myśli się życzeniowo. “U nas będzie inaczej”, “przecież to nie problem” i wreszcie “jakoś to będzie” – tak wciąż często podejmowane są decyzje. Mimo łatwo dostępnej wiedzy na temat pracy trenerów, kluby wciąż opierają się na ich deklaracjach. Na ich bajerze.
Nikt nie słuchał Kasandry
Polscy kibice mają to na świeżo. Gdy tylko okazało się, że Paulo Sousa nie chce już być selekcjonerem reprezentacji Polski, przypomniano, że powtarza się schemat z Girondins de Bordeaux. Tam też Portugalczyk czarował deklaracjami i zapewniał, że drużyna idzie w dobrym kierunku tylko po to, by przy nadarzającej się okazji (a tą były zapewne negocjacje z Benficą) czmychnąć z klubu.
A przecież już w styczniu zeszłego roku Marcin Jabłoński, polski kibic “Żyrondystów” przestrzegał przed Sousą. Taki jednak los Kasandry, że nikt w to proroctwo nie chciał uwierzyć.
Po odejściu Paulo Sousy z Bordeaux w sierpniu 2020, opublikowałem list do niego na @GirondinsPolska jako kibic Girondins de Bordeaux. Przeczytajcie i sami wyciągnijcie wnioski czy chcecie go na selekcjonera 🇵🇱 #brzexit pic.twitter.com/Z0b9eIAedE
— Marcin Jabłoński (@Many_Jablonski) January 20, 2021
Wystarczy trochę pogrzebać w karierze Paulo Sousy, by zobaczyć, że to jego standardowy model pracy. Najdłużej, bo dwa lata, przepracował w największym klubie w swoim CV - w Fiorentinie. Ale średnio pracuje zwykle mniej niż rok, nigdzie nie prowadził zespołu przez 100 meczów (dla porównania ta sztuka Mourinho nie udała się od 2002 roku tylko w Tottenhamie). Z wielu miejsc odchodził, gdy tylko na horyzoncie pojawiła się okazja do lepszej pracy.
Wiedza o tym, jak pracuje Sousa, była dostępna na kilka kliknięć myszką. A szersze spojrzenie - na kilka rozmów telefonicznych.
Polak mądry po szkodzie, można by powiedzieć, bo dziś wszystko układa się w logiczną całość. Ale tak jednak było już zanim Sousa powiedział “dziękuję za to pytanie” podczas pierwszej konferencji prasowej. Wtedy jednak niewielu zwracało na to uwagę. Taka jest siła dobrej narracji i dobrego “bajeru”.
Nawet najlepsi się nabierają
Na deklaracje trenerów nabierają się nawet w klubach, które chciałyby uchodzić za modelowe. Choćby w duńskim Esbjergu, należącym wraz z francuskim Nancy czy angielskim Barnsley i czterema innymi europejskimi klubami do Pacific Media Group, która wprowadza w małych, niedowartościowanych klubach model zarządzania oparty na danych.
W Barnsley nowi właściciele (a wśród nich “twórca” Moneyball Billy Beane) doprowadzili drużynę do baraży o Premier League w poprzednim sezonie (w tym są na przedostatnim miejscu w tabeli), grając piłkę, jaką podpowiada algorytm - bardzo bezpośrednio. Gra toczy się głównie w powietrzu, a Barnsley opierało się na długich podaniach i agresywnym pressingu.
Taki właśnie styl w Wiśle Kraków próbował wprowadzić w poprzednim sezonie Peter Hyballa, który opuszczając Wisłę w atmosferze skandalu, szybko znalazł nową pracę w Esbjergu, które chciało taką właśnie piłką osiągnąć sukces.
Ale Hyballa poprowadził drużynę w ledwie czterech spotkaniach zanim został zwolniony, bo znęcał się nad piłkarzami (sic!).
Ci napisali nawet list otwarty do władz klubu. – Trudno nam dostrzec, w jaki sposób może on prowadzić klub w kierunku sukcesu, którego wszyscy pragniemy i na który wszyscy jesteśmy gotowi ciężko pracować. Musimy odnieść się do historii Petera Hyballi, która wyraźnie pokazuje podobny schemat w kilku innych klubach, z których został zwolniony – czytamy.
Wystarczyło jednak zadzwonić do ludzi rozeznanych w sytuacji Wisły, by dowiedzieć się o tym, jak pracuje Peter Hyballa. Zresztą sam krakowski klub też poniekąd dał się nabrać na bajer niemieckiego trenera, bowiem w wywiadzie dla “Weszło” dyrektor sportowy byłego klubu Hyballi - DAC Dunajska Streda - Jan van Daele przestrzegał przed Niemcem: – Świetnie opowiada historie, wypada w wywiadach, robi znakomite prezentacje, to wszystko wygląda wspaniale. Ale potem trzeba pracować każdego dnia z tą samą pasją. Miałem wrażenie, że po paru miesiącach był zmęczony pracą u nas.
Rekrutacja trenera to zbyt istotny proces, by ograniczyć go jedynie do kilku rozmów i deklaracji szkoleniowca. Więcej znaczy bowiem dotychczasowa praca, a nie myślenie życzeniowe. Nawet jeśli specjalną prezentację przygotował Jose Mourinho.
JACEK STASZAK