Nadmiar mocy i wyuczona cierpliwość: Krzysztof Piątek

2016-04-23 20:20:15; Aktualizacja: 8 lat temu
Nadmiar mocy i wyuczona cierpliwość: Krzysztof Piątek Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

Chociaż wciąż zmaga się z lekkimi zaburzeniami celownika, to trudno odmówić mu ambicji. Piłka go szuka, rywale obstawiają, a on z każdym kolejnym meczem udowadnia na co go stać. Oto „Miedziowy”, który rozwija się na naszych oczach!

Wyczucie i pasja

Rzut oka na boisko. Wysoko ustawione Zagłębie, poszczególne części formacji blisko siebie, duża ruchliwość w obrębie ataku i napastnik, który zdecydowanie pali się do gry. 20-latek podchodzi pod twierdzę przeciwnika i ze wszelkich sił stara się zmusić go do błędu.

Krzysiek Piątek zna swoje miejsce na boisku. Wie, że ma być odpowiedzialny za strzelanie goli i chociaż w szeregach „Miedziowych” zwykle cała ekipa pracuje na wynik i niekoniecznie napastnicy są wynoszeni pod niebiosa po zwycięstwach, to jest w pełni skoncentrowany na swoich nominalnych obowiązkach. Podchodzi pod samo pole karne rywala, chce go sprowokować, wytrącić z równowagi i przy okazji znajduje się stale pod grą. Wszak, jego towarzysze na niego liczą – to właśnie on miał być adresatem wielu dośrodkowań, którymi bombardowano chorzowski Ruch.

„Niebiescy” wyczuli jednak, że niezbędne będzie przypilnowanie tego młodego zawodnika. Pomimo, że Piątek miewa problemy ze skutecznością, to jeśli dobrze przyjmie sobie piłkę (a ostatnio czyni to coraz lepiej), jest naprawdę groźny. Goście chociaż na papierze odrobili pracę domową i stoperzy dostali jasne wytyczne, że ten piłkarz nie może poruszać się bez obstawy. Zwłaszcza, że napastnik upodobał sobie wyskakiwanie przed linię obrony i wychodziło mu to naprawdę nieźle.

 

Krzysiek Piątek balansował na linii spalonego oczekując, że któryś ze skrzydłowych wrzuci na niego futbolówkę i w ten sposób Zagłębie wyjdzie na prowadzenie. Taki był plan. 20-latek „padł ofiarą” nerwowości, jaka zapanowała w szeregach jego zespołu. Podania były niedokładne, a wrzutki wcale nie tak dobre pod względem jakościowym, przez co trudno mu było zgasić futbolówkę, przyjąć ją i wpakować do siatki. Mimo wszystko nie ustawał w staraniach. Był bardzo cierpliwy i za każdym razem pakował się w pole karne, czyhając na piłkę, której pułap byłby w końcu zadowalający. No, przynajmniej, żeby dało się ją musnąć głową – napastnik Zagłębia do aż takich najniższych (183 cm) nie należy, więc to mogło nieco ułatwić sprawę. Z drugiej strony, gabaryty nie utrudniają mu mobilności. Nie, gdy porusza się bez piłki. Potrafi przecisnąć się przez szeregi przeciwnika i wywalczyć sobie dogodną pozycję do oddania strzału.

Pomimo, że zwykle był nieźle pilnowany, to zawsze znalazł sobie te kilkanaście centymetrów miejsca, żeby w razie czego móc zrobić użytek z jakiejś centry. Inna sprawa, że określenie „jakaś” dobrze pasuje do tych futbolówek z początku pierwszej połowy. Zagłębie miało spory problem z uspokojeniem gry.

„Miedziowy” nieźle odnajduje się w sytuacjach, gdy drużyna ma problem z poukładaniem sobie meczu przez co potrzebne jest ciut większe zagęszczenie. Wymusza to zejście Krzyśka Piątka nieco niżej zamiast biernego oczekiwania na futbolówkę. Tak też było w jednym z fragmentów pierwszej części spotkania, gdy napastnik wyszedł niżej po piłkę, zameldował się bliżej towarzyszy i chciał pomóc z rozklepaniem defensywy przeciwnika, dać pozytywny bodziec do gry. Między innymi w 22. minucie pograł sobie na flance ze Starzyńskim, a w okolicy centralnego sektora „szesnastki” próbował przyspieszyć grę, żeby zaskoczyć obronę Ruchu. Inna sprawa, że to on już po upływie 10 minut mógł zapewnić oddech ulgi swojej ekipie, gdy miał na nodze naprawdę świetną piłkę, ale zgasił ją nie na tej wysokości, co potrzeba i w efekcie fatalnie przestrzelił.

PIERWSZA POŁOWA

Pojedynki główkowe nie były jego mocną stroną (wygrał jedynie dwa i tylko raz takie jego podanie znalazło adresata; kolor niebieski), ale to raczej z prostego powodu: w początkowych fragmentach spotkania gra Zagłębia była naznaczona sporą dozą nerwowości. Dopiero po kilkunastu minutach Piątkowi udało się pochwycić równowagę i pomimo, że w ciągu całego meczu nie zanotował niezliczonej ilości kontaktów z futbolówką, to w pełni realizował założenia strategiczne, zrobił to, co do niego należało i dobrze wyglądała jego gra bez piłki.

DRUGA POŁOWA

Kwestia pojedynków główkowych nieznacznie uległa zmianie. Owszem, teraz Piątek je wygrywał, ale już nie potrafił dokładnie podać ich dalej. Znalazł się także  w bardzo dobrej sytuacji po uderzeniu głową, ale ostatecznie futbolówka minęła bramkę przeciwnika.

Właściwa reakcja

Futbolówka nie zatrzepotała w siatce, kibice Zagłębia nie mieli powodu do skandowania nazwiska Krzyśka, dało się słyszeć lekki jęk zawodu, ale to nie podcięło skrzydeł młodemu napastnikowi „Miedziowych”. Wręcz przeciwnie, nie ustawał w próbach i coraz bardziej wiercił dziurę w brzuchu przeciwnika. Tego samego, który w 28. minucie wyszedł na prowadzenie. Potrzebna była pozytywna reakcja.

Lubinianie grali swoje i do tej strategii idealnie wpasował się Krzysiek Piątek. Nic nie zmieniło się w jego podejściu. Bardzo dobrze prezentowały się jego reakcje na wszelakie wydarzenia boiskowe. Przez większą część rozegrania, napastnik poruszał się tyłem do bramki, jedynie zerkając, gdzie ustawieni są jego koledzy i w jakiej odległości od pola karnego/rywala aktualnie się porusza, jednak w momencie przyspieszenia gry, momentalnie się odwracał. Tak było m.in. w 9. minucie, gdy piłka została przerzucona na prawą stronę do Todorovskiego i właśnie w tym jedynym momencie, Piątek zdołał się szybko odwrócić meldując gotowość do wykonania zadania. Ostatecznie akcja spaliła na panewce, ale to pokazuje wielką koncentrację napastnika. Podobnie miało się jakie zachowanie po stracie. Momentalnie doskakiwał do przeciwnika, starał się naprawić swój błąd i pomóc z szybkim poukładaniem szeregów swojej drużyny.

Rolę Krzyśka Piątka można dostrzec również w kontekście ściągania uwagi przeciwnika. W tym konkretnym przypadku największa zasługa spływa na Woźniaka, który wyskoczył niekryty przed obronę rywala, ale ta znowuż nie miała mocy przerobowej, żeby jeszcze się nim zająć, bowiem w sumie zaistniała sytuacja 4-3. Zagłębie wspólnie wywalczyło sobie przewagę w polu karnym przeciwnika. Bardzo podobnie było przy bramce na 2:1

 

Młody napastnik ściągnął na siebie uwagę chorzowian, którzy nie dość, że zostawili ogromne przerwy między poszczególnymi częściami formacji, to jeszcze całkowicie odpuścili Woźniaka. Druga sprawa, że Starzyński miał także dwie możliwości uruchomienia: na piłkę czekali i „Wąski” i Piątek.  Na tym przykładzie dość dobrze zauważalna jest współpraca w obrębie ataku: chociaż na papierze Woźniak był ustawiony nieco niżej, to często zajmował miejsce obok 20-latka (no, ewentualnie chodziło po prostu o zmasowany atak i zwiększenie siły ognia).

Sama bramka stanowi przykład świetnej komunikacji i potwierdza tezę mówiącą o pracy „Miedziowych” jak jednego organizmu. Starzyński dobrze wypatrzył Piątka, który urwał się spod czujnego oka przeciwnika, wywalczył sobie miejsce, zgasił futbolówkę udem, zabrał się z nią prawą nogą delikatnie wypuszczając przed siebie tak, żeby Koj nie zdołał go zablokować, a następnie doprowadził do remisu. Ważne trafienie, zachowana zimna krew i pełna kontrola nad piłką. Tym razem nie zawiodły ani celownik, ani technika.

Nie bez przyczyny koledzy szukali go podaniami – byli świadomi, że każdemu może coś nie wyjść, ale od młodego zawodnika bił taki ogrom zaangażowania, że aż grzechem byłoby nie wykorzystać jego pokładów energii. Piątek nabiera coraz większej pewności siebie, wyczuwa ogromne zaufanie od trenera, dobrze dogaduje się z resztą ekipy i to daje efekty na boisku. W drugiej części spotkania zaczął nawet schodzić do boku, żeby nieco upłynnić ataki „Miedziowych”.

Ten jedyny moment

Chaotyczna defensywa „Niebieskich” starała się obstawiać Krzyśka Piątka, ale był dla nich zbyt sprytny. Owszem, trzeba mieć w pamięci początek meczu, który jest dowodem, że trochę więcej nerwowości ze strony drużyny i temu młodemu napastnikowi również trudno jest odnaleźć się w sytuacji.

W pierwszej połowie, 20-latek miał spore kłopoty z wygrywaniem pojedynków główkowych. Nie bał się podejść do przeciwnika i powalczyć o górną piłkę, ale 3 razy pod rząd został „sprowadzony” na ziemię przez parę Cichocki-Koj, dopiero później udało mu się znaleźć na nich patent. Jego gra z rywalem na plecach  początkowo nie była aż tak efektywna, jak czasem mu się udaje – bywało tak, że nie mógł się obrócić i tracił piłki, Ostatecznie znaleziono sposób, gra została uspokojona, a to w sporej mierze dzięki postawie Krzyśka Piątka.

Napastnik lubinian nie strzela seryjnie, ale jest w stanie pobudzić swoją drużynę do działania. To on doprowadził do remisu i spora w tym zasługa jego nastawienia do gry. 20-latek nie łapie przesadnego luzu, nie okazuje zbędnej frustracji tylko po prostu robi swoje. Zresztą, nawet ten gol samobójczy Oleksego jest po części zasługą młodego napastnika.

 

Piłkę wrzucał Tosik, a wyskakiwał do niej właśnie Krzysiek Piątek. Początkowo mogło się nawet wydawać, że to on skierował piłkę do siatki. Był w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i zrobił to, co do niego należało. Miał swój udział również przy trafieniu na 4:1 - ściągnął na siebie uwagę obrony w polu karnym, a, że ostatecznie piłka do niego nie dotarła, bo dośrodkowanie było zbyt płytkie... Tak czy owak, wybił ją Koj, ale zrobił to tak niefortunnie, że na zebraniu zameldował się Łukasz Piątek.

Fakt, że już w drugiej połowie, gdy mecz był ustawiony i gospodarze nie mieli się o co martwić, Krzysiek Piątek mógł zachować się lepiej i podać do Adriana Błąda w 84. minucie zamiast próbować samodzielnie wpakować piłkę do siatki. Załączył mu się instynkt snajperski, podczas gdy zmiennik był całkowicie niepilnowany i jedynie czekał na dokładne podanie (w tym samym czasie, Piątek wpakował się w sam rój i nie miał szans na strzelenie gola).

Mimo wszystko, mimo niedoskonałości technicznych i wciąż zauważalnej sinusoidy formy, 20-latek ma coś, co pozostaje niezmienne. Zaangażowanie. Nieważne, co się dzieje, kto prowadzi grę, jak idzie jego ekipie: Krzysiek Piątek zawsze pakuje się w pole karne przeciwnika i nieczęsto widać po nim demotywację. Dużo zyskał na transferze Starzyńskiego, złapał ogromne zaufanie od szkoleniowca i spłaca udzielony mu kredyt. Stale czeka w gotowości, jest głodny gry i naprawdę niesamowicie prezentuje się jego rozwój, który można śledzić z meczu na mecz. Może czasem doprowadza do rozpaczy przyjęciem piłki, które pozostawia wiele do życzenia i niejednokrotnie plączą mu się nogi, gdy już zostanie uruchomiony podaniem, a przed sobą ma tylko bramkę, ale uczy się pewności siebie i coraz mocniej daje o sobie znać. Chociaż na razie jego nazwisko brzmi tylko gdzieś w eterze: tu asysta, tam gol, gdzieś indziej kilka pochlebnych słów o wielkiej ambicji, to nie stoi w miejscu. Zmierza do przodu tak uparcie, jak pakuje się w pole karne przeciwnika, chcąc zadać ostateczny cios.