Nowa gra Fantasy wypiera Panini. Tyle można zarobić na wirtualnym Cristiano Ronaldo!
2021-09-27 20:30:34; Aktualizacja: 3 lata temuNaklejki Panini schodzą do podziemia. Nowe czasy wymagają nowych rozwiązań, a te znakomicie wyłożył na tacy francuski start-up Sorare.
W jego grze Fantasy karta Cristiano Ronaldo chodzi nawet po 290 tysięcy dolarów. Inwestować chcą wszyscy. Nawet Gerard Piqué i Antoine Griezmann.
Ta fala na razie jeszcze nie opada. Sorare ma swój prime time, bo właśnie zebrał 680 milionów dolarów od inwestorów, co stanowi nowy rekord w świecie francuskich technologii. Nicolas Julia, szef projektu, mówi, że firma warta jest w tej chwili ponad CZTERY miliardy euro. Pomysł wydaje się prosty: skopiować to, co przez lata robiło Panini, i przenieść do świata wirtualnego.
Siedem dekad temu na placu w Modenie, gdzie powstał włoski fenomen naklejek, sama czynność naklejania facjaty Dino Zoffa miała w sobie coś z magii. Dzisiaj ten magiczny pył unosi się w odmętach serwerów. Kylian Mbappé dalej jest Kylianem Mbappé, tylko na ekranie komputera. Sorare wykorzystuje trzy mocne fundamenty: zamiłowanie ludzi do kolekcjonowania, uczestniczenie w grach typu Fantasy i rosnącą popularność kryptowalut.Popularne
Użytkownik Camembert, który wiosną zapłacił rekordowe 290 tysięcy za kartę Cristiano Ronaldo, powiedział, że nigdy nie kupiłby za tyle obrazu Picassa, ale wirtualnego zawodnika - jak najbardziej. Taka karta jest tylko jedna w grze.
Sama nazwa Sorare we francuskim znaczy tyle, co „tak rzadki”.
Użytkownik w grze układa zespół złożony z pięciu graczy. Statystyki zawodników i wartość oparta jest na tym, co realnie dzieje się na boisku. Ludzie śledzą wyniki, a potem handlują kartami. To już nie tylko dreszczyk emocji i duma z pokonania kolegi jak w typowym Fantasy.
EKSLUZYWNE POWIETRZE
Wszystko kręci się oczywiście wokół terminu NFT. Non-Fungible Token to w dużym uproszczeniu niewymienialny, niezmienny technicznie, niemożliwy do zhakowania certyfikat. Użytkownik dzięki temu ma pewność, że coś, co kupił, jest nie do podrobienia. W gąszczu tysięcy takich samych obrazków dostaje świadomość, że to jego kopia jest „autentyczna”.
Sorare ma podpisane licencje ze 180 klubami na świecie. Niektóre karty są dostępne w liczbie 1000, niektóre 100, a znajdą się też takie z jasnym dopiskiem „unikalna”.
Na oficjalnej stronie Francuzów kategoria „unique” promowana jest kartą Roberta Lewandowskiego.
To wszystko robi wrażenie, bo Sorare istnieje zaledwie trzy lata. 680 milionów zebranych od inwestorów to kwota dziesięć raz większa niż w lutym, gdy zbiórkę robiono po raz pierwszy.
Platforma we wrześniu została partnerem ligi hiszpańskiej. Rozgłos robi jej choćby Gerard Piqué, który inwestuje w start-up. A za nim idą kolejni: Antoine Griezzmann, Rio Ferdinand i Cezar Azpilicueta. Firma doskonale potrafiła wyczuć trendy związane z NFT. Skoro termin ten podbił inne branże, to od początku było jasne, że podbije też piłkę. Emocje i chęć spekulacji to drugie imię tego sportu.
O NFT zrobiło się głośno w Polsce, gdy kilka miesięcy temu pewna influencerka wyprodukowała cyfrowy token z napisem miłość i sprzedała go ludziom łącznie za ponad milion złotych. Mówiąc wprost: ludzie kupili powietrze, ale ktoś tak ładnie ubrał to w słowa i wytworzył wokół tego specjalną aurę, że nikomu to nie przeszkadzało. Kupujący zyskał to, że przynajmniej sam poczuł się lepiej.
Futbol też idzie tą drogą - przykładem choćby mistrz Francji, Lille sprzedający niedawno wirtualne pierścienie. W sumie zarobił na tym 25 tysięcy euro. W skali klubu niewiele, ale to był test. Klub chciał zobaczyć, czy ludzie w ogóle to kupią. Oczywiście kupili, co otwiera kolejne furtki do pozyskiwania funduszy.
Tą drogą już dawno podąża NBA. Razem z platformą Dapper Labs liga sprzedaje krótkie, czasem nawet kilkusekundowe nagrania z najciekawszymi, a niekiedy legendarnymi akcjami z meczów. Rzut za trzy punkty Vince’a Cartera sprzedał się za 200 tysięcy dolarów, a wsad LeBrona Jamesa za 208 tysięcy. Na pierwszy rzut oba klipy wydają się bezwartościowe, bo takie samo ujęcie można zobaczyć na Youtubie. Przez to jednak, że mają certyfikat NFT, są jedyne w swoim rodzaju. Ich wartość idzie w górę, a to przyciąga kolejnych ludzi do zabawy.
Bańka rośnie. Ale jeszcze nie pęka.
NOS DO TALENTÓW
Słynna firma Panini, gdy powstała w 1962 roku, w pierwszym roku istnienia sprzedała 29 milionów paczek. Bracia-założyciele nim się obejrzeli, zatrudniali 400 osób. Na mundialu w Meksyku pierwszy raz wyszli z pomysłem poza Włochy, a potem koła zębate zaczęły kręcić się w takim tempie, że do dziś trudno znaleźć kibica piłki, który nie wiedziałby o co chodzi w tej zabawie.
Sorare chce iść dokładnie tą drogą. Możliwości skalowania biznesu ma dużo większe. Poza tym jest odpowiedzią na potrzeby młodego pokolenia, które dalej kocha piłkę, ale poza ślęczeniem przed telewizorem 90 minut, chce czegoś więcej.
Kibicom podoba się to, że żeby być w tym dobrym, trzeba wykazać się inwencją. Trzeba wiedzieć, jacy zawodnicy mogą punktować albo kto konkretnie ma potencjał, by za rok wyskoczyć jak z trampoliny. Przykładowo społeczność Sorare już dwa lata temu znała talent Jonathana Davida, piłkarza Lille. Ludzie kupowali go jeszcze, zanim mistrz Francji zapłacił za niego 30 milionów euro. To inwestycja jak w drogie wina, które nawet, jeśli nie zostaną otwarte, to z czasem mogą zyskać na wartości.
Ten skauting i uczucie, że miało się w czymś rację jeszcze bardziej zachęca do świata Sorare. Już teraz niektórzy sugerują, że podobnie jak w przypadku FIFA Ultimate Team, ta cała zabawa może skończyć się uzależnieniem.
Rok temu brytyjska Izba Lordów doszła do wniosku, że FIFA promuje hazard, gdy nastolatek z Londynu zadłużył się z powodu niewinnego kupowania paczek. We Francji w zeszłym roku było jedenaście podobnych wniosków. To znowu pokazuje, że żyjemy w specyficznych czasach.
Niedawno w grze pojawiła się karta Leo Messiego w koszulce PSG. Jednego dnia ktoś kupił ją za 11 tysięcy euro, ale już drugiego sprzedał za 26 tysięcy. Szaleństwo trwa, a firma, podobnie jak kiedyś Panini, powoli opuszcza francuską bańkę i rusza na podbój Stanów Zjednoczonych. Nigdzie nie ma takiej tradycji kolekcjonowania kart zawodników jak w Ameryce. O Sorare będzie jeszcze głośno. Gerard Piqué doskonale wiedział, kiedy wskoczyć na falę złota.
PAWEŁ GRABOWSKI
NEWONCE.SPORT, CANAL+