Od ligi uniwersyteckiej do Ekstraklasy

2015-11-25 21:21:02; Aktualizacja: 8 lat temu
Od ligi uniwersyteckiej do Ekstraklasy Fot. Transfery.info
Aleksandra Sieczka
Aleksandra Sieczka Źródło: transfery.info

„Żółtodziób” wyrwany ze szkolnych boisk okrzepł pod wpływem surowego, fińskiego klimatu i ponownie rusza na podbój Polski. Już nie tylko na testy.

Bezwzględny wiatr smaga nieprzejednane, rozległe tereny Finlandii. Do takich warunków życia trzeba się przyzwyczaić, zaakceptować je całym sercem i duszą. Zwłaszcza w Kuopio, miejscu na poły mistycznym, gdzie mgła czyni krajobraz lekko monochromatycznym, by zaraz mógł rozbłysnąć pełnią piękna. Obcokrajowcy rzuceni w krainę setek jezior mogą mieć szczególne problemy z aklimatyzacją. „W życiu nie ma jednak żadnych skrótów, sploty wydarzeń należy przyjmować z pokorą”, by zaprezentować losowi swoją siłę w pełnej krasie. Bo przecież tak być nie musiało. Kto by przypuszczał, że jeden z wielu juniorów Calgary Foothills otworzy sobie drogę do Europy za sprawą 1,5-rocznej przygody z York Lions na co dzień występującej w… lidze uniwersyteckiej? Charlie Trafford, nowy nabytek Korony, łamie wszelkie zasady i uderza na podbój Ekstraklasy.

Edukacja kluczem do… europejskich wrót?

Mogłoby się wydawać, że Trafford nie nosi w sobie żadnej ciekawej historii. Ot, zwyczajny 23-latek, który w miarę regularnie aktualizuje swój profil na Instagramie „goniąc za marzeniami”, nieźle czuje piłkę i potrafi się z nią ciekawie zachować, choć właściwie niewiele by na to wskazywało. Aaa, no i ma polski paszport, więc w razie czego można szepnąć kilka słów selekcjonerowi. Chociaż Benito Floro już go raz zgarnął na mecz towarzyski Kanady z Ghaną. Mimo wszystko coś więcej czai się za tym „stadionowym” nazwiskiem.

Trafford miał zaledwie 17 lat, gdy podpisał profesjonalny kontrakt z Vancouver Whitecaps, gdzie spędził półtora roku, nabawił się kontuzji kolana i szybko przeniósł się do York Lions. Nazwa nikomu nie powinna mówić zbyt wiele - to tylko jedna z wielu ekip ligi uniwersyteckiej, która może pochwalić się półprofesjonalnym poziomem. Kolejne 1,5 roku z życia, licząc od września 2011, żeby jakoś osadzić to wszystko w czasie, do wymazania odhaczenia. Choć pewnie pomocnik chciałby zapomnieć jedno ze swoich pierwszych spotkań, gdzie stanął oko w oko z zespołem o enigmatycznej nazwie „The Marauders” i… wyleciał z boiska w 65. minucie. Wielki czyn, wyrównujący szansę, bowiem rywal już wcześniej grał w „10”. Przyszedł jednak czas na impas. „Żółtodziób”, jak go zwykli nazywać relacjonujący spotkania „Lwów”, okrzepł i stał się prawdziwą gwiazdą wykazującą się niezwykłą siłą w środku pola. Wszystkie mecze rozpoczynał w wyjściowym składzie stając się jedynym pierwszoroczniakiem z takim osiągnięciem, a ekstra dorzucił dwa gole w lidze. Na próżno było wypatrywać rozczarowania (kolejny wybuch). Trafford za każdym razem wykazywał podobne zaangażowanie  - od pierwszych minut był bardzo aktywny w polu karnym rywala (walczył o stałe fragmenty gry), ale jednocześnie nie wahał się wrócić do defensywy, gdzie bez oporów powstrzymywał przeciwników. Pojawiło się nawet zdanie, że jego największą siłą były drybling i sprinty. Zresztą sam zawodnik później określił się jako pomocnik typu box-to-box.  Kolejne 3 gole powędrowały do statystyk. Ciężka praca się opłaciła: nie tylko walnie przyczynił się do wywalczenia tytułu przy bilansie 14-0-2 (jedyna drużyna niepokonana w sezonie zasadniczym), ale i wraz z 4 innymi zawodnikami „Lwów”, Trafford wszedł w skład gwiazdorskiej załogi OUA West.

***

Pomocnik nie został w Kanadzie. Wykorzystał swoje uniwersyteckie doświadczenie, by rozwinąć żagle i obrać kurs na Europę.

Szybkie pakowanie, ostatni rzut oka na ojczyznę i długa podróż w nieznane. Na początku listopada 2013 roku wycieka informacja, na którą właściwie niewielu zwraca uwagę (trudno się dziwić), o tym, że Trafford będzie trenował z holenderskim De Graafschap. Pomocnik unosił się pomiędzy pierwszym a drugim składem i jak sam powiedział była to dla niego pierwsza, poważna okazja, by rozpocząć proces dorastania jako piłkarz. Zwrócił uwagę, że poświęcono dużo uwagi boiskowym niuansom, a przy tym został w pełni włączony w strukturę kraju z niesamowitą, piłkarską kulturą.

Trzeba jednak przyznać, że ten okres życia Kanadyjczyka jest pozbawiony wybuchów „owiany tajemnicą” : Charliego już latem 2013 czekała  kolejna przeprowadzka.

Poważne granie w krainie setek jezior

Trach. Kolejny przełom. Tym razem pomocną dłoń do zagubionego w europejskiej rzeczywistości Trafforda wyciągnął jego kuzyn, Mason, który w tamtym czasie już od prawie 3 lat występował w barwach IFK Mariehamn.

Kanadyjczyk pojechał więc na testy i po 2 dniach otrzymał ofertę kontraktu, może nawet swoisty kredyt zaufania od trenera i zarządu. Wyglądało to mniej więcej tak: lot miał miejsce w poniedziałek rano, a już w środę młody zawodnik miał w nogach 90 minut. Po prostu w meczu z JJK Jyväskylä został rzucony na głęboką wodę, bez żadnych ceregieli. I strzelił bramkę na 2 minuty przed końcem regulaminowego czasu gry (4:1). Przełożył obrońcę gości, stanął oko w oko z bramkarzem i zmylił go puszczając piłkę na długi słupek. Co prawda JJK spadło potem z ligi, ale lepszego debiutu nie mógł sobie wymarzyć.  Pomocnik był bardzo aktywny – rozgrywał na jeden kontakt w bocznych sektorach, próbował strzałów głową, indywidualnie pakował się w pole karne, wdawał się w pojedynki powietrzne, dobrze utrzymywał się przy piłce i grał zupełnie bez presji. Jego koordynacji ruchowej nie zaburzał także wzrost – pomimo prawie 2 metrów na liczniku, Trafford w dość płynny sposób porusza się po boisku. Taki styl gry kontynuował w kolejnych spotkaniach, niezależnie od tego jakie barwy reprezentował.

Do końca sezonu w miarę regularnie meldował się na boisku – dołożył jeszcze jedno trafienie, a dorobek rozłożył się na 8 meczów. Czas na poważne granie miał jednak dopiero nastąpić. Oczywiście, nie od razu. TPS Turku sprawdziło cierpliwość gracza i jego odporność na brak przyjaźni ze strony europejskiego futbolu. 5 meczów, prawie tyle samo żółtych kartek, lekka strzelecka blokada. Wraz z odwołaniem trenera Marko Rajamäki, klubowa przygoda Trafforda dobiegła końca. Po raz kolejny musiał szukać nowych rozwiązań. Po raz kolejny… nie było trudno.

Okazało się bowiem, że ten oto szkoleniowiec po trzech latach w Turku obrał kurs na Kuopion Palloseura i zabrał ze sobą Kanadyjczyka, by ten w końcu mógł otrzymać poważną szansę.  Zresztą, Trafford nie szczędził ciepłych słów w kierunku trenera szczególnie zwracając uwagę na jego styl gry. Dopiero tutaj pojawiła się sposobność do regularnych występów dopełniona wielkim zaufaniem ze strony Rajamäkiego. 28 meczów  i 5 goli mogą nie robić szczególnego wrażenia, ale jednego nigdy nie można było odmówić pomocnikowi: zaangażowania.

Biznes poza futbolem

Gdzieś tam z tyłu głowy zawsze jawiła się myśl, że futbol może nie być tym planem na życie, który uda się w pełni zrealizować. Zresztą, wystarczy cofnąć się do początku kariery Trafforda, który ściśle wiąże się z jego nauką na uniwersytecie.

23-latek odczuwa ogromny pociąg do szkolenia zawodników, może nawet do zarządzania akademią piłkarską, co według niego byłoby krokiem ku powrotu do domu. Nie bez przyczyny zdecydował się studiować właśnie biznes (co prawda online, pozostając pod kontrolą nauczycieli z Kuopio), który mógłby zapewnić mu swoistą alternatywę, gdyby coś poszło nie tak. Wiadomo, że piłka jest sportem nieprzewidywalnym i tonie tylko na boisku. Trzeba być gotowym na wszystko. Marzenia Trafforda rysują się także wokół… „czegoś” na własność. Zawodnik nie ukrywa, że z chęcią otworzyłby restaurację.

Póki co jednak nie powinien koncentrować się na gotowaniu (chyba, że dla podopiecznych Brosza), czy szukaniu jakiegoś nieźle usytuowanego lokalu w centrum Kielc, a wskoczeniu w ekstraklasowe realia. Zadanie do najprostszych nie należy, a jeszcze dodatkowo Kanadyjczyk wciąż pozostaje jedną, wielką niewiadomą, która może zostać zweryfikowana jedynie przez wydarzenia boiskowe. Trafford już raz pukał do wrót naszej rodzimej ligi, ale wówczas został odesłany z kwitkiem przez Górnika Łęczna. I choć migawki z występów w Finlandii wskazują na nawet niezły poziom gracza, to należy wziąć pod uwagę sam proces aklimatyzacji i realne sprawdzenie sił w praktyce. Kto wie, może stwierdzenie „wara wszystkim niedowiarkom” żywcem wyjęte z hymnu Ekstraklasy, stanie się mottem nowego „Scyzora”?

źródła:  futbolfinlandes.com,rednationonline.ca, yorkulions.ca