Od siódmej ligi francuskiej do Górnika Zabrze. Zaufał łowcy talentów, teraz spełnia marzenia

2025-02-10 19:21:06; Aktualizacja: 4 godziny temu
Od siódmej ligi francuskiej do Górnika Zabrze. Zaufał łowcy talentów, teraz spełnia marzenia
Norbert Niebudek
Norbert Niebudek Źródło: Transfery.info

Urodził się w Dakarze, ale jako młody chłopak wyjechał na Korsykę, gdzie zgodnie z obietnicami łowcy talentów miał spełniać marzenia o byciu profesjonalnym piłkarzem. Przez czwartą ligę francuską, po zaplecze belgijskiej ekstraklasy aż do Polski. Taką ścieżkę kariery przebył do tej pory Ousmane Sow - nowy zawodnik Górnika Zabrze.

Planowana prywatyzacja zabrzańskiego klubu nie nabrała jeszcze realnych kształtów. Wprawdzie niedawno dokonano znaczącego postępu, bo ostatniego dnia stycznia upłynął termin składania ofert w sprawie kupna Górnika i takowe przedstawiły dwa podmioty, a jednym z nich jest firma zarządzana przez Lukasa Podolskiego, aczkolwiek do finalizacji umowy pozostaje długa droga.

Górnik nie ma co liczyć na konkretne wsparcie obecnego właściciela w postaci zadłużonego po uszy miasta, toteż aby wydawać, sam musi wcześniej wygenerować przychód. Tej zimy przy Roosevelta udało się to zrobić choćby za sprawą sprzedaży Damiana Rasaka do węgierskiego Újpest FC (300 tysięcy euro bazowej kwoty plus bonusy), Norberta Wojtuszka do Jagiellonii Białystok (około 80 tysięcy euro podstawy plus dodatki) oraz Manuela Sáncheza do hiszpańskiego Levante (gwarantowane 120 tysięcy euro plus ewentualna premia za wynik sportowy). Na teraz daje to łącznie pół miliona euro.

Mniej więcej połowę z tej kwoty zainwestowano w sprowadzenie błyskotliwego, a zarazem wszechstronnego atakującego, który do Zabrza trafił z belgijskiego Lierse Kempenzonen i ma wzmocnić rywalizację wśród zawodników ofensywnych. Nowym piłkarzem „Trójkolorowych” został Ousmane Sow.

Przez Francję do Belgii

Sow urodził się w Dakarze - stolicy Senegalu. Futbolowe umiejętności szkolił w juniorskich zespołach lokalnego ASC Boustane de Kaolack. Podążając za marzeniami, w młodym wieku podjął niełatwą dla siebie decyzję o opuszczeniu ojczyzny. Za namową łowcy talentów, który wywróżył mu karierę profesjonalnego piłkarza, przeniósł się na Koryskę. We Francji zakładał koszulki AS Arles (siódmy szczebel rozgrywkowy) i AS Furiani (czwarty szczebel rozgrywkowy). Z dorobkiem 35 nastukanych bramek uchodził za najskuteczniejszego strzelca w szeregach drugiej z wymienionych ekip.

Wszak na tamtą chwilę życie pochodzącego z Afryki zawodnika nie malowało się w różowych barwach. Dokuczliwe utrapienie wykraczało poza sferę sportową i dotyczyło wymiaru finansowego. Sow zarabiał skromnie, a większą część i tak marnego dochodu przeznaczał na opłatę najmu, wobec czego z trudem zaspokajał najważniejsze potrzeby swoje i mieszkających wraz z nim bliskich. Pojął, że musi coś zmienić. Aby zapewnić rodzinie lepsze jutro, postanowił poszukać szczęścia w Belgii, gdzie latem 2023 roku dołączył do trzecioligowego Olympicu Charleroi.

Szybko stało się jasne, że Senegalczyk nie zakotwiczy w Walonii na dłuższy okres. Z dwóch banalnych powodów. Po pierwsze wskutek świetnych występów okraszonych czterema strzelonymi golami momentalnie wzbudził poważne zainteresowanie klubów z wyższej ligi, zatem otworzyła się przed nim szansa na zanotowanie zawodowego awansu. Po drugie klub zaczął zalegać mu z należnym wynagrodzeniem.

Na przełomie roku Sow otrzymał od agenta informację o ofercie z Lierse Kempenzonen, które obserwowało go przez wiele miesięcy, a gdy przyszło co do czego - wykazało ogromną determinację, żeby nawiązać współpracę. Piłkarz był przekonany, że transfer w szeregi zespołu rywalizującego na zapleczu krajowej ekstraklasy będzie kolejnym krokiem naprzód w jego karierze. Strony zasiadły więc do stołu i na drodze negocjacji uzgodniły warunki półtorarocznego kontraktu.

- Od jakiegoś czasu obserwowaliśmy Ousmane'a. To była okazja, której nie mogliśmy przegapić. Sprowadziliśmy dynamicznego atakującego z odpowiednią mentalnością, wobec czego poszerzamy naszą kadrę o unikalny profil. To chłopak, który chce dowieść swojej wartości i szybko skradnie serca naszych kibiców - zwiastował wówczas dyrektor sportowy Dirk Gyselincxk.

Lierse Kempenzonen to klub, który na przestrzeni lat stopniowo przejmował dziedzictwo dawnego Lierse SK wliczającego się do historycznych belgijskich towarzystw piłkarskich z wieloma sukcesami zarówno na macierzystej, jak i na międzynarodowej arenie.

- Klub Lierse SK był jednym z najstarszych - stamnummer (numer rejestracyjny w RBFA) 30 - i najbardziej zasłużonych w belgijskim futbolu. Jego bankructwo w 2018 roku było szokiem i jednocześnie kolejną nauczką, że złe zarządzanie może w Belgii doprowadzić do upadku każdy klub. Nowy Lierse SK jest (chce być) spadkobiercą swojego kultowego poprzednika - mówi nam Mariusz Moński, ekspert od belgijskiego futbolu.

- Cała historia jest dość skomplikowana, ale postaram się ją streścić. Koninklijke Lierse Sportkring, czyli potocznie Lierse został założony w 1906 roku w mieście Lier znajdującym się 15 km od Antwerpii. Swoje mecze rozgrywał na Herman Vanderpoortenstadion lepiej znanym pod potoczną nazwą Lisp. Barwy klubu są żółto-czarne, a jego przydomek to „Pallieters”. Najsłynniejszym piłkarzem w historii Lierse, który jest jednocześnie wychowankiem klubu, jest legendarny Jan Ceulemans. W swojej historii Geel-Zwart (żółto-czarni) czterokrotnie zdobyli mistrzostwo Belgii oraz dwukrotnie krajowy puchar. Mieli też pewne sukcesy w europejskich pucharach:

  • - 1971/72: ćwierćfinał Pucharu UEFA (z AC Milanem),
  • - 1996: półfinał Pucharu Intertoto (z Karlsruher SC),
  • - 1997/98: faza grupowa LM


W tych sukcesach mieli udział też polscy piłkarze. Mistrzostwo Belgii w 1997 roku zdobywał z Lierse Andrzej Rudy, a Tomasz Zdebel był podstawowym piłkarzem „Pallieters” w rozgrywkach Ligi Mistrzów, a także zdobył z klubem Puchar Belgii w 1999 roku - opowiada nasz rozmówca.

W ciągu następnych sezonów klub przeżył sportowy regres i popadł w stagnację. Wyjątek od reguły stanowiła kampania 2002/2003 zwieńczona zajęciem przez graczy w żółto-czarnych trykotach piątego miejsca w lidze. Nawarstwiały się również kłopoty budżetowe. Wreszcie w 2007 roku Lierse SK spadło na drugi poziom ligowy. Wszystko wskazywało na to, że degradacja poniesie za sobą tragiczne konsekwencje.

- Lierse SK było bliskie bankructwa, ale uratował ich wtedy egipski inwestor Wadi Degla Holding. Niestety klub w kolejnych latach żył ponad stan i gdy zakręcono kurek z pieniędzmi, doszło do bankructwa w 2018 roku. Po upadku powstały dwa filialne kluby, które chciały być spadkobiercami Lierse: Koninklijke Lyra-Lierse Berlaar (klub uznawany przez główną grupę kibiców Lierse SK) i Lierse Kempenzonen. Ten drugi klub odkupił od kuratora stadion, nazwę logo i wyposażenie Lierse SK. Otworzył muzeum historycznego klubu i odkupił w 2019 roku od miasta kompleks młodzieżowy Lierse w Kessel. W ubiegłym roku powrócono do historycznej nazwy Koninklijke Lierse Sportkring, a w 2029 klub będzie mógł odzyskać swój stamnummer (30), bo obecnie gra z numerem 3970 należącym pierwotnie do FC Oosterzonen (z którym połączyli się w 2018 roku) - streszcza Mariusz Moński.

Historia wyznaczyła przestrogę dla aktualnych władz klubu, które starają się unikać popełniania cudzych błędów z przeszłości.

- Obecnie Lierse SK bardzo ostrożnie gospodaruje pieniędzmi, by nie powtórzyła się sytuacja z 2018 roku. Budżet klubu waha się pomiędzy kwotą 4,5 a 5 milionów euro, z czego 2 miliony idą na pensje. Klub posiada również znakomitą akademię i docelowo planuje, by 50% składu pierwszego zespołu stanowili piłkarze w niej wyszkoleni - dodaje Mariusz Moński.

Przy określonych zasobach finansowych funkcjonowanie belgijskiego klubu można w pewnym stopniu zestawić z działaniami, do podejmowania jakich przywyknięto w Zabrzu. To znaczy znajdź tanio (a najlepiej wychowaj), wypromuj i sprzedaj drogo. Dlatego każda oferta na poziomie choćby zbliżonym do ceny wywoławczej ustalonej w kontekście ewentualnej sprzedaży danego zawodnika musi zostać rzetelnie i wnikliwie rozpatrzona.

Tak też postąpiono, gdy w styczniu do Lier napłynęła atrakcyjna propozycja z Górnego Śląska. Zabrzanie wyrazili gotowość do wykonania rozłożonego w ratach przelewu konkretnej kwoty i mimo że w Belgii rzutem na taśmę próbowano podbić stawkę, finalnie skończyło się na sumie oscylującej w granicach 250 tysięcy euro.

Tym samym w trochę ponad dwanaście miesięcy Sow przeszedł drogę z boisk belgijskiej ligi amatorskiej na stadiony polskiej Ekstraklasy. Dokonał tego wytrwałością, niestrudzoną pracą oraz wiarą we własne umiejętności, ale kluczowe znaczenie miało także wsparcie, jakie na samym początku otrzymał od działaczy, pracowników, trenerów i zawodników Lierse SK. Być może kibice Górnika nigdy nie usłyszeliby o nim, gdyby nie pomoc Paula Verschorena, dyrektora akademii, który tuż po transferze zapewnił mu zakwaterowanie w pobliżu stadionu za przystępną cenę czy troska Bernda Brughmansa, zajmującego się szkoleniem bramkarzy, który przekazał nowemu piłkarzowi zabawki dla małej córeczki. Drobne gesty wymienione na łamach „Gazet Van Antwerpen” znaczyły dla Senegalczyka bardzo wiele, a on sam niezwłocznie zaczął spłacać powierzony kredyt zaufania.

Król ostatnich podań

Świetne występy popierane statystykami w liczbie dwóch goli oraz dwóch asyst na przestrzeni sześciu spotkań sprawiły, że raptem dwa miesiące po przeprowadzce na Lisp atakujący dostał ofertę przedłużenia umowy do końca czerwca 2026 roku z opcją na kolejny sezon. Sternicy Lierse SK doskonale zdawali sobie sprawę, że jeśli Sow utrzyma formę, zaraz pojawią o niego zapytania z mocniejszych zespołów, toteż prolongując porozumienie, zagwarantowali potencjalny wpływ do klubowej skarbonki bez konieczności redukowania oczekiwań finansowych z uwagi na termin obowiązywania kontraktu.

Wiosną zeszłego roku 24-latek nazbierał łącznie trzy bramki oraz taką samą liczbę podań poprzedzających trafienia kolegów z drużyny w 13 ligowych meczach. Choć podczas przerwy między sezonami spekulowano na temat jego możliwego odejścia, Sow pozostał w szeregach „Pallieters”, gdzie wraz ze startem obecnych rozgrywek rozkręcił się na dobre.

Do czasu zimowych przenosin obdarzony wybitnymi zdolnościami motorycznymi gracz zgromadził 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej. Na ten dorobek złożyły się cztery gole i osiem asyst (najlepszy wynik w lidze do chwili odejścia z Lierse SK). Oznacza to, że Senegalczyk brał bezpośredni udział w blisko 43% akcji bramkowych Lierse SK. Pod tym względem figuruje jako jeden z najbardziej wpływowych piłkarzy w Challenger Pro League. Minimalnie większym wkładem w strzeleckie poczynania swojego zespołu może pochwalić się jedynie Ilyes Ziani (ofensywny pomocnik wiceliderującego RWD Molenbeek, kolega Piotra Parzyszka, 44%).

Ousmane Sow odznacza się wszechstronnością. Bywało, że w trakcie meczu obskakiwał trzy pozycje. Przykładowo: zaczynał na prawym skrzydle, dalej przechodził na środek ataku, a kończył po lewej stronie boiska. Ze względu na wiodącą, lewą nogę, dobrze spisuje się w roli zawodnika występującego po przeciwnej flance, który z wykorzystaniem dryblingu łamie grę do środka, stwarzając zagrożenie w pobliżu pola karnego rywala.

Potencjał nowego nabytku Górnika drzemie jednak zasadniczo w motoryce. Szybkość oraz dynamika, z jakimi zdobywa kolejne metry, stają się zmorą wielu obrońców. Szczególnie idzie to zauważyć w momentach, gdy defensorzy zostawiają masę wolnej przestrzeni za swoimi plecami, umożliwiając w ten sposób zagranie długiej piłki w kierunku rozpędzonego skrzydłowego tudzież napastnika, lub w chwilach, kiedy Sow podejmuje indywidualny pojedynek, a jego rywal nie otrzyma wsparcia w postaci asekuracji ze strony partnera.

Z radaru stworzonego na bazie statystyk zbieranych przez Wyscout wynika też, że pośród innych snajperów z wyrobionym minimum tysiącem minut w ramach trwającej kampanii na zapleczu belgijskiej ekstraklasy Sow znajduje się w czołówce jeśli chodzi o oczekiwane asysty (0,2/90 minut), dokładność długich podań (72,41%), zagrania progresywne (3,47/90 minut) czy progresywne rajdy z piłką (3,09/90 minut).

  

Pozostaje zadać sobie pytanie, jak czołowy gracz zaplecza Jupiler Pro League poradzi się w warunkach Ekstraklasy. Z doświadczenia wiemy przecież, że specyfika polskich rozgrywek potrafiła negatywnie weryfikować futbolistów z okazałym w skali naszego kraju CV, a co dopiero, gdy mamy do czynienia z zawodnikiem, który w zeszłym miesiącu ukończył debiutancki rok na profesjonalnym poziomie, po czym zdecydował się na wyjazd do zupełnie obcego kraju, opuszczając komfortowe środowisko.

- To dla mnie bardzo emocjonalny moment. Naprawdę miło spędziłem tu czas, zostałem bardzo ciepło przyjęty przez wszystkich. Ten klub idealnie wpisywał się w moje uczucia. Kibice również zawsze witali mnie bardzo ciepło. Ale sam wiesz, jak to jest we współczesnej piłce. To świetna okazja dla mnie i dla klubu. Mam nadzieję, że w przyszłości uda mi się wspomóc finansowo Lierse SK i mam nadzieję, że znajdą się w pierwszej szóstce (strefa gwarantująca udział w barażach o awans - red.). Niełatwo jest opuścić klub w połowie sezonu - mówił cytowany przez „Gazet Van Antwerpen” po ostatnim meczu w żółto-czarnej koszulce.

Fani Górnika liczą na to, że Ousmane Sow odpali tak, jak po przenosinach z Lierse SK do Radomiaka Radom zrobił to Leonardo Rocha, który tej zimy za godziwe pieniądze wylądował w Rakowie Częstochowa.