Pięć powodów, dla których Moyes sprawdzi się w Sociedad

2014-11-11 14:24:33; Aktualizacja: 10 lat temu
Pięć powodów, dla których Moyes sprawdzi się w Sociedad Fot. Transfery.info
Mateusz Jaworski
Mateusz Jaworski Źródło: Transfery.info

David Moyes wraca na ławkę trenerską – nie, nie w Premier League, a w La Liga. Szkot, nieco niespodziewanie, został właśnie nowym szkoleniowcem Realu Sociedad. Czy ten pomysł w ogóle może wypalić?

Naszym zdaniem, tak. Poniżej wyjaśniamy, dlaczego operacja „Sociedad” może być dla Davida Moyesa zdecydowanie bardziej udana niż epizod manchesterski.
 
Po pierwsze, Moyes ma coś do udowodnienia
 
Szkot został zwolniony z United w kwietniu tego roku, jednak gorszy od samego pożegnania z Old Trafford był dlań sposób, w jaki do tego doszło. Porażka 3:0 z Evertonem, który prowadził przez ponad 10 lat, „pozdrawiająca” go kostucha na trybunach Goodison Park, przecieki do prasy uprzedzające oficjalny komunikat klubu, kilkadziesiąt godzin medialnej młocki pt. Moyes to be sacked... Później krytyka i ze strony zawodników, i samego Sir Aleksa Fergusona, który próbował umywać ręce od podjęcia decyzji o wskazaniu niegdyś rudowłosego rodaka jako swego następcy.
 
 
Praca w Manchesterze i okoliczności towarzyszące rozstaniu, zwłaszcza publiczne pranie brudów z szatni i gabinetów dyrektorskich, sprawiły, że sam Moyes wycofał się z życia medialnego. Odpoczywał, dochodził do siebie po jakże stresujących dziewięciu miesiącach na Old Trafford, ładował akumulatory. Teraz, w listopadzie, tamten okres wydaje się absolutnie za nim, z tym że Moyes ma coś do udowodnienia. Nie tylko byłemu pracodawcy, ale przede wszystkim szeroko pojętemu futbolowemu światu: że to był tylko epizod, nieudana przygoda z klubem wielkim, aczkolwiek toczonym przez szereg problemów, które okazały się dlań zbyt trudne do rozwiązania i z którymi również ze średnim powodzeniem radzi sobie Louis van Gaal. Ta motywacja może wszak okazać się kluczowa. Kto ma wyciągać drużynę z kryzysu, jeśli nie facet pełen pasji i cholernie zmotywowany do tego, by odbudować swe nazwisko i renomę solidnego fachowca? Hasło Yes, I can! zdaje się idealnie pasować do sytuacji Moyesa.
 
Po drugie, Moyes to wciąż niezły trener/menadżer
 
Fakt ten został nieco przyćmiony przez wyniki osiągane przez „Czerwone Diabły” pod wodzą Moyesa, ale spójrzmy przekrojowo na statystyki w Premier League: 461 meczów, 190 wygranych, 129 remisów i 142 porażki, co daje – naprawdę przyzwoite – 41% zwycięstw i średnio 1,52 pkt. na mecz. Do tego korzystny bilans bramkowy: 624:543. Pamiętajmy, że zdecydowaną większość tych statystyk Moyes wypracował z Evertonem, który przejął – od Waltera Smitha – w marcu 2002 roku, gdy liveerpoolczykom groził spadek z Premier League. I choć, zwłaszcza w schyłkowym okresie pracy na Goodison Park, Moyesowi zarzucano, że nie wyciska z drużyny tyle, ile by mógł – trafności tej tezy dowiódł Roberto Martinez – pracy przezeń wykonanej nie można deprecjonować. Nie zdołał z ekipy solidnej uczynić ekipy topowej, ale tę solidność najpierw trzeba było zbudować. Fundamenty, z których korzysta Martinez, wylał nie kto inny, a Moyes właśnie. 
 
Dorzućmy jeszcze statystyki z Preston, z którym przecież nie grał w angielskiej ekstraklasie: 243 mecze, 113 zwycięstw, 67 remisów i 63 porażki.
 
Po trzecie, Moyes to idealny człowiek do pracy ze średniakami
 
Buty manchesterskie okazały się za duże, OK. Ale teraz spójrzmy na to, gdzie będzie pracował Moyes. Real Sociedad to średniak La Liga, choć z pucharowymi ambicjami. Aktualnie zajmuje dopiero 15. pozycję w La Liga, z takim samym dorobkiem punktowym, jak przedostatnie Levante. Przed strefą spadkową chroni Real jedynie lepszy od rywali bilans bramkowy. Czy to nie przypomina Evertonu z  marca 2002 roku, gdy Moyes meldował się na Goodison Park?
 
 
Teraz Moyes staje, w gruncie rzeczy, przed zbliżonym zadaniem. Ma postawić owego średniaka na nogi, wyciągnąć z dołów tabeli i poukładać wszystko na nowo. Po słabym starcie szanse na puchary są niewielkie, więc nikt nie będzie Moyesa rozliczał z niezakwalifikowania się do Ligi Europy (z Ligą Mistrzów dajmy sobie spokój). Znów, Szkot ma przywrócić Realowi solidność, wprowadzić do górnej połówki tabeli i – przede wszystkim – uporządkować bałagan, jaki zostawił po sobie Jagoba Arrasate. Zbudować bazę, która przyniesie w Sociedad odrobinę stabilności, a do tego pociągnąć średniaka za uszy do góry, na ile to możliwe.
 
Tak, to jest eksperyment, ale Moyes wie, jak sprawić, by jego drużyna – zaczynając z kiepskiej pozycji wyjściowej – rozpoczęła marsz w górę tabeli. Dobrze zorganizowana, trudna do sforsowania defensywa i groźne kontrataki. Powinno wystarczyć.
 
 
Po czwarte, Moyes jest bogatszy o cenne doświadczenie
 
Pobyt na Old Trafford przyniósł Moyesowi mnóstwo nowych, cennych doświadczeń do dalszej pracy trenerskiej. Poznał futbol z tej strony, której na Goodison Park po prostu nie był w stanie. Ot choćby gry pod presją, której w liverpoolu praktycznie nigdy nie miał, a już na pewno nie AŻ takiej. Jeśli więc teraz pojawi się presja lub inne wyzwania natury piłkarskiej, nie powinny one stanowić dlań novum. 
 
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy Moyes jest obecnie lepszym trenerem, niż był – kwestia ta wydaje się, mimo wszystko, nazbyt złożona – ale z pewnością jego bagaż doświadczeń jako szkoleniowca jest znacznie większy. Owszem, popełniał błędy, ale kluczowe będzie teraz to, czy zdoła wyciągnąć z nich właściwe wnioski i zrobić z nich użytek. Innymi słowy, nie zmarnować lekcji życia – nie tylko trenerskiego – jakiej dostał w Manchesterze.
 
Po piąte, Moyes w Sociedad to powiew świeżości
 
Brytyjczycy w hiszpańskiej piłce? Rzadkość. Trudno o większy powiew świeżości w pogrążonej kryzysem drużynie, niż wzięcie kogoś absolutnie z zewnątrz. Kogoś z innym spojrzeniem na futbol, w dodatku z niezłym nazwiskiem, mnóstwem do udowodnienia i zarazem kogoś, kto w podobnej sytuacji już raz doskonale się sprawdził. 
 
W Sociedad nadal pamiętają Johna Toshacka. Walijski szkoleniowiec także przyszedł z zewnątrz i  zaproponował Realowi „coś nowego”. Efekty? Pod wodzą Toshacka biało-niebiescy wywalczyli ostatnie trofeum, zwyciężając w rozgrywkach Copa del Rey w 1987 roku.
 
Czy to się może udać?
 
Tak, może, bo Moyes pozostaje niezłym fachowcem, który w Sociedad będzie chciał odbudować swoje – lekko nadszarpnięte – nazwisko. Szkot idzie śladami innych Brytyjczyków, którzy w przeszłości prowadzili Real: poza wspomnianym Toshackiem, byli to Anglik Harry Lowe oraz inny Walijczyk, Chris Coleman. Na Anoeta mają nadzieję, że Moyes pójdzie śladami tego pierwszego i, szczerze, trzymamy za niego kciuki. Good luck, David.
 
MATEUSZ JAWORSKI